Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matematyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matematyka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 marca 2020

Czy ktoś nas tu chce zrobić "na wnuczka"?


        Plan miałem taki, by dziś wrzucić tu swój najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”, jednak stało się tak, że żona moja wczoraj przełamała się i wyszła z domu, by zrobić zakupy w pobliskim Auchanie, a po powrocie do domu, w stanie ciężkiej depresji spowodowanej tym co tam zobaczyła, podjęła postanowienie, że przez najbliższe dwa tygodnie, zgodnie z zaleceniem ministra Szumowskiego, nie ruszy się z miejsca. Kiedy jakoś doszła do siebie, zajrzała do Internetu, przestudiowała stan wirusa na świecie, no i jak co dzień ostatnio załamała ręce nad biednymi Włochami. W dodatku, nasze dziecko, które szczęśliwie tu z nami mieszka, znalazło w tej samej Sieci relację na żywo z Bergamo, skąd ostatnio zamordowani przez tę zarazę ludzie wywożeni są w wojskowych konwojach, no i w tym momencie padło to pytanie, które, jak się nagle okazuje, na to by zostać zadane czekało długo za długo, a mianowicie, jaka to część włoskiego społeczeństwa padła dotychczas ofiarą owego nieszczęścia.
       Tu muszę na chwilę przerwać swoją opowieść i wprowadzić pewną dygresję. Otóż podczas gdy ja z matematyki zawsze byłem tak ułomny, iż to że z powodu jakichś właśnie ujawnionych braków w wykształceniu, jestem nagle zmuszony do zdawania matury z owego przedmiotu, stanowi mój najstraszniejszy i najczęściej powtarzający się senny koszmar obok dość powszechnie popularnego błąkania się po ulicach w samej tylko kusej koszuli na grzbiecie, żona moja nie dość, że od wczesnych lat dziecięcych z matematyki była mistrzem, to w dodatku takich lewusów matematycznych jak ja, traktuje z zimną i niewzruszoną pogardą.
       I oto, proszę sobie wyobrazić, kiedy dziś zaczęliśmy się użalać na temat tych nieszczęsnych Włoch i moje dziecko znad swojej komórki zapytało, jaki to procent całego społeczeństwa tam już został zarażony, moja żona odpowiedziała w zamyśleniu, że chyba jeszcze nie jest tak najgorzej, bo chyba 10% jeszcze nie przekroczono...
       Wszyscy oczywiście przyjęliśmy to wyliczenie ze smutną zadumą, jednak mijały godziny, a ja wciąż myślałem o tych 10 procentach, drapałem się w moją tępą matematyczną pałę i wreszcie siadłem do kalkulatora, przypomniałem sobie, w jaki sposób się wylicza procenty, zajrzałem do Sieci, sprawdziłem najświeższe włoskie dane, przeprowadziłem odpowiednie obliczenie i proszę sobie wyobrazić, że wyszło mi – zapewniam, że sam parokrotnie wynik sprawdzałem, następnie przekazałem go żonie do sprawdzenia, która również liczyła ów procent kilkukrotnie, zarówno na kalkulatorze, a wreszcie już z czystej desperacji przy pomocy ołówka i kartki – i  wyszło nam wspólnie, że dziś stan epidemii we Włoszech, a więc kraju najbardziej na świecie zakażonym, sprowadza się do 0,07 procenta społeczeństwa. Gdyby ktoś myślał, że ja coś pomyliłem, powtarzam głośno, powoli i wyraźnie: do dziś we Włoszech na spowodowane koronawirusem zapalenie płuc zachorowało siedem setnych społeczeństwa, natomiast cała reszta śpiewa piosenki z balkonów i ma zakaz wychodzenia na ulicę.
       Dlaczego ja piszę o Włoszech, a nie o Polsce? Z dwóch powodów. Przede wszystkim, wedle wszelkich dostępnych danych, to Włochy są dziś krajem dotkniętym przez ów wirus w stopniu najwyższym, więc to na nich powinniśmy patrzeć, skoro jak wiemy należy dmuchać na zimne. Poza tym, ja trochę boję się przedstawiać opinie na temat stanu epidemii w Polsce, bo wiem bardzo dobrze, że wśród nas jest wielu, którzy gotowi są mnie wyśmiać, sugerując, że zakażonych jest znacznie znacznie więcej, tyle że z powodu braku testów i przez typowe dla obecnej władzy nieustanne łgarstwa, wciąż się czujemy w miarę niezagrożeni. No ale skoro już się zająłem Włochami, to wszystkim tym, którzy dziś i Polsce życzą takiego samego rezultatu, by tylko ów koronowirus w końcu zadusił jednocześnie Prezydenta, Rząd i Prezesa – a że tacy są, to wiem z osobistego doświadczenia –  chciałbym przekazać, że wedle tych samych co wcześniej danych, w Polsce zarażona została 0,001 % społeczeństwa, czyli słownie jedna tysięczna.
        A skoro powiedzieliśmy już i to, pragnę dodatkowo wszystkich tych wesołków poinformować, że wedle oficjalnych danych, każdego dnia w Polsce z powodu nowotworów umiera ponad 300 osób, a zatem skoro oni już się aż tak zaangażowali, niech może się bardziej zdadzą na tego raka.
       No ale żeby nie kończyć w tak marnym nastroju, chciałbym zadać pytanie, które mnie jednak z każdą chwilą coraz bardziej gnębi: o co tu do ciężkiej cholery chodzi? Ja wiem, że pierwszą narzucającą się odpowiedzią jest popularne: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze. Mnie to jednak nie zadowala. Ja nadal chcę wiedzieć, o co tu do ciężkiej cholery chodzi. I mam nadzieję, że przynajmniej któryś z Czytelników, zanim jutro znów wyjdę z psem z domu i znów zobaczę, jak Polskę praktycznie zwinięto, mi to zechce wytłumaczyć. A ja, póki co, będę się w dalszym ciągu zajmował czytaniem wierszyków.



Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...