Od czasu
gdy prowadzę ten blog zdarzyło mi się trzy razy, że grożono mi sądem i to
grożono nie tak jak to się zwykle dzieje w przestrzeni internetowej, że ktoś
komuś nagle powie, że pójdzie siedzieć, albo że zajmie się nim prokurator i na
tym koniec, ale mam na myśli jakąś tam jednak procedurę. Pierwszy raz, pamiętam
jak jeszcze w czasach Salonu24, krakowski dziennikarz Jerzy Skoczylas za to, że
użyłem pod jego adresem określenia „ruski buc” zażądał ode mnie moich danych,
które on pragnie przekazać swojemu prawnikowi. Wymiana powyższa odbyła się
publicznie, więc Skoczylas została natychmiast wykpiony i się zamknął.
Drugi raz
już było nieco poważniej. Otóż po tym, jak wspólnie z moimi dziećmi
doprowadziliśmy do upadku satanistyczny projekt pod nazwą Unsound, dwoje
nieznanych mi osób wysłało do mnie pismo przedprocesowe, w którym w związku z
poniesionymi przez nich stratami
moralnymi i finansowymi kazali mu wpłacić na niejaką Fundację im. ks. Józefa
Tischnera 11 tys. zł. W odpowiedzi na pismo wysłałem im, bez jakiegokolwiek
komentarza, łaciński tekst egzorcyzmu Świętego Michała Archanioła i owa
modlitwa zadziałała tak, że owym państwu język ugrzązł w paszczy.
Za
trzecim razem, jak grom z jasnego nieba dotarło do mnie pismo, tym razem już z prawdziwej
kancelarii, obsługującej niesławnego Artura Zawiszę, z bardzo skomplikowanym
choć prezyzyjnie nakreślonym żądaniem opublikowania przeprosin za tekst, który
ukazał się na naszym blogu niespełna 10 lat wcześniej, a dotyczącym pewnego
oszustwa, w które Zawisza był osobiście zaangażowany. Ponieważ sprawa wyglądała
bardzo poważnie skonsultowałem się z zaprzyjaźnionym prawnikiem i po krótkiej
naradzie postanowiliśmy wspólnie, by pismo zlekceważyć. Jak się okazało
skutecznie.
I oto,
proszę sobie wyobrazić nastąpił atak kolejny, tym razem ze strony dziennikarza,
publicysty, pisarza, nagrodzonego przez
prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Wolności i Solidarności, Cezarego
Łazarewicza, który obraził się za mój tekst opublikowany na portalu i.pl, a
dotyczący filmu „Żeby nie było śladów”. Jak mnie informuje biuro prawne Portalu,
Łazarewicz skierował zarówno do samego Portalu, jak i do mnie osobiście, pismo
przedprocesowe w którym żąda od nas solidarnej wpłaty po 5 tys. zł. na biznesy prowadzone
przez znanego nam wszystkim aż nazbyt dobrze Jerzego Owsiaka. Reprezentująca
i.pl pani prawnik poprosiła mnie o odniesienie się do pisma Łazarewicza, ja się
odniosłem, no i w tej chwili czekam z najwyższą ekscytacją na rozwój zdarzeń, a
żona moja juz dziś mnie uprzedziła, że jeśli zapłacę, to ona się również, tak
jak Łazarewicz, obrazi.
Mam
oczywiście nadzieję, że pismo Łazarewicza zostanie przez prawników Portalu
odesłane bez rozpatrzenia i nastąpi cisza. Jeśli jednak oni dla świętego
spokoju owe pięć patyków Owsiakowi wyślą, to przyznaję, że jestem w kropce. Podobnie,
jestem w kropce, jeśli oni pójdą z Łazarewiczem na wojnę, natomiast mnie
poinfomują, że mam sobie radzić sam. No ale zobaczymy. Póki co, informując
wszystkich Państwa, z myślą o których od blisko już 15 lat prowadzę ten blog,
że to czego się dopuścił dziennikarz, pisarz i wielki bojownik o wolność i
solidarność Cezary Łazarewicz, uważam za niewyobrażalną hucpę i pozwalam sobie
zamieścić inkryminowany tekst również tutaj. Bardzo proszę. Żeby każdy z nas
wiedział, co się tu, że użyję, jak
sądzę, bliskiej Łazarewiczowi estetyki, **********.
Niniejsza publikacja jest przedmiotem
postępowania
sądowego przeciwko Krzysztofowi Osiejukowi i PL24
spółka z o.o. z siedzibą w Warszawie
o naruszenie
Minęła 40. rocznica pamiętnego majowego dnia, kiedy to warszawski maturzysta Grzegorz Przemyk, został bez żadnego dobrego powodu zatłuczony na śmierć przez obywatelskich milicjantów. Z tej okazji Telewizja Polska wyemitowała mający przypominać tamte wydarzenia film „Żeby nie było śladów”. Osobiście naszej współczesnej produkcji staram się unikać jak ognia, tym razem jednak, ze względu na fakt, że sprawa Grzegorza Przemyka siedzi we mnie od lat jak kamień w bucie, zrobiłem wyjątek. Film, owszem, obejrzałem i muszę przyznać, że jestem w prawdziwym szoku.
W czym rzecz? Otóż chodzi o to, że biorąc
pod uwagę to, w jaki sposób w owym filmie pokazany jest nie tylko sam Przemyk i
jego kolega Cezary Filozof, ale całe to warszawskie towarzystwo, którego
częścią była Barbara Sadowska, można mieć pewność. Że przynajmniej ci z nas,
którzy są zbyt młodzi, by to - co się wówczas wydarzyło - pamiętać, albo na
tyle starzy, by owe emocje już dawno wyrzucić z pamięci, dziś mogą dojść
wyłącznie do wniosku, że ci wszyscy dawni bohaterowie nie zasługują na
najmniejszą z naszej strony sympatię.
Owszem, cierpienie
Przemyka jest prawdziwe, jego śmierć jak najbardziej realna,
okrucieństwo funkcjonariuszy takie, jak je sobie zawsze wyobrażaliśmy, podobnie
działania aparatu komunistycznej władzy. Natomiast pomijając to wszystko –
wedle zamierzeń autorów scenariusza i reżysera – mamy z jednej strony do
czynienia z dwoma kompletnie zepsutymi dzieciakami, a z drugiej, całą kupą
jakichś równie bardzo zdziwaczałych dorosłych. Którzy dzień po dniu, od rana do
wieczora, w kłębach dymu i oparach wódy, tłoczą się na dwóch pokojach z kuchnią
i diabeł jeden wie, czym się zajmują. Konspirowaniem, jak głosi historia.
Już sam początek tego czegoś nie
pozostawia zbyt wiele nadziei. Przemyk ze swoim kumplem Cezarym Filozofem budzą
się rano na jakichś jakby wyciągniętych ze śmietnika materacach, zapalają
papierosy i nawet nie myjąc się, przechodzą do pokoju obok, gdzie już na nich
czeka owo knujące przeciwko władzy ludowej towarzystwo. Coś tam przegryzają i
ruszają w miasto, gdzie oczywiście zachowują się jakby byli kompletnie pijani.
Pojawia się milicyjny patrol i żąda od
nich dowodów osobistych, a oni zamiast – w końcu żyli w tamtych czasach i
powinni zachowywać jako taką przytomność wobec otaczającego ich świata –
zaczynają się awanturować i z tym milicjantami przepychać. Przyjeżdża radiowóz,
oczywiście ich – wciąż awanturujących się – zgarnia na komisariat. A co było
dalej, my już wiemy, a jak nie wiemy, to się możemy domyślić.
A ja już tylko, po raz kolejny, zadaję
sobie pytanie - kto i jaki miał interes w tym, by Polakom, a przy okazji kto
wie, czy nie całemu zainteresowanemu światu, pokazać, że peerelowska patologia
funkcjonowała po obu stronach tego nieszczęścia? No i w tym momencie dowiaduję
się, że wspomniany film został nakręcony na podstawie książki człowieka
nazwiskiem Cezary Łazarewicz, powszechnie kojarzonego ze współpracą, z –
kolejno – „Gazetą Wyborczą”, Polityką”, „Newsweekiem” i wreszcie „Wirtualną
Polską”.
Jakby tego było mało, ów Łazarewicz
zapisał się niesławnie w historii polskiego dziennikarstwa reportażem na temat
rzekomych relacji Lecha i Jarosława Kaczyńskich z ich ojcem Rajmundem. I w
konsekwencji nominacją do przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy
Polskich nagrody „Hieny Roku”, a przy tej okazji prawomocnie przegranym
procesem, który w swojej bezczelności wytoczył Stowarzyszeniu.
A zatem, jak się okazuje, cała
opowiedziana w filmie historia męczeństwa i śmierci Grzegorza Przemyka jest
oparta na tym co na ten temat wiedział Cezary Łazarewicz, i na tym, co mu na
ten temat opowiedzieli... no kto? Biorąc pod uwagę towarzyskie relacje łączące
zawodowe środowisko Łazarewicza z ludźmi pokroju Jerzego Urbana, Czesława
Kiszczaka, czy Wojciecha Jaruzelskiego, to rozumiem, że jego konsultantem był
któryś z nich.
A my z tego wszystkiego dostajemy obraz,
wedle którego Przemyk, jego koledzy, jego mama i jej znajomi to była oczywista
i jednoznaczna patologia. Nasze podziękowania należą się nie dość, że
Łazarewiczowi, to jeszcze, co gorsza, Telewizji Polskiej, w której władzach nie
znalazł się nikt, kto by tę chucpę powstrzymał.
Nie wiem, jak to naprawdę było z
udręczeniem Grzegorza Przemyka, z jego przyczyną i jego katami. Nie wiem też
oczywiście, jakimi ludźmi byli Przemyk, jego znajomi i towarzystwo, w jakim
funkcjonował. Nie wiem, kim tak naprawdę był Cezary Filozof, czemu SB go nie
wywiozła do lasu, by zostawić go tam na pastwę losu, tylko pozwalało mu, jako
jedynemu świadkowi, zeznawać przeciwko komunistycznemu aparatowi represji. Nie
wiem też, jakie były Filozofa dalsze dzieje i co u niego słychać dziś, po
latach. Nie wiem też naturalnie, czy obraz przedstawiony przez Łazarewicza jest
prawdziwy, czy wynika wyłącznie z dawnej esbeckiej propagandy.
Wiem natomiast coś innego, a to
mianowicie, że wszystkie narody mają swoich bohaterów i do tego, by o
świadomość ich bohaterstwa walczyć, potrafią wykorzystywać wszystkie możliwe
drogi, nie wyłączając z tego kultury popularnej. I nie jest ważne, co historycy
mówią na temat takiego Che Guevary, czy - z drugiej strony - choćby szkockiego
wojownika znanego całemu światu pod imieniem Braveheart. Legenda żyje
niezależnie od historycznej prawdy i to ona umacnia pozycję danego narodu w
powszechnej świadomości.
Ja, ponieważ mam swój rozum i swoje
doświadczenie, biorę mocno pod uwagę, że Łazarewicz kłamie, tak jak choćby w
tej części gdzie się dowiadujemy, że milicyjny patrol zdjął Przemyka z ulicy
podczas gdy ten, zamiast się przygotowywać do matury, rozrabiał z kolegami po
mieście, podczas gdy, jak wiemy z oficjalnych wspomnień, on tego dnia świętował
zdaną już maturę. Domyślam się, że relacja Łazarewicza jest nic nie warta, ale
też biorę pod uwagę taka możliwość, że tam jest więcej prawdy, niż osobiście
bym sobie życzył.
Ale to co ja sądzę i jak wyglądała prawda
nie na takiego znaczenia jak fakt, że już i wtedy, a później wiele jeszcze
więcej razy, mieliśmy wielką szansę, by wykroić ze swojej współczesnej historii
na rzecz popularnej kultury prawdziwych bohaterów, których wizerunki dzisiejsza
młodzież nosiłaby na koszulkach, zamiast wspomnianego bandyty Che Guevary. Mieliśmy
takich okazji wiele, a choćby to jedno, być może najbardziej znane zdjęcie
Przemyka, na którym on wygląda nie przymierzając jak Jim Morrison, stanowiłoby
przykład najbardziej dźwięczny. Tymczasem, jak się okazuje, jest w nas coś
takiego, że zamiast kreować bohaterów, tak jak to robią Brytyjczycy,
Amerykanie, Francuzi, czy choćby dziś Ukraińcy, czujemy obowiązek, by ich
niszczyć. I to jest wiadomość fatalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.