Ja
oczywiście mam świadomość, że w ostatnim czasie świat tak dramatycznie
przyspieszył, że wiele rzeczy, które jeszcze kilka lat temu mogły u nas
wzbudzić choćby zaciekawione uniesienie brwi, dziś stały się całkowicie bez znaczenia,
niemniej jednak mam nadzieję, że hasło Dalajlama przynajmniej wśród niektórych z
nas sprawi, że jakiś tam dzwonek się odezwie. Dla porządku może jednak przypomnę,
że choć dla większości z nas ów Dalajlama od zawsze był jedynie nazwą i
symbolem czegoś ważnego choć nie do końca określonego, to gdyby nie Lech
Wałęsa, który od czasu do czasu chwalił się, że z tym czymś, jak noblista z
noblistą, miał kiedyś okazję się uściskać, to pies z kulawą nogą by o nim nie
usłyszał. A zatem, jeśli ktoś zapyta, kto to taki ów Dalajlama, to przynajmniej
część z nas zapewne odpowie, że to jakiś taki łysy w pomarańczowym i to tyle
wszystkiego.
Nie wiem zatem, czy fakt, że ledwie co wczoraj przeszła informacja –
połączona z odpowiednim filmikiem – że ów Dalajlama podczas rozmowy z
napotkanym chłopczykiem wystawił jęzor i poprosił rzeczone dziecko by mu ów
język zechciało possać, zrobił na kimkolwiek wrażenie większe niż powszechnie ostatnio
debatowana kwestia obrony pedofilii przez Jana Pawła II, natomiast, owszem,
sprawa medialnie zaistniała, nawet sam Dalajlama wydał w tej sprawie
oświadczenie, a ja mam w związku z tym coś do powiedzenia. Dla porządku jednak
odwołam się do Wikipedii i powiem, o kim dziś tu rozmawiamy:
„Przedstawiciel szkoły gelug – jednej z czterech największych szkół buddyzmu
tybetańskiego. Buddyści tybetańscy uważają Dalajlamę za manifestację
bodhisattwy współczucia Awalokiteśwary, który odradza się, aby udostępniać
wyzwalające z cierpienia nauki innym czującym istotom”...
To co dalej jest wprawdzie równie
ciekawie, ale ponieważ jednocześnie równie kiepsko przejrzyste, zatrzymam się w
tym miejscu, i tylko przypomnę, że mówimy o laureacie Nagrody Nobla, honorowym
obywatelu miasta Warszawy, osobistym przyjacielu Lecha Wałęsy, bohaterze
polskich elit, no i o kimś, ktoś właśnie poprosił jakieś dziecko, żeby mu
possało język.
W tej sytuacji, nie
chwaląc się oczywiście jakoś szczególnie, ale ze świadomością, że nie po raz
pierwszy, jeszcze przez laty, zdarzyło mi się zwrócić uwagę na coś, czego nikt
inny zauważyć się nie odważył, chciałbym przypomnieć swój dawny już tekst, w
którym zauważyłem, że ów Dalajlama, to czysty i oczywisty kretyn, co ów
zademonstrował najlepiej jak tylko potrafił w tych właśnie dniach.
Pamiętam jak
kiedyś ojciec Józef Bocheński opowiadał, że kiedy on słyszy zachwyty nad
pięknem oprawy i samą religijnością Prawosławia, to przypomina sobie, jak kiedyś
wszedł do cerkwi, a tam kompletnie pijany pop „coś ryczał", a jak
on przestawał, to „ryczała cerkiew". To tyle, jeśli idzie o
stanowisko ojca Bocheńskiego wobec Cerkwi. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z
wszystkich zastrzeżeń, jakie można mieć do tego typu ocen i samego sposobu ich
formułowania, niemniej wciąż pamiętam te słowa ojca Bocheńskiego i zawsze
wspominam je z uśmiechem, a nie ze złością, czy zawstydzeniem. I to nawet nie
dlatego, że sam, jeszcze jako dziecko, w mojej rodzinnej wsi, z rozbawieniem
obserwowałem popów, albo śpiących na ławkach, albo jadących pod gazem na
rowerach. Z jakiegoś powodu, wydaje mi się, że ja doskonale wiem, o co ojcu
Bocheńskiemu chodziło i uważam, że tu szło nie tyle o wytykanie Prawosławiu ich
kiepskości, ale pokazanie nam, że naprawdę nie mamy co mieć tu jakichkolwiek kompleksów.
A więc, jeśli
już się mamy czegoś wstydzić, to nie naszego braku tolerancji, ale – wręcz
przeciwnie – owych niepotrzebnych kompleksów. W tych dniach, w Polsce przebywa
z wizytą niejaki Dalajlama. Szczerze powiem, że ja osobiście nigdy nie
rozumiałem atmosfery czci, która jest wokół tego dziwnego człowieka roztaczana,
ani nawet nie za bardzo wiem, kto to taki ten Dalajlama. To znaczy, wiem, że
jest on przywódcą politycznym, tyle że nie on jeden, prawda? Wiem też, że jest
on przywódcą religijnym, ale tu też tak się składa, że nie on jeden. Jest też
Dalajlama laureatem Nagrody Nobla, no ale jeśli idzie o ten rodzaj zasług, to
ja już bardziej wierzę w jego wybitność na każdym innym polu.
Wczoraj w
telewizji wystąpiła przez chwilę jakaś ostrzyżona na chłopaka kobieta, która z
głupkowatym uśmiechem Buddy opowiadała, jak to ona bardzo by pragnęła, żeby
Dalajlama choć przez chwilę był łaskaw dotknąć jej dłoni. Ją akurat rozumiem.
Jest – jak głosił podpis – buddystką, więc pewnie dla niej taki event to mocna
rzecz. Ale cała ta reszta? O co tu chodzi? Ja się pytam, kto to jest Dalajlama?
Mam swoje lata i znam parę kultowych imion z tej kolekcji – Maharishi Mahesh
Yogi, czy Guru Sri Chinmoy. No ale to były postaci na intelektualną miarę
swoich patronów z kręgów kultury pop. Jednak Dalajlama? Czy on może jest jak
Ghandi? No może, ale nawet wtedy, to by było chyba trochę zbyt mało, żeby cała
Polska dostawała małpiego rozumu, z tego powodu, że on tu przyjechał i coś
mówi.
Ale
posłuchajmy, co mówi. Wczoraj i dzisiaj, nawet najbardziej otumanieni tą
propagandą, wiedzą, że nie mówi nic, co by warto było nawet nie zapamiętać, ale
w ogóle zauważyć. Mnie to osobiście nie dziwi. Choćby z tego względu, że kiedyś
dawno, kiedy jeszcze czytałem regularnie „Gazetę Wyborczą”, miałem okazję
przeczytać cały długi wywiad Adama Michnika z tym Dalajlamą. I do dziś pamiętam, że byłem
rozłożony na łopatki. Bo już wtedy wokół niego panowała atmosfera
najdziwniejszego nabożeństwa, a ja czytałem, co on mówi i nie mogłem się
nadziwić, że ktoś może być tak okropnie nudny, płytki i nieoryginalny. Przez
całą tę rozmowę, Dalajlama robił wrażenie kogoś, kto nie jest w stanie
sformułować jednej interesującej myśli. Nawet nie potrafi być po prostu
zajmujący. Zupełnie jak jakaś Kasia Cichopek.
No ale,
przyjechał ten Dalajlama i tłumy po prostu oszalały. Tak jakby uznali, że jego
charakterystyczny strój wystarczy, żeby go uznać za coś specjalnego. Chociaż
pewnie coś jest w tej atmosferze szaleństwa, że oto sam Dalajlama raczył
zaszczycić nasz kraj swoją obecnością. Lech Wałęsa urządził sobie imprezę z
okazji Nobla. Od kilku miesięcy zapowiadano, jak to przez te dwa dni, Polska
stanie się religijnym, kulturalnym i politycznym sercem świata. Jak to na
zaproszenie Lecha Wałęsy i premiera Tuska, przyjedzie do nas nie tylko sam
prezydent Francji, ale inni najwięksi politycy z całego świata, odbędzie się tu
u nas, w Polsce, szczyt na miarę nowej ery, a głupi Kaczor będzie się błąkał
gdzieś w Mongolii.
No i przyszedł
ten dzień. I z wielkich tego świata, widzimy jedynie Lecha Wałęsę, Donalda
Tuska i Sarkozego. Możliwe więc, że na ich tle, Dalajlama faktycznie lśni.
Mamy więc
obecnie w Polsce atmosferę czegoś epokowego, czegoś szczególnego, czegoś
autentycznie wielkiego. Oglądam trochę telewizję i widzę przemawiających ludzi –
Wałęsę, tego Dalajlamę, jakiś innych noblistów, z tej długiej egzotycznej
listy, którą tu kiedyś nawet miałem przyjemność opublikować. A w fotelach na
sali, siedzą panowie politycy i z nabożną czcią chłoną słowa nijakie, puste,
szare – tylko
słowa. I robią mądre miny, marszczą w zachwycie czoła, kiwają mądrze głowami, i
wmawiają sobie, że oto biorą udział w czymś, co ma w ogóle jakiekolwiek
znaczenie. No i uśmiechają się ironicznie pod nosem, że ten głupi kartofel
tymczasem musi się snuć po świecie zdezelowanym samolotem.
A troszkę poza
tą salą Władysław Frasyniuk apeluje do wszystkich ludzi dobrej woli, żeby już
nigdy, przenigdy nie podali ręki Jarosławowi Kaczyńskiemu. To mnie też nie
zaskakuje. Dokładnie tak, jak gawędziarski i intelektualny poziom wspomnianego
tu Dalajlamy.
Ja pamiętam,
jak jeszcze dawno, dawno temu, jakiś bardzo szlachetny redaktor telewizyjny
zapytał Jacka Kuronia, dlaczego podaje rękę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kuroń,
jako człowiek o wielkim sercu, odparł, że od czasu jak kiedyś, w więzieniu
podał rękę oficerowi Gestapo, postanowił, że będzie podawał każdemu. Każdemu, a
więc i komuś takiemu, jak Kaczyński.
Więc, jak
widzicie, przygotowania trwały całe lata. Nic nowego.
Nowe są tylko
czasy i ich bohaterowie.
No a ja dziś może tylko dodam, że również ten
co zawsze Dalajlama, człowiek którego wylizują mali chłopcy.
Pamiętam to, wtedy była jakaś akcja "wolność dla Tybetu" i ta wizyta miała być jakimś "symbolicznym poparciem", czy coś takiego, co trzeci licealista i student miał naszywkę na plecaku z tym Tybetem.
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/ZwSu65Yddd0