Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Julian Gembalski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Julian Gembalski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 kwietnia 2017

Trzy terenowe toyoty, czyli jeszcze raz o prawdziwej sztuce

     Po raz pierwszy o tym, jak działa ów system, usłyszałem jeszcze wiele lat temu od zaprzyjaźnionego muzyka z Kwartetu Śląskiego. Otóż jeszcze w roku 1995 wspomniany Kwartet Śląski nagrał i wydał na płycie CD dwa pierwsze kwartety smyczkowe Henryka Mikołaja Góreckiego. Zdaniem mojego znajomego, to co im się wówczas udało zagrać, stanowiło zjawisko o sile, jakiej nigdy wcześniej i pewnie już nigdy później Kwartetowi nie udało osiągnąć. Jakimś niewyjaśnionym nigdy do końca cudem, zarówno czas, jak i atmosfera miejsca, ale też to coś, czego nikt nigdy nie potrafi nazwać, sprawiło, że owe dwa kwartety wtedy właśnie zostały wykonane w sposób perfekcyjny. Płyta trafiła na rynek, otrzymała jak najbardziej zasłużonego Fryderyka za najlepszy album, no i niedługo potem Góreckim zainteresował się legendarny nowojorski kwartet smyczkowy „Kronos Quartet”, zagrał oba kwartety… i w tym momencie wszyscy się zorientowali, że nikt nie zechce tego kupować, bo najlepsze nie dość, że już było, to wciąż jest i zapewne będzie dostępne nadal. Wtedy to właśnie firma, która zajmuje się karierą Amerykanów najpierw wykupiła cały nakład płyty katowickich muzyków, następnie prawa do tego jednego nagrania, i na koniec doprowadziła do tego, że wznowienie tamtego nagrania jest już niemożliwe.
      W roku 2008 EMI wydało ponownie kwartety Góreckiego w wykonaniu Kwartetu Śląskiego, tym razem już wszystkie, jednak zdaniem mojego znajomego, to co 10 lat wcześniej zostało skonfiskowane przez Amerykanów jest już nie do powtórzenia. Przez te wszystkie lata płyty Kwartetu Śląskiego były wielokrotnie nominowane do bardzo u nas prestiżowych Fryderyków, parokrotnie owego Fryderyka zdobyły, natomiast, o ile się nie mylę, ten rok okazał się o tyle szczególny,że po raz pierwszy w historii Kwartet Śląski za podwójny album z kwartetami Grażyny Bacewicz otrzymał aż dwa Fryderyki –w kategoriach „Najlepszy album polski za granicą”, oraz „Najwybitniejsze nagranie muzyki polskiej”. Gdyby ktoś się zastanawiał, już śpieszę wyjaśniać: otóż muzyka polska, bo muzyka polska, natomiast polska za granicą z tego oto względu, że płyta, choć w koprodukcji z naszym Instytutem Adama Mickiewicza, została wydana przez niezależne brytyjskie wydawnictwo Chandos Records, a więc, jak by nie patrzeć, jest publikacją jak najbardziej zagraniczną. I stąd ten drugi Fryderyk.
      No i w tym momencie pojawia się pytanie, o co chodzi? Po co my o tym w ogóle rozmawiamy? Otóż, co zresztą bardzo łatwo jest sprawdzić, płyta „Grażyna Bacewicz Complete String Quartets” jest nie do kupienia. Oczywiście, nie jest wykluczone, że w Londynie, jeśli ktoś się o nią zapyta, to mu ją ostatecznie sprowadzą, natomiast w Polsce zdobycie tego albumu to marzenie ściętej głowy. Dlaczego? Dlatego że jej nie ma na rynku. Dlaczego? Dlatego, że wszystko to co było do zarobienia, już zostało rozdysponowane, a na te głupie grosze z tytułu dystrybucji nikt nie będzie leciał. Kiedy spotkałem się z moim kumplem muzykiem, by odebrać płyty,usłyszałem, że jedyna dystrybucja, jaka dziś ma miejsce w Polsce, to prowadzona przez samych muzyków. Każdy z nich dostał po jakieś 150 egzemplarzy albumu i może je rozdać wśród mniej lub bardziej znajomych osób. Proponowałem mu, żeby te płyty wstawić do księgarni Coryllusa i w ten sposób z jednej strony spopularyzować to dzieło, a z drugiej coś tam zarobić, niestety tu na przeszkodzie stoi tak zwane środowisko. Gdyby Kwartet Śląski zaczął sprzedawać swoje płyty w internecie przez jakąś Klinikę Języka, to oni by w pierwszej sekundzie stracili przez wiele lat wypracowywany szacunek w branży, a następnej wypadli z rynku. A rynek to ich praca, rodzina i życie.
      A przecież nie chodzi tylko o to. Proszę sobie wyobrazić, że kilka lat temu Polskie Radio w Katowicach wyprodukowało wydawnictwo zupełnie niezwykłe. Jeden z najwybitniejszych dziś organistów na świecie, Julian Gembalski, odbył podróż po licznych śląskich kościołach, albo grając tradycyjną muzykę sakralną, albo czasem improwizując, na znajdujących się tam, często bardzo zabytkowych, organach. Jego wyprawa została nagrana i zarejestrowana na 5 płytach CD i wydana pod pięknym tytułem „Sląskie organy”. Ja nie umiem opisać potęgi muzyki, jaką zagrał Gembalski, ale zapewniam, że to jest coś tak pięknego, że właściwie może i lepiej jest tego nie opisywać. Domyślam się, że w tym momencie część czytelników zapragnęła kupić te pieśni. Bardzo proszę, tylko proszę nie szukać ani w empikach, ani na Allegro, bo to nic nie da. Z tego co wiem, te albumy – powtarzam 5-płytowe boxy – do dziś leżą w szafie na Ligonia w Katowicach.
      Na koniec pojawia się pytanie, czemu jest jak jest. Czemu organy Gembalskiego, ale dziś może przede wszystkim kwartety smyczkowe Grażyny Bacewicz, wydane przez niezależne acz prestiżowe brytyjskie wydawnictwo, nie są skierowane do normalnej dystrybucji? Otóż – i tego już mi mój kolega-muzyknie powiedział, natomiast ja mam swój rozum i wiem, co i jak – rzecz sprowadza się do tego, że dystrybucja nikogo już nie interesuje. Chodzi wyłącznie o to, by się podpiąć pod kolejny budżet, dostać swoją działkę, zapisać ewentualny sukces i ciężko pracować na kolejne. Ktoś też może spyta, czemu oni się nie postawią, nie zostaną niezależnymi artystami i nie zdobędą świata, na co niechybnie zasłużyli. A ja mam na to tylko jedną odpowiedź, a mianowicie historię artystycznej i komercyjnej kariery braci Golec. Przez wspomniane kontakty w branży mam do opowiedzenia jedną bardzo moim zdaniem ciekawą historię. Otóż kiedy bracia Golcowie byli jeszcze studentami wydziału jazzu w katowickiej Akademii Muzycznej, ale już można było ich słuchać w radio i oglądać w telewizji,któregoś dnia pojawili się w miejscowym salonie Toyoty i zgłosili następujące zamówienie: ”Poprosimy dwie terenowe toyoty… albo nie, trzy… jedną kupimy tacie”. Czemu tak? Otóż oni mogli sobie na to pozwolić z tej prostej przyczyny, że, czy to przez ich góralską zawziętość, czy przez jakieś niezbadane talenty, na samym początku swojej kariery postanowili utworzyć firmę. Nie muzyczny duet, którym wszyscy będą mogli pomiatać, lecz firmę. Taką jak, przy oczywiście zachowaniu proporcji, stworzyli muzycy Kronos Quartet, czy, z zupełnie innej beczki The Rolling Stones.
      Inna sprawa, że nawet jeśli już wszystko zrozumiemy i ze stanem rzeczy się pogodzimy, prawda pozostanie taka sama. Kwartet Śląski wydał fantastyczne kwartety Grażyny Bacewicz, a nam, podobnie jak im, nic do tego. Jak nam się nie podoba, możemy iść na wspomnianych Golców.


Bardzo zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresemwww.coryllus.pl. Tam jest wszystko.

Nok nok! Chuju ar?

  Bóg mi świadkiem, że ile razy zdarzy mi się tu coś napisać na temat języka angielskiego i kompleksów, jakie w tym właśnie oblazły z...