niedziela, 9 kwietnia 2023

Gdy "kulturowe zaplecze" postanowiło wziąć się za Kościól w Polsce

 

      Jako że zarówno temat jak i potrzeba dzisiejszej refleksji tego zdecydowanie wymaga, zamiast zwyczajowego wstępu, wzorem wielkiego Alfreda Hitchcocka zacznę mocno, a potem spróbuję temperaturę stopniowo podnosić. Bardzo proszę, oto okładka świątecznego wydania „Gazety Wyborczej” plus wielkanocne życzenia:




    

      Jak przynajmniej część z nas dostrzegła, gest jaki oni w stosunku do nas wykonali musi budzić zaciekawienie z dwóch powodów. Przede wszystkim, sytuacja w której było nie było Żydzi postanowili wziąć się za nasz Kościół i jako oręża w tej wojnie uznali za stosowne użyć Jezusa Chrystusa, którego 2000 lat temu, w imię Szatana, krew osobiście przelali, jest czymś doprawdy poruszającym. Druga rzecz to ta, że, jak wszyscy wiemy ze świadectwa Ewangelisty, przedstawiony na owej ilustracji Jezus w rzeczywistości ze świątyni wypędzał nie katolickich biskupów, księży i Bogu ducha winnych ministrantów, ale właśnie Żydów, a wśród nich, jak należy przypuszczać, również tych, którzy go po pewnym czasie ukrzyżowali. A to, że redakcja „Wyborczej” postanowiła swoim czytelnikom wcisnąć do ich zakutych łbów, że On ową rózgą potraktował Kościół, o którym zapewnił Piotra, że piekielne bramy Go nie przemogą,  już nie jest zwykłą ciekawostką, ale bezczelnością przebijającą wszystko, czego moglibyśmy się po nich spodziewać.

      Ktoś powie, że może i rzeczywiście owa okładka nie jest zbyt udana, ale zarzucanie „Gazecie Wyborczej”, że nimi kieruje agresywne żydostwo, to już przesada. Owszem, Michnik i może paru jeszcze innych to jak najbardziej Żydzi, no ale już taka Wielowieyska czy Kurski, a kto wie, czy nie większość redakcji, to jak najbardziej Polacy, którzy z żydostwem nie mają nic wspólnego poza tym, że ci im płacą, a zatem oni mają takie samo prawo jak my krytykować to co im się w naszym Kościele nie podoba, nawet jeśli coś im się tu i ówdzie pomyli. Otóż po pierwsze, zostawmy już tego Kurskiego, który ostatnio sam osobiście poinformował, że się właśnie dowiedział, że jest Żydem – swoją drogą, ciekawe, że oni wiedzieli, a on biedaczek nie – ale gdy chodzi o cała resztę, to diabli ich wiedzą. Druga natomiast, i to znacznie poważniejsza, kwestia jest taka, że jest coś takiego jak świadectwo niegdysiejszego Michała Cichego, wieloletniego i jednego z najbardziej wybitnych dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, który swego czasu zrobił karierę książką o zbrodniach jakie rzekomo mieli popełniać żołnierze AK na Żydach, po pewnym czasie przyznał, że owa książka to był błąd, został z „Wyborczej” pod strażą wyprowadzony, po czym udzielił wywiadu wicenaczelnemu ówczesnego „Dziennika”, Cezaremu Michalskiemu [sic!], w którym o środowisku „Gazety Wyborczej”, a przez wiele lat również swoim, powiedział co następuje:

Dla mnie Helena [Łuczywo] jest postacią rangi historycznej, nie można jej porównywać ze współczesnymi postaciami. Ze znanych mi ludzi, którzy w XX wieku żyli w Polsce, mogę ją porównać tylko do Celiny Lubetkin, która była żoną Antka Zukiermana, dowódcy ŻOB. I faktyczną dowódczynią powstania w getcie. Misja Heleny, która jest stuprocentową Żydówką, polegała zawsze na chronieniu polskich Żydów przed jakimkolwiek złym losem. To zadanie wykonała w stu procentach. Była komendantką ŻOB w latach 90. Nie można się dziwić, że ona ze swoim zapleczem kulturowym i genetycznym nie była specjalnie wrażliwa na to, że mordowano księży po 1981, czy że generał Fieldorf był ofiarą mordu sądowego, w którym brała udział sędzia Wolińska. Misją Łuczywo było ratowanie sędzi Wolińskiej i wszystkich, obojętnie jak zapisanych w historii Polaków żydowskiego pochodzenia przed jakimkolwiek nieszczęściem. Także przed naprawdę istniejącym tutaj antysemityzmem”.

       I niech nikt nie sądzi, że Cichy, sam zresztą oczywiście Żyd, dostał cholery na tych co go tak fatalnie upokorzyli i postanowił sie zemścić. Nic podobnego. To co on mówi o Łuczywo, skądinąd, jego zdaniem, faktycznej szefowej owego projektu, to pochwalny hymn. Według Cichego, człowieka, który był w „Gazecie” przez tyle lat przez wzgląd na wielkość Heleny Łuczywo i który odszedł z niej mimo tej wielkości, tak jak, jest słusznie i właściwie. Dlaczego? Bo inaczej po prostu się nie da. Bo „problem polega na tym, że każdy widzi dookoła siebie tyle, ile może. Bardzo istotne jest to, kto się skąd wywodzi, jakie ma doświadczenia i czym nasiąka przy rodzinnych herbatkach i śniadaniach. Nie można mieć pretensji do Heleny Łuczywo, która była córką funkcjonariusza komunistycznej cenzury, Ferdynanda Chabera, że jej punkt odniesienia obejmował to środowisko, z którym miała do czynienia.

      Za Cichym bowiem stoi nie to w co on wierzy, czy co mu się wydaje, czy nawet nie to, co on by bardzo chciał. Za Cichym stoją fakty. On sobie tego nie wymyślił. On tam był, on słuchał co do niego mówią, on tego wszystkiego doświadczał, on to zaakceptował i w końcu z tym wszystkim żył. A skoro żył, to wiedział, a skoro wiedział, to i mówi, a mówił rzeczy porażające: „Ale jak pan [etnicznych kryteriów] nie bierze pod uwagę, to pan nic nie zrozumie. Tak się składa, że ludzie Agory byli w większości pochodzenia żydowskiego. Nie było to ani żadnym przypadkiem, ani żadnym powodem do wstydu. Ale nie można oczekiwać od ludzi z takim backgroundem, że nagle staną się piewcami Narodowych Sił Zbrojnych […]. O tym, kim się jest, decyduje środowisko, w jakim się żyje. Instynktownie przejmujesz pewne zachowania, myśli i sformułowania. Naczelnym pragnieniem każdego człowieka jest, po pierwsze unikanie problemów, a po drugie uzyskanie pochwały od stada swoich szympansów. To bardzo silny mechanizm wzbudzania pozytywnego konformizmu, bez którego umieramy”.

       Rozmowa, której Michał Cichy – dziś wraz ze swoim świadectwem wrzucony przez swoich w odmęty niepamięci – udzielił Michalskiemu ukazała się 21 lutego 2009 roku i z tego co pamiętam, ona została przez ówczesne media całkowicie przemilczana. Może tylko gdzieś tam przez łamy „Wyborczej” przeleciała wiadomośc, że Cichy zwariował i im nawet z szacunku dla ludzkiego nieszczęścia nie wypada go zadręczać polemikami, ale jest tak jak mówię: świadectwo Michała Cichego z punktu widzenia kogoś kto wpatruje się w świąteczną okładkę „Gazety Wyborczej” jest czymś powszechnie kompletnie nieznanym. A pomyśleć tylko, jak byłoby nam wszystkim łatwiej, nawet nie gdyby polskie państwo podjęło decyzję o zamknięciu tego całego geszeftu, jako wymierzonemu w historię i podstawowe interesy polskiego państwa, ale gdyby chociaż większość z nas uzyskała świadomość z czym i z kim mamy do czynienia. Oni wprawdzie i bez tego powoli gniją, ale niestety przez te wszystkie lata zdążyli już zaznaczyć teren i nawet kiedy już odejdą, będzie nam bardzo trudno po nich posprzątać.

 

1 komentarz:

  1. Taka propaganda ma to do siebie że szybko się wymydla jak się ją wyłączy albo przynajmniej zbocznikuje, więc jestem dobrej myśli.


    Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i rodziny!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...