Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Simon Mol. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Simon Mol. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 kwietnia 2020

Czy koronawirus został nam zrzucony z piekła przez Simona Mola?


           Parę dni temu słuchałem w telewizji rozmowy z którymś z bardziej rozpoznawalnych wirusologów, gdy ten w pewnym momencie nagle poinformował mnie, że z wirusami jest tak, że one są na tyle cwane, że bardzo często nasza nauka staje przed nimi całkowicie bezradna. Zapytany, czy trzymający nas w swoim uścisku koronawirus doczeka z naszej strony reakcji w postaci szczepionki, pan wirusolog odpowiedział, że tego wiedzieć nie możemy, bo wirus ma to do siebie, że nawet kiedy już go wydawałoby się mamy w ręku, to on się nam wymyka i chodzi nadal swoimi ścieżkami. A najlepszym dowodem na to jest to, że od czterdziestu już lat – a tu cytuję informację podaną przez owego wirusologa – człowiek nie był w stanie wymyślić szczepionki na HIV...
       Ups!
       Przepraszam bardzo jeśli ktoś się poczuł skonfundowany, ale ja autentycznie zapomniałem, że coś takiego jak HIV, a wraz z nim bardziej popularny AIDS, jeszcze w ogóle istnieje. Usłyszałem informację, że od 40 lat nie wymyślono ani szczepionki ani lekarstwa na Zespół Nabytego Braku Odporności, i zacząłem się zastanawiać, jak to się stało, że samo wspomnienie tej nazwy wywołało u mnie takie zdziwienie. Jak to możliwe, że po upływie tylu lat od czasu, gdy osoby jak najbardziej publicznie autoryzowane ogłaszały, że  rozsiewanie pogłosek, że HIV atakuje wyłącznie osoby homoseksualne oraz nadużywające tak zwanej wolności seksualnej, powinno być penalizowane, to nieszczęście wciąż zabija?
      A o tym że zabija dowiedziałem się z informacji najpierw uzyskanej przez Facebooka, a następnie odpowiednio zweryfikowanej, że każdego roku na świecie przez wirusową utratę odporności umiera milion ludzi, a wśród nich, jak rozumiem, choćby z powodu głupiego koronawirusa...
      A skoro tak, to ja, przepraszam bardzo, ale zaczynam myśleć. A skoro myśleć, to i sobie przypominam czasy dawne, kiedy informacja o AIDS pojawiła się w przestrzeni publicznej, a Fredie Mercury ze swoimi niezliczonymi partnerami wcale nie stanowił jej najbardziej spektakularnej części. A skoro myśleć, to przypominam też sobie, że – poza oczywiście grożeniem sądem każdemu, kto się zgłosi z apelem, by koniecznie odizolować od społeczeństwa homoseksualistów – w powszechnej opinii funkcjonował jeden tylko przekaz: prezerwatywy i tylko prezerwatywy i nic innego jak prezerwatywy mogą nas powstrzymać przed rozprzestrzenianiem się wirusa.
        Poważni naukowcy wyjaśniali, że prezerwatywy – podobnie jak dziś maseczki – nie zmienią sytuacji ani o jotę, z tej prostej przyczyny, że osoby, które seks traktują jak sposób na przyjemne życie przede wszystkim myśli o prezerwatywie, która ingeruje w ich erotyczne plany, nie znoszą. Poza tym również, oni w swoją aktywność angażują się całą duszą i ciałem do tego stopnia, że owa prezerwatywa, nawet jeśli potraktowana z uwagą, to w ostatecznym rozrachunku okazuje się żartem. Wszystko na nic. Cały świat reprezentowany, jak to zresztą dzieje się do dziś, przez media głównego nurtu, ogłosił, że nie ma potrzeby zamykać burdeli, klubów go-go, a już najbardziej domów schadzek dla osób homoseksualnych, że nie wspomnę o zachęcaniu ludzi heteroseksualnych do rezygnacji z wyuzdania do którego się przyzwyczaili. Nikt im wówczas nie powiedział, że sorry, ale nigdy już nie będzie tak jak wcześniej i że będą musieli przyzwyczaić się do nowego, bardziej skromnego życia. Tam akurat wystarczyło, że wszystkim tym, którzy uważają, że seks stanowi ich niezbywalne prawo obywatelskie, umożliwi się dostęp do darmowych prezerwatyw.
       Podobnie z Afryką. Kiedy Papież Jan Paweł II zaapelował by Czarni zdecydowali się jednak powstrzymywać od nieposkromionego seksu, światowe media przekazały instrukcję od tych, którzy owymi mediami dyrygują, w tym oczywiście Światowej Organizacji Zdrowia, że ponieważ oni i tak będą się dupczyć jak dotychczas i  na to nie ma sposobu, natomiast jeśli im się wyśle prezerwatywy, to jest szansa powstrzymać zarazę. Mało tego. Część z nich wręcz zażądała, by Watykan przestał się wtrącać w to, co ludzie traktują jako należną im przyjemność i zajął się swoimi sprawami.
      No i wreszcie uznano, że ponieważ tu dobrych rozwiązań nie ma, podjęto decyzję, by zdjąć temat z agendy i AIDS stopniowo odszedł w kompletne zapomnienie, a zatem w sumie nie ma się co dziwić, że kiedy właśnie się dowiedziałem, że dziś na świecie milion osób rok w rok umiera na AIDS, aż podskoczyłem z emocji. Oto okazuje się, że przez lata które minęły, gdy z tych wszystkich prezerwatyw wysłanych do Afryki, rozdanych w szkołach, na uniwersytetach i na koncertach muzyki popularnej, pozostał zaledwie ów okrągły milion, stoimy wobec pytania: kto, co i dlaczego? A wraz z tym pytaniem, pojawia się już to bardziej szczegółowe: jak to jest że dziś ktoś uznał, że można ludziom wydać polecenie by siedzieli w domu, a jeśli z jakiegoś powodu będą musieli wyjść na zewnątrz, by broń Boże nie wychodzili do parku, lasu, restauracji, czy do sklepu, a przy okazji by zakładali na twarz specjalne maseczki, i żeby każdy z nich pamiętał, że za najmniejszą próbę naruszenia owego zalecenia, zostaną ukarani ciężką grzywną, podczas gdy w sytuacji gdy przed laty świat został zaatakowany przez zarazę, która dziś rok w rok dziesiątkuję milion ludzi na świecie, jedyne zalecenie jakie ów ktoś wydał to takie, by wszyscy zainteresowani przed stosunkiem na penisa zakładali prezerwatywę.
       No i jak to jest, że po tych wszystkich latach ów AIDS jest traktowany jako jedna z całkowicie naturalnych przyczyn śmierci, tak jak wypadki samochodowe, rak oraz zawały serca? Czy mam rozumieć, że zanim upłyną zapowiadane przez ministra Szumowskiego dwa lata do czasu gdy ktoś wymyśli szczepionkę przeciwko tej zarazie, ów koronawirus stanie się zaledwie wspomnieniem, a my zostaniemy z tym dodatkowym ćwierć czy pół milionem zmarłych każdego roku i nikt nie będzie myślał ani o kwarantannie, ani o maseczkach, ani tym bardziej o tym by nie zbliżać się do nikogo na odległość mniejszą niż dwa metry?
         I jedyne co nam pozostanie to oni. Nie gospodarka, ale ci wszyscy ludzie, którzy z powodu owego lockdownu nie wytrzymali i zwyczajnie zwariowali.
       Na sam koniec mam informację, bez której cały powyższy tekst nie ma najmniejszego sensu. Otóż ja w żaden sposób nie mam pretensji ani do rządu, ani do osobiście ministra Szumowskiego. Jeśli ktoś tu próbuje się dodatkowo napinać, to proszę mnie w to nie mieszać. Ja tu jestem wyłącznie po to, by mówić to, czego innym nie wolno. A gdy chodzi o Szumowskiego i resztę, oni są dokładnie w tej samej sytuacji w jakiej jesteśmy my, a więc też muszą nosić te maseczki. Kto kazał to robić nam, my oczywiście wiemy. Kto im? Moim zdaniem, umrzemy w tej niewiedzy.



poniedziałek, 2 maja 2016

Krótka rozprawa między trzema osobami, Księdzem, Żydem a Murzynem

Biorę pod uwagę, że to tylko ja jestem tak przesadnie uważny, ale nie wykluczam też, że ktoś jeszcze zwrócił uwagę na to, jak trochę miesiąc temu, pierwsza gwiazda poznańskiego Kościoła, ksiądz Radosław Rakowski, zorganizował w jednej ze szkół rekolekcje, które poprowadził wspólnie z muzułmańskim imamem i żydowskim rabinem. Jak można było poczytać, ale też i usłyszeć, na portalu tvn24.pl, w pełnej entuzjazmu relacji z wydarzenia, ksiądz Rakowski w następujący sposób objaśniał ów szczególny projekt: „Papież Franciszek cały czas nas wzywa do dialogu międzyreligijnego, do budowania pokoju na świecie, no i ten problem dotyczy również naszych uczniów, rozmawiamy o tym na lekcjach religii. Postanowiłem, że w tym roku rekolekcje będą o trzech wielkich religiach monoteistycznych: judaizmie, chrześcijaństwie i islamie. Chciałem, żeby byli rabin, imam i ksiądz katolicki, aby uczniowie mogli każdemu zadać pytanie, żeby mogli spotkać ich, zapoznać się i tak samo pozbyć się tych wszystkich przekonań, strachów i lęków, które w ich sercach się rodzą i zauważyć, że to są normalni ludzie”.
To ksiądz katolicki, ale obok księdza Rakowskiego wypowiedzieli się też oczywiście imam i rabin. Rabin, rabin jak żywy, z pejsami i w odpowiednim kapeluszu, mówił tak: „Takich rekolekcji powinno być jeszcze więcej. Czy my dlatego że się różnimy kolorem skóry, językiem, wykształceniem, czy sposobem modlitwy, mamy się nie lubić? Nie”.
Doniesienia medialne po rekolekcjach, od lokalnych portali po samą „Gazetę Wyborczą”, jednogłośnie i jednoznacznie potwierdzały, że rekolekcje księdza Rakowskiego wzbudziły w młodzieży prawdziwy entuzjazm, a redaktor „Wyborczej” wspiął się na taki poziom emocji, że zadeklarował publicznie, że on to właśnie odzyskał wiarę w Kościół i od dziś swoim znajomym, obok dominikanów, jak dotychczas, będzie również polecał parafię, w której służy ksiądz Rakowski.
Od wspomnianego wydarzenia zdążył minął ledwie miesiąc, jak nagle ten sam co wówczas portal tvn24.pl poinformował, że głupia sprawa, ale jak się okazuje, ów rabin, uczący poznańską dziatwę tolerancji i szacunku dla odmienności, to żaden rabin, tylko niejaki Jacek Niszczota z Ciechanowa, który dokładnie od roku 2009 zadaje szyku w poznańskiej gminie żydowskiej, jako Jakoob ben Nistell. Wedle doniesień portalu tvn24.pl, ów Niszczota pewnego dnia pojawił się w Poznaniu, przedstawił się jako Żyd i się najął do roboty, jako woluntariusz. Po krótkim czasie, kiedy lokalne towarzystwo uznało, że z niego „swój chłop”, zaczął się przedstawiać, jako rabin, i to też przeszło bardzo gładko. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich tak opisuje ową przedziwną karierę i miejsce, jakie on sam tam zajmował: „Poznałem go. To był cichy, miły człowiek. Na początku ubierał się normalnie. Ostatnio, kilka miesięcy temu, może rok, zapuścił pejsy. To był taki krok za krokiem”.
No ale co tam Schudrich. Posłuchajmy, co nam na ten temat mówi nie byle kto, ale sam tvn24.pl: „Niszczota przez kilka lat działalności w gminie żydowskiej w Poznaniu stał się szanowanym ‘duchownym’. Na przykład w 2014 roku uczestniczył w otwarciu lapidarium we Wronkach. W obecności notabli odmawiał nawet kadisz, czyli tradycyjną modlitwę za zmarłych. Odczytywał tekst nabożeństwa po hebrajsku, choć - jak uważa hebraista Leszek Kwiatkowski - mężczyzna z pewnością nie zna tego języka. - Całe to nagranie to był zlepek bezsensownych, wypowiadanych bez ładu i składu sylab. Udało mi się wyłowić jedno czy dwa słowa w całej tej modlitwie, które mniej więcej odpowiadały temu, co być powinno - podkreśla wykładowca z Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu. Wówczas we Wronkach nie zareagował nikt, choć obecna była m.in. ambasador Izraela. Człowiek ‘nie z tej ziemi’ ‘Rabin’ oprowadzał po Poznaniu wycieczki żydów z całego świata, prowadził prelekcje, otwierał wystawy. Reprezentował gminę żydowską na Dniach Judaizmu w Poznaniu, gdzie wygłaszał komentarz do kazania przewodniczącego Episkopatu Polski arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. W 2015 roku został twarzą Dni Judaizmu i jego zdjęcie znalazło się na plakacie”.
Ktoś powie, że to nic takiego. Zdarza się najlepszym. W końcu to nie kto inny, jak nasi ojcowie zakonni swego czasu przyjęli w swoje szeregi z pełnym dobrodziejstwem inwentarza ruskiego agenta tylko dlatego, że wydał im się, że zacytuję rabina Schudricha „miłym i cichym człowiekiem”. Jednak w przypadku owego Jacka z Ciechanowa mamy do czynienia z przypadkiem znacznie bardziej wstrząsającym, i to też nie z powodu rangi wydarzenia, czy pozycji przez niego zajmowanej i eksponowanej medialnie, ale przez reakcję samych Żydów. I tu też nie mam na myśli ani tego, że kiedy on tak odstawiał swój cyrk z czytaniem Kadisz po hebrajsku, a będąca na miejscu ambasador Izraela nawet nie pisnęła, że coś tu jest nie tak, ani nawet tego, że najprawdopodobniej wszyscy Żydzi, którzy mieli okazję go poznać wiedzieli, że to jest fejk, tyle że z powodów politycznych woleli nie reagować. To co mnie w tym wszystkim wręcz zachwyca, to fakt, że dziś, kiedy tego Niszczoty już nie ma, bo gdzieś najzwyczajniej w świecie prysnął, Żydzi poinformowali, że oni nie chcą o nim więcej słyszeć. On dla nich nie istnieje ani jako wstyd, ani nawet jako ktoś, kto zapewne jest im coś winien. Ta reakcja jako żywo przypomina reakcje wyznawców świętej gdzieniegdzie zasady „śmierć konfidentom”. A w końcu, nie oszukujmy się, Niszczota za darmo durnia z siebie przez te siedem lat nie robił.
Ale jest jeszcze coś. Otóż po raz kolejny okazuje się, że są interesy, na których przegrać się nie da. Wystarczy tylko brak wstydu, pewien poziom determinacji i odpowiednia agenda. Tu akurat obsługująca tak zwaną „religijną tolerancję”. Ale przecież nie musi wcale chodzić o żydów, muzułmanów i chrześcijan. Pamiętamy przecież wciąż jeszcze tego Murzyna, który jako Simon Mol przez długie lata zdawał szyku jako poeta i działacz wolnościowy wśród skupionego wokół „Gazety Wyborczej” towarzystwa działaczy, polityków i intelektualistów i jak podaje Wikipedia: „w 2004 r., w imieniu prezydenta Polski, został nominowany do nagrody Sergio Vieira de Mello Prize, razem z Tadeuszem Mazowieckim i innymi zasłużonymi osobami, za ‘odbudowywanie pokoju w społecznościach po konfliktach’, przyznawanej pod patronatem UNHCR i innych instytucji”, a tak naprawdę zajmował się wyłącznie dupczeniem jakichś biednych niedorobionych idiotek z dobrych domów i zarażaniem ich AIDS, tylko dlatego, że miał taką fantazję.
Na a dziś mamy tego niby rabina, który z księdzem Rakowskim miesza w głowie Bogu ducha winnym dzieciom, wykorzystując – nie, nie dziecięcą naiwność, nie, nie czyjąś nieuwagę, nie wreszcie swoje wybitne talenty oszusta, ale zwykłą grzeszną próżność jednego kapłana, któremu bardzo się spodobało błyszczeć w mediach, jako ten lepszy.
Okropnie to wszystko przygnębiające, ale by tak nie zostawiać nas w tym nomen omen „molowym” nastroju, chciałbym zwrócić uwagę na pewien mocno pocieszający szczegół. Otóż gdyby nie próżność księdza Rakowskiego, ten cały Niszczota pewnie przez jakiś jeszcze czas by sobie hasał po tych czy innych miejscach. To bowiem po wspomnianej na początku poznańskiej imprezie udającej rekolekcje, kiedy Niszczotę pokazał TVN, jego kumpel z młodości go rozpoznał i podniósł alarm. Strasznie kręte są ścieżki, po których chadza boża sprawiedliwość. A mówiąc „boża” mam oczywiście na myśli wyłącznie Kościół Powszechny.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. I nie tylko moje.

Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...