Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luis Abel Delgado. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Luis Abel Delgado. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 marca 2013

Jeszcze raz o szacie z czerwonego jaspisu

Dziś, w ramch uzupełniania przekazu, chciałbym przedstawić tekst, który bliźniaczo z poprzednim zamieściłem w Salonie24. Jeśli i on otrzyma zero komentarzy, oczywiście przeżyję to, natomiast nie jestem pewien, czy się nie zaniepokoję. No ale próbujmy.

Zwykle, jeśli w ogóle biorę to do ręki, to wyłącznie z trzech względów, z których żaden akurat nigdy nie stał u początku owego projektu. Pierwszy to taki, by ten chłopak, czy dziewczyna, którzy z rozdawania tego czegoś żyją, nie musieli marznąć i szybciej mogli wrócić do domu, drugi, to ten, by zmniejszyć liczbę potencjalnych owej agresji ofiar, a trzeci, by mieć tę przyjemność, jaką niezmiennie odczuwam, kiedy wrzucam tę kupę papieru do najbliższego kosza na śmieci. Dziś rano jednak, kiedy wracałem tramwajem z lekcji, rzuciłem okiem na półeczkę, gdzie zwykle są wkładane poszczególne egzemplarze „Metra”, i od razu uderzył mnie wielki tytuł: „Papież marzeń według młodych katolików”. Zobaczyłem ową zapowiedź i w jednej chwili wiedziałem, że z tego tytułu powstaną dwa teksty. Oba napiszę zaraz po powrocie do domu, jeden z nich umieszczę na swoim blogu, a drugi tu, w Salonie24. Oba będą się zaczynały identycznie, niemniej każdy z nich traktować już będzie o czymś zupełnie innym.
O co chodzi? Otóż tytuł, jaki Agora uznała za najlepszy do tego, by przyciągnąć uwagę zdążających z samego rana do pracy Polaków nie jest niczym specjalnym. To jest zaledwie kolejny etap akcji, jaką System uruchomił po zapowiedzi abdykacji Ojca Świętego Bendykta XVI, a którą to akcję z właściwym sobie zapałem podjęli wszyscy, poczynając od lisowego „Newsweeka”, a kończąc na jak najbardziej naszej „Gazetę Polską”. Powiedzmy sobie może, o jakiej akcji mowa. Chodzi mianowicie o to, by ową rezygnację pokazać z jednej strony, jako porażkę współczesnego Kościoła, z drugiej, jako wielką szansę na to, by po odejściu Benedykta, Kościół Katolicki dokonał odpowiedniej ekspiacji za wszystkie krzywdy uczynione postępowi, i wreszcie przyjmie optykę, jaką od lat proponuje mu współczesny świat, a wszystko to podlane najbardziej podłym sosem medialnej sensacji.
Początek, o czym zresztą już tu pisałem, był utrzymany w atmosferze nieukrywanej wściekłości, że oto Benedykt XVI ogłasza abdykację, i to ani nie pytając nikogo o zdanie, ani nie ogłaszając wcześniejszych konsultacji, ani choćby nie zamawiając właściwych sondaży wśród osób wierzących, którzy z całą pewnością liczyli na to, że on im będzie papieżował aż do śmierci. Doszło wręcz do tego, że Agora – ta sama, która dziś, językami wytypowanych przez siebie umyślnych, przedstawia swoje życzenia odnośnie tego, jaki ma być nowy papież – zamówiła nawet specjalne badania, gdzie zapytano Polaków, czy papież miał prawo zrobić to, co zrobił.
Dziś, widząc prawdopodobnie, że to wszystko jest niczym walenie grochem o ścianę i łbem o beton, System zmienił taktykę, przybrał minę poważnego doradcy i zaczął nas pouczać, pokazując jednocześnie, co nam grozi, jeśli z tych dobrych nauk nie zechcemy skorzystać. Przy okazji, przedstawił nam listę najlepszych spośród wszystkich kardynałów, kandydatów, i zachęcił nas, byśmy absolutnie demokratycznie, bez jakichkolwiek nacisków wybrali jednego z nich. I to jest etap, który tak zgrabnie się ujawnił w dzisiejszym wydaniu dziennika „Metro”. Przyłazi więc ta banda wynajętych, deklarujących swoje przywiązanie do Kościoła, przygłupów i mówi, że nowy papież powinien więcej korzystać z Twittera, że powinien być gotów wyjaśnić wszystkie seksualne afery, musi być skromny i mieć dystans do siebie, no i koniecznie musi „mówić wiernym o swoich relacjach z Bogiem”. Tak, zwłaszcza to. Powinien mówić wiernym „o swoich relacjach z Bogiem”.
Jest jeszcze jednak coś więcej na otwierającej dzisiejsze wydanie „Metra” stronie. Otóż mamy piękne zdjęcie siedzącego na kanapie i trzymającego w ręku papieską mitrę człowieka, siedzącego obok na podłodze pieska, a pod spodem podpis: „Kolumbijskiemu krawcowi trafiła się nie lada fucha. 43-letni Luis Abel Delgado z miasta Cali w zachodniej części kraju, wysoko Andach, został wyznaczony przez watykańskich urzędników do uszycia stroju dla nowego papieża”.
A ja już tylko chciałem powiedzieć, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że oni wszyscy są zwyczajnie opętani. Czytam o tym, jak to temu „kolumbijskiemu krawcowi trafiła się nie lada fucha” i dochodzę do wniosku, że te wszystkie nasze nędzne spekulacje odnośnie tego, czy oni są jeszcze tylko głupi, czy może już tylko źli, są funta kłaków warte. Tu nie wchodzi w grę ani jedno ani drugie. Mamy tego krawca w papciach, tę kanapę, obok tę figurkę Matki Boskiej, nawet i tego pieska, grzecznie siedzącego przy jego nogach i ten tekst: „nie lada fucha”. No to jest, stary, kurwa, fucha nie lada! Wyobrażasz sobie, stary, kurwa, ile on za to wziął? I pomyśleć, kurwa, że zwykły krawiec, kurwa.
To nie jest, zło. To nie jest głupota. To jest diabeł w całej okazałości.
Kto miał okazję, zobaczył wczoraj w telewizji tę uroczystość. Mówię o okazji, bo to naprawdę była chwila. Zamknięto te drzwi i nastąpił koniec. Jeszcze wcześniej można było ujrzeć ten biały helikopter, jak odlatywał po raz ostatni. Można było zobaczyć ten helikopter i usłyszeć ów przejmujący krzyk wiernych. I to też była zaledwie chwila. To był moment. Watykan został pusty. I znów ożyje za parę dni. I nit nie wie, kim będzie człowiek, który tam zamieszka. Ani oni, ani my. Jedno jednak wiemy na pewno. On przyjdzie i założy na siebie piękny – on będzie z całą pewnością piękny – strój, który z myślą o Nim i o nas powstaje w dalekiej Kolumbii. W ramach tej fuchy. Fuchy, której charakter w tych durnych pałach się nie jest w stanie zmieścić już nigdy, nawet, kiedy będą już szczęśliwie dla nas zdychać. On się tam nie zmieści dokładnie tak samo, jak nie jest w stanie się tam zmieścić cała prawda o tym, co się stało wczoraj. Kiedy ten helikopter odleciał, a te drzwi się zamknęły.
Już naprawdę na sam koniec chciałbym wrócić do początku tego medialnego spisku. Kiedy oni usłyszeli tę wiadomość i struchleli. Tam oczywiście musiał być i strach i wściekłość, ale oprócz tego jeszcze owo kompletne niezrozumienie. Jak można było tak nagle, ni stąd ni z owąd, bez żadnych nacisków, bez żadnych widocznych interesów, odejść? Wstać i wyjść. I jeszcze przy tym bezczelnie coś tam mruczeć o Duchu Świętym.
Kto wie, czy to nie o to chodziło temu, który w swojej wypowiedzi dla Agory apelował o to, by nowy papież jednak zechciał go informować o swoich sprawach z tym no… jak mu tam? Bogiem. I żeby człowiek w przyszłości nie był tak ordynarnie zaskakiwany.

Przepraszam za to, że nie ma dziś nowego tekstu, ale pewne niespodziewane zdarzenia trochę mnie nadwyrężyły psychicznie i nie bardzo jestem w stanie się skoncentrować na pracy. Mam nadzieję, że spotka mnie z Waszej strony zrozumienie, no i że ten blog wciąż będzie tak jak dotychczas traktowany z życzliwością. Dziękuję.

Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...