Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skarb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skarb. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 listopada 2016

O tym jak organista Gruber i ksiądz Mohr zwiastowali narodzenie Gwiazdora

      Niedawno wspominałem tu swój dawny tekst, w pewnej swojej części dotyczący tego, co przywykliśmy określać słowem „Glamour”, i tak jak to się zwykle w tego typu sytuacjach dzieje, zostałem zarzucony uwagami w rodzaju: „Że też Ci się chce zajmować takimi idiotyzmami?” Oczywiście, ja bym autorów tego typu komentarzy najchętniej z tego bloga wyrzucał, ale ponieważ mam dobre serce, jakoś ich toleruję, a jakby tego było mało, postanowiłem im specjalnie zadedykować dzisiejszą notkę.
      Otóż, jak pewnie część z nas zauważyła, skutkiem pewnej charakterystycznej dla tego typu środowisk dezynwoltury, redakcja magazynu „Skarb”, wydawanego przez niemiecką sieć drogeryjną „Rossmann”, zmuszona została do przemielenia całego nakładu, z jednoczesnym wyrzuceniem na zbity pysk redaktorki naczelnej Agaty Młynarskiej i w pewnym sensie rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Ponieważ ów magazyn wciskany jest za darmo przy kasie wszystkim klientom „Rossmanna”, siłą rzeczy jego najnowsze, świąteczne wydanie trafiło i pod naszą strzechę, a ja nie mogę się powstrzymać, by napisać w tym temacie kilka słów. Otóż, co stwierdzam z autentyczną satysfakcją, numer z atakiem na program 500+ dokonał u Niemców takiego spustoszenia moralnego, że to co zostało z tego projektu, to już tylko ten błyszczący papier i ów wysiłek by go zadrukować czymkolwiek, z granicą wyznaczoną przez to, co się jest w stanie urodzić w przeciętnym niemieckim łbie, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie, którego się nie spodziewało. Aktualny numer „Skarbu” jest numerem specjalnym, bo świątecznym, co zostaje zapowiedziane już we wstępniaku w następujących słowach: „CICHA NOC. Niedługo minie dwieście lat, gdy w maleńkiej wiosce Oberndorf w zaśnieżonych Alpach narodził się Jezus”… Ups! Przepraszam, poniosło mnie. O Jezusie akurat tam mowy nie ma. Ten tekst leci inaczej: „Niedługo minie dwieście lat, gdy w maleńkiej wiosce Oberndorf w zaśnieżonych Alpach po raz pierwszy zabrzmiała kolęda ‘Cicha noc’. Organista Franz Xaver Gruber oraz ksiądz poeta Joseph Mohr śpiewali o pokoju, miłości, Świętej Rodzinie, Dzieciątku i Pannie uśmiechniętej”, a pokój, miłość, telewizja TVN i Jerzy Owsiak pozostają leitmotivem całego wydania. W roli wodzirejów obsadzone zostały trzy osoby, a mianowicie modelka Katarzyna Sokołowska, aktor i tancerz Kuba Wesołowski, oraz siostrzeniec kucharki Magdy Gessler Mateusz Gessler. Ktoś być może będzie ciekawy, co ci państwo mają wspólnego z miłością, a ja już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż sieć „Rossmann” wraz z fundacją „Nie jesteś sam” zainicjowały dobroczynny projekt polegający na handlowaniu pluszowymi misiami, z czego dochód ma być oczywiście przeznaczony na pomoc chorym dzieciom, a wspomniane gwiazdy zgodziły się wystąpić jako naganiacze. Proszę popatrzeć, na jakim poziomie się poruszamy. Mówi Kasia:
      „Łączą nas misie, ale ponad nimi jest nadrzędny cel, w którym kryje się myśl, że warto pomagać. Do tego wykorzystujemy nasz wizerunek. Nasza rozpoznawalność, nasz przykład, mam nadzieję, zachęca innych do włączenia się w akcję”.
      Na to Mateusz:
      „I dobroć”.
      Co znaczy być dobrym człowiekiem? – pyta herr Rossmann, a wyjaśnia Kuba:
      „Moim zdaniem to człowiek bezinteresowny, który nie pyta: za ile, lecz gdy trzeba, dużo z siebie daje”.
     „Dobry to znaczy pomocny i świadomy tego, co robi […] ktoś, kto rozumie potrzeby innych. Zresztą pod tym określeniem kryje się wiele cech charakteru, ale najważniejsze chyba są empatia, wrażliwość na drugiego człowieka”, uzupełnia Kasia.
     Kuba:
     „Pomaganie jest formą egoizmu. Robimy to dla innych, ale też dla siebie. Dzięki temu we własnych oczach stajemy się lepsi. Taka satysfakcja to nic zdrożnego”.
    „To taki zdrowy egoizm, pożyteczny, którego punktem wyjścia jest właśnie empatia”, dodaje Kasia.
    Mateusz, jak się okazuje, też przeżywa zdrowy egoizm:
    „Wieczorem, kiedy kładę się spać i podsumowuję dzień, to fajnie się czuję, że mogłem komuś pomóc”.
    Świetnie rozumie to Kuba:
    „Ale przyznasz, że fajnym momentem jest, gdy ktoś się do ciebie uśmiecha, jakieś dziecko, któremu mama powiedziała: ‘To jest ten pan, który dał ci to drogie lekarstwo, bo dzięki niemu szpital mógł je dla ciebie kupić”.
    Żeby nie było zbyt głupio, kolej na Kasię i jej bardziej już pogłębioną refleksję:
    „Od lat obserwuję, że marzeniem wielu dzieci, zarówno zdrowych, jak i chorych, jest udział w pokazie mody, wyjście na wybieg, oklaski. Widzę uśmiechnięte buźki tych dzieciaków, ich emocje, gdy idą po wybiegu, zapominając o swojej chorobie, a mnie cieszy, że na chwilę mogę im dać pozory normalnego życia […] A obdarowany tym misiem dostaje przesłanie, że to nie jest zwykła zabawka, tylko taki pluszak, który istnieje w imię dobrego celu”.
     Wreszcie pojawia się też motyw Bożego Narodzenia i Wigilii. Mówi Mateusz:
     „Nie stawiałem talerza dla wędrowca, ale kiedyś w Wigilię oddałem sąsiadowi sól, bo mu zabrakło do łazanek. To tak, jakbym obdarował przypadkowego gościa, prawda?
     Kuba:
     „A my pożyczyliśmy jednej pani nici. Mija rok i jeszcze nam nie oddała”.
     I tak sobie gawędzą nasi dobroczyńcy. A ja sobie myślę, że jeśli to coś odzwierciedla jakąś tendencję, to przed nami piękna przyszłość. Nie ma bowiem takiej możliwości, żeby wśród tych 800 tysięcy klientów Rossmanna, którzy dostali szansę zapoznania się z ową eksplozją skretynienia i z niej w ogóle skorzystali, znalazło się choćby dziesięciu, których to coś poruszyło w sposób inny, niż ten, który ja tu dziś prezentuję. A skoro tak, to ta hucpa musi się skończyć i to skończyć fajerwerkami, jakich świat nie widział. Już słyszę ten huk.

Już jutro we Wrocławiu rozpoczynają się targi książki. Coryllus tradycyjnie ma oko na interes od samego początku, a ja się pojawię na miejscu w sobotę i zostanę już do końca. Wrocław, Hala Ludowa, stoisko nr 95. Szczerze polecam.
    

      

poniedziałek, 31 października 2016

Ratunku, biją Niemców!

              Kiedy byłem dzieckiem, a więc w samym środku najbardziej siermiężnego PRL-u – choć później przez pewien czas jak najbardziej też – w mojej okolicy były trzy prywatne sklepy. Pierwszym z nich był narożny spożywczo-warzywny sklep pod powszechnie używaną nazwą „U Kulawego”, którego właścicielem, jak się należy domyślać, był człowiek kulawy. Drugim sklepem była piekarnia, sprzedająca najlepszy na świecie chleb, oraz popularnie określana nazwą „U Żyda”, której to nazwy wyjaśniać z pewnością nie mam potrzeby. Wreszcie mieliśmy też tu niedaleko maleńką drogerię o nazwie „Drogeria”, z której pasjami korzystała moja mama. Dziś na miejscu Kulawego jest oddział Getin Banku, Żyd umarł i tam gdzie kiedyś była piekarnia znajduje się sklep „Żabka”, natomiast tamta drogeria, co z mojego punktu widzenia, stanowi cud prawdziwy, wciąż istnieje i niezależnie od tego, czy z jej oferty stale korzystają dwie, pięć, czy dwadzieścia osób, to co poraża, to oczywiście owa determinacja, dla opisania której ja akurat nie potrafię znaleźć słów.
      A zatem wpadam tam wciąż na ową „Drogerię”, która sobie tam stoi bez powodu i bez celu i świadczy wyłącznie o czymś, czego nie można ani opisać, ani nawet precyzyjnie nazwać, natomiast ogromna większość z nas i tak korzysta wyłącznie z usług niemieckiej sieci Rossmann i jej sklepów, których tu w okolicy mamy całe mnóstwo, a za ów przejaw lojalności nagradzana jest nie tylko niskimi cenami, ale i darmowym kolorowym magazynem pod szalenie adekwatną nazwą „Skarb”. Zwracałem już tu uwagę na owo czasopismo przy okazji wywiadu, jaki został tam zamieszczony z seksuologiem, niejakim Dulko, a który objaśniał klientom Rossmanna, że wbrew powszechnemu przekonaniu, nie istnieją zaledwie dwie płcie, a więc kobieta i mężczyzna, lecz siedem tak zwanych „tożsamości płciowych” plus pięć „orientacji”, co daje ogólnie licząc 35 różnorodnych kombinacji i co w konsekwencji tworzy „całą paletę barw, wręcz Niagarę erotyki”.  Dziś na temat zarówno sieci drogeryjnej Rossmann, ale też na temat samego magazynu o nazwie „Skarb”, wiem znacznie więcej, w tym również na przykład i to, że ów „Skarb” to czasopismo o nakładzie przewyższającym wszystko, co się dziś w Polsce ukazuje na papierze, a sięgającym 800 tysięcy egzemplarzy, w dodatku przez to, że jest rozdawane za darmo, rozchodzące się praktycznie bez zwrotów.
      Jak to się stało, że moja wiedza na temat samego Rossmanna, jak i uprawianej przez ową sieć propagandy, aż tak się poprawiła? Otóż poszło o to, że oni w pewnym momencie postanowili, że już nie będą się skupiali tylko na wspomnianej „Niagarze erotyki”, ale pójdą o krok dalej i zajmą się już bezpośrednio polityką, a ową aktywność zainaugurują dwoma tekstami na temat rządowego programu 500+, w których, mówiąc bardzo ogólnie zwrócą uwagę na to, że ów program to zwykłe oszustwo. Do roboty tej niemieccy właściciele Rossmanna wynajęli naturalnie naczelną „Skarbu”, Agatę Młynarską, która, między innymi Hannie Bakule, znanej ostatnio dość szeroko z refleksji o „kalekach, bękartach i dzieciach z wadami”, zleciła co było do zlecenia, i w interesie zrobił się nieoczekiwany ruch. Czego bowiem Niemcy w swojej pewności siebie nie przewidzieli, to to, że, o ile Polki, którym rząd Beaty Szydło daje po 500 zł. miesięcznie od dziecka, są w stanie tolerować jakieś idiotyzmy na temat siedmiu płci, to już nie bardzo potrafią znieść zarzutu, że one swoje pięć stów wydają na wódę, i zrobiła się afera na tyle duża, że właściciel Rossmanna, Dirk Rossmann, całość nakładu wspomnianego wydania „Skarbu” postanowił skierować na przemiał, a sam wszystkiego się wyparł, całą winę zrzucając na Młynarską i zapewniając, że „sieć drogeryjna Rossmann nie chce angażować się w dyskusje polityczne czy ideologiczne, tylko prezentować teksty w sposób obiektywny i wyważony”, a jemu osobiście jest bardzo przykro z powodu tego co się stało.
      I w momencie, gdzie można by było naszą opowieść skończyć, pojawia się coś, co w sposób wybitny potwierdza słuszność zasady, że prawdziwy news to news dotyczący tego, co się dzieje po. Oto w odpowiedzi na oświadczenie Rossmanna, rezygnację z funkcji naczelnego „Skarbu” złożyła Młynarska, a do rezygnacji dołączyła oświadczenie, w którym czytamy:
     „Artykuły na temat rządowego programu 500+ były napisane specjalnie na zamówienie Rossmanna, a ich ostateczna treść była zaaprobowana przed drukiem przez jego przedstawicieli. Taka procedura przygotowywania tekstów została ustalona przez Redakcję z Rossmannem i miała zapewnić jak najlepszą i najrzetelniejszą współpracę pomiędzy nami i naszym Klientem”.
      Ktoś powie, że to co dziś mówi Młynarska, nie ma najmniejszego znaczenia, bo przede wszystkim ona jest w sposób zupełnie oczywisty słabo przytomna, a poza tym musi się przecież jakoś bronić. Otóż ja się z taką opinią zasadniczo nie zgadzam. Młynarska może i ma pomieszane w głowie, ale głupia nie jest, a zatem ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że tam wszystko odbyło się zgodnie z umową. A więc, przygotowując kolejny numer „Skarbu”, Młynarska działała zgodnie z dyspozycją swoich szefów, a tekst Bakuły został przed publikacją zaakceptowany przez, jak ich nazywa Młynarska, „przedstawicieli Rossmanna”. Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że Rossmann, realizując politykę niemieckiego państwa wobec polskiego rządu, postanowił wykorzystać 800 tys. nakładu owego gówna i napuścić Bogu ducha winnych ludzi na PiS, tyle że się fatalnie przeliczył, natomiast Agata Młynarska to zaledwie nędzny odprysk owej ponurej historii, którego nie ma nawet co żałować, ani nawet szczególnie mocno wspominać.
      Co się zatem liczy? Otóż moim zdaniem liczy się to, że niemiecka firma Dirk Rossmann GmbH, która, jak wiele na to wskazuje, stanowiła dotychczas niemal szpicę propagandowego ataku na naszą polską świadomość i kulturę, w starciu z „Dobrą Zmianą” doświadczyła bardzo ciężkiej porażki. Przepraszam bardzo, ale 800 tys. przemielonego nakładu czegoś takiego jak ów „Skarb” to nie żarty. Agata Młynarska na bruku to też nie żart. Oficjalna deklaracja sieci drogerii Rossmann, że oni już będą grzeczni to również w żaden sposób nie żart.
      Jak nam wiadomo, jest całe mnóstwo powodów, byśmy się martwili tym, co się dziś dzieje w Polsce, no a przede wszystkim tym, w jaki sposób się kształtuje nasza bliższa i dalsza przyszłość. Reakcja niemieckiej sieci Rossmann na naszą uniesioną brew świadczy o tym, że wcale nie musi być aż tak źle, jak się nam niekiedy wydaje. A fakt, że tu tak bardzo niedaleko wciąż jest otwarta niegdysiejsza „Drogeria” niech świadczy o tym, że każda dobra zmiana zasadza się na pamięci, która nie umiera.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki. Polecam z czystym sercem.
     


piątek, 2 stycznia 2015

Czy w tym roku WOŚP będzie licytował maski gazowe z lateksu?

Ponieważ w naszej rodzinie trzy osoby na pięć to dziewczyny, znaczna część miesięcznego budżetu zostawiana jest w sklepie o nazwie Rossmann. Oczywiście, gdyby nas było tylko dwoje, a więc ja, mój syn, a do tego nawet jeszcze pies, w Rossmannie byśmy od czasu do czasu też kupowali, choćby po to, by się zaopatrzyć w krem do golenia, tanie wino i puszki z psim żarciem, no ale to by pewnie było wszystko, no a przede wszystkim nie walały by się nam po mieszkaniu kolejne wydania magazynu „Skarb”, który Rossmann rozdaje za darmo.
Co to za pismo ten cały „Skarb”? Otóż jest to zwykły kolorowy magazyn, taki jakich wiele, a więc z prawdziwym redaktorem naczelnym, którym w tym wypadku jest Agata Młynarska, szeregiem dziennikarzy, którzy głównie przeprowadzają wywiady z takimi celebrytami, jak piosenkarka Wyszkoni, aktor Linda, „trenerka i motywatorka” Chodakowska, działacz charytatywny Owsiak, gwiazdor telewizyjny Prokop, „certyfikowany psychoterapeuta i coach” Benedykt Krzysztof Peczko, czy seksuolog Dulko, no i oczywiście odpowiednio spreparowanymi listami do redakcji, z tą tylko może różnicą, że połowa numeru to reklamy i to reklamy wyłącznie jednej oferty, no i że pismo jest ułożone w taki sposób, że tam dosłownie wszystko jest naprawdę interesujące. Naprawdę. Ów „Skarb” czyta się od deski do deski, bez jednej chwili oddechu. Tam nie ma żadnego filozofowania, żadnego mądrzenia się, słowa są najprostsze, zdania krótkie, zdjęcia duże i kolorowe, a tytuły nie pozostawiają miejsca na domysły: „Wróżbici – dlaczego tak im ufamy?”, „Marzenia się spełniają”, „Płaczę na osobności”, „Prawdziwe życie jest gdzie indziej”, „Nie cierpię haseł typu schudnij”, „Nie jestem filantropem ani Judymem”, czy wreszcie „Homo? Skąd to wiadomo?”.
Nie czytam magazynu „Skarb”, a to że dziś tak dużo mam na jego temat do powiedzenia, jest zasługa mojej starszej córki, która przeczytała ostatni tekst z przedstawionej wyżej listy i była tak oburzona, że musiała się swoimi refleksjami ze mną podzielić. O co chodzi ogólnie? Otóż w tekście o „homo”, seksuolog Dulko wyjaśnia, że nie ma dwóch płci, męskiej i żeńskiej, lecz aż siedem, czyli, poza tymi dwiema, jeszcze nieokreślona, transwestyczna, czyli „kiedy człowiek przez kilkadziesiąt sekund, na przykład podczas przeżywania orgazmu, doznaje wrażenia, że należy do innej płci chwilę ma wrażenie, że należy do innej płci, niż jego metrykana”, transgenderyczna, kiedy człowiek jednego dnia jest mężczyzną, a drugiego kobietą, transseksualna (z opisu wynika, że może chodzić o posłankę Annę Grodzką), lub wreszcie androgyniczna, czyli „i męska i kobieca jednocześnie”. Ale to nie wszystko, bo zdaniem Dulki, obok płci jest też jeszcze tak zwana „tożsamość seksualna”, a tych jest pięć, a mianowicie heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, autoerotyczna i aseksualna.
Siedem tożsamości płciowych i pięć orientacji daje w sumie 35 możliwości kombinacji, a nie tylko dwie, a w porywach trzy”, zauważa sprytnie dziennikarka Rossmanna, na co Dulko odpowiada: „To cała paleta barw, powiedziałbym, że wręcz Niagara erotyki. Moja refleksja na ten temat jest taka: natura, ewolucja czy Stwórca w swoim zamyśle kreacyjnym dopuścili istnienie tej różnorodności. Tylko my, ludzie, w myśleniu o tym mamy problemy”.
W tym momencie nie dziwimy się już, kiedy Dulko wygłasza kolejną naukę: „Specjaliści uważają, że orientacja seksualna nie może być przedmiotem świadomego wyboru i nie podlega zmianie, a homoseksualizm nie jest chorobą, zaburzeniem psychicznym, czy problemem emocjonalnym. Tzw. terapia reparatywna (konwersyjna) to technika mająca na celu zmianę orientacji na heteroseksualną. W Polsce można się jej poddać, jest długa i kosztowna. W dodatku część pacjentów trafia później do seksuologów. Polscy specjaliści (m.in. prof. Zbigniew Lew-Starowicz, prof. Zbigniewi Izdebski oraz dr Andrzej Depko) wielokrotnie wyrażali się bardzo krytycznie wobec działalności takich ośrodków w naszym kraju”. A nam nie pozostaje więc nic innego, jak zwrócić uwagę na owego Depko i zajrzeć do „Gazety Wyborczej”, a dokładniej do jej dodatku o nazwie „Duży Format”, gdzie znajdujemy fantastyczny wręcz reportaż autorstwa człowieka o nazwisku Tomasz Kwaśniewski, na temat pewnej warszawskiej sado-masochistycznej rodziny w składzie mama, tata i dwunastoletni syn. Wprawdzie z tego co czytamy wynika, że choć mama i tata swoją pasję traktują jak najbardziej poważnie, do tego stopnia poważnie, że całe mieszkanie urządzone jest tak, by oni mieli stały i odpowiednio wygodny dostęp do różnego rodzaju narzędzi tortur, a więc wszędzie wiszą te haki, łańcuchy, pejcze i diabli wiedzą co jeszcze, na ścianach są zdjęcia mamy i taty podczas kolejnych sesji, to ich dziecko póki co nie wykazuje zainteresowania ofertą i nie bierze udziału w erotycznych zabawach rodziców. Oni nawet go przywiązywali do tych haków i pokazywali mu, na czym to wszystko polega. Jemu jednak się nie spodobało to że go bolało, a oni nie naciskali. A więc dziś dziecko się skupia wyłącznie na kolekcjonowaniu masek gazowych, których z tytułu zaoszczędzonych pieniędzy, ma już wcale duża kolekcję.
Reportaż w „Dużym Formacie” jest bardzo długi i pozbawiony jakichkolwiek ambicji cenzorskich, a więc tam jest wszystko w full kolorze, pełnym zbliżeniu i w maksymalnie realistycznym opisie. Jak kto chce, proszę bardzo:http://wyborcza.pl/duzyformat/1,142473,17194082,Z_mama_bawimy_sie_w_sado_maso.html, ale jeśli mam coś polecać, to wyłącznie ten adres, a zwłaszcza jego początek: wyborcza.pl. Inteligentnemu czytelnikowi to w pełni wystarczy. Kasia i Marcin, bo tak ci państwo są przedstawieni, opowiadają, jak to się wszystko zaczęło, jak rozwijało i w jaki sposób oni sobie to sado-masochistyczne gniazdko organizują, Tomasz Kwaśniewski bez skrępowania pyta, a oni najbardziej wyczerpująco i bez najmniejszego skrepowania na wszystkie pytania odpowiadają. No i co ważne, nie ma miejsca na jakiekolwiek oceny. Czyste, obiektywne dziennikarstwo.
No i dopiero wtedy, gdy usłyszeliśmy wszystko co chcieliśmy, czego nie chcieliśmy, a mogliśmy usłyszeć, na scenę wchodzi zaproszony przez red. Kwasniewskiego, a przeze mnie wcześniej zapowiadany, doktor Depko i najpierw wyjaśnia, że czerpanie przyjemności z bólu jest czymś jak najbardziej naturalnym ze względu na fakt, że „cytoarchitektonika mózgu u niektórych osób lokuje ośrodek przyjemności seksualnej blisko ośrodka bólu”, w związku z czym dochodzi do „czegoś w rodzaju iskrzenia na synapsach”, by dalej już stwierdzić, co następuje:
Jeżeli mamy dwoje albo więcej ludzi, którzy podejmują dowolne zachowania seksualne, ale robią to dobrowolnie, z potrzeby szukania przyjemności i obopólnej satysfakcji, nie szkodząc innym, i nie podejmują tych zachowań pod wpływem emocjonalnego szantażu, lęku, że mnie ktoś zostawi, to wszystko jest w porządku […]. To fajnie, że oni robią to, co robią, że są szczęśliwi”.
A zatem, oto ściana, a na niej obraz, wobec którego stoimy u progu roku 2015: Dulko i Depko, siedem tożsamości płciowych, pięć tożsamości seksualnych, 35 możliwości kombinacji, Niagara erotyki, Agata Młynarska, Bogusław Linda. Anna Chodakowska, Marcin Prokop, Anna Wyszkoni, Jerzy Owsiak, Kasia, Marcin, ich dwunastoletni synek Wiktor i ich mieszkanie na warszawskim osiedlu, Tomasz Kwaśniewski, sieć Rossmann, bezpłatny magazyn „Skarb”, Agora, „Duży Format”… no i to wciąż tak strasznie palące nas wspomnienie o 16-letnim Sebastianie, który niemal równo rok temu powiesił się na oczach pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Suwałkach, po tym, jak jego matkę pozbawiono praw do opieki nad dziećmi.

Przypominam, że w księgarni pod adresem www.coryllus.pl można kupic moją nową książkę o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji. Jeśli ktoś powie, że jej można używać jak amuletu, nie będę protestował.

Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...