Serial „Reset”, jak zapewne większość z
nas, oglądam i chętnie to przyznam, że oglądam z satysfakcją i zainteresowaniem.
Z satysfakcją z tego prostego względu, że zawsze jest miło znaleźć
potwierdzenie, że często, mimo upływu lat i naprawdę wielkich zawirowań i
komplikacji, człowiek w ostateczności potrafił zachować podstawową przytomność
i mniej lub bardziej mieć rację w swoich ocenach rzeczywistości. Gdy chodzi o
zainteresowanie, sprawa jest jeszcze prostsza: film Rachonia i Cenckiewicza
jest naprawdę bardzo dobrze zrobiony, a jak na standardy do których nas Polska
Telewizja przyzwyczaiła, to jest to wręcz dzieło wybitne. Oglądam więc ów
serial, jednak szczególne znaczenie okazał się mieć dla mnie najświeższy
epizod, w całości poświęcony sprawie niedoszłej umowy między Polską i Stanami
Zjednoczonymi co do budowy tak zwanej „tarczy antyrakietowej”.
Proszę sobie wyobrazić, że tak jak o
wielu poruszanych w filmie kwestiach albo nie miałem bladego pojęcia, albo
kiedyś, owszem coś tam na ten temat wiedziałem, ale przez minione lata
skutecznie o nich zapomniałem, tak też wszystko to co w latach 2008 oraz 2009 się
w sprawie tej działo pamiętam jakby to było wczoraj. Pamiętam mianowicie
bardzo dobrze tamtą dwuwładzę między prezydentem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem,
pamiętam ówczesną politykę prezydenta Busha i z drugiej strony wszystkie
szaleństwa Moskwy ze szczególnym uwzględnieniem tego co Putin zrobił w Gruzji,
no i oczywiście pamiętam jak strasznie ważne dla całego wolnego świata i
oczywiście dla wielu z nas było to, by w Polsce powstała wspomniana tarcza; żeby
Amerykanie tu przyszli i zostali jak najdłużej by nas tu wspierać i bronić
przed ową ruską zarazą. Ale pamiętam też oczywiście tamtą nieznośną wojnę
między prezydentem Kaczyńskim, któremu tak bardzo zależało na Polsce i Donaldem
Tuskiem, który wówczas, z powodów, których mogłem się jedynie domyślać, wręcz stawał
na głowie, żeby ta tarcza nie powstała.
Zastanawiałem się więc niezmienie, o co w
tym wszystkim może chodzić i, choć dziś powody już znam, wtedy byłem mocno
przekonany, że chodzi wyłącznie o to, by upokorzyć Prezydenta, pokazać mu że
zarówno on, jak i jego ambicje, są jak psu na budę, dać mu do zrozumienia, że
jest skończony, no i jednocześnie też, już zupełnie na deser, przy pomocy mediów
i całej wprzężonej do antypolskiej propagandy popkultury go ośmieszyć. A zatem,
jeśli Tusk kwestię polskiego bezpieczeństwa traktował z taką dezynwolturą, to
nie dlatego, że mu na owym bezpieczeństwie nie zależało, ale przez to, że dla
niego znacznie ważniejsze było pokazać Lechowi Kaczyńskiemu gdzie jest jego
miejsce.
Obejrzałem więc ów trzeci odcienek „Resetu”,
wszystko sobie na nowo odtworzyłem, zobaczyłem raz jeszcze owo wspólne
oświadczenie Radosława Sikorskiego, Prezydenta, oraz Condoleezzy Rice, podczas
którego ogłoszono ostateczne podpisanie porozumienia, ponownie ujrzałem radosną
twarz Prezydenta i Condoleezzy, oraz ten aż nazbyt dobrze nam znany uśmiech
Sikorskiego i nagle zrozumiałem, jak bardzo się wówczas myliłem. W jak wielkim
byłem wtedy błędzie sądząc, że może owszem, Donald Tusk i cała ta jego ferajna to ludzie
źli, głupi, zepsuci, zdemoralizowani i występni, no ale nie do tego stopnia by aż
tak całościowo zaprzedać się Rosji. Jeśli wolno mi będzie wyprzedzić trochę wypadki, to powiem, że ja brałem oczywiście pod uwagę, że oni mogą Lecha
Kaczyńskiego tak nienawidzeć, by mu życzyć nagłej i niespodziewańej śmierci –
mało tego, by go nawet osobiście powiesić – no ale tego, że oni mogliby się w tej sprawie
zwrócić się do Rosjan, to jednak nie brałem pod uwagę. Tymczasem tu nagle, widząc
te wszystkie dokumenty i słysząc, jak tamte wydarzenia się w rzeczywistości
toczyły, nagle już wiem: Władimir Putin i jego agentura w Europie i tu w Polsce
trzymali Donalda Tuska w garści tak
mocno, że on nie był w stanie choćby wydać pojedynczego stęknięcia.
Wszystko więc się skończyło tak jak się
skończyło, przyszedł rok 2010 i przed nami walka prezydenta Kaczyńskiego o drugą
kadencję z – kompletnie niespodziewanie – Bronisławem Komorowskim. Ja
oczywiście pamiętam wszystkie ówczesne przewidywania, że Kaczyński, ze względu
na swoje „oczywiste deficyty”, żadnych szans w w owym starciu nie ma, sam jednak
nie miałem najmniejszych wątpliwości, że może i antyprezydencka propaganda
zaszła tak daleko, że lekko nie będzie, to z kim jak z kim, ale z tym kimś to
Lech Kaczyński nie przegra nigdy. Mam świadomość, że nawet wielu z nas wielkich
nadziei wówczas nie miało, ale z perspektywy czasu, proszę się zastanowić, kogo
by trzeba było wyciągnąć z czeluści polityki, by pozwolił sobie na przegraną z
kimś takim jak Bronisław Komorowski. Przecież w tamtym czasie aby nawet ledwo
żywy Jarosław Kaczyński, zdradzony i opuszczony przez swój sztab, nie został
prezydentem – jak dziś już wiadomo – Kreml musiał zarządzić sfałszowanie wyborów.
No i przyszedł pamiętny dzień 10 kwietnia.
Przyznam zupełnie uczciwie, że mimo bardzo poważnych podejrzeń, jeszcze parę
dni temu starałem się mocno wierzyć, że Donald Tusk nie wiedział, że to Putin dokonał
owej masakry, a nawet jeśli to wiedział, to dopiero po fakcie; wcześniej,
wszystko co robił było nastawione wyłącznie na dokuczenie znienawidzonemu
Prezydentowi. Pamiętam, że wtedy jeszcze tu na blogu napisałem tekst
zatytułowany „Psikus w kolorze krwi”, gdzie zasugerowałem jednoznacznie, że
cała organizacja lotu, wysłanie Prezydenta z delegacją osobnym samolotem w
osobny dzień, wszystko to miało na celu doprowadzenie do tego, by ostatecznie
samolot w Smoleńsku nie wylądował, by prezydent jak niepyszny musiał wrócić do
Warszawy, lub wylądować gdzie indziej i spóźnić się na katyńskie uroczystości,
a wtedy byśmy mieli śmiechu co niemiara. Dziś już jednak nie mam żadnych
wątpliwości, że Tusk wiedział co się stanie i od początku do końca pozostawał
jedynie niemym świadkiem dycyzji Moskwy.
Dziś już wiem na pewno, że tak jak w roku
2008, kiedy sprzedawał Polskę Putinowi, miał on pełną świadomość kim jest i jakie
ma obowiązki, a tym bardziej już dwa lata później, i tak już rok za rokiem do dziś,
ani mu do głowy nie przyszło, by żartować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.