piątek, 21 października 2011

Parę konstruktywnych propozycji na kolejną kampanię

Opowiadał mi kiedyś pewien mój kolega – kolega bardzo dobrze obeznany z zasadami obowiązującymi w przestrzeni medialno-rozrywkowej – że wszelkie telewizyjne produkcje, typu „Masz talent”, „Top Model”, czy „You Can Dance” zorganizowane są nie na takiej zasadzie, że szuka się najlepszego z dobrych, ale że głównym celem jest zaplanowanie tej godziny czy dwóch w taki sposób, by osiągnięty wynik spowodował wzrost liczby oglądających przy następnej okazji. W związku z tym, bardzo często się zdarza, że decyzją jury, owszem, od czasu do czasu do następnej rundy przejdzie ktoś bardziej wybitny, tyle że o tym awansie nie decyduje sama tylko wybitność. A to z tej prostej mianowicie przyczyny, że sama wybitność w dzisiejszych czasach nikomu nie jest do niczego potrzebna. Z punktu widzenia tak zwanej „oglądalności”, wybitność ma znaczenie drugorzędne. A niewykluczone, że i trzeciorzędne. To co się liczy przede wszystkim, to kolor i ten jeden wyraźny przekaz. Że jest fajnie.
To stąd właśnie, od czasu do czasu dochodzi do sytuacji, kiedy wykonawca naprawdę zdolny przegrywa z jakimś nieudacznikiem czy nudziarzem, bo okazało się że nieudacznik i nudziarz, decyzją specjalistów od wspomnianej „oglądalności”, daje większe szanse na przyciągnięcie publiczności, choćby przez to, że wieść pojdzie po całej Polsce, że oto wydarzył się skandal, bo jakaś oferma doszła do finału. Lub, na przykład, że skandalu wcale nie było, ale za to ta biedna dziewczyna, która była tak okropnie beznadziejna, ale za to tak pięknie się pobeczała, otrzymała swoją drugą szansę i może tym razem pójdzie jej lepiej. Dobór uczestników kolejnych etapów owych konkursów może też w ogóle pomijać ocenę merytoryczną, a więc to, czy ktoś był dobry, czy nie. Może się okazać, jak twierdzi mój znajomy, że jedynym kryterium jest zaledwie to czy ktoś się dobrze komponuje na niebieskim tle, lub – i to jest tak zwany czynnik ludzki – czy jest gruby, czy chudy, stary czy młody, ładny lub brzydki, bo skoro mamy już dwóch grubych, to niech teraz będzie jeden chudy i jeden brzydki, żeby Kuba Wojewódzki mógł jakoś tę brzydotę paskudnie skomentować i wywołać tym komentarzem powszechny szok. A zatem, tak czy inaczej, podstawowym kryterium jest to, czy uda się stworzyć show, który przy następnej okazji zwiększy liczbę widzów, a więc zapewni wzrost realnych dochodów firmy. Pod jakimkolwiek pretekstem.
Przypomniałem sobie o tym wszystkim niedawno przy okazji dyskusji na temat roli Tomasza Terlikowskiego, jaką pełni on w publicznej ofercie polskich mediów mainstreamowych, eksponując się tam jako tak zwany „Talib”. Teza moja była taka, że media zapraszają Terlikowskiego do udziału w swoich programach kierując się wyłącznie jedną intencją – że Terlikowski zagwarantuje publiczności odpowiednią porcję emocji na najniższym poziomie. On przyjdzie, powie coś, z punktu widzenia popularnych oczekiwań, szokującego, choć jednocześnie jak najbardziej standardowego, i w ten sposób, z jednej strony, uda się zachować umysłowe status quo społeczeństwa, a z drugiej, stworzy wrażenie jakiejś niby debaty. To zresztą jest zjawisko, które możemy zaobserwować nie tylko w przypadku Terlikowskiego, ale niemal na każdym innym przykładzie. Właściciele mediów stworzyli dla siebie pewien typ oferty i ostatnią rzeczą, na jakiej przy tej okazji im zależało, była jej jakość i poziom merytoryczny. Od początku do końca, jedynym praktycznie celem było to, by się na tym dało zarobić.
Pamiętamy być może scenę z filmu „Rejs”, kiedy to Zdzisław Maklakiewicz mówi, że on lubi tylko te piosenki, które już zna. A ja uważam, że to jest myśl wręcz podstawowa dla zrozumienia systemu w jakim operują polskie media. One doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to co przed wielu już laty powiedział Maklakiewicz to standard. Przeciętny człowiek nie potrzebuje żadnych niespodzianek. On chce dostać dokładnie to na co czekał, a więc rolą mediów jest najpierw sprawić, by czekał na to, na co ma czekać, następnie sprawdzić, czy faktycznie czeka na to, na co czekać ma, i wreszcie mu to dać. Jak idzie o Terlikowskiego, wykształcony odbiorca TVN24 przygląda się bieżącym wydarzeniom, słyszy, że do Sejmu dostał się jeden homoseksualista i jeden transwestyta i myśli: „Ho, ho! Ciekawe co ma na ten temat do powiedzenia ten talib Terlikowski” i nie mija pół dnia, jak przed kamerą zasiada Terlikowski i mówi dokładnie to, czego wykształcony obywatel po nim oczekuje, a więc że pederastów i transwestytów trzeba leczyć. I dalej wszystko już idzie z górki. Terlikowski wraca do domu, zadowolony, że dał świadectwo, a obywatel idzie spać w błogim przekonaniu, że ci durnie od Rydzyka są jednak naprawdę niebezpieczni.
Innym razem Stefan Niesiołowski udzieli jakiejś – oczywiście, równie przewidywalnej – wypowiedzi, że Kaczyński to człowiek podły i zakłamany, a jego żałoba jest, równie jak on sam, funta kłaków warta, a dziennikarz stacji w tym samym momencie pędzi już do Joachima Brudzińskiego i pyta go o zdanie. Brudziński, oczywiście w sposób całkowicie naturalny, oburzony wygłasza opinie, której każde słowo jest powtórzeniem tego, co zostało wcześniej starannie zapisane w planach specjalistów od zwiększania „oglądalności”. A na drugi dzień zdecydowana większość opinii publicznej rozprawia już tylko o tym, jakie to z tego Brudzińskiego pisowskie chamidło.
I tak się dzieje zawsze. Czy do udziału w dyskusji na dowolny temat poproszony jest Kazimierz Kutz, czy Jacek Kurski, czy Jan Tomaszewski, czy Zbigniew Hołdys, czy Władysław Bartoszewski, czy Marek Jurek – cel jest zawsze ten sam. Każdy z nich ma powiedzieć dokładnie to co mówił poprzednim razem i co się tak dobrze sprawdziło. A niechby którykolwiek z nich spróbował wykonać coś kompletnie nieprzewidywalnego. Niech go Ręka Boska broni. W końcu nie po to sztab ludzi mądrych i przebiegłych z takim trudem tworzy publiczny wizerunek dla tych, którzy im płacą, by ktoś coś w tym garnku nagle zaczynał mieszać. Ludzie życzą sobie piosenek, które już znają i właśnie takie piosenki mają być im śpiewane. Koniec. Kropka.
Z tego właśnie powodu uważam, że ludzie, którzy w jakikolwiek sposób reprezentują nasze pragnienia i aspiracje, i reprezentują je publicznie, powinni jak ognia się wystrzegać tego, że zostaną przez naszych wrogów zaszufladkowani, a następnie już tylko – metodą kija i marchewki – wykorzystywani do realizacji w żaden sposób nie swoich, ale jak najbardziej cudzych, planów. Naszym pierwszym zadaniem powinno być, jeśli ktoś nas o to poprosi, prezentowanie naszych opinii i poglądów tak, jak to robią ludzie wolni i suwerenni, a więc bez oglądania się na to, czego i kto od nas oczekuje. Oczywiście, pierwszym rezultatem takiej postawy będzie to, że tamci zrezygnują z naszych usług. Bo nie po to zdecydowali się na program na żywo, by ponosić tej transmisji przykre konsekwencje. Ja świetnie wiem, że jeśli red. Rymanowski zaprosi do studia takiego księdza Isakowicza, by wszystkim opowiedział o tym, co sądzi na temat zbrodni wołyńskiej, a on zamiast realizować to zamówienie powie, że on bardzo przeprasza, ale dziś chciałby powiedzieć coś na temat ukradzionego przez Prezydenta krzyża, albo na temat najbardziej podłej nagonki, jaką System zorganizował przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, to tego typu zachowanie skończy się dla niego bardzo marnie. No ale trudno. Przynajmniej w świat pójdzie przekaz, który inaczej by gdzieś zaginął w gąszczu medialnej manipulacji.
Podobnie wspomniany Terlikowski. Jeśli któregoś dnia posadzą go naprzeciwko księdza Sowy, a on zamiast powtarzać swoje banały i jednocześnie zwracać się do Sowy per „Kaziku”, powie, że za to co ksiądz robi będzie się palił w piekle, to też korzyść dla sprawy będzie o wiele większa, niż powtarzanie, że grzechem jest pedalstwo, a nie zaparcie się krzyża. A dla samego Terlikowskiego, wbrew pozorom, też. Nawet jak zostanie z listy gości skreślony. Podobnie taki Joachim Brudziński. Kiedy Monika Olejnik po raz kolejny zaprosi go do studia, a on, zamiast zacząć nawalać w Tuska, jej powie, że właśnie wysłuchał na youtubie bardzo ładną piosenkę pod tytułem „Jesień idzie” , i gdyby umiał ładnie śpiewać to by ją zaśpiewał i zadedykował ją Donaldowi Tuskowi, to Olejnik, widząc te pieniądze, jak jej uciekają z torebki, dostałaby szału. Możliwe że i dosłownie. A wtedy on by zadał kolejne pytanie: czy ona słyszała, jak tę piosenkę śmiesznie przerobił „Andrus” . No i wtedy program by się gwałtownie skończył.
Koś powie, że ja sobie stroję żarty. Przede wszystkim, wcale nie. Jestem dziś, jak zwykle zresztą, jak najbardziej poważny. A poza tym, nawet jeżeli, to nic mnie to nie obchodzi. Ostatnio bowiem mam wrażenie, że strojenie sobie żartów weszło w modę. A ja, jak wiemy, jestem panem modnym.

19 komentarzy:

  1. Ciężko mówić o jakichkolwiek strategiach na przyszłość, bo mamy totalne już rozwarstwienie społeczeństwa. Ci, którzy są w szale lewactwa i innych zboczeń nigdy nie przeczytają słowa z prawicowych mediów. Ludzie rozsądni zaś, nie biorą do ręki GW, ani nie czytają tych czerwonych popłuczyn.
    Więc nikt tu nikogo nie przekona do niczego; chociaż mówi się, że ktoś wygrał, a ktoś przegrał, to tylko małe różnice, ale trwałe. To klincz, w którym na razie zyskują mega-durnie. Trzeba się zastanowić co z NIMI zrobić i jak się za to zabrać. Przekonywanie, to raczej nic nie da, to są prawdziwe oszołomy.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah

    Właśnie dlatego nie oglądam telewizji. To wszystko jest strasznie przewidywalne i przez to nieciekawe.

    /z wyjątkiem Discovery, National Geographic itp; raz na pół roku wrzucają coś nowego :-)/

    Kiedy pewnego pięknego dnia przeczytam TOYAHa, CORYLLUSa i jeszcze paru autorów i nigdzie nie znajdę komentarzy do tego co i kto powiedział u Lisa, Żakowskiego, Olejnik, Gugały i innych herosów IIIRP, to będzie oznaczało,... że wygraliśmy!

    Dopóki tak nie jest, to jesteśmy na ścieżce wyznaczonej nam przez mistrza Musashiego, jak pięknie opisał to Coryllus, która nieuchronnie prowadzi nas do klęski, gdyż gramy kartami znaczonymi przez przeciwnika.

    Czy tylko ten naprawdę istnieje, kto jest pokazywany w telewizji?
    Czy tylko ten naprawdę komentuje rzeczywistość, kto odnosi się do tego, co pokazuje nam tv?

    Wiem, jesteś na posterunku, dajesz świadectwo. Ale moim zdaniem najlepsze Twoje teksty to te, w których opisujesz na przykład taką panią z warzywniaka, która niestety nie dostrzega związków przyczynowo-skutkowych.

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Strasznie mi się podoba ostatni akapit, a szczególnie to sformułowanie, że jesteś panem modnym.
    Fajna jest ta Twoja ironia.

    Co do meritum, to chcialabym kiedyś zobaczyc, jak któryś z tych aktorów jednej roli (czy może jednego tematu) wyjdzie poza narzucony schemat.
    Masz rację, że oni są za bardzo przywiązani do tego blichtru medialnego, żeby z tego dobrowolnie zrezygnować. Może wyłączyłabym z tej grupy księdza Zaleskiego, bo myślę, że akurat jemu aż tak bardzo na tym medialnym brylowaniu nie zależy, jak na przykład takiemu Markowi Jurkowi, który istnieje jeszcze w przestrzeni publicznej tylko dzięki TVN i być może zaistnieje o wiele bardziej, jeśli jeszcze kiedyś PiS ogłosi bojkot tej stacji.

    Mnie w tym wszystkim najbardziej dziwi nie to, że ci panowie przyjmują narzuconą im rolę, ale to, że widzom chce się jeszcze ich oglądać. Bo dla mnie na przykład jest to strasznie nudne, kiedy tak widzę w studiu rozmówców, o których wiem z góry, co powiedzą. i nigdy jeszcze mnie niczym te osoby nie zaskoczyły.
    Może tak jest, jak zauważyłeś, że dla większości widzów to jest jakoś tam potrzebne i muszą nieustannie znajdować potwierdzenie swoich przypuszczeń. Ale jest to cholernie smutne, bo pokazuje, w jakim miejscu znalazła się nasza cywilizacja.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Muni
    Pozostaje tylko robić swoje i dawać świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
  5. @james
    U mnie jest wszystko. Jestem pewien, że to wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Marion
    Zgoda. Zaleski jest okay. Inna sprawa, że jego też już tak bardzo nie pokazują. Albo im czymś popadł, albo sam uznał, że ma ich dość.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, coś w tym jest. I tu wcale nie chodzi o to, żeby przestac dawać świadectwo ale o to, że jeżeli ktoś już nie umie odmówić np. TVN-owi to powinien spróbować ich zaskoczyć...oczywiście również świadectwem. Dodam tylko jeszcze, że osobiście cenie sobie felietony p. Terlikowskiego. Przewidywalne ale czasem dobrze przeczytać o czymś co nam się wydaje oczywiste, zeby sie wzmocnić. Często sprawy najbardziej oczywiste najszybciej uciekają z pamięci.
    Pozdrawiam, Irek.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah!

    To jest znakomity tekst. Właśnie to najbardziej podziwiam, to mnie zawsze przyciąga do tego bloga: świeżość i niezależność spojrzenia na tzw. "scenę".
    Jedną mam tylko obawę - że tego typu przemyślenia trafiają do wąskiej grupy, że to wszystko jest skrajnie niszowe. I, jeśli nawet czytałby Cię jakiś strateg z PiS-u, to albo uśmiechnie się z politowaniem (o czym pisałeś wczoraj) albo wzruszy ramionami albo nie zrozumie nic, po czym zaprojektuje plakat "Tusk=Tymiński" czy coś w tym guście.

    Dzięki za tekst!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny opis zjawiska. Konsekwentnie trzymam się z dala od medialnego bagna, które tu posłużyło za ilustrację, jak to właśnie się kręci, ale każdy kto żyje w Polsce wie mniej więcej, o co chodzi, i to wystarczy.

    Tekst ten należy do wpisów Toyaha, po których przeczytaniu wykrzykuję w duchu "Właśnie! Przecież ja to dawno zauważyłem, ale nikt mnie nie słucha." Oby Ciebie, Toyahu, czytali, wysłuchali i zrozumieli. Oglądam czasem kanały informacyjne. Od dawna przyglądanie się wygłaszanym ze swadą kłamstwom ludzi PO jest dla mnie trudnym doświadczeniem, odrzuca mnie to jak jakiś okropnie zgrzytający dźwięk. Problem w tym, że coraz częściej łapię się, że to samo nieprzyjemne odczucie towarzyszy mi, gdy słucham ludzi PiS. Nie chodzi o to, że oni kłamią, chodzi natomiast o to ich urzędowe oburzenie, ten do bólu przewidywalny słowotok "oburzające, skandaliczne, powinien natychmiast podać się do dymisji", do którego redaktorzy systemowych mediów ochoczo podstawiają mikrofon, by na koniec z wyrozumiałym uśmiechem skomentować: "jak sami państwo widzieli, poglądy opozycji są wręcz ekstremalnie radykalne".

    Przyjemnym intelektualnie doświadczeniem jest jedynie słuchanie samego Jarosława Kaczyńskiego, oczywiście na żywo, a nie w zmontowanych i odpowiednio skomentowanych fragmentach. Przydałaby się poważna wymiana frontmanów PiS-u. W PO i innych partiach mogą sobie pozwolić na bylejakość, ich nikt nie rozlicza. U nas muszą to być nie tylko ludzie łączący wysoką kulturę i znajomość rzeczy ze zwięzłym jasnym wyrażaniem myśli i ciętym dowcipem, ale jednocześnie tacy, którzy znacznie lepiej rozumieją społeczne emocje, choćby tak, jak wyjaśnia je nam tutaj Toyah. W walce rutyna jest jedną z głównych przyczyn porażek. A wielu z tych pewnie skądinąd zasłużonych i porządnych ludzi, którzy reprezentują PiS w mediach, popadło w niebezpieczną rutynę.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Ifa
    To świadectwo nie jest nikomu potrzebne poza nami. A do tego, by je usłyszeć, nie potrzebujemy TVN- u. Z tego to choćby powodu, ja osobiście, gdybym miał występować w TVN- ie, mówiłbym wyłącznie o reaktywacji Public Image Ltd. A jakby mnie poprosili, bym dał jakiś komentarz na temat krzyża w Sejmie, lub eutanazji, grzecznie bym ich poprosił, żeby wypierdalali. Przepraszam, ale mnie poniosło.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Kozik
    Ja już od dawna nie piszę dla nich.

    OdpowiedzUsuń
  12. @filozof grecki
    Żeby to tylko była rutyna. Niestety, to jest gnuśność. Jeden z siedmiu grzechów głównych.

    OdpowiedzUsuń
  13. @filozof grecki
    Ja bym mógł tak na okrągło czytać Toyaha i słuchać Jarosława Kaczyńskiego. Tylko w odwrotnej kolejności - rzecz jasna ;-))

    Tak a propos, właśnie smakuję: "Polskę naszych marzeń".
    JK o Tadeuszu Cymańskim napisał m.in. "bardzo często odcina się od partii, jest człowiekiem całkowicie indywidualnym, niepodporządkowującym się.." i jeszcze "Cymański został europosłem, jak sadzę dzięki telewizyjnej popularności, gdyż w kampanię specjalnie się nie angażował. Kiedy wygrał, musiał być szczęśliwy, nie dziwię mu się - przygoda, a poza tym ma pięcioro dzieci"

    OdpowiedzUsuń
  14. @Toyah

    Trafiasz w samo sedno.

    Show must go on, Toyahu, show must go on.

    Role są rozpisane, wręczono aktorom maski i dano tekst do wygłoszenia.
    I za to się płaci. I na tym się zarabia.

    To podobnie jak te babcie wykształciuszki kochane, co bez przerwy dzwonią z tym samym tekstem do Szkła Kontaktowego.

    A propos, wielu współtowarzyszy na tym blogu deklaruje, że oni nigdy, broń Boże, nie oglądają reżimowej telewizji, ba, już dawno wyrzucili telewizor przez okno.
    Natomiast Ty (podobnie zresztą jak ja) katujesz się polsatami, lisami, tvnami. Ja tylko przy tobie nie wyrabiam z tym Szkłem.
    To katowanie jest potrzebne, bo to jest właśnie paliwo, do takich świetnych felietonów.

    Zresztą, telewizja już opłacona (albo i nie) więc towar się należy.
    Natomiast gdybym miał kupić GW, Wprost, Politykę, to chyba by mi ręka uschła.
    Niestety, za prasą redaktora Sakiewicza też nie przepadam, bo on nas chyba ma za skończonych idiotów.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. @raven59
    No tak. Pięcioro dzieci to nie w kij dmuchał. Trójka to już poważna paczka.

    OdpowiedzUsuń
  16. @jazgdyni
    Oczywiście, że ma nas za idiotów. Co do tego nie ma wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Toyah
    Gorzej, że on potrafi wzbudzić zaufanie tylu ludzi. Nawet, choć chyba ograniczone, Kaczyńskiego.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Marylka
    Mam nadzieję, że bardzo ograniczone.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo fajny tekst. Chciałbym tak umieć, powoli, przejrzyście i rzeczowo, a potem łup - morał, że aż trudno zapomnieć.

    Tak właśnie, tak. Łatwo sobie wyobrazić jak zadziałaby takie wyjście z przypisanej roli, wystarczy sobie przypomnieć popłoch, jaki wywołało pojawienie się Rewińskiego przed drugą debatą w kampanii prezydenckiej. To było coś.


    W biznesie nie liczy się tylko zysk. W biznesie liczy się ryzyko, bo to dopiero od ryzyka oblicza się, ile za to ryzyko się należy.

    Jeśli biznes dopuszcza ryzyko, to musi je mieć jak najprecyzyjniej oszacowane. Dlatego właśnie telewizje kupują formaty. Czyli programy już wymyślone i sprawdzone. I w dodatku kupują nie scenariusz, logo i takie pierdoły, tylko tabelki z cyferkami. Potem biorą taką tabelkę z cyferkami opisującymi zachowanie się widzów/targetów i pokazują reklamodawcom. Reklamodawcy też są biznesmenami - nie wydaliby grosza na najbardziej ryzykowny z biznesów czyli szołbiznes. Ale na potwierdzone cyferki z innego rynku, to już chętnie.

    Innym przypadkiem dążenia do przewidywalności są seriale. W najlepszym czasie antenowym puszcza się te okropne głupoty zamiast dobrego filmu. Dlaczego? Dlatego że każdy dobry film podoba się różnym widzom/targetom. I mimo że mógłby zgromadzić ogromną widownię, to byłby jednorazowym wydarzeniem. Stąd trzeb młócić i wstawiać plewy, na przemian ze słomą. Naród telewizor i tak włączy. Resztę załatwia tresura - autopromocja, czyli inwestycja w przyzwyczajenia. W przewidywalność.

    Jeszcze innym jest powszechne w szołbiznesie naśladownictwo, trzymanie za portki. Gdy jedna kooperacja wytwórni filmowy robi coś co ma szansę na hiciora, inna banda wytwórni filmowych sięga na półkę ze scenariuszami i wybiera najbardziej podobny. Nie różny właśnie ale podobny, bo nie chce dopuścić do tego, żeby cały zysk z mody poszedł do konkurencji, no i likwiduje efekt wyróżnienia się.
    Przykład - "Szósty zmysł" odpowiedź "Inni"
    "Dzień Niepodległości" - "Armageddon"

    Ot, takie spostrzeżenie. Najbardziej lubią znane piosenki, ci, którzy je sprzedają.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...