niedziela, 30 lipca 2023

Rapapara, czyli o świecie który dopiero eksploduje

 

       Tak sobie ułożyłem program tego lata, że końcówkę lipca spędzam u siebie na wsi w Sławatyczach nad Bugiem. Przez większość czasu byłem, ku swej radości, całkowicie sam, spędzając dzień za dniem na ganku przed domem i gapiąc się w zauroczeniu na przesuwający sie przede mną świat, ale wczoraj odwiedziło mnie kuzynowstwo i spotkanie uczciliśmy tradycyjnym wieczornym grillem. W tym momencie jednak muszę wspomnieć, że ten właśnie weekend, czyli wczorajsza sobota i dzisiejsza niedziela, w moich Sławatyczach upływa pod znakiem dorocznego festynu pod nazwą „Dni Sławatycz”. Choć wioska jest mała i wszędzie jest blisko, w wydarzeniach owego festiwalu z zasady nie uczestniczę, natomiast, owszem, z miejsca gdzie jest mój dom, ganek i podwórko wszystko słychać tak, jakby dźwięki dochodziły tuż z za ściany. Siedzieliśmy więc sobie wcinając zgrillowane mięso, zapijając je czym tam kto chciał, wieczór robił się coraz późniejszy, a na sławatyckiej scenie występowała gwiazda festiwalu i wśród śpiewów publiczności dostarczała i nam tu rozrywki. 

      Tak się w moim życiu złożyło, że ja od urodzenia cierpię na wadę polegającą na tym, że jeśli wokół jest choćby niewielki zgiełk, a ktoś do mnie nie mówi powoli i wyraźnie, jest duża szansa, że z danego przekazu ja nie zrozumiem większości zdań. Przekłada się to więc i na to, że generalnie nie dość, że tekstów słuchanych piosenek, czy to polskich, czy angielskich, za bardzo nie rozumiem, to w efekcie nawet nie próbuję je zauważać. Głos więc zasadniczo traktuję, jak dodatkowy instrument. Wynik tego jest taki, że z tekstów moich ulubionych artystów znam jedynie Beatlesów, Boba Dylana, zespołu The Smiths, a z muzyki polskiej Wojciecha Młynarskiego i Skaldów. Tak mam i nic już tego nie zmieni.

       Siedzieliśmy sobie więc miło w ów sobotni wieczór, muzyka grała, gdy nagle Tomek zapytał: „Słyszeliście, co on śpiewa? ‘Rapapara, rapapara, miała ryja jak kopara’”.

       Oczywiście nie uwierzyłem, więc najpierw powiedziałem mu, że on chyba robi sobie tak zwane jaja, a gdy zaprzeczył, zapytałem, czy jest tego pewien, na co Tomek odpowiedział, że jest pewien jak najbardziej i nawet zawołał: „No słuchaj, wujek, przecież on śpiewa dokładnie to: ‘Rapapara, rapapara, miała ryja jak kopara’”. Mimo że ów refren powracał jak zły sen, ja nic nie słyszałem, a wątpliwości wciąż miałem, skorzystałem z Google’a, a tam jak byk link do youtuba, do piosenki pod tytułem „Raparara” w wykonaniu zespołu o nazwie Łydka Grubasa, i liczba... 130 milionów odtworzeń. Proszę bardzo:

 


       W obawie, że za chwilę się uduszę, szybko zajrzałem do Wikipedii, a tam, jak kolejny byk, informacja, że zespół Łydka Grubasa, grając „mieszaninę rocka, rocka alternatywnegoheavy metalu i folku, wyróżnia się (często wulgarnymi), humorystycznymi i satyrycznymi tekstami”, wydała już sześć albumów, w tym jeden koncertowy, dokumentujący jej występ na organizowanym przez Jerzego Owsiaka festiwalu Pol’and’rock.

        Ponieważ, jak wszyscy wiemy, youtube jest tak ustawiony, że obok wyszukiwanego przez nas tytułu, polecane zostają tytuły zbliżone, pod piosenką „Raparara” pojawiło sie coś takiego i trzy miliony odtworzeń bez mała:


      Obejrzałem, wysłuchałem i oczywiście się zamyśliłem nad tym, jak zupełnie niepostrzeżenie znaczna część nowej polskiej piosenki ukryła się już nie w strażackich remizach i wiejskich domach weselnych, jak to było w czasach największego triumfu telewizji Polsat, ale w Internecie, przy czym, jak słyszę, i tu, popularni, znani z telewizji i radia artyści, gdy chodzi o rzeczywistą popularność i rzeczywiste dochody, nie mają do owych ludowych artystów tak zwanego startu. Co więcej, do nich startu nie mają nawet autorzy niegdysiejszej piosenki o majteczkach w kropeczki; to Internet dziś generuje zyski o jakich nie słyszano dotychczas na ziemi i w niebie. Mało tego, prawdopodobnie dla nich nie jest konkurencją nawet Dawid Podsiadło, by nie wspomnieć o Ralphie Kamińskim. Jeśli wierzyć w liczbę 130 milionów odtworzeń piosenki „Raparara”, to najprawdopodobniej członkowie zespołu Łydka Grubasa są wielokrotnymi milionerami, i to niewykluczone że dolarowymi.

         Ale już chwilę później znajduję też na youtubie coś bardziej ambitnego, czyli zespół o nazwie Letni i tam, choć kształt podobny, już nie ma nic o ryju jak kopara, czy jebaniu wszystkiego, ale o dziewczynie, która weszła do Biedronki, kupiła sobie ogórki i klapki i wydała na to całą swoją pensję, czy o człowieku, który nie ma jak dojechać do domu, bo ma pusty bak, a benzyna już po sześć złotych, inflacja dwucyfrowa, i w ogóle  pozostaje już tylko kraść. Czytam o zespole Letni i oni też wydali dobrych kilka płyt, ale sprzedają je wyłącznie w stramingach, bez pośredników, bez użerania się z rynkiem i branżą i oto niemal 10 mln odsłon. Zupełnie jak Marcin Patrzałek:


       Na koniec refleksja. Moim zdaniem, to co się tu dzieje, to coś znacznie poważniejszego niż cała ta sztuczna inteligencja, czy ów szatański wręcz deep fake. Jeśli siły prawa i sprawiedliwości tego nie ogarną, to już jest po nas.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...