Jeśli wcześniej nie planowałem pisać tego tekstu, to ani nie dlatego, że temat uważam za mało ciekawy, ani przez to, że w moim odczuciu nie ma co się nim zajmować, czy wreszcie z tego powodu, że miałem całą kupę ważniejszych spraw na głowie. Nic z tych rzeczy. Ja od samego początku wiedziałem, że jest to sprawa bardzo duża, kto wie, czy nie największa w ostatnich dniach, tyle że ile razy próbowałem się za nią zabrać, czułem bardzo mocno, że ona mnie zwyczajnie przerasta. Przerasta do tego stopnia, że ja nawet nie potrafiłem wymyślić pierwszego zdania, by zacząć o niej pisać. A w dodatku świetnie wiedziałem, że nawet jeśli już jakoś zacznę, to w następnej chwili będę tak wyczerpany, że utknę i tak już w tych kleszczach zostanę.
Jest jednak tak, że rzeczy, które znalazły swoje miejsce w naszej głowie, a, nie daj Boże, jeszcze i w sercu, zamiast naturalnie uschnąć, dojrzewają i w końcu się okazuje, że przyszedł czas zbierania i wszystko nagle się zaczyna odpowiednio układać. Tak też było tym razem. No ale zacznijmy od początku.
Oto może tydzień temu, córka moja znalazła gdzieś w sieci informację prowadzącą nas do znanego nam skądinąd portalu Tomasza Lisa natemat.pl, a tam już do reportażu niejakiej Agaty Komosy, zatytułowanego „Szkoła i wodotryski. Dzień z doradczynią Providenta”. Ja nie wiem, kto to jest Agata Komosa, nie znam jej innych tekstów, a tym bardziej już nie orientuję się, jaką pozycję zajmuje ona w składzie redakcji portalu natemat.pl, ale domyślam się, że ona nie może być byle jaka, choćby przez wzgląd na samą formę i temat zaprezentowanego przez nią tekstu i sposób, w jaki Redakcja go wyeksponowała. Jak zatem ów tekst się prezentuje? Oto mamy wspomniany tytuł, pod spodem duże, kolorowe zdjęcie roześmianej blondynki w samochodzie, jak najbardziej w temacie, i podpis: „Pani Grażyna odwiedza w tygodniu około 100 klientów”, a pod spodem następujący tekst już samej Komosy – przepraszam, ale nie dało się krócej:
„W Brodnicy najbardziej widocznym punktem krajobrazu jest Wieża Bociania. I bociany chyba rzeczywiście lubią to miasto, bo rodziny są tu liczne i bogate w potomstwo. A dzieci to wydatek. Zwłaszcza we wrześniu, gdy zaczyna się szkoła.
– Nie będę malował trawy na zielono – mówi mi rzecznik firmy Provident Roman Jamiołkowski. – Branża pożyczkowa nie ma dobrej opinii, a ten biznes jest trudny. Nie będę pani opowiadał , że Provident w ramach społecznej odpowiedzialności sadzi drzewa i maluje świetlice – chociaż to robimy. Chcę się skoncentrować przede wszystkim na biznesie. Nasze pożyczki nie są tanie, ale działamy uczciwie i transparentnie. Część kosztów to domowe wizyty doradczyni – mówi.
W ciągu roku są miesiące, kiedy zainteresowanie pożyczkami jest większe. – To oczywiście grudzień i święta, okolice maja, kiedy ludzie wyprawiają dzieciom komunie, wakacje i właśnie wrzesień, gdy trzeba wyposażyć dziecko do szkoły – zaznacza rzecznik firmy. Okazuje się, że budżety domowe często nie są w stanie podołać kosztom, jakie trzeba ponieść na nowy plecak, podręczniki, przybory, radę rodziców czy ubezpieczenie. Wtedy właśnie z pomocą przychodzi Provident.
Ale w Brodnicy nie ma Providenta. To znaczy technicznie jest, jednak w świadomości klientów, których odwiedzam, taka firma nie funkcjonuje. Jest pani Grażynka.
Pani Grażyna od pięciu lat z ramienia Providenta udziela mieszkańcom Brodnicy pożyczek. Co tydzień zbiera raty od ponad stu klientów. Odwiedza ich w domu, rozmawia z nimi i dyskretnie odbiera kwotę rzędu 30-70 zł. Lubi kontakt z ludźmi, dużo mówi.
– Logistyka to podstawa. Ale ja mam swoje sposoby. U moich klientów jestem częściej niż ich rodzina, bo raz na tydzień. Nawet ich psy przestały już na mnie szczekać.
Dzisiaj będę towarzyszyła pani Grażynie w jej cotygodniowym kursie po domach klientów”.
Tak się ów reportaż zaczyna, a co mamy dalej? Otóż dalej jest dokładnie tak samo, tylko dziesięć razy bardziej, no i z każdym zdaniem coraz lepiej. Okazuje się, że dla będących w finansowej potrzebie mieszkańców Brodnicy pani Grażynka, no ale przede wszystkim reprezentowana przez nią firma Provident, to nie tylko zbawienie, ale w efekcie sens życia. Brodnica jest bowiem w całości zadłużona w Providencie, tyle że, jak się okazuje, jej mieszkańcy a jednocześnie klienci Providenta, dla jak najbardziej intensywnych kontaktów z panią Grażynką, która jest dla niech jak rodzina, gotowi są się jeszcze bardziej zapożyczyć i jeśli tylko będzie taka potrzeba, to podpisać umowę na całą resztę ich dni. Ja wiem, że to nie jest zbyt w porządku na blogu, który ma swoje ambicje, korzystać aż tak szeroko z cytatów, ale ów tekst jest naprawdę wyjątkowo długi, każde w nim słowo niesie ładunek, którego nie wyrazi nawet najbardziej kunsztowny opis, i ja naprawdę nie widzę sposobu, by tego uniknąć. Oto – przypominam, że mamy do czynienia z klasycznym reportażem – kiedy już poznaliśmy wszystkich bohaterów owej brodnickiej opowieści, a więc panią Agnieszkę, panią Joannę, pana Jarosława, ich dzieci, oraz kolejne historie związane z ich trudną sytuacją finansową i ratunkiem, który im przyniósł Provident, proszę mi jeszcze pozwolić na, tym razem niemal już zamykający tę relację cytat. Mówi Asia:
„– Nie wiem co bym zrobiła bez Grażynki. Dzięki niej coraz częściej się uśmiecham i mam własne pieniądze. Jakiś czas temu płakałam po nocach, że dzieci nie będą miały co jeść, nie mówiąc już o przyborach szkolnych. Dziś wiem, że mam na jogurt i kanapkę do szkoły. Kupiliśmy wymarzony plecak a Franek może pić mleko smakowe. Już nie płaczę”.
Koniec.
Po raz pierwszy usłyszałem o Providencie wiele już lat temu, kiedy w gazetach pojawiła się seria doniesień o kolejnych doradczyniach Firmy, zamordowanych przez ludzi, do których one zgłosiły się po należną ratę. I to wówczas była wiadomość nie byle jaka. Nie wiedziałem wówczas jednak ani o jakie pieniądze chodziło, ani kim byli ci, co brali w ręce te siekiery i rozwalali głowy tym biednym dziewczynom, czemu to w ogóle były głównie dziewczyny, ani też do jakich napięć tam musiało dochodzić, że ten kontakt aż tak często kończył się zabójstwem, no a już z całą pewnością nie miałem pojęcia, co się takiego stało, że po kilku pierwszych donosach, kwestia owych spięć z medialnych relacji zniknęła raz i na dobre. Czy poszło o to, że nagle Provident zmienił system i przestał nasyłać swoich doradców na ludzi, czy zamiast kobiet do dzieła ruszyli zwykłe napakowane byki, czy może wreszcie ludziom zaczęło powodzić się tak dobrze, że wraz z tym wzrostem zniknęła potrzeba sięgania po rozwiązania ostateczne? Dziś moja wiedza na ten temat, dzięki portalowi natemat.pl, jest już znacznie większa. Przede wszystkim, jak się okazuje, w celu egzekwowania owych zaległości, oni do ludzi wysyłają w dalszym ciągu niemal wyłącznie kobiety, i to przez jakiś przedziwny rodzaj kalkulacji stanowi podstawową strategię Firmy. Po drugie, wiem już dziś, że te pieniądze, to najczęściej jest zaledwie głupie 30 do 70 zł, tyle że zbierane co tydzień, a ci co walili w łeb siekierą koleżanki pani Grażynki, to zwykli ludzie, tacy jak opisani przez Agatę Komosę mieszkańcy Brodnicy, tyle tylko, że ta ich część, na którą z jakiegoś powodu nie podziałały owe czary i osobisty urok pań doradczyń.
I pomyśleć, że to wszystko jest takie proste. Oddajmy już niemal na sam koniec jeszcze raz głos wspomnianemu przedstawicielowi firmy Provident w Polsce Romanowi Jamiołkowskiemu:
„Jak zatem firma mobilizuje swoich klientów do spłaty? – To bardzo proste. Chodzi o zwykłą relację międzyludzką. Nasze doradczynie wywodzą się z tamtego środowiska, są członkiniami lokalnej społeczności. Ile razy można spuszczać oczy w supermarkecie albo na mszy?”
Rzeczywiście proste. Tak proste, że tu mucha nawet nie siada.
To był prawie koniec, a teraz czas na koniec prawdziwy. Mamy bowiem tego Providenta, tę Komosę, no i oczywiście Tomasza Lisa z jego internetowym projektem o bardzo jednoznacznie brzmiącej nazwie natemat.pl. A ja mam już tu tylko jedno pytanie: jak po tych 25 latach naszej wolności mogło w Polsce dojść do tak niezwykłego spotkania? I czy naprawdę jest już tak, że dopóki w ruch nie pójdą siekiery, nie mamy nawet co próbować inicjować rozmów na tematy naprawdę poważne?
Przypominam wszystkim, że w księgarni pod adresem www.coryllus.pl są do kupienia moje książki, w których tego typu poruszających historii jest cała masa. Szczerze bardzo polecam. Na razie jednak zachęcam do rzucenia okiem na tekst Komosy. On powinien wszystkich odpowiednio nastroić: http://natemat.pl/117521,szkola-i-inne-wodotryski. Niezmiennie też proszę o wspieranie tego bloga. To wciąż jest niemal wszystko co mamy. Dziękuję.
Przypominam wszystkim, że w księgarni pod adresem www.coryllus.pl są do kupienia moje książki, w których tego typu poruszających historii jest cała masa. Szczerze bardzo polecam. Na razie jednak zachęcam do rzucenia okiem na tekst Komosy. On powinien wszystkich odpowiednio nastroić: http://natemat.pl/117521,szkola-i-inne-wodotryski. Niezmiennie też proszę o wspieranie tego bloga. To wciąż jest niemal wszystko co mamy. Dziękuję.
To im zostało z czasów komunizmu. Tam też opisywano w reportażach ludzkich sekretarzy POP, którzy dla dobra ludzi flaki sobie wypruwali.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Pan pamięta serial "dyrektorzy"?
Tu jest to samo, i tak samo chodzi o mafię i wykorzystywane przez nią społeczeństwo. Nikt jakoś się nie pyta, jak to się dzieje, że dla pracujących ludzi ostatnią deską ratunku staje się taki provident.
@karakuli
OdpowiedzUsuńNikt nie pyta, bo juz od dawna każdy wie, że tak wygląda ten świat. W końcu już sam Niemen o tym śpiewał.