czwartek, 20 października 2011

O ludziach zimnych i gorących

Nie wiem, ile z osób odwiedzających ten blog, zagląda też od czasu do czasu na blog mojego kolegi, i przy okazji człowieka, który wydał moją książkę o siedmiokilogramowym liściu, Coryllusa, ale, ponieważ wiem, że wszyscy tu lubimy sobie poczytać ciekawe i ładnie napisane artykuły, podejrzewam, że na ogół Coryllusa znamy i czytamy. A w związku z tym, domyślam się, że wielu z nas wie też, że od dnia, kiedy najpierw sondażownie, a za nimi Państwowa Komisja Wyborcza, ogłosiły wynik wyborów, Coryllus poświęcił całe swoje pisanie bardzo radykalnemu, bezkompromisowemu i pełnego gniewu wyrzucaniu kampanii Prawa i Sprawiedliwości najpierw ciężkich zaniedbań, które, zdaniem Coryllusa, musiały doprowadzić do porażki, a ostatnio wręcz zdrady swoich wyborców. To co mnie dość zaskakuje, to fakt, że reakcje na opinie prezentowane przez Coryllusa są w dużej części pozytywne, a więc stosunkowo wielu czytelników zgadza się, że ci działacze PiS-u, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za prowadzenie i wynik tej kampanii, sprawę, krótko mówiąc, spieprzyli. Świadomie, czy nieświadomie, celowo, czy nie celowo – ale spieprzyli.
Ponieważ jednak najświeższy tekst Coryllusa, dotyczący już bezpośrednio zdrady, spowodował naturalną wrzawę, i równie naturalny wzrost głosów oburzenia, czuję, że nie mam innego wyjścia, jak się w całą sprawę zaangażować i wtrącić swoje trzy grosze. Dotychczas, jak wiadomo, starałem się bardzo ostrożnie komentować wynik wyborów, a tym bardziej oceniać pracę sztabu. I wbrew pozorom, nie wynika to z tego, że, jako wierny członek PiS-u czuję się bardzo niezręcznie, publicznie krytykując kampanię, jaką PiS przeprowadził, ale z faktu, że przez mój dramatycznie naiwny i wieczny optymizm, w dniach kiedy kampania się jeszcze w najlepsze rozwijała, ja nie miałem żadnych bardziej negatywnych pod jej adresem uwag, i byłem szczerze przekonany, że ewidentne dziadostwo musi zostać ukarane, a cnota nagrodzona. A zatem dziś jakoś mi głupio stawać na środku sali i się wymądrzać. Tyle wszystkiego, że w pewnym momencie nieśmiało zauważyłem, że może trzeba było skorzystać z usług Wojciecha Cejrowskiego, albo wszystko jedno kogo – byle był to ktoś kto ma pojęcie, jak się prowadzi skuteczną kampanię.
Dziś jednak, jak mówię, czuję, że dłużej mi nie wypada udawać, że sprawa mnie nie dotyczy. Co nam zatem mówi Coryllus, i co w tym, co on mówi, jest tak szokującego, że doszło wręcz do tego, że pojawili się nawet komentatorzy, którzy postanowili bojkotować jego księgarnię i nie kupować sprzedawanych przez niego książek? Wbrew pozorom, nic. Wbrew pozorom, nic takiego, co, nawet gdybyśmy wcześniej tego nie brali pod uwagę, to tu to tam się nie pojawiało w publicznej dyskusji. Mam na myśli opinię, że działacze Prawa i Sprawiedliwości, tacy jak Hofman, Kamiński i Poręba, a więc te trzy osoby, które stanowiły swego rodzaju think tank całej kampanii, tak naprawdę mają w nosie całą tę ideologię, całe te nasze marzenia, te wszystkie nasze łzy i nerwy, ten cały ruch, który wzmacnia Prawo i Sprawiedliwość drżeniem swoich serc, natomiast to co ich tak naprawdę w tym wszystkim interesuje, to poczucie, że należą do wąskiej grupy politycznych celebrytów, którzy, dopóki jest jak jest, mogą zawsze liczyć na codzienną porcję próżnej przyjemności.
Coryllus napisał, że Hofman, Kamiński i Poręba w najmniejszym stopniu ani nie rozumieją naszych emocji, ani tym bardziej, się nimi nie przejmują, a co gorsza, w tym swoim, pozbawionym jakże dobrze nam znanych wzruszeń, świecie, wcale nie są jakimiś szczególnymi wyjątkami. Że niewykluczone, że jedną z bardzo nielicznych, a kto wie, czy nie jedyną, osobą, której tak naprawdę jeszcze tam na czymkolwiek poza bieżącą polityką, bardziej zależy, jest Jarosław Kaczyński. I ja dziś muszę powiedzieć, że, choć wciąż nie chcę oceniać konkretnie tej kampanii i poziomu zaangażowania, jakie w nią włożyli jej autorzy, diagnoza Coryllusa na tym poziomie jest dla mnie czystą i jednoznaczną oczywistością. I dziwię się szalenie, jeśli ktoś nagle przychodzi i słysząc opinię, że partyjni działacze Prawa i Sprawiedliwości – czy jakiejkolwiek zresztą innej partii – w swojej większości dbają wyłącznie o swój prywatny interes, unoszą się oburzeniem i gniewem. A dziwię się, ponieważ interesuje się polityką wystarczająco długo, i mając przez ten czas okazję obserwować – z często zdecydowanie zbyt dużym zaangażowaniem – zachowanie poszczególnych działaczy, o wiele zbyt często miałem też tę nieprzyjemność stwierdzić, że z tym moim sercem, tym moim zaangażowaniem, z tym moim oddaniem sprawie, wyglądam przy nich, jak naiwny idiota. Że ja stoję przy nich, patrząc na nich jak na tych, którzy mnie będą skutecznie reprezentować, a widzę wyłącznie szalenie zajętych urzędników, dobrze jeśli przynajmniej w podstawowy sposób grzecznych.
A co mam powiedzieć o tych, którzy już są dawno ex? Takich jak starszy Kamiński, Bielan, Poncyliusz, Kluzik, Kowal, Zalewski… możnaby wymieniać. Wszystkich tych, którzy kiedyś byli tacy świetni, tacy nasi, tacy wierni – i nagle okazało się, że wystarczy parę godzin, żeby się okazało – po raz który to z kolei? – że wszystko to było o dupę potłuc. No i jeśli mam być konsekwentny, proszę mi powiedzieć, jakie ja mam gwarancje, że już za parę miesięcy nie będę musiał oglądać w telewizji Moniki Olejnik, jak rozmawia z Hofmanem, czy Porębą, a oni, z równie spokojną twarzą, jak dziś, będą mi tłumaczyć, że Jarosław Kaczyński to stary bałwan i półprzytomny piernik, i że oni to wiedzieli od dawna? No, proszę mi powiedzieć, jakie tu są gwarancje? Otóż problem polega na tym, że gwarancji nie ma żadnych. Dlaczego? Bo zamiast owych gwarancji, istnieje bardzo mocne podejrzenie, że dla większości z nich, miejsce, które oni obecnie zajmują, to kwestia czystego zbiegu okoliczności. Może kiedyś, zanim się tak wyeksponowali, byli oni równie zaangażowani, jak my… tyle że to im zdecydowanie już jakoś dawno przeszło.
Nie jestem działaczem partyjnym. Tyle wszystkiego, że jestem Prawa i Sprawiedliwości członkiem i parę razy w życiu miałem okazję się spotkać z ludźmi bardziej oficjalnie ode mnie w ten projekt zaangażowanych. I otóż, proszę sobie wyobrazić, że za każdym razem, gdy z kimś takim rozmawiałem, miałem bolesne uczucie, że obaj znajdujemy się na dwóch przeciwnych biegunach emocji. Ile razy miałem okazję z kimś tego typu rozmawiać, nie mogłem zwalczyć w sobie przeświadczenia, że to całe moje gadanie o Polsce, o PiS-ie, o Kaczyńskim, o walce, tego kogoś kompletnie nie interesuje. Dochodziło wręcz do sytuacji tak horrendalnych, że ja się pytałem, na przykład, co tam u Prezesa, a odpowiedź padała, że się pewnie „zajmuje mamusią lub kotem”. I wszystko oczywiście odbywało się cholernie życzliwie – w końcu, jak by nie było, jesteśmy z PiS-u – tyle że tak trochę bardziej swobodnie.
Ponieważ uważam, że okazja jest ku temu bardzo dobra, opowiem też dziś coś, czego wcześniej nie opowiadałem i, szczerze powiem, opowiadać nie planowałem. Najpierw jednak powiem, dlaczego. Otóż przede wszystkim wydawało mi się, że plotki są oczywiście bardzo przyjemne i niekiedy ich upublicznienie może być z korzyścią dla wielu, jednak wciąż, owo plotkowanie ma w sobie coś niesympatycznego. Drugi powód mojego milczenia był już bardziej praktyczny. Ja najzwyczajniej w świecie nie mogłem do samego końca, a więc praktycznie do dziś, uwierzyć, że to co usłyszałem, było faktem, a nie wynikiem jakiegoś błędu, czy niedosłyszenia. No ale jednak opowiem. Jak niektórzy pamiętają, jeszcze w zeszłym roku, w trakcie kampanii prezydenckiej, Janek Pospieszalski zaprosił mnie do swojego programu „Warto rozmawiać”, żebym opowiedział o szaliku, jaki prezydent Kaczyński swego czasu trzymał na piłkarskim stadionie i o serii wyjątkowo parszywych zdjęć, jakie z tej okazji zostały opublikowane przez Agorę. Zajechałem więc do tej telewizji, ktoś przyszedł, zaprowadził mnie do tej ich kawiarni, postawił kawę i kazał czekać. Siedziałem tam więc sobie sam i rozglądałem się ciekawie. Po jakimś czasie zaczęli pojawiać się inni uczestnicy programu, a więc najpierw chyba przylazł Jan Hartman, po nim Ludwik Dorn, a po Dornie Karnowski z Mistewiczem. Siedli obok i zaczęli się jedni z drugim wesoło zaprzyjaźniać. Tak wyszło, że najbliżej mnie usiadł Dorn z Hartmanem i pogrążyli się w rozmowie. Nie wiem, o czym gadali, bo, wbrew pozorom, wcale nie jestem aż tak wścibski, jednak to co mnie uderzyło, to fakt że oni znajdowali się w wyjątkowej komitywie, no a poza tym, w pewnym momencie usłyszałem coś bardzo wyraźnie. Otóż Dorn zaczął opowiadać Hartmanowi, jak się czuje wobec zbliżających się wyborów, i powiedział – to jest ten fragment, co do którego jest mi tak trudno uwierzyć, że się nie przesłyszałem – że z jego punktu widzenia, najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Jarosław Kaczyński przegrał, tyle że nie tak bardzo; uzyskując, powiedzmy, jakieś 35 procent.
Ja wiedziałem, że Dorn jest poza PiS-em, że jest z Prezesem pokłócony, że on pewnie już PiS-u nie lubi, natomiast fakt, że on nagle, tylko dlatego, że coś tam między nimi nie poszło tak jak należy, jest gotów zdradzić wszystkie swoje przekonania, całą swoją polityczną wiarę, no i w efekcie Polskę, byle tylko Bronisław Komorowski Kaczyńskiemu wpieprzył i został prezydentem, i przekazać swoje poparcie Komorowskiemu – było dla mnie prawdziwym szokiem. Szokiem tak wielkim, że – jak mówię – do dziś nie mam nawet pewności, czy jednak się nie przesłyszałem. Nie zmienia to jednak faktu, że ja po prostu wiem, że im tak naprawdę jest dokładnie wszystko jedno. To my wypruwamy z siebie żyły. To my kochamy i nienawidzimy. To my wreszcie narażamy się na wzgardę innych, niekiedy nawet ryzykując los swoich rodzin. Co z tego rozumieją oni? Głupie pytanie. To w ogóle nie jest kwestia rozumienia. To jest wyłącznie kwestia priorytetów.
Jarosław Kaczyński, w niedawnej wypowiedzi, stwierdził, że on, nawet gdyby chciał, nie może zrezygnować z prezesowania Prawu i Sprawiedliwości. A to mianowicie przez wzgląd na tych ludzi, którzy każdego 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu krzyczą do niego „Jarosławie ratuj!”. Wielu z nas prawdopodobnie pamięta obrazki z filmu Ewy Stankiewicz o Krzyżu i pamięta postać pewnej dziewczyny, która tam pod tym Krzyżem wciąż się kręci. Otóż, z mojego punktu widzenia, z nią jest coś nie tak. Ona na sto procent robi wrażenie osoby… hmm, jak by to powiedzieć – dziwnej. Ale widzę ją, obok niej widzę innych ludzi towarzyszących jej w tym rozpaczliwym proteście i jestem z nią całym sercem. Bo wiem, że cokolwiek by o niej nie powiedziec, ona tam nie realizuje niczyich interesów. Ona tam przyszła, bo to zło, które nas wszystkich zalewa ją akurat przerosło. Ona akurat już nie wytrzymała.
I teraz powstaje pytanie, co na jej temat myśli Jaroslaw Kaczyński? Otóż on już na to odpowiedział. Właśnie ze względu na nią – mimo że, jak już w innym miejscu zadeklarował, życie dla niego się skończyło – on, zamiast pójść do domu i skulić się w kącie obok swojego kota, pozostaje tu. Właśnie przy niej. Bo wie, że już nikt inny poza nią go nie potrzebuje. No i pojawia się też drugie pytanie. Co o niej myśli – no dobra, załóżmy że się jednak przesłyszałem, i on jest faktycznie nasz – Ludwik Dorn? Otóż, moim zdaniem, Ludwik Dorn o niej nie myśli nic. Dla Ludwika Dorna ona jest nikim. Podobnie zresztą, jak my wszyscy. Wściekli, zapłakani i walczący. I dobrze, jeśli nie okaże się, że on się z nas śmieje.
Pozostaje nam wrócić do serii tekstów Coryllusa, a zwłaszcza do tego z nich ostatniego. Co ja o nich sądzę? Czy się zgadzam, czy mnie one oburzają? Otóż ani mnie nie oburzają, ani też się z nimi nie zgadzam. Nie oburzają mnie, bo uważam przede wszystkim, że każdy ma prawo pisać, co mu się podoba, o ile za tym pisaniem stoją czyste intencje i przeświadczenie o tym, że się pisze prawdę. A ja jestem pewien, że Coryllus, pisząc to co pisze, jest przekonany, że pisze szczerą prawdę. I że ma dobre intencje. Co mi się natomiast w tych jego tekstach nie podoba? Otóż nie podoba mi się w nich przekonanie, że to zakłamanie i te interesy mają w ogóle jakiekolwiek znaczenie i że stanowią w ogóle jakieś niezwykle interesujące zjawisko. Moim bowiem zdaniem, one ani nie są szczególnie ciekawe, ani tym bardziej nie niosą w sobie jakichkolwiek poważnych skutków. To czy PiS wygrywa, czy przegrywa, czy też wspomnienie nazwy Platformy Obywatelskiej budzi w społeczeństwie słodką rozkosz, czy obrzydzenie, stanowi zagadkę, której ani zrozumieć, ani przewidzieć nie jesteśmy w stanie. I wreszcie, jeśli dziś Platforma Obywatelska po raz kolejny wygrała wybory, to wydarzenie nie jest wcale wynikiem tego, że ich działacze są bardziej od naszych szczerzy, uczciwi i pełni poświęcenia. To może świadczyć najwyżej o tym, że tamten projekt jest całkowicie aideowy. Tamten projekt, jeśli jest popierany i wybierany przez większość głosujących, to tylko dlatego, że on gwarantuje bezpieczeństwo dla tych grup, które swoje powodzenie opierają wyłącznie na interesach, a nie na czymś tak nieokreślonym, jak poglądy czy wiara.
I przeciwnie. Jeśli te miliony, które mogły w tym roku zagłosować na Prawo i Sprawiedliwość, tego nie zrobiły, to stało się tak nie dlatego, że one nie mogły znieść sytuacji, że ten PiS jest taki jakiś inny, ale dlatego, że jest dokładnie taki jak wszyscy. Jak te wszystkie Peesele, te Platformy i ci komuniści. I że, tak jak oni wszyscy, oni mają nas wszystkich głęboko w nosie. Coryllus twierdzi, że dopóki Prawo i Sprawiedliwość nie stanie się takie jak Jarosław Kaczyński, nie ma jakiejkolwiek szansy na sukces. I z tym się też nie zgadzam. Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie będzie takie jak Jarosław Kaczyński. Tacy jak Jarosław Kaczyński, z jego oddaniem i poświęceniem, możemy być najwyżej my – głupi i naiwni komentatorzy, wariaci wypruwający z siebie żyły dla jakiejś idei, o której nawet nie wiemy, czy możemy marzyć. Ale też wierzę, że to własnie dzięki nam – ludziom prawdziwie zaangażowanym i wiernym – Jarosław Kaczyński w końcu wygra. Nawet jeśli miałoby się to odbyć wbrew interesom jakichś drobnych kombinatorów bez poglądów i bez marzeń, innych niż to jedno – żeby dało się z sukcesem przecisnąć przez ten jeszcze jeden dzień. A do tego, prędzej czy później, dojdzie, i to nie przez to, że Hofman czy Poręba wezmą się do roboty – bo oni najpewniej do roboty się nie wezmą nigdy – ale przez to, że prawdziwi, wolni i suwerenni Polacy to ludzie wierni.
A tamci nie mają nawet i tego.
Coryllus to autor, którego warto czytać. Poza tym, on jest też człowiekiem, który wydał moją książkę, więc to też jakby o nim dobrze świadczy. Nam pozostaje tylko ją kupować. No a jeśli ktoś już ma, albo woli czytać na ekranie komputera, to proszę, niech wspiera ten blog w inny sposób. Dziękuję.

62 komentarze:

  1. @Toyah
    To się nazywa prostowanie ścieżek i tylko Ty tak umiesz. Dziękuję. Jarosław Kaczyński zniknął w tych wszystkich żalach i zawodzie "naszej strony". Dziwne, ale od czasu Smoleńska wszyscy komentatorzy zachowują się jak jego kolejne sztaby wyborcze i jak wrogowie. Traktują go instrumentalnie. Powinien to czy tamto, jego doradcy powinni mu to czy owo powiedzieć. A On jest zawsze sobą i takim będzie. Gdyby stał się kimś innym, to byłby koniec.
    Nie wiedziałam, że to powiedział o Ewie Stankiewicz. A to jest właśnie on, taki jaki zawsze był.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Co nam zatem mówi Coryllus, i co w tym, co on mówi, jest tak szokującego, że doszło wręcz do tego, że pojawili się nawet komentatorzy, którzy postanowili bojkotować jego księgarnię i nie kupować sprzedawanych przez niego książek?"

    Na razie tylko bojkotują. Ale jeszcze ze dwa teksty Coryllusa w temacie wyborów, a niektórzy oburzeni zaczną odsyłać zakupione książki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest dzisiejszy i jeden z najlepszych tekstów Coryllusa. Bardzo ładnie spinający cały cykl jego poważnych tekstów politycznych.

    http://coryllus.salon24.pl/356135,o-walce-politycznej-sposobach-jej-opisywania-i-prowadzenia

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Toyahu,
    dziekuje za ten wpis.
    Powtorze to co umiescilem tu w moim komentarzu jakis czas temu-podzialy nie ida wzdluz roznic pogladow politycznych,statusu spolecznego czy wyksztalcenia ale wnikaja wglab czlowieka,dotykaja sumienia,naszych lekow i pragnien.
    Piszesz tu wlasnie o tym.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Marylka
    Nie o Stankiewicz, ale o tych ludziach, którzy tam przychodzą.
    Też Ci dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Peregrin Tuk
    To własnie chciałbym wiedzieć. Oburzeni za co? Że obraża Dorna?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Juliusz Wnorowski
    Na szczęście bardzo długi. Oni go nie przeczytają, więc się nie będą pieklić.

    OdpowiedzUsuń
  8. @tobiasz11
    Otóż to. Ja też piszę o tym niemal od samego początku.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah
    Musiałem przerywać czytanie tego wpisu ponieważ emocje uniemożliwiały mi doczytanie go do końca...

    Dawałem już wyraz w swoich komentarzach, że tak na prawdę dla mnie nie liczy się PiS - liczy się tylko Jarosław Kaczyński.

    Wielu ludzi wypowiadając się na różne tematy często używają sformułowań takich jakie uważają, że ich rozmówca chciałby usłyszeć.
    To świadczy o małości wypowiadającego słowa.

    Jarosław Kaczyński jest prawdziwy, po prostu prawdziwy - nie udaje i dlatego my go cenimy.
    Dlatego jest tak groźny dla zwalczających go ponieważ jest prawdziwy i nieudawany.

    OdpowiedzUsuń
  10. @raven59
    To dobrze że on Cię tak wzruszył, bo jest za długi, by go czytać za jednym posiedzeniem. A tak, to masz i przyjemność i emocje.
    A ja satysfakcję.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah

    Mamy problem z lojalnością. To taka staromodna cecha, o której prawie zapomniano.
    Mimochodem, bardzo coryllusowa cecha.

    Gry drużynowe nam nie wychodzą, a gry na lidera już w ogóle.

    Zespół przy Jarosławie Kaczyńskim często sprawia, a ty anegdotą potwierdzasz, gromadę wynajętych, czy też zatrudnionych pracowników.
    To nie są filary wspierające lidera.

    A lojalność, cóż, ostatnie czasy pokazały, jest bardzo i to bardzo problematyczna.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Juliusz Wnorowski

    Coryllus przecenia dwie możliwości:

    1) że wstępując można oddolnie przejmować sieci?

    - owszem tak, pod warunkiem, że członkostwo i wewnętrzna kariera są otwarte.

    - owszem nie, jeśli członkostwo i awanse są starannie regulowane metodami kooptacyjnymi.

    2) że - założywszy kadrowe przejęcie sieci - przejąć można jej wpływy i majątek?

    - owszem tak, jeśli wpływy i majątek są jej własne (np. u Templariuszy).

    - owszem nie, jeśli są z ruskiego nadania, na zasadzie grantów, czy innego podwieszenia pod cudze. Wtedy o odcięciu dopływu decyduje to cudze.

    Przy odpowiedniej kombinacji obu tych składników, przejęcia nie mają większych perspektyw. Lepiej już tworzyć własne sieci samemu je w ten sposób zabezpieczając. Taka perspektywa jest dla rodzimej opryczniny groźna i to tłumaczy, dlaczego np. taki straszny giewałt wzbudzają podejrzenia, iż w PiS-ie jest jakiś wewnętrzny Zakon.

    Prawo O’Sullivan’a*/ wprawdzie ostrzega przed lewicą, ale wszelkie lewusy też je znają i stosują zwłaszcza w celach defensywnych. Jako pozbawieni skrupułów stosują o tyle bardziej wydajnie. Mafie jeszcze wydajniej.

    ------------------
    */ Każda instytucja, która nie została zaprojektowana jako prawicowa, z czasem stanie się lewicowa.

    OdpowiedzUsuń
  13. @orjan

    Coryllus w swojej wielkiej historycznej wiedzy za bardzo się zafascynował Templariuszami i Jezuitami.

    Z czasów nam obecnych, czy słuchaczy Radia Maria można uznać już za sieć?

    Jak dotychczas to w naszym udręczonym kraju dobrze się mają tylko wielkie sieci korporacyjne.
    A to przecież zupełnie coś innego.

    No i czasy są inne. Fejsbuk i twitter bardziej pasują.

    OdpowiedzUsuń
  14. @jazgdyni

    Słuchaczy, w granicach ich zorganizowania się (jest widoczne!) z pewnością tak. Sformalizowanie zorganizowania się jest niekonieczne.

    OdpowiedzUsuń
  15. @ Orjan

    Nie wiem, co odpowiedź, bo temat przyznam się, mnie przerasta.

    Ale nawet ja wiem, że istnieją poważne organizacje - odpowiadające za majątek i jakość życie wielu ludzi - a które, przy ogólnej bierności tych społeczności, można przejąć w majestacie prawa, zebrawszy tylko ułamek zainteresowanych w określonym miejscu i terminie.


    @ Jazgdyni

    Fejsbuk i tłiter nie zapewniają dostaw ciepłej wody i naprawy dachu przed zimą.

    W czas zakupów internetowych lepiej sobie radzą ci, którzy potrafią zamówiony towar dostarczyć na miejsce w lepszym stanie i szybciej niż konkurencja.

    Zupełnie jak w czasach karawan.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Juliusz Winorowski

    Tak, to prawda.
    Ale również nie zaprzeczysz, że dla organizowania i komunikacji internet jest właśnie tym, czego sieciom dotychczas najbardziej brakowało.

    Ja pamiętam przemycane powielacze w latach 70-tych i 80-tych

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy ja wyglądam na takiego, który nie wie do czego służy Internet? Jeśli tak, to przepraszam, już się otrzepuję i włos przygładzę.

    ...
    I na tej kontrabandzie powielano teksty, czyniące z Jaruzela niemal ofiarę morderców Popiełuszki.
    Oczywiście, nie tylko takie. Ale również takie. Narzędzie to tylko narzędzie.

    Przepraszam, Toyahu, że znów o innym autorze, ale tekst Ściosa o mówiącej jednym głosem propagandzie junty generała i autorytetów ówczesnej opozycji, zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Juliusz Wnorowski
    Ja się nie gniewam, tylko chciałbym być dobrze rozumiany. Dla mnie to co robi Ścios jest kompletną egzotyką, i przez to, że on się zajmuje bytami z mojego punktu widzenia idealnie obcymi, a więc Kuroniem, Szczypiorskim i Jaruzelskim, ale też z tego powodu, że robi na mnie wrażenie jakiejś fikcji. Coś tak jak Kataryna. Powiem szczerze, że już wolę czytać Igora Janke. Przynajmniej mam pewność, że on istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  19. @ Toyah
    "Od niepamiętnych czasów literaci mają za nic
    siebie nawzajem."


    Cao Pi, II-III w. ne


    Z należnym szacunkiem, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Juliusz Wnorowski

    Hej, my tu sobie gadamy. czasami mądrze, czasami od rzeczy.Ja stary dziad, Ty zapewne młodszy...

    A co do Ściosa, to w zupełności zgadzam się z Toyahem. To, podobnie jak Kataryna, jakieś dziwne instytucje, mające szeroki dostęp do różnych dokumentów.
    Nie jak zwykli blogerzy.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Juliusz Wnorowski

    Po to, aby skorzystać z biernych praw wyborczych (nawet w klubie kici-polo) trzeba być członkiem. Nawet wtedy, na co zwracałem uwagę, możliwe są wewnętrzne zapory limitujące nawet nie formalny dostęp, lecz realną szansę uzyskania dostępu do władz.

    To, o czym wspominasz jest powszechnym doświadczeniem co parę lat np. w spółdzielniach, np. mieszkaniowych, wspólnotach, sołectwach i w tego typu faktycznych sieciach. Ale pokaż mi działkowców, którzy przejęli władzę nad działkami.

    Dodać trzeba osłony status quo ze strony państwa, że od razu przyjdzie np. Urząd Skarbowy w jakiejś sprawie o sądach obalających wyniki wyborcze nie wspominając.

    Nie jest więc tak prosto, jak widzi Coryllus. Co nie oznacza, że nie warto próbować.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Juliusz Wnorowsk
    Możliwe. Mnie to nie dotyczy. Może dlatego, że ze mnie żaden literat.

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak trochę z boku, Toyah wspomniałeś o błędach w kampanii, pokazałeś wspaniałe wystąpienie prof. Gilowskiej, a ja Ci powiem, że coś jest z Nią na rzeczy. Popatrz jak Cymański się wścieka teraz na nią. Ja myślę że Jarsław zaszokował wszystkich tym, że on w Januszu Kurtyce widział swojego następcę. Na marginesie powiem wam, że warto zobaczyć na youtube film z Nim jak odwiedza Nowy York.

    To musiał być szok dla tych aparatczyków... Co Kurtyka??? Jak on śmiał ....

    OdpowiedzUsuń
  24. Toyah i wszyscy.
    Witam serdecznie. Nazywam sie Jan Pawlowski, czytam Toyaha od "poczatku", chyba nim byl Dworzec Gdaski? Jestem tu z Wami prawie cidziennie,zalogowalem sie wrescie poczulem sie zmuszony do stawienia czola....
    To ja, w chwili wzbuzenia, zaraz po przeczytaniu Coryllusa nie wytrzymslem i zrezygnowalem z kupna jego ksiazek. Nie wytrzymalem, gdyz ten jego tekst nie zawiera zadnych dowodow, zadnego przypadku nie zdrady. Zdrada czy to jest odpowiednie slowo uzyte prze Coryllusa? Napewno nie w takiej sytuacji, insynuacji, Dorn nie nalezy do PiS(czy to wystarcza do nic nieroibienia nie wiem, ale jest to chyba wzana wiadomosc). Dobra polemike z Coryllusem mozna przeczytac Tu: http://cichocki.salon24.pl/355867,to-nie-pis-zdradzil-sam-zostal-zdradzony
    Coryllus, ty i jeszce inni blogerzy ktorych czytam, zostaliscie obdarowani zdolnosciami do pieknego wyrazania mysli, opowiadania pismem, ale Coryllus najmniej nadaje sie zajmowac opisywaniem sytuacji polityczno spolecznej. Polecam :
    http://hekatonchejres.salon24.pl/355845,moje-nie-dla-krzyza-w-sejmie w jaki sposob mozna napisac tekst z prowokacyjnym tytulem i w komentarzach "korygowac" swoj poglad, Rolex nigdy mnie nie zawiodl.
    Nie ufacie Hofmanowi? Mozna i tak ale ja bym o tym nie mowil(pisal)glosno puki nie ma dowodow, ja nie moge zapomniec jak na koniec "rozmowy" u Gugaly powiedzial:" Ale zesmy sobie podebatowali"- cos pieknego.
    Przepraszam za chaos, nie mam zbyt duzo czasu.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  25. @JasiekZusa

    Chłopie,niech się gospodarz wypowie, ale wg. mnie właśnie o ciebie chodzi.

    Ja jestem za Hofmanem. To jest fighter.

    OdpowiedzUsuń
  26. @jasiekZusa

    No i trzeba było zalogować się dawno temu. Nie szkodzi, nadrabiaj teraz :)

    Dotykasz ważnej recenzji: Coryllus powiedział coś wartościowego, może twórczego, ale w całkiem dewastującym nastroju pseudo*/ rozliczeniowym.

    Ciekawe, czy to samo napisałby dokładnie tak samo, gdy mu już nastrój opadnie.

    Porównując blogerów: Rolex na szczęście ma wystarczający dystans i nerwy. A Toyah to po prostu jest system nerwowy. Coryllusem zaś miota między tymi granicami.


    ----------
    */ to "pseudo" jest na cześć kibiców - czyli żywa, sieciowa ilustracja mądrości ludowej: "kibic zrobić swoje, kibic może odejść")

    Dlaczego np. opadły żądania wypuszczenia "Starucha"? Przecież za to się już wyborów bardziej nie przegra. A gościu siedzi w areszcie z wydaje się dętej sprawy. Chyba tylko po to, aby ta dętość nie wyszła na jaw, bo co on tu jeszcze mógłby na wolności nagmatwać w osiągnięciach tego śledztwa w sprawie ręcznika i klapek?

    OdpowiedzUsuń
  27. @Cmentarny Dech
    A co Cymański chce od Gilowskiej? Czyżbym czegoś nie zauważył?

    OdpowiedzUsuń
  28. @jasiekZusa
    To ja proponuję, żebyś tu wpadł znowu, jak już znajdziesz trochę więcej czasu. Jestem szczerze przekonany, że polemika z Coryllusem - który swojemu tekstowi poświecił naprawdę dużo serca - wymaga znacznie większego zaangażowania, niż wrzucenie paru luźnych uwag w przerwie między kolacją a kupą.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie wiem dla czego Coryllus jest tak wybitnym blogerem, chyba ze względów literackich, bo raczej nie ze względu na treść. W każdym razie mnie jego styl nie odpowiada i go nie czytam. Muszę powiedzieć że polemika z linka trafia do mnie bardziej niż ten tekst który wyjątkowo czytałem.

    Co nie znaczy że PiS mnie nie zdenerwował, ale głównie po wyborach, akurat mniej Hofman (którego uważam za utalentowanego) więcej Poręba. Ale z dużym odstępem najbardziej sam Jarosław Kaczyński swoimi aluzjami że winni są kibice i Tomasz Sakiewicz a jego wyskok o Merkel graniczący z sabotażem (Ziemkiewicz porównał ją już ze słynnymi wypowiedziami Korwina-Mikke które w ostatniej chwili niszczyły cały trud jego partii) miała mały wpływ bo tak mówią własne nikomu nie dostępne sondaże. I żeby było jeszcze lepiej w tym samym wywiadzie pada znowu identycznie dwuznaczne zdanie jak to o Merkel, tym razem o Ziobro, że nikt nie chce go w tej chwili wyrzucać z partii.

    To było absolutnie not gentleman like! Ale co ważniejsze, w takim stylu to PiS nie wygra żadnych wyborów choćby nawet w Polsce zabrakło ciepłej wody w kranach, bo w tedy wygra KAŻDY INNY! A najgorsze że skutecznie swoją kłótnią przykryli kłótnie Tusk-Schetyna i znowu poszedł przekaz do przeciętnego zjadacza chleba: oni są wszyscy siebie warci.

    Tutaj szczegółowo:
    http://www.niepoprawni.pl/blog/1785/prezes-pis-po-wyborach-obraza-swoich-zwolennikow

    A szanowny autor tego bloga jest chyba typowym przedstawicielem swojej partii, jeśli chodzi o skuteczność w zdobywaniu głosów poparcia. Jak by nie o. Rydzyk to by PiS z pewnością znajdował się w rejonach SLD!

    OdpowiedzUsuń
  30. Jeżeli już mówimy o kampanii Prawa i Sprawiedliwości to chciałbym dorzucić też swoje trzy grosze. Nie ukrywam, że choć nie spodziewałem się zwycięstwa PiS w tych wyborach, to sądziłem, że PO wygra minimalnie – dwoma, trzema punktami procentowymi.
    Jaki był wynik, wszyscy wiemy.
    Przyznam szczerze, że jestem rozdarty.
    Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że przez ostatnie 20 lat nagonka na Jarosława Kaczyńskiego i jego Brata nie miała sobie równych. Nie było takiej podłości, nie było takiego kłamstwa którego by nie użyto by obrzydzić społeczeństwu Jarosława Kaczyńskiego i jego zwolenników. Ta nagonka się nasilała, by w ostatnich latach osiągnąć rozmiary, które można porównać tylko do działań hitlerowskiej propagandy wobec Żydów w nazistowskich Niemczech. To porównanie wcale nie jest przesadzone.
    Więc jeżeli Kaczyński i jego zwolennicy popełnili w kampanii wyborczej błędy, to trudno jest za to ich winić. Tak jak trudno winić Żydów, którzy gnani do ghetta, popychani kolbami karabinów, bici pałkami po głowach potykali się o leżące na drodze kamienie.
    To jest cały system - spójny i doskonale funkcjonujący.
    Pisałeś o tym nie raz Toyahu.
    Od popkultury (kabarety, piosenki, powiedzonka, poparcie celebrytów - Maleńczuk na koncercie - "pisiory wypierdalać!") poprzez świetnie sterowaną propagandę „towarzyską” (obleśne dowcipy, poniżające, obrzydliwie odczłowieczające bon moty - np. "krwawa Mary i zimny Lech") , środowiskowe nagonki na zwolenników PiS (gospodarz tego bloga pisał o tym często), po "perswazję" bezpośrednią (grupy Tarasa pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.)
    Na coś takiego nie zdobywali się nawet komuniści za Jaruzelskiego. Czy ktoś słyszał w Polskim Radio po śmierci i pogrzebie księdza Jerzego Popiełuszki, że opozycja dąży do obalenia ustroju "po trupie do celu"? Nawet oni nie wysyłali na ówczesny Plac Zwycięstwa, gdzie ludzie układali Krzyż z kwiatów, prostytutek i pijaczków by sikali na zapalone tam znicze. Chcieli Krzyż zlikwidować - zdecydowali się pod pretekstem „remontu” ogrodzić plac.
    Ludzie przenieśli się pod Kościół św. Anny.
    Być może Urban miał wtedy zbyt małe wpływy w aparacie władzy.
    Tamci zamykali w więzieniach. Ci jeszcze tego nie robią. Ale czym była akcja ABW w domu studenta internauty, jak nie akcją ostrzegawczą? Czym był wyrok na licealistę za napis na ścianie „j..ć rząd”? Czym było wyrzucenie z publicznej TV i radia WSZYSTKICH dziennikarzy, którzy nie dość kochali obecny rząd, jak nie perswazją w stosunku do pozostałych – niech broń Boże wam też nie strzeli coś takiego do głowy, bo...
    Tak więc trudno uznać, że kampania wyborcza odbywała się na takich samych warunkach, jak to ma miejsce w krajach o starej, dobrze funkcjonującej demokracji jak na przykład Wielka Brytania.
    To jest jedna połowa mojego „rozdarcia”.

    OdpowiedzUsuń
  31. A druga „rozdarta” połowa...
    Przyznam, że nie wstrząsnął mną Twój opis rozmowy Dorna z Hartmanem tak bardzo, jak krótka przytoczona przez Ciebie rozmowa z jakimś działaczem PiS, który na pytanie „co tam u Prezesa” odpowiedział: że się pewnie „zajmuje mamusią lub kotem”.
    Bo ta drwina owego działacza mogła wynikać z dwóch przyczyn:
    - totalnie lekceważącego stosunku tego działacza do Jarosława Kaczyńskiego
    - z goryczy, że Prezes rzeczywiście zbyt dużo uwagi (nie koniecznie czasu) poświęca mamie i kotu.
    Nie znam kulisów polityki PiS. Ale docierały do mnie pewne wieści od byłej posłanki z ramienia tej partii, która zresztą po zakończeniu kadencji z niej po cichu wystąpiła, bez fajerwerków w mediach, by nie szkodzić ani partii ani Jarosławowi Kaczyńskiemu, w proteście przeciwko kretyńskiej działalności jednej z działaczek PiS z okręgu, której pozycja wynikała tylko i wyłącznie z faktu bliskiej zażyłości z matką Jarosława Kaczyńskiego, której to pani, Prezes bronił wbrew zdrowemu rozsądkowi. To zdanie byłej posłanki, która zresztą po katastrofie w Smoleńsku zdecydowała się zapomnieć o animozjach z tą panią, wróciła do PiS i z całej siły starała się pomóc w wyborach prezydenckich i obecnie parlamentarnych.
    Nie wiem jak było naprawdę. Być może pani poseł i przyjaciółka mamy Jarosława Kaczyńskiego po prostu się nie lubiły. Nie wiem, ale wiem, że motywacją tej posłanki nie była osobista kariera.
    Nie wiem jakimi motywacjami kieruje się Jarosław Kaczyński dokonując takich lub innych personalnych wyborów. Wiem, że często, zbyt często były to wybory mylne. Od zastąpienia Dorna w funkcji ministra spraw wewnętrznych Kaczmarkiem, poprzez zastąpienie Wildsteina Urbańskim na fotelu prezesa TVP (to Urbański ściągnął do TVP Lisa i podpisał z nim taką umowę, że Lis jest tam udzielnym księciem), po wybór Rostkowskiej na szefa swojej kampanii prezydenckiej.
    Wierzę w szlachetność i ideowość Jarosława Kaczyńskiego. Jest on – moim zdaniem – wybitnym politykiem i wielkim polskim Patriotą.
    Ale być może jest on złym politycznym menadżerem. Człowiekiem, który poprzez swoje błędne decyzje personalne (aż się boję to napisać) zmarnował nieprawdopodobnie wielkie emocje społeczne, jakie towarzyszyły jego osobie i PiS po tragedii w Smoleńsku. Ich wyrazem, bardzo znaczącym była ilość zebranych podpisów pod jego kandydaturą na prezydenta.
    W wielu głosach, jakie słyszę powtarza się myśl, że sztab wyborczy popełnił błędy, że sztab wyborczy źle poprowadził kampanię, że Poręba to, że Hofman tamto, że Ziobro nie poparł kogo trzeba. Ale to przecież nikt inny jak Jarosław Kaczyński wybrał do tego sztabu Porębę i Hofmana, a oni kolejnych swoich pomocników.
    Być może jest tak, że szef jest doskonały tylko jego podwładni kiepscy karierowicze.
    Nie wiem jak mam to oceniać.
    Wiem, że wybory za cztery lata będą rzeczywiście OSTATNIĄ SZANSĄ dla Polski. Nie łudźmy się - jeżeli one zostaną przegrane, Polska stanie się etnicznym regionem europejskiego imperium niemiecko-francuskiego.
    I nie wiem, czy powinniśmy stawiać wciąż na tego samego polityka. Na razie żaden inny, lepszy na horyzoncie się po tej naszej, patriotycznej stronie nie pojawił.
    Ale może powinniśmy zacząć go szukać?

    OdpowiedzUsuń
  32. I jeszcze jedno. Napisałeś Toyahu:
    "Coryllus twierdzi, że dopóki Prawo i Sprawiedliwość nie stanie się takie jak Jarosław Kaczyński, nie ma jakiejkolwiek szansy na sukces. I z tym się też nie zgadzam. Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie będzie takie jak Jarosław Kaczyński. Tacy jak Jarosław Kaczyński, z jego oddaniem i poświęceniem, możemy być najwyżej my – głupi i naiwni komentatorzy, wariaci wypruwający z siebie żyły dla jakiejś idei, o której nawet nie wiemy, czy możemy marzyć. Ale też wierzę, że to własnie dzięki nam – ludziom prawdziwie zaangażowanym i wiernym – Jarosław Kaczyński w końcu wygra. Nawet jeśli miałoby się to odbyć wbrew interesom jakichś drobnych kombinatorów bez poglądów i bez marzeń, innych niż to jedno – żeby dało się z sukcesem przecisnąć przez ten jeszcze jeden dzień. A do tego, prędzej czy później, dojdzie, i to nie przez to, że Hofman czy Poręba wezmą się do roboty – bo oni najpewniej do roboty się nie wezmą nigdy – ale przez to, że prawdziwi, wolni i suwerenni Polacy to ludzie wierni."

    Wierni - Polsce i Jarosławowi Kaczyńskiemu?
    Czy te wierności są tożsame?
    Czy też jednak mogą być rozdzielne?
    To bardzo ważne pytania.

    OdpowiedzUsuń
  33. @PLK
    Okay. A teraz może dla odmiany coś bardziej w temacie dzisiejszych refleksji? Da się zrobić? Czy może Ty jesteś jak ten facet, który lubi tylko te piosenki, które już wcześniej słyszał?

    OdpowiedzUsuń
  34. Toyah
    Miedzy kolacja a kupa powiadasz..., dobre! W mojej strefie czasowej to raczej miedzy pierwsza kupa a drugim sniadaniem. Ja wkladam, glownie od 2003-go roku, cale swoje serce i wiekszosc swojego wolnego czasu na rozmowy o Polsce, rozmowy, to mam na mysli czytanie Was, czyli naszych. Troche czasu mi zeszlo by Was znalesc i sie do Was przekonac, jestescie moim "drugim" obiegiem informacji, dlatego w cudzyslowiu bo tak naprawde to pierwszym. Jest Was kilku, ktorych czytam zawssze, jest Was kilkunastu ktorym ufam, i jestescie Nasi, przynajmniej dla mnie- Coryllus tym wpisem narazil mi sie bardzo. Ostatnio slowo zdrada pasuje mi tylko w "zdradzeni o swicie" wypowiedziane przez pana Kaczynskiego.
    Ale sluchajcie, ja jestem tylko naprawde prostym oszolomem, ktory stuka te slowa dwoma palcami...
    i nie wiem czy jeszce kiedys zrezygnuje z wczesnieszej drugiej kupy by cos jecze tu pisac.
    Ale bede Was czytal.
    Pozdrowienia, dla Twojej rodzinki tez toyahu.

    OdpowiedzUsuń
  35. @Jan
    Nie. Ja mówiłem o ludziach wiernych Polsce. A więc też o Jarosławie Kaczyńskim. Bo uważam go za człowieka, który Polsce jest wierny. Jak idzie o wierność Jarosławowi Kaczyńskiemu, to mi wystarczy, jeśli jemu wierny pozostanie on sam.

    OdpowiedzUsuń
  36. @Toyah
    Dziękuję. Nie masz pojęcia, jak bardzo ważna była dla mnie Twoja odpowiedź.
    Jeszcze raz dziękuję.
    Że jesteś, że trwasz.

    OdpowiedzUsuń
  37. @Jan @Toyah

    Bardzo słusznie Pan (Jan) wymienił tą listę: Marcinkiewicz, Kaczmarek, Kluzik-Rostowska i Poncyliusz a teraz niejaki Poręba.
    Pan wierzy że Jarosław Kaczyński jest kiepskim menadżerem, ja w to nie wierzę (nawet ślepy widzi że Poręba to lizus). Uważam że celowo wybrał tych ludzi, szczególnie że po błędzie z Poncyliuszem etc. znowu zrobił dokładnie to samo.
    Wytłumaczenia są dwa, albo to jest taktyka, albo tak jak sugeruje to od dłuższego czasu Rafał Ziemkiewicz Jarosław Kaczyński jest drugim Bolkiem, który z nadania systemu kanalizuje i wycisza ruchy prawicowe w Polsce. Muszę przyznać że poszlak na tezę Ziemkiewicza jest mnóstwo (począwszy od okrągłego stołu poprzez zgodną współprace PiSu w terenie z P0 aby wykończyć niezależnych prezydentów miast, kończąc na tutaj opisanym aparacie partyjnym PiSu), właściwie tylko Smoleńsk nie pasuje . Także póki co odrzucam tą tezę bo albo wkrótce taktyka przyniesie zamierzone skutki albo ...

    OdpowiedzUsuń
  38. uzupełnienie:

    nawet ślepy widział że wymiana w MSW świetnego Dorna na nieznanego Kaczmarka to kolosalny błąd i tak było! To ten manewr doprowadził do upadku rządu! Tak więc albo to była taktyka, albo ...

    OdpowiedzUsuń
  39. @PLK
    Widzi Pan, inaczej widzimy świat. Ja jestem przekonany o czystości intencji Jarosława Kaczyńskiego, w jego patriotyzm i umiłowanie Polski. Pan snuje obrzydliwe podejrzenia o agenturalnym "kanalizowaniu i wyciszaniu prawicy".
    Żałuję, że mój wpis tak Pana ucieszył (a widzę, że ucieszył - prawda?)
    Żałuję, bo nie chciałbym dawać amunicji ludziom myślącym tak jak Pan i - jeżeli rzeczywiście tak Ziemkiewicz pisze jak Pan sprawozdaje - takim jak Ziemkiewicz.
    Inaczej i prościej pisząc uważam, że rzucanie wobec Jarosława Kaczyńskiego podejrzeń o agenturalność, że jest "drugim Bolkiem" jest, po tym co ten człowiek w życiu doświadczył, zwykłą podłością.

    OdpowiedzUsuń
  40. @PLK
    Sprostowanie - Pan na razie daje wiarę Ziemkiewiczowi warunkowo, na razie ją odrzuca. Więc określenie o podłości zarzutów dotyczy tylko Ziemkiewicza.

    OdpowiedzUsuń
  41. Do @Jana, ale nie tylko:

    Gorycz jest złym doradcą, gdy trzeba rozsądnej oceny i mobilizujących planów. Jest takie słowo: „defetyzm” i zdaje się mamy do czynienia z jego falą. Być może, ktoś tam za węgłem huśta, żeby ta fala wzbierała, ale to niewiele zmienia.

    Co robi człowiek względem fali? Upraszczając, może się z nią zabrać, niczym surfer. Niby kontroluje falę, lecz jednak to fala go niesie i kontroluje*/. Inny np. rzuca dryfkotwę i stara się przetrwać, aż fala opadnie. Miarkuje swój opór przeciw żywiołowi, aby zachować choć elementarną kontrolę. Jeszcze inny, albo ten już pokonany, stara się biernie przetrwać, jak korek na fali.

    Wnioski z kampanii są w PiS absolutnie potrzebne. Jednak najpierw wnioski rzeczowe, a potem dobrze względem nich i bez nadmiernego rozgłosu wymierzone konsekwencje personalne. Tymczasem odnoszę wrażenie, że sufluje się priorytet rozliczeń personalnych, aby stworzyły chaos, którym nakarmią się media i przeciwnik.

    We własnych szeregach z chaosu porządek na pewno nie powstanie. Czynnik twórczy musi stać bowiem ponad chaosem chyba, że komuś pasuje świat ostrzegawczo malowany przez Ściosa i zaakceptuje on jakiegoś szefa Tuska jako lalkarza wydobywającego PiS z takiego chaosu.
    Warto pomyśleć, że PiS też może być (i pewnie jest!) postrzegany z zewnątrz jako taka sieć do przejęcia. Ja tam wolę rozumieć, że alegoria ze świątynią i z Miyamoto Musashi’m była także taką intencją ostrzegawczą ze strony Coryllus’a. Sprytnie ukrył on wiadomość, że ów samuraj stworzył sztukę walki dwoma mieczami na raz.

    Gdyby to zależało ode mnie, to powołując wewnętrzną komisje rewizyjną zablokowałbym rozliczenia powyborcze jako mające formułę fajerwerku wzajemnych oskarżeń. W ten sposób cierpliwie przeczekałbym, przynajmniej do wiosny. Ten timing jest oczywisty: z jednej strony należy odzyskać spokój dla zaprowadzenia elementarnej funkcjonalności organizacyjnej u siebie (dryfkotwa!). Z drugiej strony należy poczekać na oznaki, dokąd w tym czasie zaprowadzą Polskę przeciwnicy.

    Dla poważnych rozliczeń powyborczych mniej istotne jest, po co, jak i kto, kiedy coś palnął, czy nie palnął. Istotniejsze jest, czy PiS słusznie ostrzegał, dokąd prowadzą Polskę jego przeciwnicy. Zwolennicy rozliczeń zbyt wielką wagę przykładają do narzędzi zdobywania władzy lekceważąc, że ich dobór musi odpowiadać rzeczywistemu zapotrzebowaniu społeczeństwa, jako swego rodzaju tworzywa politycznego (Musashi, miecze i świątynia). Tak ujęte tworzywo społeczne samo poddaje się kształtowaniu.

    Źródłem wyniku ostatnich wyborów było właśnie ukierunkowanie przez przeciwników uwagi społecznej na indywidualne ustawianie się przy prywatyzowaniu państwa (wliczając podwiązane sieci), tzn. przy prywatyzacji jego majątku i funkcji i wpływów, przy których zawsze tkwią jakieś pieniądze do skręcenia. Prywatyzacja gospodarki odbyła się 20 lat temu, teraz domyka się prywatyzacja państwa jako takiego, powodująca atomizację społeczeństwa i jego dezercję do choćby ochłapów z rozbiórki organizacji publicznej - "Polska w rozbiórce" (niech mi chociaż dyferencjał dadzą!).

    Tego ślinienia się za dyferencjałami nie odwróci się sprawnością polityczną. To musi pokazać, że jest złem, złą drogą. Nie dla „jakiegoś tam” samolotu nad Smoleńskiem, ale dla indywidualnych Misiów Pysiów, żeby z powrotem zaczęli szukać więzi społecznej. Istotą jest obecny brak potrzeby tej więzi. Gdyby przyjąć się, że potrzebę tę mimo wszystko zachowuje jakaś 1/3 narodu, to należałoby dziękczynnie pomodlić się za dalsze trwanie PiS-u.

    ------
    */ http://www.youtube.com/watch?v=SdIaEQCUVbk

    OdpowiedzUsuń
  42. @Jan

    Ziemkiewicz oczywiście nie mowił że jest drugim Bolkiem tylko że jest jak Wałęsa w latach 80tych. Ja to zaostrzyłem. (wywiad u ŁŁ)
    A o ostatnio porównał do Korwin-Mikke, który według mnie też jest kretem który ośmiesza prawice. (wywiad fronda)

    OdpowiedzUsuń
  43. @PLK
    Ziemkiewicz? Który to? Czy to przypadkiem nie jest ten ekspert od "polactwa"?

    OdpowiedzUsuń
  44. @orjan
    Wnioski z kampanii PiS są proste jak cep! Kampania była pro forma! Albo to jest taktyka albo sabotaż.

    OdpowiedzUsuń
  45. @Toyah

    Ten od Michnikowszczyzny.
    Jak Pan ma solidne argumenty że on jest kretem to proszę napisać albo zalinkować, bo tego nie da się też wykluczyć a przesłanki także są.

    OdpowiedzUsuń
  46. @orjan
    Ja bym się w ogóle nie przejmował tą atmosferą rozliczeń. Ona wraca po każdych wyborach, i mam wrażenie, że pełni przede wszystkim funkcję oczyszczającą.

    OdpowiedzUsuń
  47. @PLK
    Nie. Na to że on jest, jak Pan to określa, "kretem", nie mam ani dowodów, ani argumentów, ani nawet podejrzeń. Natomiast chciałem się Pana spytać, jaki to Pan ma problem ze Smoleńskiem? Przecież Kazimierz Kutz już dawno udowodnił, że to była robota Jarosława.

    OdpowiedzUsuń
  48. @PLK

    Być może kampania PiS była pro forma, bo akurat trzeba było do niej stanąć.

    Powtarzam: "być może"!

    Jednak, gdyby dominowała ta więź i ta potrzeba społeczna, o której pisałem, to żadne "pro forma", ani żadne kiksy kampanijne nie przeszkodziłyby przyjazdowi Budapesztu do Warszawy.

    Zdominowała w zamian siatka, czy suma obślinionych w nadziei na fanty z rozbiórki Polski. Nieważne przy tym, czy są oni nieświadomi tej rozbiórki podnosząc wzrok nie wyżej, niż ten dyferencjał. Właśnie w tym uczestniczą.

    Grepsy antypisowe sprawiają ulgę ich zaniepokojonym sumieniom. Dlatego są skuteczne.

    Muszą zobaczyć, że to zła droga.

    --------
    Od Kazimierza Grześkowiaka:

    "To je moje"

    http://www.youtube.com/watch?v=82HzNBTGxoA

    Uradziła gminna rada
    Wodociągi pozakładać.
    Zaro mowa jest o wkładach -
    Chcą z człowieka zrobić dziada!

    Myśleć, wiecie, trza na opak!
    Dren mo iść przez mój ogródek!
    Nie postanie obca stopa
    Na tym, com se zdobył z trudem!

    Mnie tam żuraw rycht wystarco,
    Na co mi publiczne zdroje?
    Bo nieważne, czyje co je,
    Ważne to je, co je moje!

    Mój stryjeczny szwagier Władek
    Taką dziwną mo zasadę:
    Cięgiem chciołby łączyć spadek,
    Co nam zostawili dziadek.

    Jo zaś, że przeciwny byłech,
    To żem wziąch się i ośmielił,
    Wyklepołech ostrą piłę
    I stodołę my - przerżneli!

    Jo żem swoją część poskładoł;
    Tak się zakończyły boje,
    Bo nieważne, czyje co je,
    Ważne to je, co je moje!

    Mój synalek, mówia zasię,
    Że najgorszy z wszystkich w klasie!
    Do nauczycielam zaszedł -
    Co od niego chcesz, głuptasie?

    Dziecku nudno tak za ławą,
    Chłopak - mówię - jest z mołojców,
    W głowie wprawdzie nietęgawo,
    Ale wszystko mo - po ojcu!

    W szkole może takich więcej,
    Ale jo za swoim stoję,
    Bo nieważne czyje co je,
    Ważne to je, co je moje!

    Wieś w powiecie nie jest spodem
    I do czynów dzielnie rusa.
    Nie inacej, kiej w nagrodę,
    Przydzielili nam "ursusa".

    Choć to nie je fura srebra,
    Pismom skrobnął: "Droga władzo!
    Traktor warto by rozebrać,
    Niech mi chociaż dyferencjał dadzą!"


    Jak trza bedzie, to - jak w raju -
    Babie ziobro też wykroję,
    Bo nieważne, czyje co je,
    Ważne to je, co je moje!


    (za: http://grzeskowiak.art.pl/utwory/to_je_moje.html )

    OdpowiedzUsuń
  49. @orjan
    Zgadzam się z tym, co Pan napisał. W warunkach polskiej polityki trzeba poczekać z rozliczeniami. Ale rozliczenie musi nastąpić. Nie chodzi tylko o personalia, choć one są ważne, bo za konkretnymi decyzjami stoją konkretni ludzie - ich strategia, taktyka, ich metody, ich poglądy, ich ambicje, ich lenistwo lub zgubna nadgorliwość.
    Istnieje też niebezpieczeństwo, że jeżeli rozliczenia nie nastąpią w miarę szybko, to utoniemy w tej swojej 30% opozycyjności, a Polska - jak już napisałem - stanie się peryferyjnym regionem etnicznym.

    Jeszcze jedna refleksja (proszę Gospodarza bloga o wybaczenie mojej zbyt dużej i rozległej aktywności).
    Kiedyś, w połowie lat dziewięćdziesiątych przeczytałem wywiad z Wajdą, w którym on pół żartem, pół serio powiedział do dziennikarki takie zdanie: "A skąd pani wie, czy Polacy nie chcą być Niemcami? To zrozumiałe, że chcą. Bo to świetnie zorganizowany i wygodny do życia kraj." Cytuję z pamięci, ale dobrze to zdanie zapamiętałem, bo mnie wtedy zszokowało.
    Boję się, cholernie się boję, że ten facet mógł dobrze odczytać umysły współczesnych Polaków (sam nie wiem jak ich nazywać, Pani Kurtyka nazwała ich społeczeństwem). Bo jeżeli odczytał je prawidłowo?
    Boję się, że Polacy tacy jak my, w pewnym momencie zostaną zamknięci jak Indianie w rezerwatach, gdzie będą prowadzane wycieczki szkolne jak do Biskupina.

    OdpowiedzUsuń
  50. @Jan
    Twoja rozległa aktywność została Ci wybaczona.

    OdpowiedzUsuń
  51. @Jan

    Ja może sprecyzuję powtarzając z Rymkiewiczem:

    POLSKA JEST WIECZNA

    Bez względu na troski i pragnienia renegatów.

    My osobiście przegramy tylko w takim przypadku, gdy przystąpimy do łajdactwa.

    Jeśli jednak, w co dzisiaj wątpimy, obecna droga jednak zaprowadzi Polskę do jej wielkości, to przecież wygramy, a nie przegramy. Z perspektywy tej wielkości, nasze dzisiejsze pomyłki nie będą miały znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  52. @Toyah

    Chyba się walnąłeś Toyahu, to śpiewał Kazimierz Grześkowiak.

    Chyba, że z Chyłą to coś innego w tej inspiracji.

    OdpowiedzUsuń
  53. Ja nie przystępuję do łajdactwa! Kto ze mną?

    OdpowiedzUsuń
  54. Świetny wpis! Wiara w dobre intencje polityków, to naiwność. Trzeba sprawdzać i weryfikować. Pomijam prosty fakt, że pewnie 60% z nich to są "polscy" politycy (polskojęzyczni?). Dlatego od 15 lat nie głosuję na "znanych" polityków i rzadko na duże partie.

    OdpowiedzUsuń
  55. @ orjan
    Od razu powiem, bez żadnych zwodów, żeby było jasne. Uważam, że to głupia piosenka.
    Tkwi w niej taka zdroworozsądkowa mądrość, z którą nie ma jak dyskutować, bo byłoby jak próba rozmowy telewizorem, który tłumaczył puste półki w sklepach antyspołeczną działalnością spekulantów.

    ////

    Warto oglądać propagandę. Naprawdę. Przed wyborami widziałem u Sekielskiego felieton. Rzecz o miejscach, w których zdecydowanie wygrywa tylko jedna z partii.

    1.
    Wymierająca białoruska wieś od lat głosująca na SLD. Naturalny proces, pozamiatane, nie trzeba było nawet dowalać PiSowi.

    2. Zabita dechami (dosłownie) mieścina na ścianie zachodniej - głosująca na PO. Tu już znaleziono kij na PiS, miasteczko umiera, bo od lat żaden kandydat PiS tam się osobiście nie pojawił.

    3. Miejscowość na wschodnim Mazowszu, może Podlasiu, gdzie zawsze wygrywa PiS. Produkują mleko, śmieją się do kamery siedzą w kabinie traktora jak na tronie.
    Znaleziono kij wizualny - że znaczy zestawienie: tu krowy i wyborcy PiS. No i jeszcze jeden standardowy bejsbol, że staruszki chodzą do kościoła.


    Albo wierzymy, że PiS ma zdrowszą, witalniejszą i roztropniejszą wizję życia narodu. I wtedy należy ją realizować przy każdej okazji. Albo nie wierzymy.

    I jest to skierowane do działaczy.

    ////

    Serdecznie Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  56. @jazgdyni
    Nie. Nie walnąłem się. To Chyła. Oryginalnie to śpiewał Chyła. I to co na tym filmiku słychać, to też Chyła. No ale wybaczam Ci, bo ja jestem starszy, więc to wszystko miałem okazję obserwować na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
  57. @hes2
    Ja też robię to rzadko. Najwyżej raz na parę lat.

    OdpowiedzUsuń
  58. @Juliusz Wnorowski

    1. Wyobraź sobie, że jest to piosenka zawierająca mądrość praktyczną: jak żyć?

    2. Sprawdź, do którego, obecnego środowiska politycznego taka praktyczna mądrość pasuje najbardziej? Nie po szczegółach przaśnego folkloru, lecz wg istoty rzeczy.

    3. Napisz tu o tym.


    PS. To prawda, z czymś takim nie ma jak dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zapomniałem dopisać, że tych wiosek nie ma się co czepiać. Przynajmniej w Polsce, bo tutaj za poziom ich mieszkańców odpowiadają polscy inteligenci.

    Zawsze tak było i z faktu jej porzucenia odpowiedzialność wcale nie wygasła.

    W Rosji jest inaczej

    OdpowiedzUsuń
  60. Trudno mi znaleźć mądrość w satyrze na chłopski egoizm. No proszę Cię.

    Możesz to obrócić oczywiście i powiedzieć, że tak naprawdę scenografia jest nieważna i dopatrywać się w utworze ponadczasowej mądrości życiowej. Twój wybór, w końcu każdy utwór tyle jest wart, ile z niego dla siebie potrafimy zrozumieć. Ja tu nic szczególnie mądrego nie widzę.

    Za to rozglądam się dookoła i co i rusz natykam się na ślady wilczych watah, które doprowadzają upatrzony interes do upadku po to, by się na szczątkach majątku pożywić. Działają w sposób superzorganizowany. Kooperacja aż miło popatrzeć. W swojej zimnej zapalczywości są dokładnym przeciwieństwem tego wyimaginowanego podmiotu lirycznego, który ma tyle wspólnego z rzeczywistością co dren w ogródku z kanalizacją, a przecinanie stodoły z dzieleniem realnego spadku.

    Ta piosenka łechce właśnie tzw. polskiego inteligenta. Żeby mu przypadkiem do łba nie strzeliło, że nawet ten skarykaturyzowany chłop ma rację. I żeby broń Boże, ten inteligent nie potraktował chłopskiego instynktu poważnie. Żeby się tego chłopa wstydził i żeby własności się wstydził, a szczególnie własnej.

    Warszawski SPEC mógł pójść do Francuza, dlatego właśnie, że inteligent z Ursynowa uznał, że niepotrzebna mu na własność miejska rura.

    ///

    Wieś PiSowska z powyższego zestawienia sobie radzi. Spółdzielczość mleczarska wymaga zdolności sprawnej kooperacji, zapobiegliwości i roboty. Chłop z filmu, na pewno bardzo cieszył się z dyferencjału, bo oprócz niego miał na własność cały traktor. Zarzuty do tej wsi zmontowane przez grubcia na iksiastych nogach Sekielskiego były tylko dwa: he he głosują na PiS, buhaha a staruszki chodzą do kościoła.


    Pozdrawiam, a w szczególności Gospodarza.

    PS.
    Wiesz, czekam aż tu przyjdzie jakiś świr i oskarży Toyaha, że pożałował grosza na kampanię, przez co nie dostał się do sejmu, a w związku z tym dobro wspólne, stodołę, kanalizację oraz poezję szlag trafi. I udowodni to na przykładzie tej piosenki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...