Myślę że nawet jeśli nie poświęciłem tu
owej kwestii osobnej refleksji, to musiałem w ten czy inny sposób wspominać o
cholerze, jaka mnie bierze na widok tych wszystkich osób, które prezentując się
na publicznej scenie, obok dotychczasowej flagi Unii Europejskiej, tęczowych
barw ruchu LGBT i ośmiu gwiazdek układających się w wezwanie do „jebania PiS-u”
dziś już od ponad roku uważają za stosowne dokładać do swoich obsesji niebiesko-żółtą
flagę Ukrainy, a często w towarzystwie deklaracji „Nienawidzę Putina i PiS-u”.
I nie stanowi mojego głównego problemu to, że oni wszyscy jeszcze rok temu
gotowi byli skoczyć w ogień, by przed atakami PiS-u bronić fizycznej tężyzny i
politycznego geniuszu wspomnianego
Putina, ale przede wszystkim chodzi o to, że tak strasznie dużo jest osób, które
na jeden gwizdek są w stanie zerwać sie na równe nogi i realizować wszelkie
narzucone im – słuszne, czy niesłuszne – zadania. Oczywiście, gdy chodzi o
Ukrainę i jej walkę z Rosją, jestem całym sercem z Ukraińcami, a wręcz uważam,
że unicestwienie tego strasznego ruskiego imperium leży w najlepiej pojętym
interesie Polski i całego świata. Jest jednak coś co moje nadzieje na owo
zwycięstwo mocno tłumi, a mianowicie podejrzenie, że za tym całym światowym
ruchem na rzecz Ukrainy nie stoi szczere pragnienie zniszczenia Rosji, ale
jakiś paskudny socjotechniczny zabieg o wciąż niezbadanych intencjach. Dokładnie
tak samo, jak nie wierzę, że ci wszyscy z nas, którzy wciąż wykrzykują hasła na
chwałę przynależności Polski do Unii Europejskiej, czy ruchu na rzecz wolności
seksualnej, miali tak naprawdę na sercu jedno czy drugie. Uważam, że wszyscy ci
ludzie zwyczajnie nie potrafią otworzyć ust, czy choćby ruszyć palcem, jeśli
wcześniej ktoś zaufany ich nie poinformuje, że tak trzeba.
I kiedy wydawało mi się, że wspomniane
hasło „***** *** i Putina”, to jest już szczyt tego zidiocenia, zamordowany
przez występnych rodziców został chłopczyk imieniem Kamil i wystarczyła chwila,
by wszyscy – tym razem już po obu stronach społecznego i politycznego podziału
– dostali małpiego rozumu i gwałtownie potrzebują wyrazić swoje oburzenie
okrucieństwem jakie ujrzeli. I choć oczywiście sposób wyrażania owego oburzenia
jest różny – jedni apelują o zaostrzenie kar, włącznie z przywróceniem kary
śmierci, a inni o objęcie ową karą przede wszystkich ministra Czarnka i
premiera Morawieckiego, którzy do śmierci tego dziecka rzekomo doprowadzili –
wszystkich łączy jedno: nagły przypływ świadomości odnośnie tego, co się w
patologicznych środowiskach dzieje jak świat długi i szeroki od kto wie czy nie
dziesięcioleci, wynikający z tego autentyczny szok, no i konsekwentnie wręcz
zalew propozycji, których realizacja ma podobno doprowadzić do likwidacji
problemu.
Jak mówię, informacje o kolejnym
zatłuczonym na śmierć dziecku docierają do nas regularnie i od wielu lat.
Niemal nie ma miesiąca, byśmy się nie dowiedzieli o kolejnym coraz bardziej
drastycznym przypadku – jeśli nie w Polsce, to gdzieś w Ameryce, czy w Anglii,
lub w Szwecji – gdzie jakieś ćpuny zamordowały pozostające pod ich opieką
dziecko. Sam pamiętam, jak kilka lat temu przez cały kraj przeleciała
informacja o parce, która się tak odurzyła dopalaczami, że „coś” – a ja akurat
wiem, co – kazało im maleńkie niemowle wsadzić do piekarnika i je w tym piekarniku
zwyczajnie upiec. Przepraszam bardzo, ale jak długo sprawa ta była omawiana w
mediach, a tym bardziej w naszych domach? Dzień? Dwa? I nie oszukujmy się,
wcale nie chodziło o to, że wówczas jeszcze w Polsce rządziła Platforma
Obywatelska i to ona kontrolowała publiczną telewizję. Rzecz bowiem w tym, że
wtedy ci co trzymają wspomniany wcześniej gwizdek uznali, że moment nie jest
odpowiedni, i tak zwany przeciętny obywatel nie otrzymał informacji, której
zawsze tak chętnie wyczekuje.
Zmarło dziecko zamordowane przez rodziców
w mieście Częstochowa i wszyscy zachodzimy w głowę, co można było zrobić, żeby
ono żyło i dlaczego tego nie zrobiono. A ja uważam – i stąd między innymi ten
dzisiejszy tekst – że nie można było nic zrobić z wielu powodów, i co gorsza,
na tę patologię nie ma ludzkiej siły. Przede wszystkim, sam owej patologii
charakter i sposób w jaki ona funkcjonuje, praktycznie uniemożliwiają jej
kontrolowanie. Owszem, gdyby mój sąsiad liberał donósł na nas, że kiedy my tu
gościmy nasze wnuczęta i traktujemy je niezgodnie z nowoczesnymi europejskimi
przepisami, a ów donos byłby napisany zgrabnie i przekonująco, gdyby w dodatku
został dostarczony do jakiegoś odpowiednio rozgrzanego urzędnika, to ja sobie
jestem w stanie wyobrazić, że do naszego mieszkania wkroczyłby MOPS z decyzją
sądu w ręku i towarzystwem pana policjanta, i oni by nam te dzieci bez słowa
odebrali. Jakie jednak oni mają szansę w konfronatcji z bandą upalonych
idiotów, z którymi nie można nawiązać jakiejkolwiek rozmowy i z których każdy
ma w kieszeni nóż, którego w każdej chwili może użyć? Ale to przecież nie
wszystko. Nawet gdyby założyć, że opieka społeczna i policja dostana
odpowiednie wsparcie, a sądy będą egzekwować prawo tak jak należy, w jaki
sposób będzie mozna wytyczyć granicę między autentyczną patologią, a czymś, co
może, owszem, robić wrażenie patologii, ale w żadnym wypadku nią nie jest? No
właśnie, sądy: w jaki sposób zmusić ten skorumpowany i zgnuśniały to szpiku
kości system, by ten w tego typu sprawach wydawał przemyśłane, sprawiedliwe i
szybkie wyroki? Jaka jest gwarancja, że ewentuana reforma systemu nie skończy
się tym, że za łeb zostaną wzięte rodziny najbardziej bezbronne? A mówiąc o
bezbronności, wcale nie mam na myśli dzieci.
No i wreszcie kary. Mateusz Morawiecki,
po raz pierwszy w całej swojej karierze, strzelił dramatyczne głupstwo i
zabierając głos na temat owego Kamilka, uznał za stosowne podzielić się
wiadomością, że on osobiście jest zwolennikiem kary śmierci. Co za bzdura!
Część z nas ma być może w pamięci mękę 10-letniej Ame Deal, która najpierw,
przez całe lata była w najbardziej okrutny sposób dręczona przez swoją rodzinę,
a następnie zamknięta na sześć godzin w skrzynce metr na metr i pozostawiona na
sześć godzin w najstraszniejszym upale, by tam umrzeć w nieludzkich
cierpieniach. Otóż wszyscy jej oprawcy zostali skazani na karę śmierci... i co?
Czy od tego czasu amerykańskie patusy boją się tknąć swoje dzieci palcem?
Pamiętamy być może historię dwojga Polaków z Coventry, którzy w sposób tak
straszny, że tego się nie da opisać, zadręczyli swojego synka na śmierć. O tym
co się w tym domu dzieje, wiedziała szkoła, opieka społeczna, policja... i co?
Sytem zadziałał? Pewnie że nie. Tyle wszystkiego, że oni oboje dostali
dożywotnie wyroki i po kilku miesiącach jedno i drugie, w „niewyjaśnionych
okolicznościach” popełnili w więzieniu samobójstwo. A niby co? Kiedy oni powoli
zadręczali to dziecko na śmierć, to nie wiedzieli, że nawet jeśli w Wielkiej
Brytanii nie ma kary smierci, to oni pobytu w więzieniu nie przeżyją? No, może
wiedzieli, a może nie, ale co z tego? Co im ta wiedza by dała i co ta wiedza da
tym wszystkim, którzy „na zgubę tego świata po tym świecie krążą”? I kto jest w
stanie cokolwiek tu zmienić? Minister Czarnek, a może Donald Tusk z Marcinem
Kierwińskim? A może my wszyscy, pod warunkiem, że wydamy z siebie wspólnie
potężny ryk oburzenia i on zburzy ów mur obojętności? Tak, na pewno...
To co się dzieje w tylu naszych domach
woła o pomstę do nieba, ale niestety na to realnej i dobrej rady nie ma. A ja,
jeśli już wolno mi na chwilę uciec w politykę, współczuje temu rządowi. Bo nie
widzę sposobu, żeby czy to Premier, czy Prezes, czy którykolwiek z ministrów
mógł dziś stanąć przed publiczną opinią i powiedzieć, że pozostaje nam w
sytuacji jaką mamy, podobnie jak mnie dziś tutaj, wyłącznie wzywać na pomoc świętego Michała
Archanioła. Muszą więc brnąć w narzuconą nam wszystkim narrację i czekać aż się
po raz niewiadomo już który okaże, że jak zwykle szczęśliwie diabeł przegrał.
Mi to najbardziej przypomina "dyskusje" o dostępie do broni(głównie w USA, ale i do nas to dociera).
OdpowiedzUsuńWystarczy, że jakiś wariat, który kupił broń na lewo(albo ukradł ojcu z komórki), powystrzela gdzieś ludzi i zaraz jak na gwizdek rozkręca się dyskusja o tym żeby zakazać posiadania broni, z idiotycznym argumentem, że jakby był zakaz to nagle wariaci by nie mogli rzekomo uzyskać dostępu do broni albo w ogóle przestaliby być groźni. Z drugiej strony uruchamiają się "kowboje", którzy twierdzą, że jak wszyscy będą mieli broń to taki wariat nawet nie zdążyłby oddać strzału bo by został zastrzelony przez innych.
Czysta gównoburza, gdzie jakikolwiek głos rozsądku nie ma szans się przebić i rzeczywiście można tylko współczuć, że rząd musi się w tego typu historię angażować.