Ponieważ portal i.pl praktycznie
odmówił publikacji poniższego tekstu, co z kolei spowodowało moją rezygnację ze
współpracy, przedstawiam te myśli tutaj i życzę dobrych refleksji.
Od czasu
gdy ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski publicznie ogłosił, że za zdradziecką
postawę prezydenta Lecha Kaczyńskiego wobec krwi przelanej w lipcu 1943 roku na
Wołyniu, on już nigdy więcej na niego nie zagłosuje, minęły całe wieki. Całe
też wieki minęły od dnia, w którym zaledwie kilka miesięcy przed owym okresem
próby, Lech Kaczyński na owym dzielnym kapłanie wierność danemu słowu w pewnym
sensie wymusił. Przez te wszystkie lata, zarówno tu o nas w Polsce, jak i za
naszą wschodnią granicą, działy się rzeczy przeróżne, z najświeższą zupełnie
kulminacją w postaci wręcz geopolitycznej rewolucji, w wyniku której Ukraina i
Polska, obok Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, stały się liderami nie
tylko wolnego, ale i całego świata, z jednym podstawowym zadaniem: sprowadzenia
Rosji do pozycji, którą bardzo dobrze mogą symbolizować te dziesiątki tysięcy
kilometrów państwowej, geograficznej, kulturowej i ludzkiej nędzy,
rozciągającej się między Moskwą i Władywostokiem. I to jest coś, co moim zdaniem,
znacznie nawet bardziej dobitnie niż zabójstwo prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
powinno przemówić do rozumu nie tylko księdza Zaleskiego, ale wszystkich tych,
którym ów wołyński afekt zwyczajnie zalał świadomość.
Niestety,
wygląda na to, że im dalej od dawnych obsesji i czym bliżej kolejnej rocznicy
wołyńskiej zbrodni, tym głośniej słychać owe głosy, wzywające do tego, by zanim
się weźmiemy za Rosję, najpierw zrobić porządek z wrogiem pierwszym, czyli
najpierw z tymi, którzy nie dość energicznie tu w Polsce czczą pamięć ofiar
tamtej masakry i nie dość energicznie walczą z pamięcią o tych, którzy ich krew
mają na rękach, a następnie z tą częścią ukraińskiej świadomości, dla której
walka o niepodległość nie zaczęła się – jak byśmy sobie wszyscy tego życzyli –
dopiero w roku 1991. A ja się obawiam, że – ponieważ mamy rok wyborczy – to co
możemy zaobserwować dziś w tak zwanych prawicowych mediach, to zaledwie
niewinny początek, akolejne miesiące mogą nam przynieść prawdziwe piekło,
ufundowane na prezentowanych nam po raz tysięczny, z chirurgiczną więc
precyzją, opisach tamtych okrucieństw.
I
owe emocje, jak zawsze, będą miały dwie twarze. Z jednej strony więc, będziemy
mieli owe opisy męki polskich ofiar okrucieństwa UPA z jednoczesnym wymuszaniem
na Ukrainie uczciwego nazwania tej części swojej historii po imieniu, z drugiej
natomiast zapewnienia, że przyjaźń z Ukrainą nie powinna być ani podważana, ani
zagrożona, bo przecież UPA, to nie wszyscy Ukraińcy. A ja uważam, że w jednym i
w drugim sposobie myślenia, obecny jest pewien bardzo ciężki błąd, i w dodatku
boję się, że oprócz błędu, pewna też bardzo nieprzyjemna intencja.
O
jakim błędzie myślę? Otóż, w moim najszczerszym mniemaniu – co zresztą bardziej
lub mniej otwarcie, przyznają wszyscy uczestnicy debaty – nie ma sensownej
możliwości, żeby Ukraina kiedykolwiek zgodziła się odrzucić tę swoją straszliwą
historię. Może, jak kiedyś powtórnie wpadnie w łapy Rosji, to Rosja każe
Ukraińcom oficjalnie potępić zbrodnie UPA, a ich nowy prezydent, tak jak swego
czasu Krawczuk czy Kuczma, w odpowiedzi na ruski gwizdek nie dość że potępią,
to jeszcze przeproszą i na kolanach poproszą nas o wybaczenie. I zapanuje
polsko-ukraińska zgoda.
I
tu tkwi błąd kolejny. Rzecz bowiem w tym, że im bardziej Ukraina będzie
niepodległa, tym mniej jest prawdopdobne, że oni z grona swoich narodowych
bohaterów wykreślą Banderę i jego wojsko. I nie będzie miało żadnego znaczenia,
że ów ewentualny nowy prezydent Ukrainy, czy nawet sam zwycięski Putin,
wypowiedzą owe tak bardzo wyczekiwane tu w Polsce słowo „przepraszam”. Bo otóż
nawet jeśli UPA to nie cała Ukraina, to Ukraińców dla których Bandera pozostaje
ikoną wolności jest wystarczająco dużo i to niezależnie od wieku i pochodzenia,
by ich historyczna świadomość uległa zmianie. Oczekiwanie tego typu zmiany to w
moim odczuciu coś jeszcze gorszego niż naiwność.
I
tu pojawia się coś co nazywam brzydką intencją, czyli owo detaliczne
rozgrzebywanie tej męki sprzed 65 lat. Bo o co chodzi? Czyżby zamiar był taki,
że trzeba ludziom przedstawić prawdę? Przepraszam bardzo, ale ci, których
prawda w ogóle interesuje, mieli okazję tę prawdę poznać wielokrotnie. Ja
osobiście pamiętam, że już jako małe dziecko – a nie byłem wychowywany w
środowisku super patriotycznym – wiedziałem, że Ukrainiec, to ktoś, kto
uzbrojony jest najczęściej w widły, a gdyby te widły wydały mi się zbyt
powszednie, to jeszcze mnie ze wszystkich stron informowano, że tymi widłami
operowali ludzie o czarnych podniebieniach. Sami komuniści zresztą, przez wiele
lat, być może ze względu na pamięć o Świerczewskim, o tym Ukraińcu z widłami i
czarnym podniebieniem nie dawali zapomnieć.
Wciąż
pamiętam dawne, właśnie sprzed 15 już chyba lat, słowa Rafała Ziemkiewicza i
jego diagnozę:
"Tym, co wyróżnia
rzezie na Wołyniu spośród wszystkich znanych historii zbrodni etnicznych, jest
niewiarygodne bestialstwo zbrodniarzy. Ani stalinowskie NKWD, ani hitlerowskie
Einsatzgtruppen nie popisywały się osobistym okrucieństwem. Rezuni OUN-UPA oraz
innych nacjonalistycznych formacji wydawali się natomiast znajdować w nim
szczególne upodobanie".
A
ja przepraszam bardzo, czy coś się w tej mierze przez ten cały czas zmieniło?
Nikt, nigdy, w takim stopniu nie zaprzeczył temu, czym jest w powszechnym
rozumieniu człowiek, tak jak to uczynili jak nasi bracia Ukraińcy. Skoro jednak
wszyscy o tym wiemy, to po co wyciągać te fotografie i prosić specjalistów od
spraw wołyńskich o kolejne relacje, z zastrzeżeniem, że dobrze by było, gdyby
może relacje te były jak najbardziej plastycne? Żevy komu i co udowodnić. W kim
i jakiego rodzaju wywołać emocje? I to właśnie ja nazywam nieładną intencją.
Oczywiście
wciąż możemy pytać dlaczego? Dlaczego? Dlaczego właśnie oni? Dlaczego?
Pojawiała się wielokrotnie opinia, że UPA dokonała tych zbrodni z tak
straszliwym bestialstwem (wyłupywanie oczu, palenie, krojenie piłami,
obdzieranie ze skóry itd.) jak najbardziej celowo. Nie z powodu wrodzonego
bestialstwa i zdziczenia ale jak najbardziej celowo i racjonalnie. Ponieważ UPA
była bardzo zdyscyplinowana i zorganizowana ale nie dość silna żeby wymordować
wszystkich Polaków na kresach, więc uznała że jeśli będzie dokonywać tych
mordów z tak straszliwym okrucieństwem to wywoła przerażenie wśród wszystkich
Polaków i nawet ci których nie będzie można wymordować sami uciekną za Bug. To
bestialstwo więc było częścią historycznego wręcz planu.
Dlaczego
jednak mówię, że jest to wyjaśnienie tylko częściowe? Bo ono odpowiada tylko na
moje pytanie od strony technicznej. A ja bym chciał wiedzieć, dlaczego akurat
Ukraińcy. Dlaczego nie Serbowie, dlaczego nie Chorwaci, dlaczego nie
Wietnamczycy. Dlaczego nasi bracia Ukraińcy? Czyżby tamci byli mniej
zdyscyplinowani? Bądźmy poważni.
Ja
jednak nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to
bardzo prymitywne i głupie: bo tak. Ale jeżeli „bo tak”, to tym bardziej nie ma
już co dłużej na ten temat z Ukrainą rozmawiać. Nie ma też co dłużej o tym z
nimi rozmawiać, nawet jeśli ktoś znajdzie na to pytanie odpowiedź bardziej intelektualnie
umocowaną. Na przykład, że Ukraińcy mają to coś we krwi, albo, że szatan sobie
Ukraińców bardzo upodobał.
Bo
oni, choćby się świat walił, winy na siebie nie wezmą. A jeżeli nie wezmą, to
możemy, owszem, nadal publikować zdjęcia rozprutych brzuszków i wyłupionych
oczu i powyrywanych języków i mówić, że to na część naszej narodowej pamięci.
Jeżeli nie wezmą, możemy też powiedzieć Ukraińcom, idźcie od nas w cholerę, bo
jesteście zbyt straszni, żeby wasze imię zakłócało nasz sen. I jeśli nie wezmą,
to prezydent Duda jeszcze przed jesiennymi wyborami powinien odwołać z Ukrainy
naszego ambasadora, ukraińskiego ambasadora poszczuć psami, a na granicy
poustawiać zasieki.
A
nie wezmą. Bo prezydent Zełeński może, owszem, dla oddania czci polskim
krzywdom po raz kolejny oficjalnie potwierdzić, że Lech Kaczyński został
zamordowany przez Putina i że to jest naprawdę straszne, ale na tym jego
możliwości współczucia się kończą.
Co
zatem? Otóż w obecnej sytuacji pozostaje nam już tylko pamięć i modlitwa.
Modlitwa i pamięć. No a przede wszystkim nadzieja, że Rosja zostanie w tej
strasznej wojnie pokonana, a nowy międzynarodowy porządek wyrzuci ów
barbarzyński naród na śmietnik historii. Co do Ukraińców natomiast, bardzo
liczę na to, że przyjdzie – kto wie, czy nie już niedługo – taki czas, że i
oni, tak jak my Polacy, będą mieli prawdziwych bohaterów, a kto wie, czy też
nie nowych świętych, i że wraz z tą falą nadejdzie odpowiedni czas, byśmy, jak
równy z równym, mogli siąść z Ukraińcami do stołu i powiedzieć: „Let’s talk
business”. Może być i po angielsku.
Tym bardziej, że ciągle zapomina się o tym, że Wołyń w tamtym okresie był najpierw pod okupacją sowiecką, potem niemiecką, a potem znowu sowiecką i jakoś ciężko jest dosłyszeć głos mówiący jakie powiązanie i stosunek do tych zbrodni mieli i jedni i drudzy, tym bardziej, że Moskalom bardzo zależało na tym żeby jak najwięcej Polaków stamtąd wyjechało i wymazać jakąkolwiek pamięć o ich bytności na tych terenach. Ciągle się mówi o tej zbrodni tak jakby ona działa się gdzieś na Marsie.
OdpowiedzUsuń