Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Telok. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Telok. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 czerwca 2018

Telok, czyli przykro mi, ale lipa


       Pewnie część Czytelników zwróciła na to uwagę, ale przypomnę, że oto właśnie na portalu szkolanawigatorow.pl, gdzie  również publikuję swoje teksty zamieściłem notkę, w której oskarżyłem Kornela Morawieckiego, a przy okazji część działaczy tak zwanej “pierwszej Solidarności”, o rozwiązłość i pijaństwo, czyli o grzechy, na które zwracał uwagę prymas Wyszyński jeszcze w latach 50. I na to odezwał się publikujący tam bloger o nicku Telok i ogłosił, że w odpowiedzi na mój tekst, on rezygnuje z daleszej blogerskiej działalności i się z nami żegna. Jeśli jednak ktoś sądzi, że bloger Telok uznał, że poziom jego pisarstwa nagle został tak skompromitowany, że mu sumienie pisać dalej nie pozwala, jest w wielkim błędzie. Otóż jest wręcz odwrotnie. Telok uznał mianowicie, że jemu sumienie nie pozwala, by się udzielać w reprezentowanym przez mnie towarzystwie, no i postanowił się przebranżowić.
      W odpowiedzi z kolei na tekst Teloka, odezwali się inni uczestnicy tej zabawy i zaapelowali do Teloka ogolnym płaczem: „Panie Teloku, nie odchodź”, „Pisz Teloku dalej”, „Bez Ciebie, Teloku, tu będzie pusto” i tak dalej w tym stylu. A ponieważ wśród owych pogrążonych w żałobie czytelników są też i tacy, których dotychczas raczej uważałem za ludzi mniej lub bardziej przytomnych, chciałbym wyrazić zaniepokojenie, że dochodzi do jakiejś bardzo poważnej awarii. Otóż ja owego Teloka znam z dwóch tekstów. Na oba zwróciłem uwagę ze względu na ich tytuły, które mawiązywały do znanych mi filmów, z których jeden, a mianowicie „Nocny Kowboj” wypełnił część mojego dzieciństwa. Nie będę już dłużej zwlekał i przytoczę ów tekst in extenso:
      Szanowna Pani Maryla wymusiła na mnie notkę o tomkach i ta notka spotkała się ze sporym zainteresowaniem. Zasługa autora oczywiście wielka nie była, bo tomki i Szklarski, dla pewnego pokolenia, to temat młodzieńczych przygód związanych z wertowaniem atlasów i odkrywaniem egzotycznego świata.
       W tej notce chciałem słów kilka napisać o książce, która mną wstrząsnęła, czyli tytułowym „Nocnym kowboju”. Autorem tej książki był James Leo Herlihy i jego minimalistyczny biogram na Wiki tłumaczy nam sporo z tego, co jest w tej książce.
       Trzeba oczywiście zauważyć, że książka została sfilmowana i to jak. Nocny kowboj z Filmweb. Nawet nie wiedziałem, że film jest z roku 1969.
       No i po tym nieco długim wstępie przystąpię do pisania zasadniczego tekstu.
       Chyba jeszcze nie, bo muszę nieco napisać o moim wykształceniu, które spowodowało taki, a nie inny odbiór tej książki.
       Mam wyksztalcenie techniczne, jeśli chodzi o szkołę średnią (technikum dla młodych może brzmieć tajemniczo, ale były takie całkiem przyzwoite szkoły). Na studiach, które praktykowałem u „Pstrowskiego”, czyli Politechnice Śląskiej trafiłem już na SPR (studenckie praktyki robotnicze) na ekipę, która była po liceach i oni ciągle gadali o jakichś książkach, o których ja nawet nie słyszałem.
       No i był też ten kowboj. Ja wcześniej film widziałem i nawet mi się spodobał, z jakiego powodu to nie pamiętam. Może tata Angeliny J. tak na mnie zadziałał? No, ale wracając do tematu.
       Już nie pamiętam, jak wszedłem w posiadanie tej książki, ale pamiętam traumatyczne wrażenia przy jej czytaniu. Ponieważ byliśmy młodzi i otwarci na nowe doświadczenia, nie byliśmy świadomi trucizny, jaką ta książka i film serwują odbiorcom. W zadymiony pokoju, przy winie, dyskutowaliśmy z pięknymi dziewczynami o samotności głównego bohatera. Jakoś umykała nam kompletna amoralność tej książki i nieludzkie wykoślawienie jej głównych bohaterów. Co osobliwe, to aktor, który grał głównego bohatera książki, czyli Jon Voight, w życiu prywatnym bardzo był podobny do kreowanej w tym filmie postaci Joe Buck’a”.
      Nie będę komentował poziomu tego czegoś, bo nie jestem w posiadaniu tego rodzaju bezwstydu, natomiast przykro mi bardzo, ale obawiam się, że część z Czytelników nawet teraz nie wie, o co mi dziś chodzi, zwłaszcza jeśli zauważymy, że owa notka zdobyła na naszym portalu ponad tysiąc odsłon i ponad 40 komentarzy. A w tej sytuacji chciałem tylko powiedzieć, że kiedy autor wyżej zacytowanego tekstu nagle oświadcza, że on w proteście przeciwko innemu tekstowi decyduje się zaprzestać literackiej działalności, to ja nie znam innej reakcji, jak skinienie z aprobatą głową. Natomiast kiedy czytam komentarze pod deklaracją autora zacytowanego wyżej tekstu – tak naprawdę, obojętnie jakiej treści deklaracją – błagające to nieszczęście, by zechciało z nami zostać, a tekst owej deklaracji nagle uzyskuje ponad 4 tysiące odsłon i tym samym staje się jednym z najbardziej popularnych tekstów, jaki ukazał się w tych dniach na, było nie było poważnym, portalu szkolanawigatorow.pl, to się zwyczajnie dziwię. Dziwię bardzo. I to dziwię się tak bardzo, że autentycznie walczę z pragnieniem, by nie pójść w ślady bohatera wspomnianej notki, blogera Teloka.

Póki co, książki są tam gdzie zawsze, czyli w sklepie Foto-Mag w Warszawie, w księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl no i częściowo też u mnie pod adresem k.osiejuk@gmail.com.


Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...