Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, ze
względu na bardzo trudną chorobę mojego dziecka, nie mam ani siły ani przede
wszystkim nastroju, by wrzucać tu swoje kolejne refleksje, jednak stalo się
tak, że w tych dniach na portalu Szkoła Nawigatorów został wspomniany projekt o
nazwie Gothard-Basiltunnel, o którym przed siedmiu już laty pojawił się i tu na
tym blogu specjalny tekst. Ponieważ towarzyszący owej wzmiance komentarz
sugerował, że cała ta gadka o rzekomym satanizmie szwajcarsko-niemieckiego
projektu to stek zakompleksionych bzdur, wróciłem do dawnego tekstu i uznałem,
że ponieważ dziś nie zmieniłbym w nim ani jednego słowa, nic nie stoi na
przeszkodzie, by go wspomnieć, uzupełniając go dodatkowo o usunięty od tamtego
czasu ilustrujący sprawę film. Nie spuszczajmy oka z
TegoKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji.
Kiedy to
wszystko tak naprawdę się urodziło, w czyjej głowie i z jakimi intencjami,
możemy się domyślić, ale tak do końca nie dowiemy się pewnie nigdy. Na pewno
wiemy, że 29 listopada 1998 roku w Szwajcarii odbyło się referendum z
podstawowym pytaniem: „Czy jesteś za budową tunelu?” Zwykle stosunkowo mocno
obywatelsko zdyscyplinowane społeczeństwo Szwajcarii na tę zaczepkę zareagowało
bardzo różnie. To, co bardzo ciekawe, ponad 60 procent z nich do głosowania nie
poszło, a z tych, co poszli, niemal 40 procent odpowiedziało, że tunelu sobie
nie życzy. Czemu tak, też nie wiemy, ponieważ jednak entuzjastów owej budowli
było wystarczająco dużo, w roku 2003 zaczęto przymierzać się do wierceń, a
równo dziesięć lat później prace ruszyły. 15 października 2010 roku ekipy
drążące tunel z dwóch kierunków spotkały się niedaleko wioski Sedrun na
głębokości 2 kilometrów od powierzchni góry, 24 sierpnia 2015 roku
poinformowano oficjalnie o zakończeniu montażu konstrukcji tunelu, a 1 czerwca
2016 roku odbyło się jego uroczyste otwarcie.
Ktoś
pewnie zada pytanie, czemu to trwało tak długo i czyja ręka sprawiła, że to
było relacjonowane aż z taką starannością. Otóż rzecz w tym, że ów tunel liczy
niemal 60 kilometrów długości i tym samym jest najdłuższą tego typu kolejową
konstrukcją w historii świata, ponad dwukrotnie bijąc dotychczasowego
rekordzistę, norweski Tunel Lærdal, nie mówiąc już o tym wszystkim, co
Szwajcarzy wybudowali w tamtym miejscu wcześniej, a więc zaczynając od
najstarszego przejścia jeszcze z roku 1707 o długości parudziesięciu metrów po
15 kilometrowy tunel z XIX wieku – wszystkie, podobnie jak sam ów wąwóz, które
przecinały, nazwane imieniem Gotarda, świętego patrona alpejskich wędrowców.
A więc
powstał ten tunel, najdłuższy tunel na świecie, i co tu dla nas akurat może i
najciekawsze, pierwszy z tej serii nie noszący już nazwy św. Gotarda, ale po
prostu Gotthard-Basistunnel. Oficjalnie, główną przyczyną budowy było
oczywiście pragnienie skrócenia czasu przejazdu między głównym miastami
Szwajcarii. Wedle wyliczeń projektodawców, nowa linia miała skrócić podróż
między Bazyleą a Mediolanem z 5 godzin i 20 minut do 3 godzin i 30 minut. O
prawie połowę skrócić się miał również czas podróży między Zurychem a
Mediolanem, z wcześniejszych 4 godzin i 10 minut do 2 godzin i 35 minut.
Inicjatorzy budowy zapewniają również, że dzięki tunelowi, lepiej będzie
chroniony przed fatalnym wpływem spalin unikalny alpejski ekosystem.
I tu
pojawia się pierwszy dreszcz. Ponieważ tu nie chodziło o proste przeciągnięcie
kładki przez rzekę, ale o przewiercenie przez Alpy 60 kilometrowego tunelu,
bezpośrednie koszta, z którymi i tak trzeba się było liczyć, a które sięgały
sumy 10 miliardów franków, zostały z biegiem lat powiększone o śmierć 9
robotników pracujących przy tej budowie. Wspomnijmy ich może, zwłaszcza, że oni
się tu jeszcze pojawią w pewien bardzo szczególny sposób. Pierwszym z nich był
33 letni Niemiec, Andreas Reichhardt uderzony przez belkę, która spadła z 700
metrów i trafiła go prosto w głowę. Następnym był 23 letni chłopak z
Południowej Afryki nazwiskiem Jacques Du Plooy, zasypany przez zgromadzony
podczas wiercenia materiał. 35 letni Niemiec, Hejko Bujack, umarł zwyczajnie
trafiony kamieniem. 37 letni pochodzący z Austrii Albert Ginzinger został
zgnieciony przez ogromny bęben z kablem. 31 letni Włoch Andrea Astorino oraz 23
letni Szwajcar zginęli razem uderzeni przez wykolejoną lokomotywę kolejki
transportującej materiał. Podobnie, ta sama kolejka jakiś czas później
śmiertelnie przygniotła Niemca, Thorstena Elsemanna. Inny Niemiec, Hans Gammel
zmarł zwyczajnie wypadając z pociągu. No i wreszcie Włoch, Giuseppe Liuzzo,
który spadł z rusztowania. Czemu spadł? Kto to może wiedzieć? Może się potknął,
a może mu się w głowie zakręciło? A może się zwyczajnie zamyślił. A może nie
stało się nic szczególnego, tylko on wziął i z tego rusztowania spadł? Tego
typu pytania można zadawać zawsze.
Dziewięć
osób to nie w kij dmuchał. Przy zachowaniu wszelkich proporcji, to jest
dokładnie ta sama liczba, co u nas w Polsce w grudniu 1981 roku, by już nie
wspomnieć, że oni akurat to więcej nawet niż ci, którzy stracili życie w
słynnym filmie „Omen”. Z drugiej strony, nie należy zapominać, że źródła nie
informują nas, ile osób zginęło przy budowie wieży Babel. Można przypuszczać,
że znacznie więcej. W dodatku, jak wiemy, tamci ponieśli szczególną stratę
dodatkową, w postaci pomieszania języków.
Tak czy
inaczej, Gotthard-Basistunnel został uroczyście otwarty 1 czerwca 2016 roku, a
owa uroczystość została uświetniona niezwykłym występem artystycznym – dziś już
powszechnie opisywanym najróżniejszymi epitetami, z których angielskie słowo
„bizarre” robi jeszcze najłagodniejsze wrażenie –uświetnionym obecnością
kanclerz Angeli Merkel, prezydenta Francji François Hollande’a, premiera Włoch
Matteo Renzi, oraz kanclerza Austrii Christiana Kerna, który to występ już dziś
stał się historią.
Długo
myślałem, w jaki sposób przejść do właściwego tematu dzisiejszej notki bez
zmuszania Czytelnika do tego, by oglądał to, co tam się wydarzyło 1 czerwca i
niestety nie udało mi się. Wygląda na to, że bez tego ani rusz. A więc, zanim
pójdziemy dalej, proszę rzucić okiem na ów szczególny spektakl. Można
przewijać.
Najprościej
oczywiście byłoby mi teraz powiedzieć, że jeśli Diabeł razem z nami obejrzał
choć fragment tego teatru, a pogłoski na temat jego słynnej wrażliwości na
sztukę są prawdziwe, on w jednej chwili ze wstydu powinien tę tandetę spalić w
siarce i zalać smołą. Jeśli bowiem spojrzeć na to, co tam się wyprawia, jak na
sztukę właśnie, to ja osobiście, jak długo żyję, takiego gówna nie widziałem.
Nie wiem, jak długo całe to przedstawienie trwało i jak długo ta banda durniów
w garniturach musiała to znosić, ale nawet gdyby każdy z nich był honorowym
członkiem Zakonu Iluminatów Thanaterosa, to ja im naprawdę współczuję tej
żenady, jaką oni musieli przeżywać. No ale niestety tak się tego potraktować
nie da, bowiem stało się też tak, że myśmy to próbowali obejrzeć tu w domu i
mieliśmy z tym poważny problem, i to problem bardzo odległy od tego
wszystkiego, co tu wcześniej napisałem. Ja, jako osoba w pewnym sensie
doświadczona, choćby przez znane nam tu wszystkim perypetie z krakowskim
festiwalem Unsound, jakoś sobie z tym poradziłem, natomiast pozostali prędzej,
czy później, nie wytrzymali. I powiem szczerze, że się absolutnie nie dziwię.
Mógłbym nawet powiedzieć, że fakt iż oni tego nie wytrzymali, a ja owszem, może
świadczyć lepiej o nich, nie o mnie. No ale, jak mówię, obejrzałem to w całości
i wszystko co mi przychodzi do głowy, to to, co już wielokrotnie mówiłem
wcześniej. To, z czym mamy do czynienia, to nie prosty satanizm – myślę, że
nadszedł czas, by wreszcie to słowo wypowiedzieć – w sensie, jaki znamy i do
którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. To jest bowiem zaledwie folk, a więc
kultura ściśle ludowa, przedstawiona jako jedyna autentyczna, a więc pierwotna,
a skoro pierwotna, to naturalnie pogańska, definiująca przedchrześcijańskie
jeszcze czasy, cywilizacja. Gdy oni zorientowali się, że te wszystkie szóstki,
odwrócone pentagramy, diabły z rogami stały się częścią uniwersalnej
popkultury, postanowili swój czarny przekaz skierować na tak zwaną „sferę
wyższą” i w ten sposób dostaliśmy coś, co Oni nazywają czystą sztuką, lub, tak
jak to miało miejsce w tym wypadku, „artystyczną wizją pierwotnej kultury
alpejskiej”.
Słowo
„Oni” napisałem, jak widzimy, z wielkiej litery i zrobiłem to jak najbardziej
świadomie. To nie są bowiem jacyś „oni”, ale właśnie ci, jak najbardziej
określeni, dobrze nam znani Oni. Zanim zaczniemy zamykać te refleksje,
przyjmijmy odpowiednio mocną pozycję, bo tu naprawdę nie ma żartów. Uwaga:
Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy
wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. I
mówili jeden do drugiego: „Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu”. A
gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli:
„Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał
nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej
ziemi”. A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali
ludzie, i rzekł: „Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest
przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich
niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język,
aby jeden nie rozumiał drugiego!” W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po
całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. Dlatego to
nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi.
Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi.
Jak ci z
nas, którzy dali radę, mogli zaobserwować, w pewnym momencie owego szczególnego
teatru została również bardzo symbolicznie wspomniana owa dziewiątka zmarłych
robotników. Proszę się przyjrzeć uważnie tej scenie, bo to ona tak naprawdę
pokazuje cały sens owego strasznego przedsięwzięcia. Oni jeden po drugim
umierają, a nad nimi unosi się TenKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji. To on w
całej swojej krasie zwycięstwa, a kiedy my już to wiemy, pozostaje nam się
tylko zastanowić, czy to przypadkiem nie jest tak, że on już nawet nie musi
czekać na okazję. Czy to nie jest tak, że on kolejne okazje jak najbardziej
kreuje? Uroczystość otwarcia Gotthard-Basistunnel pokazuje ową ekspansję bardzo
wyraźnie. Najwyraźniej komuś się bardzo spieszy.
W tych
dniach prezydent Argentyny Mauricio Macri – co warte podkreślenia, podobno
reprezentujący polityczną prawicę – przekazał 16 666 000 peso na rzecz
wspieranej przez Papieża Franciszka fundacji edukacyjnej Scholas Occurentes.
Jak informują watykańskie media, papież zadecydował o zwrocie pieniędzy. W
notatce uzasadniającej papieski gest, miały się pojawić słowa: „nie lubię
liczby 666”. I to jest wiadomość dla nas z pewnego punktu widzenia podstawowa.
Jak mogliśmy się wielokrotnie w ostatnich dniach przekonać, posługa papieża
Franciszka bywa ze strony najbardziej pobożnych katolików wyjątkowo mocno
kontestowana. A ja dziś sobie myślę, że jeśli akurat papież został przez
TegoKtóry w tak zuchwały sposób sprowokowany i tak pięknie się owej prowokacji
odejrzał, powinien mieć w nas swoje oparcie. Niech wszystko to, co zostało już
wcześniej powiedziane, podtrzymuje nas w tym postanowieniu.
A święty Godard niech nadal chroni
alpejskich wędrowców, szczególnie tych, którzy szykują się, by, gdy spadną
pierwsze śniegi, sprawdzić czy ów tunel faktycznie sięga Nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.