Parę dni temu słuchałem w telewizji rozmowy
z którymś z bardziej rozpoznawalnych wirusologów, gdy ten w pewnym momencie
nagle poinformował mnie, że z wirusami jest tak, że one są na tyle cwane, że bardzo
często nasza nauka staje przed nimi całkowicie bezradna. Zapytany, czy
trzymający nas w swoim uścisku koronawirus doczeka z naszej strony reakcji w
postaci szczepionki, pan wirusolog odpowiedział, że tego wiedzieć nie możemy, bo wirus ma to
do siebie, że nawet kiedy już go wydawałoby się mamy w ręku, to on się nam
wymyka i chodzi nadal swoimi ścieżkami. A najlepszym dowodem na to jest to, że
od czterdziestu już lat – a tu cytuję informację podaną przez owego wirusologa
– człowiek nie był w stanie wymyślić szczepionki na HIV...
Ups!
Przepraszam bardzo jeśli ktoś się poczuł
skonfundowany, ale ja autentycznie zapomniałem, że coś takiego jak HIV, a wraz z
nim bardziej popularny AIDS, jeszcze w ogóle istnieje. Usłyszałem informację,
że od 40 lat nie wymyślono ani szczepionki ani lekarstwa na Zespół Nabytego
Braku Odporności, i zacząłem się zastanawiać, jak to się stało, że samo
wspomnienie tej nazwy wywołało u mnie takie zdziwienie. Jak to możliwe, że po
upływie tylu lat od czasu, gdy osoby jak najbardziej publicznie autoryzowane
ogłaszały, że rozsiewanie pogłosek, że HIV
atakuje wyłącznie osoby homoseksualne oraz nadużywające tak zwanej wolności
seksualnej, powinno być penalizowane, to nieszczęście wciąż zabija?
A o tym że zabija dowiedziałem się z
informacji najpierw uzyskanej przez Facebooka, a następnie odpowiednio
zweryfikowanej, że każdego roku na świecie przez wirusową utratę odporności
umiera milion ludzi, a wśród nich, jak rozumiem, choćby z powodu głupiego koronawirusa...
A skoro tak, to ja, przepraszam bardzo,
ale zaczynam myśleć. A skoro myśleć, to i sobie przypominam czasy dawne, kiedy
informacja o AIDS pojawiła się w przestrzeni publicznej, a Fredie Mercury ze
swoimi niezliczonymi partnerami wcale nie stanowił jej najbardziej
spektakularnej części. A skoro myśleć, to przypominam też sobie, że – poza
oczywiście grożeniem sądem każdemu, kto się zgłosi z apelem, by koniecznie
odizolować od społeczeństwa homoseksualistów – w powszechnej opinii
funkcjonował jeden tylko przekaz: prezerwatywy i tylko prezerwatywy i nic
innego jak prezerwatywy mogą nas powstrzymać przed rozprzestrzenianiem się
wirusa.
Poważni naukowcy wyjaśniali, że
prezerwatywy – podobnie jak dziś maseczki – nie zmienią sytuacji ani o jotę, z
tej prostej przyczyny, że osoby, które seks traktują jak sposób na przyjemne
życie przede wszystkim myśli o prezerwatywie, która ingeruje w ich erotyczne
plany, nie znoszą. Poza tym również, oni w swoją aktywność angażują się całą
duszą i ciałem do tego stopnia, że owa prezerwatywa, nawet jeśli potraktowana z
uwagą, to w ostatecznym rozrachunku okazuje się żartem. Wszystko na nic. Cały
świat reprezentowany, jak to zresztą dzieje się do dziś, przez media głównego nurtu,
ogłosił, że nie ma potrzeby zamykać burdeli, klubów go-go, a już najbardziej
domów schadzek dla osób homoseksualnych, że nie wspomnę o zachęcaniu ludzi heteroseksualnych do
rezygnacji z wyuzdania do którego się przyzwyczaili. Nikt im wówczas nie powiedział, że sorry, ale nigdy już nie będzie tak jak wcześniej i że będą musieli przyzwyczaić się do nowego, bardziej skromnego życia. Tam akurat wystarczyło, że wszystkim tym, którzy uważają, że
seks stanowi ich niezbywalne prawo obywatelskie, umożliwi się dostęp do darmowych
prezerwatyw.
Podobnie z Afryką. Kiedy Papież Jan
Paweł II zaapelował by Czarni zdecydowali się jednak powstrzymywać od
nieposkromionego seksu, światowe media przekazały instrukcję od tych, którzy owymi
mediami dyrygują, w tym oczywiście Światowej Organizacji Zdrowia, że ponieważ oni i tak będą się dupczyć jak dotychczas i na to nie ma sposobu, natomiast jeśli im się wyśle prezerwatywy, to jest szansa powstrzymać
zarazę. Mało tego. Część z nich wręcz zażądała, by Watykan przestał się wtrącać
w to, co ludzie traktują jako należną im przyjemność i zajął się swoimi sprawami.
No i wreszcie uznano, że ponieważ tu dobrych rozwiązań nie ma, podjęto decyzję, by zdjąć temat z agendy i AIDS stopniowo odszedł w kompletne
zapomnienie, a zatem w sumie nie ma się co dziwić, że kiedy właśnie się dowiedziałem,
że dziś na świecie milion osób rok w rok umiera na AIDS, aż podskoczyłem z
emocji. Oto okazuje się, że przez lata które minęły, gdy z tych wszystkich
prezerwatyw wysłanych do Afryki, rozdanych w szkołach, na uniwersytetach i na
koncertach muzyki popularnej, pozostał zaledwie ów okrągły milion, stoimy wobec
pytania: kto, co i dlaczego? A wraz z tym pytaniem, pojawia się już to bardziej
szczegółowe: jak to jest że dziś ktoś uznał, że można ludziom wydać polecenie by
siedzieli w domu, a jeśli z jakiegoś powodu będą musieli wyjść na zewnątrz, by
broń Boże nie wychodzili do parku, lasu, restauracji, czy do sklepu, a przy
okazji by zakładali na twarz specjalne maseczki, i żeby każdy z nich pamiętał,
że za najmniejszą próbę naruszenia owego zalecenia, zostaną ukarani ciężką
grzywną, podczas gdy w sytuacji gdy przed laty świat został zaatakowany przez
zarazę, która dziś rok w rok dziesiątkuję milion ludzi na świecie, jedyne
zalecenie jakie ów ktoś wydał to takie, by wszyscy zainteresowani przed stosunkiem na penisa
zakładali prezerwatywę.
No i jak to jest, że po tych wszystkich
latach ów AIDS jest traktowany jako jedna z całkowicie naturalnych przyczyn
śmierci, tak jak wypadki samochodowe, rak oraz zawały serca? Czy mam rozumieć,
że zanim upłyną zapowiadane przez ministra Szumowskiego dwa lata do czasu gdy
ktoś wymyśli szczepionkę przeciwko tej zarazie, ów koronawirus stanie się
zaledwie wspomnieniem, a my zostaniemy z tym dodatkowym ćwierć czy pół milionem
zmarłych każdego roku i nikt nie będzie myślał ani o kwarantannie, ani o
maseczkach, ani tym bardziej o tym by nie zbliżać się do nikogo na odległość
mniejszą niż dwa metry?
I jedyne co nam pozostanie to oni. Nie
gospodarka, ale ci wszyscy ludzie, którzy z powodu owego lockdownu nie
wytrzymali i zwyczajnie zwariowali.
Na sam koniec mam informację, bez której
cały powyższy tekst nie ma najmniejszego sensu. Otóż ja w żaden sposób nie mam
pretensji ani do rządu, ani do osobiście ministra Szumowskiego. Jeśli ktoś tu
próbuje się dodatkowo napinać, to proszę mnie w to nie mieszać. Ja tu jestem
wyłącznie po to, by mówić to, czego innym nie wolno. A gdy chodzi o
Szumowskiego i resztę, oni są dokładnie w tej samej sytuacji w jakiej jesteśmy
my, a więc też muszą nosić te maseczki. Kto kazał to robić nam, my oczywiście
wiemy. Kto im? Moim zdaniem, umrzemy w tej niewiedzy.