Mamy piątek, w
piątek ukazuje się kolejny numer tygodnika „Warszawska Gazeta”, a w nim kolejny
mój felieton. Ja wiem, że wypadałoby może jeszcze poczekać, ale ponieważ, nomen
omen, diabli wiedzą, czy jutro ktoś jeszcze będzie pamiętał o tym filmie, już
dziś zachęcam do czytania.
Miałem nadzieję, że nie będę musiał zabierać głosu w sprawie filmu
Wojciecha Smarzowskiego pod tytułem „Kler”, jednak dwie rzeczy sprawiły, że nie
mam wyjścia. Otóż przede wszystkim trafiłem na youtubie na wypowiedź nieznanego
mi księdza o nazwisku Barańczak, który obejrzał ów film i podzielił się z nami
refleksją, którą pozwolę sobie sparafrazować:
„Takiego Kościoła i takiego kleru, jaki został przedstawiony w filmie
osobiście nie znam. Słyszałem o nim z mediów oraz z rozmów kuluarowych, ale
osobiście nie znam. Podobnie nie znam żadnego arcybiskupa, który odpowiadałby
postaci zagranej przez Janusza Gajosa i mam nadzieję, że takich biskupów nie
ma. Jednak jest mi wstyd za tych wszystkich z nas, którzy swoim zachowaniem
doprowadzili do tego, że jesteśmy tak odbierani, tym bardziej, że film jest dobry,
dobrze zagrany i trzymający w napięciu. Chciałbym też podkreślić znakomitą grę aktorską
Janusza Gajosa. Janusz Gajos wymiata. Panie Januszu, wielki szacun za pańską
rolę”.
Druga ze wspomnianych rzeczy
to ta, że jak donoszą media, w ciągu pierwszego tygodnia od premiery film
„Kler” obejrzało milion widzów, co sprawia, że dotychczasowy rekordista, a
mianowicie film „Botoks” Patryka Vegi, został właśnie pobity.
A teraz moja w tym temacie
refleksja. Otóż wygląda na to, że społeczny problem, z jakim mamy do czynienia,
a który Smarzowski postanowił eksploatować, jest taki, że, podobnie jak ksiądz
Barańczak, Polacy wprawdzie nigdy nie widzieli księdza pijaka, dziwkarza,
złodzieja, czy tym bardziej pedofila, natomiast z mediów i z rozmów ze
znajomymi wiedzą, że tacy księża są. I oto wreszcie, kiedy ich frustracja
zaczęła siegać zenitu, pojawił się Smarzowski ze swoim „Klerem” i obiecał im,
że jeśli kupią bilet i obejrzą ów film, zobaczą na własne oczy to, co im tak
przez całe życie umykało i w ten sposób otrzymają bezpośredni dowód na to, że
to o czym dotychczas tylko słyszeli, jest jednak prawdą. I stąd właśnie te
tłumy w kinach.
Ale stąd też reakcja księdza
Barańczaka, który wstydzi się za swoich kolegów pedofilów, ale też owego
anonimowego widza, który podczas jednej z internetowych dyskusji przyznał, że
po wyjściu z kina miał ochotę dać w mordę pierwszemu napotkanemu księdzu, a
pierwszą spotkaną zakonnicę zwyczajnie opluć.
Wspomniałem film „Botoks”,
gdzie zamiast do księży pijaków, złodziei, dziwkarzy i pedofilów, strzela się
do dokładnie tego samego elementu, tyle że zatrudnionego w charakterze
ratowników medycznych. Film wzbudził podobne do „Kleru” emocje, jednak
przyznaję, że nie słyszałem by któryś z ratowników medycznych oświadczył, że on
wprawdzie nie zna takich ludzi, jakich przedstawił Vega, ale o nich słyszał i
się dziś za nich wstydzi. I dlatego też pragnę oświadczyć, że ja się za
ratowników medycznych nie wstydzę, natomiast owszem, dzięki niezwykłemu
świadectwu księdza Barańczaka, wstydzę się za niektórych księży. I to
bynajmniej nie z powodu ich rzekomej pedofilii.
Zachęcam
wszystkich do kupowania moich ksiażek, albo w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, albo
ewentualnie tu u mnie. Mój adres mailowy: k.osiejuk@gmail.com.