Parę dni temu całkiem przypadkiem trafiłem na Facebooku na profil pewnego ciekawego człowieka, którego to profilu główną chyba treścią jest pokazywanie się w towarzystwie różnego rodzaju paskudnych pająków, mrówek, jaszczurek, żmij, których wspólną cechą jest to, że ich jad jest tak bolesny, że został oficjalnie zakwalifikowany do najbardziej bolesnych na naszym pięknym świecie. Pokazuje się więc ów człowiek wraz z tymi stworzeniami i daje się im kąsać, a osoba mu towarzysząca kręci odpowiednio efektowne filmiki, na których możemy ów ból obserwować naprawdę z bliska.
Czemu człowiek ten robi to co robi, tego oczywiście nie wiem. W pierwszej chwili myślałem, że może on te jady testuje dla dobra nauki, ale po pewnym namyśle uznałem, że chyba jednak nie, natomiast to co mnie w nim intryguje, to to, czy dla niego ta przygodna związana jest jedynie z zarabianiem dobrych, jak to często ma dziś miejsce w internecie, pieniędzy, czy jest w tym czymś być może element pewnej przyjemności. W takim sensie, że dla niego to cierpienie – a z tego co widać, i co znajduje też potwierdzenie w wielu innych źródłach, jest to cierpienie nie byle jakie – jest czymś, bez czego byłoby mu trudno żyć, a więc stanowi rodzaj uzależnienia.
Kilka lat temu przez media przeleciała informacja o niejakim Richardzie Kuklińskim, urodzonym w Stanach Zjednoczonych Polaku, który zdobył sławę, stając się w pewnym momencie jednym z najbardziej bezwzględnych zawodowych zabójców. Sława Kuklińskiego została poważnie wzmocniona przez fakt, że pewien wybitny psychiatra przeprowadził z nim bardzo długi wywiad, który został nakręcony na taśmę filmową, a następnie wydany w formie dokumentalnego filmu. W filmie tym, który robi wrażenie swego rodzaju sesji psychiatrycznej, Kukliński opowiada o swoim życiu, o swojej rodzinie, wieloletniej pracy zawodowego zabójcy, wspomina swoje kolejne ofiary i to jak ginęły – a ginęły, co zresztą było dla Kuklińskiego charakterystyczne i co sprawiało, że przez dziesiątki lat pozostawał nieuchwytny, na najbardziej przemyślane sposoby – kiedy ma powiedzieć, co czuł, gdy kolejny człowiek z jego ręki umierał, niezmiennie odpowiadał, że nie czuł nic.
A ja uważam, że Kukliński – dziś już przed Bogiem, Jego nieskończoną sprawiedliwością i równie nieskończonym miłosierdziem – nie mówi prawdy, kiedy twierdzi, że dla niego zabijanie było jak splunięcie za ramię. Jeśli człowiek z zabijania czyni sobie stałe zajęcie, a zwłaszcza gdy, jak sam przyznaje, tych ofiar było grubo ponad setkę, jestem głęboko przekonany, że on tę robotę lubił, i to lubił bardzo. Jestem na granicy pewności, że dla Kuklińskiego każda dłuższa przerwa w pracy była prawdziwą udręką. Dla niego, każde kolejne zabójstwo, było, tak jak dla wspomnianego wcześniej człowieka od tych pająków i węży, jak narkotyk, uśmierzający o wiele większy ból, niż ból fizyczny – ból istnienia.
I ta konstatacja prowadzi mnie, jak pewnie się już domyślamy, do przypadku niesławnej pani lekarki ze szpitala w Oleśnicy, Gizeli Jagielskiej. Wielu z nas zachodzi w głowę, jak to się stało, że tak głęboka prowincja jak Oleśnica mogła urodzić takiego potwora i uczynić go sławnym na cała Polskę. Ja sam, kiedy pierwszy raz o niej usłyszałem, myślałem, że to jest jakaś stara pijaczka, jakich w tej branży nie brakuje, która przeprowadza te zabiegi za grube pieniądze, a tu tymczasem okazuje się, że nic podobnego. Szpital w Oleśnicy, z tego co czytam, to od lat najważniejszy ośrodek aborcyjny w Polsce, do którego ciągną wraz ze swoimi nienarodzonymi dziećmi kobiety z całego kraju. Dlaczego? No bo, jak od lat głoszą lewicowo-liberalne media, na czele z „Gazetą Wyborczą”, dr Gizela Jagielska nigdy im nie odmówi pomocy. A ona sama nie jest wcale ledwo żywą zapijaczoną staruchą, ale wręcz przeciwnie. Kiedy patrzę na jej zdjęcie, widzę stosunkowo młodą i, gdyby nie oczy, te oczy, to można by było nawet powiedzieć, że całkiem przyjemną z twarz kobietę. A kiedy czytam, skąd ona się wzięła, to okazuje się, że:
„Od lat związana jest z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu, gdzie pracuje jako asystentka w I Katedrze i Klinice Ginekologii i Położnictwa.
Posiada liczne certyfikaty z zakresu diagnostyki prenatalnej, w tym prestiżowe uprawnienia ‘Fetal Medicine Foundation UK’ dotyczące oceny serca płodu i badań USG w ciąży. Regularnie uczestniczy w międzynarodowych konferencjach i szkoleniach z zakresu medycyny matczyno-płodowej. Obecnie lek. Jagielska pełni funkcję koordynatorki Oddziału Położniczego, Patologii Ciąży i Bloku Porodowego w Powiatowym Zespole Szpitali w Oleśnicy”.
A zatem, ona nie tylko jest lekarzem pełną gębą, ale chodzącą dumą Powiatowego Zespołu Szpitali w Oleśnicy i osobiście nie widzę najmniejszej możliwości, żebym miał ją traktować, jako główny problem tego, co się tam wyprawia. Gdy przyglądam się całej tej sytuacji i kontekstowi, w jakiej ona zaistniała, to uważam, że nawet jeśli wszystkie sądy uznają, że tym razem Jagielska dokonała morderstwa z zimną krwią, a ona pójdzie za to siedzieć na długie lata, to naprawdę, to co w tym wszystkim jest najstraszniejsze pozostanie bez zmian. Rzecz bowiem w tym, że ona jest zaledwie – owszem, wybitnym – ale jedynie drobnym elementem owego legionu, któremu wspominana tu niejednokrotnie Peggy Noonan, przy okazji zabójstwa niezapomnianej Terri Schiavo, nadała imię „Zakochanych w śmierci”. Tak jak wówczas – niedawno minęła 20 rocznica tamtej tragedii – kiedy to nie któryś z lekarzy, który zamiast ratować życie pani Schiavo, odłączył ją od jedzenia i picia, ale cały przemysł, który wręcz wznosił modły do Szatana, by ona umarła, tak samo w wypadku tego chłopczyka, za jego śmiercią stoją tysiące okrutnych cięć, zadawanych przez wszystkich tych, dla których niewinna śmierć jest jak narkotyk.
To prawda, że Gizela Jagielska przeprowadza kolejne zabiegi aborcyjne, przede wszystkim dlatego, że każdy z nich sprawia jej nieopisaną przyjemność; to prawda, że jeśli tak się sprawy ułożą, że ona jednak zostanie skazana i w konsekwencji usunięta z zawodu, to jej największą zgryzotą nie będzie to, że będzie musiała swoją aktywność ograniczać do brania udziału w demonstracjach Strajku Kobiet, czy pisania felietonów do „Wysokich Obcasów”, ale to, że nie będzie mogła od czasu do czasu zabić bezbronne dziecko. I ja naprawdę nie wiem, jak ona sobie z tym poradzi. Może się powiesi, a może tylko rozpije i zacznie się snuć po galeriach handlowych i kraść drobne rzeczy a może po prostu się przerzuci na kokainę. Myślę zresztą, że tak czy inaczej ona źle skończy, natomiast z pewnością na posterunku pozostaną owi „zakochani w śmierci” komentatorzy.
Na zakończenie zacytuję kilka ostatnich zdań z pamiętnego tekstu Peggy Noonan, pisanego wobec zbliżającego się odejścia Terri Schiavo. Obyśmy nigdy nie zapomnieli tej nauki:
„Terri Schiavo prawdopodobnie umrze. I z jej śmierci nie będziemy mieli żadnego pożytku. Jedynym efektem jej śmierci będzie to, że ci, którzy tak bardzo się w owej śmierci zakochali, będą jeszcze bardziej wściekli i wygłodniali.
A ci, którzy się wciąż uczą – nasze dzieci – o Boże! Jakąż to straszną lekcję one właśnie odbierają. Jakież to straszne historie pomagają im się kształtować. Oglądają one dramat Schiavo w telewizji, słuchają o nim w radio. Przed oczami mają społeczeństwo – społeczeństwo, w którym żyją – które stoi na granicy uznania, wręcz zaakceptowania faktu, że uszkodzone życie jest życiem nadającym się wyłącznie na przemiał. Nasze dzieci dorastały w epoce aborcji, i stanowią część epoki, gdzie podobno nawet bardzo szanowani ludzie myślą z entuzjazmem o eutanazji. Dla naszych dzieci i dla świata, który one będą tworzyć nie może być dobrą sytuacja, kiedy one otrzymują właśnie ową nową lekcję. Lekcję, podczas której dowiadują się, że życie ludzkie nie jest cenne, nie jest święte, nie ma nieskończonej wartości.
Kiedy już to uznamy – że ludzkie życie nie jest w końcu czymś aż tak bardzo szczególnym – wówczas wszystko jest możliwe, i nic już więcej nie będzie dobre. Gdy społeczeństwo dochodzi do przekonania, że życie ludzkie z samej zasady nie jest warte tego, by trwało, stąd już wiedzie bardzo śliska droga do komór gazowych. Jeśli to uznamy, znajdziemy się w jednej chwili na drodze, która zakręca w okolicy masowego morderstwa w Columbine, i prowadzi już prosto do Auschwitz.
Póki co, znajdujemy się w Pinellas Park w stanie Floryda”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.