Prawo i Sprawiedliwość desygnowało do walki o polską prezydenturę Karola Nawrockiego i niemal natychmiast, z jednej strony, pojawiły się biadolenia, że oto sami wykopaliśmy sobie grób, a z drugiej, to tu to tam zgłaszają się przeróżne osoby, głównie dziennikarze, twierdząc z trudem skrywaną dumą, że to oni jako pierwsi, już wiosną 2015 roku, ogłosili, że wbrew wszelkim przewidywaniom, Andrzej Duda ma jednak szansę na pokonanie Bronisława Komorowskiego. Ponieważ ja jednak, tu na tym blogu, jeszcze 12 listopada 2014 roku, przedstawiłem analizę, w której wykazałem, że przyszłym prezydentem RP zostanie Andrzej Duda, chciałem dziś tamten tekst przypomnieć. Podaję go tu w niezmienionej formie, tyle że uznałem za stosowne leciutko zmienić tytuł i zamiast Andrzeja Dudy wstawić tam nazwisko naszego dzisiejszego kandydata. Reszta, jak mówię, pozostaje nienaruszona, ale jeśli ktoś ma ochotę, może sobie pozmieniać to i owo, tak by ten tekst lepiej pasował do dzisiejszej sytuacji.
Prawo i Sprawiedliwość – a
tak naprawdę, jak się należy domyślać, Jarosław Kaczyński – ogłosiło, że
kandydatem zjednoczonej prawicy na prezydenta w przyszłorocznych wyborach
będzie Andrzej Duda… no i, jak można było mieć pewność, podniósł się odpowiedni
rwetes. Co za nim stoi? Jakie zmartwienia? Jakie dylematy? Otóż jeden i tylko
jeden. Wedle powszechnej opinii bowiem Duda przeciwko Komorowskiemu nie ma
szans. Kto inny może tak – on nie. Ja oczywiście wiem, co za tego typu reakcją
stoi i do pewnego stopnia ją rozumiem, niemniej jednak chciałbym tu dorzucić
swoje trzy grosze, a podejrzewam, że owe grosiki mogą niektórych z nas wybić z
owego – dla mnie oczywistego – ogłupienia.
Ponieważ od roku już 2010,
a więc czwarty już, jak by nie liczyć, rok, prezydentem RP jest Bronisław
Komorowski, większość z nas uznała, że cokolwiek by o tym dziwnym człowieku nie
mówić, to jest jednak ktoś. Zdrajca, zaprzaniec, ruski agent, głupek, mąż
swojej żony – a mimo to, jednak ktoś, i to na tyle ktoś, że choćby wyniki badań
opinii publicznej wskazują na to, że my Polacy Komorowskiego lubimy i szanujemy
i że w całym kraju nie ma instytucji, której byśmy bardziej ufali, niż jemu i
tej kobiecie. A ja to podejście uważam z jednej strony za w sposób oczywisty
błędne, a z drugiej dowód tego, jak tak wielu z nas dało się najzwyczajniej w
świecie otumanić. Otóż rzecz polega na tym, że Bronisław Komorowski, jeśli choć
na krótką chwilę zapomnimy o naszych kompleksach, to jest ktoś absolutnie
najgorszy. Komorowski, jeśli spojrzeć na niego bez owych kompleksów,
wynikających przede wszystkim że świadomości, że, jak by nie patrzeć, to jest
jednak prezydent, a poza tym prezydent, który wedle wszelkich danych jest przez
nas szanowany i lubiany, pokaże nam się on, jako kompletne i absolutne dno.
Jeśli spojrzymy na Komorowskiego bez tej okropnej iluzji, zobaczymy, że od
niego lepszy jest każdy, i to nie mówię o każdym, choćby najgłupszym polityku
Prawa i Sprawiedliwości, ale również o Sikorskim, Tusku, Halickim, Nowaku,
Palikocie, ale też o takich tuzach polskiej polityki, jak Ryszard Kalisz,
Włodzimierz Czarzasty, czy Leszek Miller. Oni wszyscy od Komorowskiego są lepsi
pod każdym względem. I co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Tu nie ma
ani żartów, ani przesady. Jako prezydent, w mniejszym stopniu od Bronisława
Komorowskiego, kompromitowałby nas Włodzimierz Czarzasty.
Ktoś mi pewnie na to
powie, że owszem, ja mogę sobie tak gadać, niemniej, to on akurat, a nie kto
inny, cztery lata temu został prezydentem, i to on dziś, a nie kto inny, jest
jakoś tam przez naród co najmniej tolerowany. Owszem, zgoda, tyle że ja bym bardzo
chciał przypomnieć tym, którzy lubią rzeczy zapominać, jak to się stało, że to
właśnie on został tym prezydentem. Doszło do katastrofy w Smoleńsku, prezydent
Kaczyński zginął, no i trzeba było rozpisać nowe wybory. Prawo i
Sprawiedliwość, jak wiemy, wystawiło Jarosława Kaczyńskiego, natomiast
Platforma Obywatelska najpierw ogłosiła, że ich naturalny kandydat, a więc
Donald Tusk z udziału w tej konkurencji rezygnuje, a następnie zorganizowała
tak zwane „prawybory”, gdzie do walki stanęli Komorowski i Sikorski. Dla
każdego w miarę przytomnego obserwatora pierwszą rzeczą bez dyskusji było to,
że Jarosław Kaczyński wygra zarówno z jednym, jak i z drugim, ale też i to, że
jeśli jego kontrkandydatem zostanie Komorowski, zwycięstwo to będzie
przygniatające, niewykluczone, że już po pierwszej turze. No i nagle wyszło na
to, że Sikorski tę rywalizację przegrał, a Platforma Obywatelska przeciwko
niesionemu smoleńską tragedią Kaczyńskiemu wystawia tego głupka.
Od tamtego czasu pojawiło
się wiele teorii na temat tego, dlaczego oni postanowili do tej walki –
przypomnijmy, że walki o wyjątkowo dużym dla nich znaczeniu – wystawić kogoś
takiego, jak Komorowski. Prof. Zyta Gilowska na przykład zasugerowała swego czasu,
że to jest zagadka, której my przez bardzo długi jeszcze czas, nie rozwiążemy.
No ale ponieważ póki co porozmyślać chyba nam jeszcze wolno, w ramach tego
rozmyślania proponuję odpowiedź z mojego punktu widzenia jedyną sensowną. Otóż
dla Systemu jedynym prezydentem na ten szczególny czas był właśnie ktoś taki
jak Komorowski, człowiek, który oczywiście bez odpowiedniej pomocy żadnych
wyborów wygrać nie byłby w stanie, a z drugiej strony ktoś, kto, kiedy już tym
prezydentem zostanie, będzie całkowicie posłuszny, wręcz bezwolny. Czy tu
jeszcze może nie chodziło o ów symboliczny już tylko gest pokazania nam,
ludziom pogrążonym w owym posmoleńskim bólu, że jesteśmy nikim – tego nie
wiemy, ale oczywiście wszystko jest możliwe.
Został więc ów Bronisław
Komorowski prezydentem i dziś mamy to co mamy. Z jednej strony, świadomość
kompletnego upadku, a z drugiej ów lęk, że być może my tak naprawdę czegoś nie
wiemy i możliwe, że to jednak jest ktoś naprawdę wybitny. Otóż nie. Jest faktem,
którego żadne moce ziemskie, czy choćby i piekielne nie są w stanie podważyć,
że prezydent Komorowski jest najgorszy w tym sensie, że każdy jest od niego
lepszy. Nawet Andrzej Duda.
I o Dudzie dziś chciałem
pisać. Otóż biorąc pod uwagę, że Bronisław Komorowski jest prezydentem Systemu,
a nie Polaków, prezydentem nie wybranym w powszechnych wyborach przez Naród,
ale nominowanym przez System, w obliczu zbliżających się w przyszłym roku
wyborów musimy pogodzić się z tym, że jeśli System uzna, że trzeba
Komorowskiego zachować na tym stanowisku, on prezydentem będzie przez kolejne
pięć lat. I nikt z nas nic w tej sprawie nie zrobi. Koniec. Kropka. I nie
zmieni tego żadna, choćby najbardziej fantastyczna kontrkandydatura. Gdybyśmy
nawet nagle spośród siebie wyłonili kogoś o przymiotach i talentach Ronalda
Reagana i Margaret Tchatcher i o twarzy George’a Clooney’a, jeśli życzenie
Systemu będzie inne, on tych wyborów nie wygra. Wygra je Bronisław Komorowski.
I oto Prawo i
Sprawiedliwość wystawia do tej walki Andrzeja Dudę i wszyscy wybuchają
perlistym śmiechem. Przepraszam bardzo, ale z jakiego to powodu? W czyją to
stronę ów śmiech jest skierowany? Czy naprawdę w stronę Dudy? A niby z jakiego
powodu? Powiedzieliśmy już sobie, że, obiektywnie rzecz biorąc, od
Komorowskiego lepszy jest każdy, a więc oczywiście też Duda. Tu jednak mamy coś
więcej: Duda, obiektywnie rzecz biorąc, jest lepszy od wielu, wielu innych
chętnych do tego, by kandydować w tych wyborach, a już na pewno od prof.
Nowaka, który tu i ówdzie był aż nazbyt poważnie proponowany do tej roboty. Z
tego co wiem, Duda wygląda nienajgorzej, jest bardzo elokwentny, inteligentny,
jak się zdaje stosunkowo uczciwy, politycznie bardzo kompetentny, krótko mówiąc
prezentuje się jako ktoś, przy kim wielu kandydatów w normalnej demokratycznej
walce nie miałoby szans. A my tu mówimy o Bronisławie Komorowskim? Przepraszam
bardzo, ale w jaki sposób Komorowski jest w stanie wygrać z Dudą, jeśli
przyjmiemy, że te wybory, podobnie jak poprzedzająca je kampania, będą uczciwe?
Ktoś powie, że nie będą. Ktoś powie, że propaganda Systemu Dudę rozbije w
proch. No i zgoda. Ja to bardzo poważnie biorę pod uwagę, tyle, że kogo nie
rozbije? Nowaka? A czemu niby Nowak byłby się jej w stanie oprzeć, skoro w
lipcu roku 2010 oni pokazali, co są w stanie zrobić z samym Jarosławem
Kaczyńskim?
Sprawa polega na tym, że
przede wszystkim – podkreślam, z tego co o nim wiem – Duda jest dobry. Po
prostu. To nie jest George Clooney, nie jest to też Ronald Reagan, czy Margaret
Thatcher, ale jest dobry. Przede wszystkim jednak, jak już wcześniej się umówiliśmy,
na Komorowskiego dobry jest każdy, tyle że nam nie jest potrzebny każdy, ale
ktoś przynajmniej na te smutne czasy – adekwatny. Jeśli System uzna, że dość
już tych oszustw, Duda wygra i to wygra w pierwszej turze. Jeśli nie, nie wygra
ani Jarosław Kaczyński, ani nikt, kogo sobie wymyślimy. Jedno powinniśmy
pamiętać, by nie dać się aż tak zaczarować. Trzymajmy się rzeczywistości.
Spójrzmy na to zdjęcie i pamiętajmy – to nie oni są naszym przeciwnikiem. To są
eksponaty z ruskiego gabinetu figur woskowych. Wystarczy, że temperatura
wzrośnie choćby o jedną kreskę, oni się roztopią i nie zostanie z nich nawet
kupka kupy. I to wcale nie dlatego, że wosk nie zamienia się w gówno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.