niedziela, 30 października 2011

Gdy szarość pokraśniała

Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Robert Leszczyński, jeszcze do niedawna był mi osobą równie znaną, jak większość polskich dziennikarzy reżimowych na poziomie… ja wiem? Milady Jędrysik, może? Czy kogoś takiego. Jedyna różnica to taka, że, jeśli ta Jędrysik nie kojarzyła mi się nigdy z niczym innym, jak tylko ze swoim fikuśnym imieniem, to Leszczyński w mojej pamięci zawsze występował w postaci podwójnej, mieszając mi się niezmiennie z innym dziennikarzem – oryginalnie też chyba z „Gazety Wyborczej” – Robertem Orlińskim. Dlaczego ci dwaj mi się tak bardzo mylą? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Może dlatego, że obu zawsze traktowałem jako przedstawicieli tego nowego nurtu młodego pokolenia przygazetowych bolszewików, dla których słuchanie punk rocka w młodości, na starość – przy wykorzystaniu jakiejś chorej logiki – zaczęło oznaczać walkę o wolność aborcji, eutanazji i narkotyków? A może dlatego, że jeden z nich nosił przez jakiś czas blond dredy i jakoś mi utkwił w pamięci, a że ten drugi też był młody i też zorientowany mocno lewicowo, no i że jeszcze obaj mają tak samo na imię, albo to, że ich nazwiska mają tyle samo sylab i oba kończą się na „–ński”? Może tak, a może tam było coś jeszcze? Jak mówię, nie wiem. Na pewno Orliński dużo występował w telewizji i gadał o muzyce, no a przez to, że miał te włosy, to jakoś go zapamiętałem. No ale ostatecznie i tak, nigdy nie wiedziałem do końca, czy jemu jest tak naprawdę Orliński, czy może Leszczyński.
Piszę, że ten Leszczyński był mi osobą niemal całkowicie obcą do niedawna, bo od pewnego czasu, mój kolega LEMMING, który – pewnie ze względu na swoje zawodowe uwarunkowania – dużo czyta, systematycznie informuje mnie, co ten Leszczyński pisze na mój temat na swoim blogu. Czy mnie te doniesienia interesują? Owszem – bardzo. Przede wszystkim dlatego, że Leszczyński jest jednak jakąś tam figurą, i – mimo że osobiście nie chciałbym go spotkać nawet w autobusie – fakt, że on czyta mój blog, skutecznie łaskocze moją próżność. Ja go nie czytam, a on mnie – jak najbardziej, i z tego co zdążyłem zauważyć, regularnie i dokładnie. O czym to może świadczyć? No przede wszystkim o tym, że tak jak ja nie muszę, to on się powstrzymać nie potrafi. Zaczyna dzień, i z tysięcy różnych blogów, od których w Internecie się aż roi, wybiera akurat mój. On pewnie powie, że nie mam się z czego cieszyć, bo mój blog jest tak wyjątkowo głupi, lub literacko nieporadny, że on czytanie go traktuje czysto badawczo. No więc przede wszystkim, ja mu w takie wyjaśnienie z wielu powodów nie uwierzę, a poza tym, nawet gdyby to była prawda, to i tak tu musiałoby być coś jeszcze. Z tego mianowicie powodu, że na polu głupoty i literackiej nędzy, konkurencja jest zwyczajnie zbyt duża, a ja – cokolwiek by o mnie nie mówić – jestem tu nikim. I to akurat, ja po prostu wiem.
Interesuje mnie to jeszcze z jednego powodu. Otóż myślę sobie, że jeśli mnie czyta Leszczyński, to niewykluczone, że Orliński też, a jeśli Orliński, to zapewne też bardzo duża liczba najprzedziwniejszych reżimowych, ale też i nie-reżimowych, celebrytów. A to dla kogoś, kto traktuje to swoje blogowanie bardzo poważnie, stanowi naprawdę potwierdzenie tego, że to wszystko ma bardzo poważny sens.
Czy są jeszcze jakieś przyczyny, dla których zainteresowało mnie doniesiecie LEMMINGA, że Leszczyński mnie czyta i to czyta w sposób do tego stopnia zaangażowany, że od czasu do czasu wspomina o mnie na swoim blogu? Chyba nie bardzo. A przynajmniej nic o nich nie wiem. Nie mogę nawet powiedzieć, że dzięki tej wiedzy, postanowiłem czytać blog Leszczyńskiego i w ten sposób uzyskałem jakąś dodatkową porcję inspiracji. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że jest bardzo w stylu mówić o kimś, kim się gardzi, że to jest nie – Kowalski, ale „niejaki” Kowalski, a jeśli ten ktoś jest autorem, czy dziennikarzem, twierdzić, że jeśli się czyta jego teksty, to wyłącznie przypadkiem. Tyle że ja naprawdę w życiu nie przeczytałem jednego tekstu Leszczyńskiego. Nigdy. Nawet te, które mi przesłał LEMMING, przejrzałem wyłącznie pod kątem tego, co on miał do powiedzenia na mój temat. A więc znów – poszło o mnie, a nie o niego. To już bardziej zawsze interesował mnie ten Orliński. Zanim Palikot wprowadził go do Sejmu, ja czytałem jakieś jego teksty we „Wproście”, albo oglądałem go w telewizji, jak mówił o muzyce, bo zawsze mnie strasznie irytowało, jak on się kompletnie na niej nie zna. A jak wiemy z informacji przekazanej nam przed wielu już laty przez Johna Lydona: „Anger is an energy”.
Nie inaczej było i tym razem. LEMMING poinformował mnie, że Leszczyński znów coś o mnie napisał, więc zajrzałem na jego blog i sprawdziłem, o co poszło. Otóż poszło o to, że jemu się bardzo nie podoba to, że ja próbuję żyć z pisania tych tekstów, i to nie dlatego, że to jest wstyd lub nieuczciwość, ale że tak jest głupio. Dlaczego głupio? Bo z bloga żyć się nie da i Leszczyński to wie. Gdyby bowiem żyć się dało, to Leszczyński też by żył ze swojego. A więc Leszczyński tym razem napisał o mnie po to tylko, by powiedzieć swoim czytelnikom, że z bloga żyć się nie da, a ja jestem durniem, sądząc, że jest przeciwnie. Ale ja jestem też durniem, ponieważ – zdaniem Leszczyńskiego – ja miałem pracę, ale z lenistwa i chciwości ją rzuciłem, sądząc naiwnie, że lepiej zarobię, pisząc bloga. Ale jest jeszcze jeden dowód na to, że jestem durniem. Otóż ja uznałem, że ponieważ ten mój blog jest tak popularny, że go czyta nawet Leszczyński, to ja z całą pewnością dostanę się do Sejmu. I dziś, kiedy się do tego Sejmu nie dostałem, widać wyraźnie jaki jestem żałosny.
I teraz jest tak. Nawet jeśli przyjmiemy, że Leszczyński nie zmyśla, lecz pisze prawdę i tylko prawdę, a więc ja w istocie rzuciłem pracę na rzecz tego bloga, a następnie oszalałem, i uznałem, że się dzięki niemu dostanę do Sejmu, to wciąż pozostaje pytanie: co to wszystko Leszczyńskiego obchodzi? Nawet jeśli założymy, że Leszczyński nie kłamie, i ja faktycznie – prowadząc tę swoją kampanię za stówę, bez reklam i plakatów – uzyskałem najgorszy wynik na liście, to dlaczego taki Leszczyński nie może z tego powodu spać? Dlaczego on się tak bardzo przejmuje tak makabrycznie nędznym nieudacznikiem jak ja? Powtórzę raz jeszcze: nie mam bladego pojęcia. Sposób na życie emocjonalne, jaki wybrał dla siebie Robert Leszczyński jest dla mnie zagadką i ja tej zagadki rozwiązać nie potrafię. Akurat jest jedna ewentualność, której jednak moja wrodzona skromność na poważnie rozważać mi nie pozwala. Może być tak, że nawet dla tak ciężkiej bolszewii, jaką reprezentuje Leszczyński, to co ja piszę, jest tak niepokojące, że dopóki oni mnie w jakikolwiek sposób nie zniszczą, nie zaznają spokoju. Ja wciąż pamiętam spotkanie, jakie miałem już ponad dwa lata temu na trzecich urodzinach Salonu24 z blogerem Azraelem. Jadłem sobie spokojnie golonkę, popijałem ją piwem, i nagle do mnie się dosiadł ów Azrael i zaczął mnie gwałtownie namawiać, żebym się przyznał, że ja tak naprawdę myślę inaczej, natomiast to co piszę, to tylko taka prowokacja. A więc niewykluczone, że podobnie jest z Leszczyńskim. On czyta te teksty, widzi, że one są pisane na takim poziomie merytorycznym i technicznym, jakiego on nigdy nie osiągnie, że ich logika, inteligencja i zwykłe serce, jego – choćby tylko potencjalne – możliwości zwyczajnie przekraczają, no i się denerwuje. Zwyczajnie. Niektórzy tak mają.
Ponieważ jednak tej opcji, ze względu na swoją wspomnianą już skromność, pod uwagę brać nie mogę, zwrócę uwagę na coś innego. I to już nie bardzo nawet dotyczącego samego Leszczyńskiego, ale wielu, wielu innych osób – po wszystkich możliwych stronach sceny – rzekomo wyznających pewne idee, ale tak naprawdę dbających wyłącznie o to, by się jakoś dało żyć. Skoro bowiem nie można tak, niech będzie jakkolwiek. Jak wiedzą czytelnicy tego bloga – a więc i sam Leszczyński – ja nie rzuciłem pracy na rzecz pisania, ale właśnie przez to pisanie ją straciłem. Ludzie którzy mnie zatrudniali, sprawdzili w Sieci, jakie ja mam poglądy, i za te poglądy postanowili skazać mnie i moją rodzinę na ruinę. Dodatkowo wręcz, niektórzy z nich, komentując to co się stało, oświadczyli mi osobiście, że tak właśnie ma być, że mam to co mi się należało, i że jeśli będę dalej prowadził tego bloga, spotka mnie coś znacznie gorszego. I to nie tylko mnie, ale i osobiście już moich bliskich. A zatem, doszło do sytuacji, której taki Leszczyński powinien się, przynajmniej teoretycznie, radykalnie i zasadniczo sprzeciwiać. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. To że ja próbuję zarabiać, pisząc te teksty, budzi w nim wyłącznie obrzydzenie i pogardę. O kim to świadczy? No, z całą pewnością nie o mnie, lecz właśnie o nim. O nim i o szczerości jego zaangażowania.
Jest jeszcze jedna sprawa. Tak naprawdę jedyna tu istotna. Otóż jest tak, że choć ja rzeczywiście raczej poruszam się na krawędzi, to jednak staram się pracować. Tłumaczę, daję lekcje, również w soboty i w niedzielę. Biorę wszystko, co mi proponują. Nie odmawiam, nie targuje się o ceny. Pracuję, jak się da i ile się da. Nie jest tego tyle, by utrzymać pięcioosobową rodzinę i pokryć wszystkie bieżące zobowiązania, ale robię co mogę. Po co mi więcej pieniędzy? Otóż ja mam kredyty. Niewiele. Dwa. Jednak one mnie trzymają za gardło. A trzeba wiedzieć, że ja nie wziąłem ich po to, by sobie kupić samochód, czy dom, albo pojechać na wakacje do Toskanii, czy na Karaiby, ale żeby spłacić inne zobowiązania. Krótko mówiąc, uważam się za jedną z wielu ofiar bankowego systemu, jaki mamy w Polsce. Leszczyński, jako dumny lewicowiec, powinien się tu ze mną solidaryzować. Jestem pewien, że kiedy ostatnio w Warszawie jego kumple i wychowankowie organizowali marsze tzw. oburzonych, on tam z nimi jak najbardziej był. I co? I nic. Wyłącznie dlatego, że jemu się bardzo nie podoba to, jak ja myślę, uważa, że powinienem zdechnąć. A jeśli banki mi w tym pomogą – on akurat nie będzie się sprzeciwiał. Może nawet tak będzie lepiej. Akurat tu System, z którym Leszczyński rzekomo walczy, gwarantuje najwyższą skuteczność.
Co więc ja mam o tym myśleć? Wydaje się, że odpowiedź jest jedna. Wiara, idea, zaangażowanie, poświęcenie – to wszystko zostało już wyłącznie po stronie reprezentowanej przez nielicznych. Cała reszta, to już tylko coś, co kiedyś Norwid określił pogardliwym terminem „interesy”. Leszczyński jest tu świetnym przykładem tego, co mam na myśli, mówiąc „cała reszta”. Uważam, że z niego jest taki lewicowiec, jak ze mnie biznesmen. Leszczyński to jest ktoś, kto z jakiegoś powodu uważa, że należy przestać karać za posiadanie narkotyków i dać spokój pederastom. Oczywiście, zakładając, że ów pederasta i posiadacz marihuany, to nie jest ktoś, kogo Leszczyński nie lubi. Bo jeśli tak, to niech do akcji wkraczają nawet ruscy faszyści i w jego imieniu zrobią porządek. Co do reszty jednak, on pozostaje elastyczny. Powiem szczerze, że, jeśli mam wybierać, to już wolę liberałów. Ci przynajmniej oficjalnie głoszą potrzebę zamknięcia takich jak ja w jakimś mało przytulnym getcie, a co do pederastów i narkotyków się nie wypowiadają, byle nie ruszano tego co ich. Obrzydliwe? Owszem. Ale przynajmniej uczciwe.
Na koniec chciałbym parę słów skierować osobiście pod adresem Roberta Leszczyńskiego. Ale zanim to zrobię, chwila wspomnień. Miałem otóż kiedyś taką koleżankę, która z jakiegoś powodu, ile razy mnie spotykała, pytała z ironią w głosie, czy już sobie kupiłem samochód. Ponieważ samochodu nie mam i nigdy nie miałem, odpowiadałem zawsze, że nie, i ona wtedy była bardzo zadowolona. Któregoś dnia, zaczepiła mnie jak zwykle, a ja jej, nie wiedzieć czemu, odpowiedziałem, że ja mam w dupie samochód. Wożę się wyłącznie taksówkami, bo wprawdzie nie są bardzo tanie, ale człowiek ma przynajmniej wolne ręce, na to, by się pobawić komórką. Zadziałało? Zadziałało. Jeszcze jak! Leszczyński twierdzi, że gdyby z blogowania dało się żyć, to on by od razu zaczął na tym zarabiać, ale ponieważ wie, że tak dobrze nie jest, to ten sport zostawia naiwnym bałwanom, takim jak ja. W tej sytuacji mam mu coś do zakomunikowania, jednak w tym celu otworzę nowy, końcowy już, akapit.
Panie! Żeby zarabiać na blogowaniu, trzeba mieć coś więcej, niż umiejętność robienia skrętów. Żeby żyć z blogowania, trzeba umieć ładnie i z sercem pisać. I mieć wiernych i oddanych czytelników. Żeby wreszcie żyć z blogowania – trzeba mieć talent. I to nie jeden. Kilka talentów. To wcale nie jest tak, że ktoś jest redaktorem w gazecie i uznaje, że możnaby nagle coś przyrobić. Tu trzeba znacznie więcej. Pan jednak tu się akurat zdecydowanie nie mieści. Pan jest zaledwie jednym z nich. A jak jest ze mną? Chciałby Pan wiedzieć? Otóż ja z tego blogowania żyję dużo lepiej, niż Pan z tych swoich kretyńskich tekstów dla „Wysokich Obcasów”. I w ogóle dużo lepiej, niż jest Pan w stanie sobie wyobrazić. A teraz mam do Pana pytanie. Skoro Pan jest taki sprytny, niech mi Pan teraz powie – czy ja teraz kłamię

33 komentarze:

  1. http://youtu.be/jPj-8_wOZcA?t=2m27s

    OdpowiedzUsuń
  2. sorry że piszę pod swoim własnym komentarzem, ale dałem za wcześnie enter i poszło.
    Pamiętasz kto i w jakich okolicznościach śpiewał: "z rybą w nazwisku, bliźniemu po pysku"?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Rafael3D
    Niestety, nie wiem. Kto?
    A za klip, oczywiście dziękuje. To jest wyjątkowa piosenka. Tak jak cały PIL.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.youtube.com/watch?v=VP8U4_DmCR0

    OdpowiedzUsuń
  5. Mr.XYY
    Nosowska to beztalencie. A Kazik? szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://www.youtube.com/watch?v=WcfzFr3C2vU


    A ja to właśnie po raz pierwszy usłyszałem/zobaczyłem w zeszłym tygodniu. I zrobiłem sobie taka małą retrospektywę twórczości Kazelota z ostatniej półtorej dekady. I muszę stwierdzić, że ja tego bluesa w ogóle nie czuję, nie chwytam. Zestarzałem się, zatrzymałem w pewnym momencie. Miało być o czym innym a wyszło jak zawsze, sorry.

    OdpowiedzUsuń
  7. @zawiślak
    Z Kazikiem jest taki problem, że gdy człowiekowi z reguły potrzebne są przynajmniej trzy talenty, to on ma tylko dwa. W dodatku, o ile się orientuję, na poziomie duchowym on się kręci między Świadkami Jehowy, ateizmem, a flaszką. A to, w połączeniu z ciężkimi pieniędzmi, może dać tylko jedno.
    Nie zmienia to faktu, że kilka jego piosenek to prawdziwe dzieła sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah

    Poniżyłeś się Toyahu. Ten Leszczyński to taki zupełny bzdet. Nie znał się na muzyce i chyba tylko miał talent i wyczucie, gdzie są konfitury.
    Że ktoś taki istnieje w obiegu publicznym, to nie powinno łechtać twojej próżności. Co innego Zyta Gilowska. To jest format i poziom.

    A Kazika lubię, "owieczka" jest genialna, jak i"ruskie atakują".
    Lubię też Toma Waitsa. Nie wiem, tak jakoś mi się skojarzyło.

    OdpowiedzUsuń
  9. @jazgdyni
    Mojej próżności nie łechce to że on istnieje, ale to że on czyta mój blog. Co do Gilowskiej natomiast, tego że ona czyta mój blog, ja nie traktuję jako gest pod adresem mojej próżności, lecz jako wyjątkowy zaszczyt.
    Krótko mówiąc, wszystko kompletnie Ci się popieprzyło. Nie pierwszy zresztą raz.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah

    Mogę Ci tylko odpowiedzieć, że Twoje procesy myślowe są dla mnie zagadką.
    Wysnuwanie wniosków jest procesem logicznym. Ty natomiast stosujesz dosyć skomplikowane procesy predykcyjne, które w rezultacie fałszują moją wypowiedź.
    Nie pierwszy raz i nie tylko ode mnie, odbierasz prosty komplement za atak na siebie.
    Tak reagują zwierzęta zagonione do rogu. A o to Ciebie nie podejrzewam.

    Więc zastanów komu się bardziej pieprzy.

    Kurcze, Ty ostatnio przyjmujesz tylko peany i lizy ze spokojem.
    Trauma?

    OdpowiedzUsuń
  11. @jazgdyni
    Jestem coraz bardziej rozczarowany. Piszę tekst, który od początku do końca jest czystą prowokacją, no i kiedy Ty przychodzisz i zaczynasz się bez sensu wymądrzać, to grzecznie i z wesołym uśmiechem na twarzy informuję Cię, że wszystko Ci się popieprzyło. Przyjmij więc tę szczerą uwagę jak bohater, za którego się tu wciąż podajesz, a nie nadymaj się, jak jakaś czternastolatka, bo tworzysz bardzo niezręczną sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Toyah

    Zachciało się być Punkiem to masz...

    jak śpiewa niezastąpiony Shamletz
    "jestem Polakiem, katolikiem, rasa biała jestem na celowniku murzyno-femino-socjalo-pedała"...

    Ostatnio ludziom się trochę popierdoliło męstwo. Męstwem nie jest wyrzeźbiona sylwetka na jodze-siłowni, nie są nim czyste buty i zaczesane modnie włosy. Męstwem nie jest też piękna modelina przy boku. Męstwem jest trwanie przy Wartościach zwłaszcza dziś...

    Ja nie wiem czy jestem męski, pewnie mam swoją cenę, ale mój Ojciec jest męski. Męski był jak się nie zapisał do pzpr i musiał zmieniać pracę i dojeżdżać...

    Z drugiej strony wtedy nie było Grabarczyka i kolej to była kolej...

    Ale tak poważnie ważne że dla dzieci jesteś Kimś. Reszta to proch i pył. A Mop to w każdym markecie do kupienia...

    OdpowiedzUsuń
  13. @Toyah

    A Twój problem jest taki, że nie wyczuwasz, kpiny, sarkazmu i ironii. Generalnie z Twoim poczuciem humoru jest nie najlepiej.
    Ja się też uśmiecham i to serdecznie, bez złości, gdy piszę, że jednak Tobie się popieprzyło.

    A z tym nadymaniem to byłbym ostrożny, bo ja właśnie chudnę.
    A Ty?

    OdpowiedzUsuń
  14. Toyah

    Napiszę jeszcze raz prosto, żebyś wreszcie zrozumiał i aby zakończyć te Twoje chybione docinki.

    Leszczyński i jego durne zaczepki nie są warte Ciebie i tego byś się nimi zajmował.
    Natomiast z Zyty Gilowskiej masz pełne prawo być dumnym.

    Howgh!

    OdpowiedzUsuń
  15. @Cmentarny Dech
    Nie narzekam. Wręcz przeciwnie. Uważam że mój punk mi służy idealnie. Co świetnie widać i dziś.

    OdpowiedzUsuń
  16. @jazgdyni
    Oczywiście, jak Ci teraz powiem, że ten tekst w ogóle nie był o Leszczyńskim, to zaczniesz mnie przekonywać, że Ty to wiedziałeś od samego początku. Czy nie tak?

    OdpowiedzUsuń
  17. @All
    Powyższy tekst pozwoliłem sobie potraktować jako prowokację. Ryzykowną, bo ryzykowną - ale prowokację. Szczerze powiem, że byłem pewien, że ona się nie uda. Że już w pierwszym komentarzu ktoś zwróci mi uwagę, że nie chodziło o Leszczyńskiego, a o Orlińskiego. A poza tym, że jednemu jest na imię Robert, a drugiemu Wojciech. I że posłem jest nie Orliński, a Leszczyński. Z drugiej strony, bardzo liczyłem na to, że się okaże, że dla normalnie funkcjonujących osób, to czy mamy do czynienia z jakimś Orlińskim, czy z jakimś Leszczyńskim, stanowi jedną cholerę. I okazało się, że owszem. Udało się. Orliński? Leszczyński? A co to za różnica? Jeden diabeł.
    Ktoś powie, że problem leży gdzie indziej. Czytelnicy tego bloga czytają go tak jak się czyta cokolwiek. A więc pobieżnie i bez najmniejszej staranności. A więc, większość zobaczyła nazwisko "Leszczyński" i na tym poprzestała.
    Może. Może i tak. Przykro mi, ale tak też może być.
    Jednego jednak jestem pewien. Jeśli Orliński zrobi podobny eksperyment i napisze tekst o mnie, prowokacyjnie używając jednak przy tym nazwy "seaman" lub "FYM", zamiast "toyah", to będzie mógł sobie całą tę prowokację wsadzić w swój czerwony, bolszewicki tyłek. I to właśnie chciałem wykazać. Jak się okazuje, z sukcesem. Miło mi.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Toyah

    No to wykazałeś.
    Pokrętnie, ale owszem.

    Bo tak na prawdę, czy na warsztat bierzesz Orlińskiego, czy Leszczyńskiego, to to samo gówno, jak napisałem powyżej.

    I wybacz, nie mnie dociekać, który z nich naprawdę Ci dopiekł.
    To jest trochę za głębokie.

    Zadowolony?

    OdpowiedzUsuń
  19. @jazgdyni
    Owszem. Bardzo. Natomiast nie widzę najmniejszego powodu, dlaczego Ty miałbyś odczuwać w tej chwili jakąkolwiek satysfakcję. Najpierw przeczytałeś ten tekst tak samo uważnie, jak prawdopodobnie wszystko w swoim życiu robisz uważnie. Następnie napisałeś komentarz, w którym jednoznacznie wykazałeś, że gówno z tego mojego wpisu zrozumiałeś. Wreszcie, kiedy Ci zwróciłem uwagę na Twój błąd, postanowiłeś mnie na każdy możliwy sposób obrazić.
    A teraz przychodzisz i udajesz, że nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Toyah

    Prawie dokładnie tak było.
    Założyłem, że ta żonglerka Orliński/Leszczyński, to twoja metoda by pokazać, że jednakowo jednym i drugim gardzisz dostatecznie.
    Leszczyńskiego, jako głupka z dredami pamiętam z tv, no i obecnie jako pomarańczowego krasnala od palikota. O Orlińskim słyszałem tylko, jako że GW nigdy nie miałem w ręku.
    I teraz wyobraź sobie siebie - człowieka, który notorycznie pisze ezopowym językiem i powszechnie używa pedagogicznej paraboli. Można, wg zasady :co poeta chciał powiedzieć" przyjąć, że bidulek ma słaby dzień i pieprzy mu się ten na O i ten na T. Albo, jak ja to czynię, że obaj mu równo zwisają.

    Lecz - nie to była prowokacja!
    Co miała wykazać? Zastanów się.

    Chyba, że już zakładasz pułapki na samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Toyah

    I nie mów mi k..a o obrażaniu.
    Nigdy nie doścignę Mistrza.
    Ilu to bezpodstawnie naubliżałeś począwszy na Rolexie a skończywszy na potulnym Zibiku.

    Do mnie też gadasz jak do jednego z Twoich nieszczęśliwych uczniów.

    OdpowiedzUsuń
  22. @jazgdyni
    Oczywiście, rozumiem że masz problem. Natomiast nie bardzo wiem, czemu uznałeś za stosowne się nim ze mną podzielić po połowie. Bo moje teksty okazały się dla Ciebie za trudne? Przykro mi, ale większość sobie jakoś radzi.
    Co do Rolexa natomiast, to może się już nie kompromituj. Ani on tu nie komentuje, ani ja nie komentuję u niego na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  23. @Toyah,Jazgdyni

    Nie chce sie wpierd..c miedzy wodke a zakaske jak to mowia ale wy tak na powaznie czy umowiliscie sie na boku,ze dobrze byloby rozruszac towarzystwo tak troszeczke.

    OdpowiedzUsuń
  24. @tobiasz11
    Poważnie jak cholera. A co tam u Ciebie? Napiszesz coś o tych Polakach w Anglii, czy Ci się nie chce? Znasz mój mail.

    OdpowiedzUsuń
  25. U mnie w porzadku.dzieci szykuja sie na halloween:)))
    Pisales cos o tym pieknym swiecie tutaj?
    Chcialbym napisac o nas w Anglii,troche czasu brakuje.Ale sprobuje.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Toyah
    Poważnie??? Ta krowa na obrazku jakaś taka spokojnie-zblazowana a i facet na wydmie zdaje się być easy. I zdaje mi się, że się szelmowsko uśmiecha...;)

    OdpowiedzUsuń
  27. OK Toyah

    Uznajmy to za nieporozumienie.
    Mimo, że Twoja duma jest wielka.

    Twoje teksty stają się niezrozumiałe, gdy stają się lokalne.
    Ładnie piszesz o generaliach i wtedy masz u mnie właściwe miejsce.
    Ale gdy zaczynasz wylewać żółć bo jakiś O/L ci przysrał to jesteś po prostu małostkowy i trywialny.

    Ja Ci tu nie pozwolę na takie obsuwy. Samowolnie i bez kozery.

    OdpowiedzUsuń
  28. @tobiasz11
    Tragedia z tym Hallowe'en. Oni już u nas doszli do tego, że telewizyjne studia ozdabiają dyniami. A po domach kolędują małe dzieci przebrane za śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  29. Toyahu,
    Jak bylem dzieckiem to jezdzilismy na wies do rodziny na swieta Bozego Narodzenia.To bylo na Kaszubach.Tam chodzili po chalupach kolednicy przebrani za rozne stwory a prym wiodla kostucha.No ale to byli dorosli a wiekszosc z nich byla tak napier...na,ze nie kojarzyla juz czy to swieta Bozego Narodzenia czy Wielkanoc.Tak wiec widzisz nie ma to wiekszego znaczenia czy swietujesz na Kaszubach czy w USA.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ja tam w ogóle nie rozróżniam - Orliński kojarzy mi się z tym ekonomistą od... Kwaśniewskiego? Przyznam, że dla mnie kulminacja jest w ostatnim akapicie, o ile ów Leszczyński kojarzy kontekst i pytanie, czy Sycylijczycy pochodzą od Murzynów.

    OdpowiedzUsuń
  31. @Jazgdyni
    Dziękuję za wstawiennictwo, lecz wpisy Toyaha wg. mnie zwykle nie są napastliwe, ubliżające, krzywdzące, ani tym bardziej wymuszające uległość,"potulność", czy inne podobne reakcje u interlokutorów.
    Natomiast intencje Toyaha - autora tekstów nie zawsze są właściwie odczytane, czy myśli przewodnie dostatecznie rozpoznane, przez wybranych czytelników. A to utrudnia, bądź uniemożliwia dialog, czy racjonalną polemikę - wzajemną komunikację. Dlatego może wyzwalać uprzedzenia i wrogość, także nadmiar emocji, zamiast koniecznego szacunku i pogłębionej refleksji.
    Nasza postawa wobec Toyaha i innych interlokutorów chyba jest w uzasadnionych przypadkach odmienna, lecz wymagająca lub powściągliwa.

    OdpowiedzUsuń
  32. @2,718
    Bardzo mi miło, żeś rozpoznał ten trop. Bomba, nie?

    OdpowiedzUsuń
  33. @Toyah,
    to prawda, człowieka dreszcz przechodzi. No mnie przynajmniej.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...