wtorek, 1 lipca 2008

Kto dostał hopla, czyli prostactwo zarystokratyzowane

Pan premier Donald Tusk, w trakcie dzisiejszej konferencji prasowej, powiedział, że osoby, które inaczej widzą rzeczywistość, niż on, dostały "hopla". Tak właśnie powiedział. "Hopla".
Ja znam oczywiście to wyrażenie. Znam je podobnie, jak serię innych powiedzonek zasłyszanych w dzieciństwie i w latach nieco późniejszych, na przykład w szkole. Wiem choćby, że, zamiast mówić, że ktoś dostał "hopla", można powiedzieć, że ten ktoś ma "fioła", albo, że komuś "odbiło".
Z innych wyrażeń, mogę zaproponować na przykład "kibel", zamiast "toaleta", albo zwrócić uwagę na to, że w niektórych środowiskach, zamiast mówić, że ktoś się źle czuje, używa się powiedzenia, że komuś "chce się rzygać".
Można by tak dłużej, ale ponieważ mam wrażenie, że w ramach zmiany polityki, a może i wizerunku naszej obecnej władzy, będziemy mogli coraz częściej słyszeć najróżniejsze, barwne manifestacje tej bardziej egzotycznej części języka polskiego, poprzestanę na tych kilku przykładach.
Jak to się stało, że fakt, iż pan premier użył dziś tego podwórkowego powiedzonka, nie bardzo mnie dziwi i każe podejrzewać, że to dopiero początek?
Pamiętam reakcję zarówno Donald Tuska, jak i jego wyborców, na zarzut Jarosława Kaczyńskiego, że politycy Platformy Obywatelskiej prezentują mentalność uliczników. Ogólny rwetes, jaki się wówczas podniósł, ogólnie rzecz biorąc ograniczający się do powszechnego przyznania: Tak, jesteśmy dziećmi ulicy, i jesteśmy z tego dumni, kazał mi podejrzewać, że oto, po raz pierwszy od wielu, wielu lat - czyli może i nawet od czasów Władysława Gomułki - mamy do czynienia z prawdziwą władzą ludu, ludu prostego i ludu spontanicznego. Władzą, która weszła na szczyty dzięki poparciu ulicy i podwórka.
Ryszard Legutko, w swoim eseju zatytułowanym We władzy prostaka, pisze tak:
Wraz z upadkiem PRL-u, znikły rządy chama i zbira.[...] Zniknął cham i zbir, lecz w ich miejsce wszedł prostak. [...] Złe maniery, złe słownictwo, marny język, prymitywność myślowa - uważane przez długi czas za rzeczy wstydliwe - stały się akceptowalne przez samą masowość swojego występowania i przez odrzucenie myślenia hierarchizującego.
Otóż to. Dnia 22 października 2007 roku, w Polsce zwyciężyła demokracja w najbardziej prostym wydaniu. Podobnie jak w czasach, gdy Afryka wyrywała się z więzów kolonializmu, a rozradowany lud wnosił lokalnych liderów do pustych nagle pałaców, by ci mogli zasiąść w miękkich fotelach, przy wielkich biurkach, tak w ten niedzielny, październikowy wieczór rozpoczął się proces nowego, prawdziwie demokratycznego zaciągu.
Już w czasie słynnego expose Donalda Tuska, co bardziej uważni obserwatorzy mogli obserwować w rządowych ławach panią minister pracy, gdy klaszcze swojemu premierowi. Wyglądała przy tym tak nieprawdopodobnie idiotycznie, że człowiek mógł się tylko dziwić, że ma przed sobą panią minister Fedak, a nie na przykład prezydenta Mugabe.
Pamiętamy też moment, gdy Bronisław Komorowski został wybrany przez większość sejmową Marszałkiem Sejmu, a posłowie i posłanki Platformy zaczęli skandować: "Bronek, Bronek!"
Ale to były tylko początki. Polska to nie Afryka, a Donald Tusk to, cokolwiek by mówić, jednak przynajmniej magister historii, a zatem pewne standardy obowiązują. Więc przez całe pół roku jakoś szło. Najpierw jednak rozległ się ten słynny już wrzask protestu przeciwko rzucaniu oszczerstw na prostego ulicznika, potem nastąpiła ta ruska wyprawa do Peru z całą serią tzw. zdarzeń niefortunnych, no i wreszcie dziś, stanął pan premier Tusk p[rzed społeczeństwem, z całym tym swoim bagażem kulturowym.
No i dobrze. Niech żyje demokracja!
Martwi mnie tylko jedno. W tym ludowym szaleństwie pojawiają się od czasu do czasu prawdziwe książęta, dla których demokracja jest czymś z gruntu obrzydliwym. Taki premier Schetyna, w programie Moniki Olejnik, wciąż nie może sobie poradzić z demokracją w wydaniu irlandzkim i jęczy, że coś trzeba zrobić, żeby było tak, jak on chce, a nie jak chcą Irlandczycy.
I ja już nie wiem. Jest ta demokracja, czy nie? A może to już jest jakaś nowa mutacja demokracji?
Prostactwo zarystokratyzowane?
Właśnie jedziemy na tydzień na Kaszuby. Rozejrzę się. Może tam coś rozpylają?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...