Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tadeusz Skorupa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tadeusz Skorupa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 maja 2011

Syndrom Zbyszka, czyli o psach i psich pieniądzach

Od tak zwanej „sprawy senatora Skorupy” upłynęło już wystarczająco dużo czasu, żeby do niej już nie wracać, jednak, jak się okazuje nie po raz pierwszy, nawet jak nie ma powodu, to zawsze można go znaleźć, jeśli tylko ślina zaczyna przysychać, a na horyzoncie pojawia się okazja, by sprawy poodświeżać. Gdyby ktoś nie pamiętał, już grubo ponad rok temu Tadeusz Skorupa, senator Prawa i Sprawiedliwości z jakiejś wsi na Podhalu, rozmawiał ze swoim sąsiadem w sprawach biznesowych, i przy tej okazji dziennikarze z lokalnej gazety założyli tam podsłuch i wyszło na to, że Skorupa klnie i w dodatku jeszcze twierdzi, że 9 tys. złotych to „psie pieniądze”. Oczywiście, podsłuchów nie zakłada się po to tylko, by później móc się pośmiać z kumplami przy flaszce, ale w celach wyższych. W tym wypadku celem wyższym okazało się wyrzucenie Skorupy z PiS-u.
O co poszło? Czy o te biznesy? Pewnie trochę tak, ale, jak można się domyślać z dalszych losów Senatora, nie przede wszystkim. A może o te przekleństwa? Oczywiście, kiedy telewizja TVN24, po raz setny puszczała tę taśmę, można było sądzić, że owszem owe „kurwy” miały pewne znaczenie. Tyle że… no sami świetnie wiemy, że w świecie, w którym nawet osoba o tak niezwykłej kulturze i szyku, jak Kamil Durczok potrafi zakląć, nie tylko taka czysta, polska „kurwa”, ale i parę innych słów uważanych za mocne, bardzo łatwo się dewaluują. Otóż najbardziej wstrząsnęło narodem to, że senator Skorupa powiedział, że 9 tys. złotych to marny grosz.
I ja oczywiście to świetnie rozumiem. A to że ja to świetnie rozumiem, z pewnością rozumieją wszyscy ci, którzy mnie znają. Tyle że nawet ja muszę przyznać, że, jak idzie o na przykład moje zobowiązania wobec banków, czy wobec administracji mieszkania przez nas zamieszkiwanego, takie 9 tysięcy, to może nie „psi”, ale jednak grosz. A już na pewno jest to grosz w wymiarze retorycznym. Jednak nie o to chodzi. Ja świetnie rozumiem, że kiedy przed nami staje człowiek i mówi, że 9 tys. złotych to „psi pieniądz”, to on się w sposób oczywisty podkłada.
Jednak ja jeszcze bardziej rozumiem to, że jeśli przed nami staje człowiek i mówi, ze 9 tys. złotych to „psi pieniądz”, a na te słowa najbardziej oburza się banda darmozjadów, którzy albo wyłącznie dzięki swoim rodzinnym powiązaniom, albo jakimś ciemnym układom biznesowym, czy wreszcie dzięki systemowi, w którym istnieje podwójny obieg pieniądza i jedna jego część jest przekazywana z rąk do rąk wyłącznie pod stołem, wspomniane 9 tys. złotych wydają w jedną noc na dziwki – damskie, czy męskie, obojętnie – cała sprawa zaczyna świecić światłem bardzo dziwacznym. Ja bowiem, przy wszystkich moich zastrzeżeniach do postawy tego Skorupy, mogę łatwo zrozumieć, że dla niego – wystarczy przecież na niego spojrzeć, jak się pręży na tle Tatr w tym swoim góralskim stroju – 9 tys, złotych to naprawdę niewiele. Natomiast nie jestem w stanie zrozumieć, w jaki sposób ten tekst o „psim pieniądzu” może wzbudzać jakiekolwiek emocje u kogoś takiego, jak na przykład Grzegorz Miecugow.
Właśnie. Grzegorz Miecugow. Ile może zarabiać Grzegorz Miecugow? Nie wiem. Ale niech mi ktoś poda jakąkolwiek sumę, a ja ją przyjmę z pełnym zaufaniem. Ile zarabia Justyna Pochanke? Ile Monika Olejnik? Ile Tomasz Sekielski? Proszę bardzo. Jestem otwarty na propozycje. Ale proszę mi również powiedzieć, jaka suma jest w stanie wzbudzić w każdym z nich odruch serca, na takiej zasadzie, jak to miało miejsce w przypadku sprawy senatora Skorupy. Z tego natomiast co niedawno miałem okazję obserwować na własne oczy, wynika niezbicie, że, jak idzie o Grzegorza Miecugowa, te 9 tys. to już dużo za dużo. Telewizja TVN24 parę dni temu, diabli wiedzą na jakiej zasadzie i po co, przypomniała tamte taśmy sprzed ponad już roku, i kiedy Skorupa mówił o tym „psim pieniądzu” redaktor Miecugow niemal się zadławił z oburzenia.
A ja, mając wciąż w głowie obraz – oczywiście całkowicie wymyślony – Grzegorza Miecugowa, u niego w ogródku, u niego samochodzie, u niego na wakacjach, u niego na wsi, u niego… diabli wiedzą gdzie jeszcze, zastanawiam się, czy, kiedy on patrzy mi prosto w oczy i aż sapie z emocji, to on jest szczery, czy może nieszczery. Myślę, myślę, myślę… i nagle dochodzę do wniosku, że on jednak może być w tym szczery jak najbardziej. Dlaczego? Zaraz to wyjaśnię. Ale najpierw opowiem coś innego.
Otóż przeczytałem wczoraj w gazecie Metro informację o tym, że na nowych, budowanych w Polsce stadionach, zaprojektowane zostały specjalne miejsca dla ludzi z pieniędzmi, i że w ten sposób Polska dołączyła do grupy państw cywilizowanych. Cóż to za miejsca? Okazuje się, że są to specjalne apartamenty, umieszczone gdzieś nad trybunami – czy może wśród trybun, nie wiem – a zwane ‘skyboxami’. Jak one są urządzone nie chce mi się opisywać, ale kto chce, może sobie wszystko świetnie wyobrazić, i na pewno się nie pomyli. A już na pewno nie pomyli się ‘w górę’. To co w artykule w Metrze jest interesujące, to sam ton relacji. Otóż chodzi o to, że tych skyboxów jest już w Polsce bardzo dużo, wszystkie są drogie jak sto diabłów, i właściwie wszystkie już są zarezerwowane. I to zarezerwowane nie na jeden mecz, ale wykupione na zasadzie abonamentu. Co mamy o tym sądzić? Otóż, wedle nauk udzielanych nam przez redaktorów Agory – Metro to Agora – tak jak jest, ma być, i tak jest bardzo dobrze. Co więcej, tak jest normalnie: „Ale nie tylko areny Euro oferują koncernom i biznesmenom mini-mieszkania które zwykle składają się z sali konferencyjnej, łazienki i aneksu kuchennego. Dziś musi je mieć każdy stadion. To norma, jak poduszki powietrzne w samochodzie”.
Ile to kosztuje? Jeśli ktoś chce wiedzieć, nie ma problemu. Metro jest od informowania, a więc informuje przy pomocy jakiegoś Jańczyka: „Nie mogę powiedzieć, ile to kosztuje. Ceny są różne, bo choćby catering ma kilka różnych poziomów. Ale wszystko zaczyna się od 28 tys. za rundę”. Czy można tu liczyć na jakiś komentarz ze strony Metra? Jak najbardziej: „Dużo? Wcale nie. Skyboks na stadionie Lecha, z dziesięcioma krzesełkami na trybunach, kosztuje od 32,7 do 39,1 tys. za rundę. Półtoraroczny wynajem 12 osobowej loży na Stadionie Narodowym kosztuje 450 tys. złotych. Za prawo użytkowania skyboksa do końca 2013 roku trzeba zapłacić 700 tys. złotych”.
Dużo? Wcale nie. Dużo? Wcale nie. „To nie moje są słowa” – jak nam śpiewał mistrz Kazik. To są słowa redaktorów Metra, w ten czy inny sposób, kumpli Grzegorza Miecugowa i jego kumpli. Kumpli Moniki Olejnik, Anity Werner i całej tej bandy redaktorów tak bardzo uwrażliwionych na naszą polską biedę. Ich kumpli, a nie kumpli senatora Skorupy. A ja się zastanawiam, czy oni tak naprawdę, czy tylko udają. I, jak już wspomniałem, moim zdaniem oni tak naprawdę. Dlaczego tak myślę? Już wyjaśniam. Otóż mam wrażenie, że każdy człowiek, jeśli tylko jest odpowiednio zepsuty – a oni są zepsuci do szpiku kości – w pewnym momencie, przestają być ludźmi w klasycznym słowa tego rozumieniu. Spójrzmy na taką Monikę Olejnik. Wszyscy pamiętamy, jak ona parę dni po Smoleńskiej Katastrofie się autentycznie pobeczała przed kamerami. Dlaczego się pobeczała? Bo pobeczał się Michał Kamiński i ona się wzruszyła, no i też się pobeczała.
Beczała ta Olejnikowa, a ja sobie wtedy przypomniałem swoje czasy szkolne i pewnego mojego kolegę, takiego jednego Zbyszka. Ów Zbyszek był bardzo ciężkim chuliganem, można powiedzieć – bandytą. Chodził po okolicy, uzbrojony w bagnet i, jak trzeba było, to go używał – choćby tylko dla postraszenia swoich kolegów. Bardzo przykry i okrutny dzieciak. A ja pamiętam scenę, kiedy to całą klasą zaciągnięto nas do szkolnej higienistki, żeby nam pobierać krew potrzebną im do jakiś badań. Staliśmy więc tam grzecznie w kolejce, każdy z wyciągniętym przed siebie palcem, i w pewnym momencie mój kolega Zbyszek najpierw zobaczył, jak pani higienistka nakłuwa palec dziecku stojącemu przed nim, następnie zobaczył tę kropelkę krwi, potem normalnie zaczął się dusić z przerażenia i w końcu zemdlał.
Otóż ja uważam, że to co dziś mamy okazję obserwować na przykładzie Grzegorza Miecugowa, Moniki Olejnik i całej reszty tej menażerii, to jest kropka w kropkę „Syndrom Zbyszka”. Oni żyją, jak żyją, robią co robią, czują co czują, ale od czasu do czasu zobaczą takiego senatora Skorupę, lub posłyszą dźwięk dzwonów kościoła, odprowadzających trumnę z człowiekiem, którego autentycznie nienawidzili, a którego być może też ostatecznie tą swoją nienawiścią i szyderstwem na śmierć zadręczyli – i serca im stają ze wzruszenia.
Nie wiem, co się dziś dzieje z moim kolegą Zbyszkiem. Myślę, że albo siedzi, albo nie żyje, albo wyjechał do Niemiec i tam żyje sobie, uczciwie zarabiając na życie. Wiem natomiast co słychać u tych tutaj. Malują mój dom na czarno i od czasu do czasu zajrzą do środka przez okno i sprawdzą, co u mnie słychać.

Ponieważ, jak już wspominałem, kwestia „psiego pieniądza” w moim wypadku jest nader skomplikowana, każdego, kogo ten tekst w jakikolwiek sposób poruszył, bardzo proszę o możliwe wspieranie tego bloga. Dziękuję.

Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...