Gdzieś tak w okolicach Wszystkich
Świętych trafiłem na którejś z amerykańskich facebookowych grup zdjęcie,
którego autor najpierw zakupił dziewięć dyń, następnie, tam gdzie zwykle wycina
się dyni oczy, nos i buzię, pracowicie wyciął literki, w taki sposób, by po
odpowiednim uszeregowaniu owe dynie utworzyły napis „Fuck Trump”, by w końcu
swoje dzieło sfotografować i z dumą umieścić na Facebooku właśnie. Gest ów
zrobił na mnie wrażenie z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że jest coś zupełnie
niezwykłego w tym, że w sytuacji gdy Donald Trump od niemal już roku funkcjonuje
poza jakąkolwiek władzą, w tym również i tą, jaką daje popularność medialna, i jak
wiele na to wskazuje, władzy tej już nie odzyska, są ludzie którzy żyją tak
jakby on wciąż ich po nocach straszył. To jest naprawdę nie do uwierzenia, jak
dla niektórych, dopóki wciąż żyje, a kto wie, czy i nie dopóki oni żyją, Donald
Trump wciąż pozostaje autentycznym zagrożeniem.
Drugi powód mojego zainteresowania tymi
dyniami jest taki, że owo „Fuck Trump” do złudzenia wręcz przypomina nasze
swojskie „Jebać PiS” i tu jak też zaczynam podejrzewać, że jeśli kiedyś jakimś
cudem Prawo i Sprawiedliwość utraci władzę, sama partia wraz z nazwą zostanie
przez odnowiony wymiar sprawiedliwości zdelegalizowany, a Jarosław Kaczyński
zostanie przykładnie rozstrzelany, to ci, którzy dziś ozdabiają swoje miejsca
pobytu ośmioma gwiazdkami, będą to robić w dalszym ciągu, a kto wie, czy napędzeni
nową odwagą, nie zdecydują się na bardziej bezpośrednie „Jebać PiS”.
Ale jest coś jeszcze, co prowadzi mnie do
faktycznego tematu dzisiejszych refleksji, a mianowicie niezwykłego
podobieństwa owych haseł. Trudno jest bowiem uwierzyć, że tamto „Fuck Trump” i
nasze „Jebać PiS” powstały niezależnie od siebie, zupełnym przypadkiem i że to
owo podobieństwo emocji w sposób zupełnie naturalny, i to niemal jednocześnie,
stworzyło coś tak – przyznajmy – nośnego. Otóż, moim zdaniem, ten kto wymyślił
te osiem gwiazdek – i wcale nie uważam, że był to popularny rapper Taco
Hemingway, bo on był zaledwie wynajętym medium – stanowi część czegoś w rodzaju
międzynarodówki idei i czynu i to ta właśnie międzynarodówka tak dziś sobie
znakomicie w Polsce radzi. I to na całej linii, a nie, jakby można było sądzić,
tylko tu w walce z PiS-em.
Jak
wszyscy obserwujemy od dłuższego już czasu, dobrzy ludzie nie są w stanie się
nadziwić, jak to liberalna część politycznej sceny, plus stowarzyszeni z nią
dziennikarze, oraz różnego rodzaju artyści, wręcz modlą się o to, by
szturmująca naszą wschodnią granicę arabsko-ruska dzicz wreszcie
skutecznie rozprawiła się z polskim wojskiem i policją, najlepiej przy pomocy takiej broni, która zapewniłaby komentującym odpowiednio atrakcyjny spektakl. Czytamy różnego
rodzaju komentarze, słuchamy wystąpień polityków i nie możemy się nadziwić, jak
to jest w ogóle możliwe, by w tak krótkim czasie osiągnąć taki poziom
nienawiści w stosunku do było nie było ludzi, którzy nie robią nic poza
bronieniem polskiej granicy przed wrogim atakiem, a przy okazji bronieniem
swojego zdrowia i życia. Jak to jest możliwe, że w konfrontacji polskiego
wojska z obcym agresorem, niektórzy z nas stają po stronie obcych. Dotychczas, wydawałoby się, tylko najbardziej mroczni żule demonstrowali bluzy z napisem ChWDP: wygląda na to, że już za chwilę zaczną je zakłądać prominentni politycy opozycji. Zadaję sobie
te pytania i nagle, jakby w jakimś olśnieniu, uświadamiam sobie, że przecież my
tu nie mamy do czynienia z niczym nowym. Przecież ledwo co pisałem tu o
paszkwilu wypuszczonym przez stację TVN24 na Mariusza Kamińskiego, gdzie
wspomniano powszechnie znany fakt, jak to Stany Zjednoczone przegrały swą
historyczną wojnę w Wietnamie wyłącznie dzięki antyamerykańskiej propagandzie
lewicowych – innych nigdy praktycznie nie było – mediów. Starsi z nas doskonale
pamiętają tamten czas, w tym i to, jak bardzo powszechny kształt ówczesnej
popularnej narracji przypominał to, co widzimy dziś tu u nas, i co
widzielibyśmy w wersji turbo, gdybyśmy dopuścili na granicę liberalne media, politykó, czy celebrytów..
Na ale i to nie wszystko, nie chodzi
bowiem wyłącznie o nienawiść do własnego kraju, czy choćby nielubianej władzy.
Podczas szczególnie nasilonej propagandowej dywersji w czasach Wietnamu miało
oczywiście znaczenie, że prezydentem był Richard Nixon, podobnie jak znaczenie
ma to, że dziś w Polsce władzę ma Prawo i Sprawiedliwość, a ci wszyscy co
wspierają agresywne działania Rosji oraz Białorusi liczą na to, że porażka
Polski w tym starciu pozwoli im odzyskać polityczną władzę. Tu jednak mamy też
do czynienia z czymś znacznie bardziej autentycznym, a więc motywowanym ściśle
ideologicznie współczuciem dla rzekomych ofiar owych reżimów. Tak jak Ameryka
przełomu lat 60 i 70 nie mogła oderwać wzroku od płonących w ogniu napalmu
biednych wietnamskich dzieci, oraz rozstrzeliwanych przez okrutnych Marines
bojowników Viet Congu, tak samo dziś owa najbardziej zdegenerowana część
Polski wpatruje się w oczy wygłodzonych irackich dzieci i zapuszczone twarze
ich rodziców, pragnących niczego więcej ponad własne szczęście, i biega po
podlaskich lasach w poszukiwaniu trupów.
Otóż tu mamy również do czynienia z
czymś co Amerykanie nazywają ideologiczną agendą i która od kilkunastu lat jest
bardzo agresywnie realizowana od Waszyngtonu po Berlin, a ostatnio nawet i po
Warszawę. We wspominanej tu niedawno książce Tuckera Carlsona jest fragment
poświęcony interesom Marka Zuckerberga i w pewnym momencie trafiamy na
następujące słowa:
„Prawdopodobnie
po to by zaszczepić się przeciwko ewentualnej krytyce ze strony elit,
Zuckerberg postanowił zaangażować się w modne polityczne tematy. W roku 2013
uruchomił projekt o nazwie FWD.us w celu wspierania masowej imigracji. Grupa
zorganizowała bardzo agresywny lobbying przeciwko działaniom służb
imigracyjnych, naciskając na amnestię wobec 11 milionów imigrantów
przebywających obecnie na terenie kraju, i dokładając do tego żądanie przyznania
wszystkim im obywatelstwa i praw wyborczych”.
Zajrzałem na internetową stronę owej
organizacji i wszystko się jak najbardziej zgadza Już na samej górze widzimy
zdjęcie jakiejś meksykańskiej, czy innej, z tego samego geograficznego kierunku, rodziny, ze
szczególnie oczywiście wyeksponowanymi smutnymi oczami dzieci i słowa
Zuckerberga:
„Zapewnijmy
wszystkim wolność realizowania swoich celów – nie tylko dlatego, że tak jest
słusznie, ale dlatego, że im więcej ludzi ze swoich marzeń stworzy coś
wielkiego, skorzystamy na tym wszyscy”.
Proszę zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Mamy Marka Zuckerberga,
jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie oraz rok
2013, a więc czas, kiedy nikomu z nas nawet się nie śniło, że przyjdzie czas,
że polscy politycy będą biegali po lasach szukacjąc uchodźców, a relacjonujący
sprawę dziennikarze zachęcali owych uchodźców, by zaczęli wreszcie do polskich
żołnierzy strzelać. Mija od tego czasu 8 lat, a ja nagle sobie uświadamiam, że
to wszystko jest wyprodukowane w jednej fabryce. Mało tego: to jest jeden i ten
sam produkt, a tym durniom wydaje się, że odkryli coś nadzwyczaj oryginalnego.
Byłoby to oczywiście zabawne, gdyby nie to, że wiele wskazuje na to, że
przeciwko temu złu nie ma obrony. Podczas rozmowy z dziennikarzem Bobem Greenem były już prezydent Nixon wspomina, jak to podczas przemówienia, w którym zapowiedział wycofanie kolejnych 25 tys. żołnierzy z Wietnamu, podeszła do niego może 15 letnia śliczna dziewczyna, krzyknęła "Ty morderco" i splunęła mu w twarz. Czekajmy aż nasi dzisiejsi aktywiści zapoznają się z tą historią. Będzie o czym mówić.