środa, 27 grudnia 2023

Gdy zło popadło w obłęd

 

          Proszę mi pozwolić dzisiejszy felieton zacząć od dowcipu; w końcu raz na 15 lat chyba mogę sobie na ów wybryk pozwolić. Otóż przychodzi rabin do księdza i pyta: „Panie ksiądz, czy to prawda, że ten wasz Święty Józef był Żydem? „Prawda” – odpowiada ksiądz. „A czy prawdą jest, że i Matka Boska była Żydówką?” – chce wiedzieć rabin. „No tak, to prawda” – mówi ksiądz. „No to z tego wynika” – mówi na to rabin – „że i Jezus był Żydem. Patrz pan cholera, jakiśmy to interes z rąk wypuścili”.

          Przypomniał mi się ten stary już jak świat żart, kiedy poszedłem sobie dziś do EMPiK-u muzycznie zrealizować swoją świąteczną kartę podarunkową i przechodząc przez dworzec zobaczyłem w kiosku okładkę specjalnego wydania „Tygodnika Powszechnego”. Okładka, jak to ona, kolorowa, błyszcząca, na okładce, jak przystało na specjalne świąteczne wydanie czasopisma przedstawiającego się jako katolickie,  postać Jezusa, przez środek wielki napis „KIM JEST JEZUS”, a na samej górze wyjaśnienie „ŻYD UZDROWICIEL SYN BOGA MESJASZ”. Jeśli ktoś nie wierzy, bardzo proszę:

 


         Pierwsze co mnie tu uderzyło to oczywiście ów Żyd, nie dość że w ogóle, to jeszcze na pierwszym miejscu. Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z instrukcją dla osób faktycznie potrzebujących się dowiedzieć, co to za jeden ten Jezus. No Żyd. Przede wszystkim Żyd, no ale też uzdrowiciel, nauczyciel, Syn Boży, no i ten no... Mesjasz. Też Żyd. Nie Polak, nie Włoch, nie Hiszpan, nie Grek, ale Żyd. Bóg zszedł na Ziemię i stał się Żydem.

         Niesamowite. Popatrzcie państwo tylko, jaki to interes oni z rąk wypuścili.

         Zwróciłem więc uwagę przede wszystkim na ów zestaw przymiotów Jezusa, ale też oczywiście na samo pytanie: „Kim jest Jezus”. Rzecz w tym, że fakt iż za wyjaśnianie nam tej kwestii zabiera się akurat „Tygodnik Powszechny” stanowi ciekawy paradoks. Akurat ja po księdzu Bonieckim i jego owieczkach spodziewałbym się, skoro już się mamy trzymać kwestii teologicznych, odpowiedzi na pytanie, kim jest Szatan, a najlepiej już czegoś spoza tej sceny, czyli na przykład coś na temat życia i twórczości Michała Bajora, czy Jerzego Stuhra, czy nawet niejakiego  Adama Darskiego. Tymczasem, jak widzimy, on nas potrzebuje uświadamiać religijnie i to na poziomie najgłębszym: „Jezus jest Żydem”.

          Z „Tygodnikiem Powszechnym” miałem do czynienia w tym roku dwukrotnie. Pierwszy raz, czytając artykuł nieznanego mi redaktora o tym, że w polskich kościołach rozpanoszyła się ostatnio moda na modlitwę do Michała Archanioła, w której głupi polaczkowie proszą go o to, by „Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą mocą Bożą strącił do piekła amen”. Sam autor tekstu, ale również naczelny Boniecki w swoim wstępniaku, wyjaśniają, że włączanie owej modlitwy do Mszy Świętej jest pozbawione sensu, niepotrzebne, a co gorsza nielegalne, bo liturgia to liturgia i jeśli ktoś tam chce przy niej grzebać, to ewentualnie Szymon Hołownia a nie księża bez odpowiednich koncesji. Drugi raz gdy wziąłem do ręki to coś, to aby przeczytać rozmowę, jaką Redakcja przeprowadziła z, kiedyś jeszcze księdzem, Tomaszem Węcławskim, który któregoś dnia poszedł w tak zwaną „długą”, zmienił nazwisko na Tomasz Polak, ożenił się i obecnie, jako stuprocentowy ateista prowadzi na UAM-ie w Poznaniu coś co się nazywa Pracownią Pytań Granicznych. W swojej, anonsowanej już na tytułowej stronie „Tygodnika” jego zdjęciem – dokładnie tak jak dziś twarzą Jezusa  obszernej wypowiedzi, prof. Polak informuje, że problemem Kościoła nie jest powszechne zepsucie kleru i watykańskiej hierarchii, ale to, że zarówno Jezus jak i całe chrześcijaństwo z samego założenia jest oszustwem. Zdaniem Profesora, chrześcijaństwo – nie jakie znamy, ale w ogóle chrześcijaństwo – skazane jest na ostateczną anihilację, po której nastąpi nowy okres w dziejach świata, okres rozumu, prawdy i powszechnej szczęśliwości. Taka to oto wypowiedź została nam przekazana przez księdza Adama Bonieckiego i jego wierną gromadkę zaledwie parę miesięcy temu.

        Ktoś mnie spyta, po jasną cholerę ja w ogóle aż dwa razy zdecydowałem się wziąć do ręki to dziwne pismo. Otóż w przypadku tekstu o egzorcyzmie Michała Archanioła ograniczyłem się tylko do omówienia tygodnikowych refleksji w Internecie, natomiast gdy chodzi o opętanego księdza, trzeba nam wiedzieć, że mam znajomego, radykalnego wroga Prawa i Sprawiedliwości i wszystkiego co jest z partią tą związane, który wszelką wiedzę na tematy bieżące czerpie z „Gazety Wyborczej”, „Polityki” i z „Tygodnika Powszechnego” właśnie. Podczas ostatniej tam wizyty znajomy mój wspomniał mi o tekście Polaka, tekście niezwykle interesującym, w którym ów rozprawia się ze współczesnym Kościołem i jego kapłanami. Na moją uwagę, że były ksiądz Węcławski jest dziś ateistą i jego krytyka hierarchii jest słabo wiarygodna, znajomy mój zapewnił mnie, że w polecanym wywiadzie nie ma śladu ateizmu, ale wyłącznie bardzo spokojna krytyka pogubionego kleru. Przeczytałem więc podsunięty mi tekst, a tam, jak już wspomniałem, nic poza tym, że Jezus to kłamstwo, a Jego religia musi zdechnąć i to już niedługo. Powiedziałem o tym znajomemu, ale on się tylko nieznacznie zafrasował i powiedział, że nic sobie takiego nie przypomina, więc będzie musiał ów wywiad przeczytać jeszcze raz.

        I to mnie prowadzi do refleksji, do której się przygotowuję już od dłuższego czasu i myślę, że nic nie zaszkodzi, jeśli ją przypnę do dzisiejszego tekstu. Otóż wielu z nas, jak sądzę, obserwując naszą sytuację społeczna i polityczną, stawia sobie dwa podstawowe pytania. Pierwsze z nich to: „Czemu oni to robią?”, a drugie: „Co oni mają w głowach?” W którejś z rozmów z moją córką wyraziłem przekonanie, że dopóki Tusk nie zostanie przyłapany na tym, że gwałci małe dzieci, dla pewnych środowisk pozostanie wiecznym bohaterem. Na to jednak moje dziecko powiedziało, żebym się nie łudził, bo nawet jeśli dojdzie to czegoś aż tak drastycznego, ludzie którzy nienawidzą PiS-u, i tak uznają, że owa informacja nie dotyczyła Tuska, tylko Jarosława Kaczyńskiego, ewentualnie – tu cytat – „tej wiejskiej kurwy” Szydło.

        I z bólem serca muszę swojej córce przyznać rację. Gdy chodzi o tych ludzi, tam już nie ma nic poza czystym obłędem. Obłędem, który przy niesławnym lapsusie Prezesa o tym, że białe jest czarne, a czarne jest białe, brzmi jak najprawdziwsza prawda.  

piątek, 22 grudnia 2023

O Wojnie Ośmiu Serc

 

        Jak część z nas wie, zmarł nam niedawno pies. I choć wszyscy jako tako sobie z jego odejściem poradziliśmy, to wczoraj stało się coś niezwykłego. Siedziałem tu sobie w fotelu, gdy nagle w przedpokoju pojawiła się moja żona, zatrzymała się i zaczęła jakoś tak dziwnie wpatrywać się w punkt za rogiem, a ja sobie od razu pomyślałem, że ona patrzy na psa, zatroskana czy on się aby nie czuje żle. Oto siła przyzwyczajenia. 13 lat nie w kij dmuchał, prawda?

     Z kolei ja od paru dni, gdy siedzę niekiedy bawiąc się telefonem, całkiem odruchowo stukam w ikonkę telewizji TVP Info, tylko po to, by zobaczyć informację, że strona się nie wyświetla. Niekiedy też, podobnie w jakimś zamyśleniu, wybieram na pilocie kanał 15 w telewizorze, i w lekkim zdziwieniu stwierdzam, że przede sobą widzę nie swoją tradycyjną stację, ale coś o nazwie TVP Polonia i wtedy sobie przypominam, że wszystko jest jednak na swoim miejscu, przynajmniej przez kilka ostatnich dni i zapewne przez wiele następnych, diabeł jeden wie, jak długich. I znów czuję ową siłę przyzwyczajenia.

    Sytuacja ta jest oczywiście dość ponura, a skoro tak to stąd do paniki jest już bardzo blisko. Moje dzieci na przykład zastanawiają się ostatnio jak to zrobić, by od tego nieszczęścia nie oszaleć i nie skończyć jak ci wszyscy wariaci, którzy przez ostatnie osiem lat biegali po mieście drąc mordy wrzaskiem „Wypierdalać!”, a jeśli spotykaliśmy ich w sytuacjach codziennych, to od razu mogliśmy się zorientować z kim mamy do czynienia, doświadczając ich nieustannej agresji, wściekłości i chamstwa. I ja oczywiście również staram się znaleźć jakiś bezpieczny azyl od tego co nam zgotował Donald Tusk i jego drużyna i nagle przypominam sobie Polskę sprzed niemal już dwóch lat, kiedy to Rosja zaatakowała Ukrainę, rozpoczął się ów niezwykły exodus, katowicki dworzec zaroił się od tych biednych kobiet i dzieci, a my wszyscy i tu i tam i w całej Polsce i na świecie, ruszyliśmy solidarnie z pomocą. Przypominam sobie tamte miesiące, jak z jednej strony wszyscy gotowi byliśmy przytulić każdą tę kobietę i każde to dziecko do serca, a z drugiej coraz bardziej oczywiste stawało się, że nie ma dziś w świecie większego zła niż putinowska Rosja. Z jednej strony patrzyliśmy z podziwem na ukraińskiego prezydenta, a z drugiej wiedzieliśmy, że cokolwiek się stanie to zarówno sam Putin, jak i cała reszta tej bolszewickiej szajki już do końca swoich dni będą powszechnie traktowani jak przestępcy; że jakkolwiek to nieszczęście się rozwinie, to wszystkie możliwe trybunały już ich ze swoich rąk nie wypuszczą. Że już zawsze cały świat, choćby i zachowując jakieś tam pozory akceptacji, będzie wiedział, że Rosja to zło.

      Dziś, jak wiemy, po naszych marzeniach o wolnej i cywilizowanej Ukrainie niewiele zostało, nawet nasza Iga Świątek zdecydowała się odpiąć od swojej czapeczki niebiesko-żółtą tasiemkę, militarna pomoc ze strony wspierającego Ukrainę świata staje się stopniowo coraz słabsza, a ja sobie myślę, że cokolwiek z tego zostatnie, to najpewniej owa świadomość, że Rosja to zło, Rosjanie to banda zaczadzonych durniów i przestępców, a cała ich historia, cywilizacja i kultura to wyłącznie przemoc i kłamstwo.

        Odruchowo próbuję sobie włączyć w telewizorze moją ulubioną stację TVP Info, w telefonie klikam w ikonkę tvp.info, a tam nic. Zaglądam więc do Polsatu, czy telewizji Republica, dotychczas w moim życiu kompletnie nieobecnych, w internecie wchodzę na stronę i.pl i widzę coś co w podobnej skali mogłem przeżywać chyba tylko w grudniu 1981, te policyjne radiowozy, te barierki, te obstawiające siedziby państwowych mediów kordony, no i wystąpienia triumfującej nowej władzy w Sejmie i w nowych mediach. No i oczywiście nie mogę nie pomyśleć, że mamy drugi stan wojenny, wprawdzie bez czołgów na ulicach, bez godziny policyjnej, bez internowania kolejnych polityków, bez powszechnego strachu że na ulicy podejdzie do nas policjant i da nam po pysku, ale oczywiście jak najbardziej stan wojenny z tym co było w nim być może najgorsze, czyli terrorem emocjonalnym i psychicznym, z ową świadomością, że, jak to pięknie określił jeszcze w roku 1992 niegdysiejszy Jan Maria Rokita, państwo jest w mocy użyć całej swojej siły by wyplenić z politycznego i społecznego życia wszelkie zło i doprowadzić do tego, że w Polsce zapanuje prawdziwy ład i demokracja.

       Mamy więc, i w to nie wątpią ci wszyscy nawet, którzy dziś triumfują i tak bardzo się radują, faktyczną, realną dyktaturę, bezczelne bezprawie i brutalną przemoc. I tego już nic nie zmieni. Już zawsze, jeśli będziemy rozmawiać o rządach Donalda Tuska i jego koalicjantach, o czasach rządów tzw. Koalicji Obywatelskiej z lewackimi przyległościami, owa świadomość pozostanie na zawsze z nami. Tu już nie będzie żadnej dyskusji, żadnej debaty, żadnych odcieni. A jeśli przed naszymi oczami pojawi się sam Donald Tusk, to będziemy w nim widzieć wyłącznie nowego Wojciecha Jaruzelskiego z całym bagażem, który zabrał ze sobą do grobu. I taka będzie powszechna świadomość. I jeszcze jedno, być może najważniejsze, w odróżnieniu od tego co nas tak dręczyło przez wiele wiele lat, nie będziemy mieli najmniejszego powodu, by nie dzielić się tym swoim przekonaniem publicznie.

       I w tym, moim zdaniem, jest moc nie do pogardzenia.



    

czwartek, 21 grudnia 2023

Koalicja Ośmiu Serc na zjeżdżalni

 

      Włączyłem sobie wczoraj na ułamek chwili telewizję TVN24 i tak się złożyło, że zaczynał się właśnie skrót wiadomości. Któryś z pracowników stacji zaczął przekaz w następujący sposób: „Dziś, 20 grudnia 2023 roku skończył się w Polsce hejt. Przed siedzibą TVP pojawili się politycy PiS-u, by bronić tuby propagandowej swojej partii”. Słyszałem to na własne uszy. Tak było. W taki właśnie sposób stacja poinformowała o wydarzeniu dnia. A ja sobie pomyślałem, że tym oto sposobem wspomniane niedawno przez posłankę Leszczynę, z charakterystycznym dla niej wdziękiem, „imparszjaliti” osiągnęło ostateczny triumf.

      Wróciłem do oglądania Polsatu i tam z kolei pokazano mi to co się wydarzyło dokładnie o godzinie 11. TVP Info nadawała swój codzienny program, ludzie w swoich domach siedzieli sobie przed telewizorami i pochłaniali jak co dzień informacje dnia, gdy nagle obraz się najpierw wykrzywił, zamrugał i sygnał zniknął, by w następnym momencie zostać zastąpiony przez program TVP1, i tu znów mogłem podziwiać owo „imparszjaliti” w pełnej krasie.

       Kiedy piszę ten tekst, kończy się ten nieprawdopodobny kompletnie dzień i zachodzę w głowę, co się wydarzy jutro, pojutrze, i w kolejnych dniach, może tygodniach, czy miesiącach. I choć nie przychodzi mi do głowy nic ani szczególnie mądrego, ani choćby oryginalnego, to jedno wiem na pewno. To mianowicie, że coś bardzo podobnego, choć może nie aż o takiej intensywności, miało miejsce już parokrotnie wcześniej. I wbrew pozorom nie chodzi mi o pamiętną noc i poranek 13 grudnia 1981, do czego dziś wszyscy, swoją drogą bardzo słusznie, wracamy, ale o lata znacznie późniejsze. Mam na myśli czerwiec roku 1992 i kolejne miesiące, a później jesień roku 2007, kiedy to po dwóch ciężkich latach koalicyjnych rządów Prawa i Sprawiedliwości, LPR-u i Samoobrony, swoją upiorną twarz pokazała tak zwana „miłość”, by nie dać nam spokoju przez kolejne osiem lat. Od roku 2007, a tym bardziej od niesławnego „Lewego Czerwcowego”, upłynęło wystarczająco dużo czasu, by wielu z nas, zwłaszcza tych, którzy dziś mają 30 czy 40 lat, a niekiedy nawet i więcej, patrząc na to co się właśnie wydarzyło, uznało że oto właśnie skończył się świat jaki znali. A ja piszę ten tekst po tak okropnie długiej przerwie głównie po to, by im powiedzieć – a mam tu również na myśli moje dzieci, które są dziś w autentycznej rozpaczy i takim samym przerażeniu – że nie dzieje się nic aż tak szczególnego, jak im się może wydawać. Oczywiście, tego że w ciągu jednego dnia, bez słowa ostrzeżenia, z minuty na minutę, władza złamała wszelkie możliwe przepisy prawa, włącznie z zapisami Konstytucji, wyłączając ludziom w milionach domów sygnał telewizyjny, wyrokiem reżimowego sądu skazując na wieloletnie więzienie opozycyjnych polityków i wyrzucając z pracy legalnie zatrudnionych ludzi, nie widzieliśmy od czasu Stanu Wojennego, niemniej, jak mówię, ten rodzaj zimnej agresji, przemocy i nienawiści, udekorowanej bezczelnymi frazesami o demokracji, sprawiedliwości, przywracaniu normalności i nowych czasach niepokonanej miłości, mieliśmy okazję obserwować już wcześniej. I choć, jak mówię, intensywność z jaką owa miłość jest egzekwowana robi wrażenie, to jest parę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę i spróbować je docenić.

       Przede wszystkim, póki co nie mamy do czynienia z serią politycznych zabójstw, czego przykłady możemy bez większego wysiłku przywołać z lat 1990. Siła i polityczna pozycja jaką się cieszy dziś Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie wielokrotnie przewyższa to, na co mogliśmy liczyć w latach poprzednich. A samo już to sprawia, że psychiczny i towarzyski terror, jakiemu tylu z nas było poddawanych przez lata, niemal każdego dnia, w domu, w pracy, w szkole i na ulicy, już się nie ma szansy powtórzyć. Mimo ogromnego ciosu, jaki został zadany Polskiej Telewizji, ludzie wciąż mają dostęp do informacji, czy to dzięki mediom społecznym, czy to prasie regionalnej, czy to nawet jakiejś, szczątkowej, bo szczątkowej, ale jednak niezależności Polsatu. No i jeszcze coś. O ile informacyjna siła Telewizji Polskiej w roku 2006 i w latach kolejnych była tak fatalnie słaba, że jej faktyczna utrata po ostatecznej zmianie władzy, nie wywarła na nas większego wrażenia, to dziś miliony Polaków nie pozwolą sobie na to by tak łatwo zapomnieć o tym, czym owa telewizja była dla nich przez osiem minionych lat. I niech źli ludzie się nie łudzą i głupio nie cieszą: to że w protestach, jakie są organizowane w całej Polsce przed lokalnymi siedzibami TVP bierze udział tak mało osób, w żaden sposób nie świadczy o tym, że owe miliony za swoją telewizją nie będą tęsknić tak długo, aż ona do nich prędzej czy później wróci. No i znów, pamiętajmy też, że jest nas osiem, dziesięć, może więcej, a w niedługiej przyszłości kto wie, czy nie jeszcze więcej milionów; ludzi którzy nie zapomną tych lat prawdziwej wolności i dobrego życia i już nigdy nie dadzą się przestraszyć, jak to bywało tyle razy wcześniej.

      I niech się nam też nie wydaje, że na upadek tego zła będziemy musieli czekać choćby ułamek tego czasu, któryśmy już zdążyli parokrotnie przecierpieć. Koalicja ośmiu serduszek zdechnie szybciej niż nam się zdaje.

 


O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...