Parę dni temu ogłoszone zostały wyniki egzaminu dla sześcioklasistów, i okazało się, że przeciętne dziecko napisało ten sprawdzian na ciut ponad 50%. Jak wiemy, takie 50% bywa oceniane raz lepiej, raz gorzej – na ogół jednak gorzej. Wprawdzie, jak idzie o matury, 30% chyba wciąż jest traktowane jako egzamin zdany, no ale ten akurat system świadczy bardziej o polskim systemie edukacji, niż o uczniach. Na studiach już jednak, czy choćby w niektórych liceach, aby mieć egzamin zaliczony, trzeba go napisać na 70%, a jeśli trafi się nauczyciel bardziej wymagający, to nawet takie 70% może się okazać porażką. Generalnie jednak rzecz biorąc, 50% to pała. A zatem, wygląda na to, że w tym roku dzieci kończące polską podstawówkę, na koniec otrzymały ocenę niedostateczną, a tym samym pokazały praktycznie, że się nadają do gimnazjum tylko pod warunkiem, że tam będzie łatwiej. Inna sprawa, że pewnie będzie.
Żyjemy w czasach, gdzie właściwie do czasu jak nastąpi ostateczny wybuch, nie ma takiego zdarzenia, nie ma takich słów, nie ma wreszcie takiego nieszczęścia, które by zrobiły na kimkolwiek wrażenie większe niż parominutowe. Tym bardziej, nie można się spodziewać większego poruszenia, gdy chodzi o coś tak ulotnego i w sumie dla większości z nas egzotycznego, jak wyniki egzaminu dla szóstoklasistów. Żyjemy w czasach gdy właściwie coś takiego jak hierarchia rzeczy ważnych i nieważnych nie istnieje. To co ważne, to to co ważne dla nas; co nas nie dotyczy bezpośrednio, pozostaje zwyczajnie już nieistotne. Kultura, wykształcenie, wojsko, edukacja, historia, nauka, a nawet, z pewnego punktu widzenia, i gospodarka – to wszystko staje się zupełnie bez znaczenia, o ile jeszcze możemy liczyć na to, że wyjrzymy przez okno i zobaczymy, że wszystko jest dokładnie takie samo jak było wczoraj. Oczywiście, liczą się pieniądze – i to jest jak najbardziej zrozumiale, bo, jak wiemy, bez pieniędzy umieramy – no i zdrowie, bo bez zdrowia też ani rusz. Oto dokąd doszliśmy przez ostatnie lata.
W tej sytuacji, naprawdę nie ma się co dziwić, że problem tych dzieci, które po sześciu latach nauki w polskiej szkole są na poziomie, jakiego sobie prawdopodobnie nawet Heinrich – czy jak mu rodzice dali przy urodzeniu – Goebbels nie mógł wymarzyć – a więc podstawowej umiejętności sylabizowania i równie podstawowej arytmetyki, większości z nas zwyczajnie umknął. A jeśli nawet ktoś na tę informację zwrócił uwagę, to prawdopodobnie tylko ze smutkiem pokiwał głową i wrócił do spraw codziennych. No bo, w końcu jakoś to będzie, a martwić się bez przerwy też nie bardzo wiadomo jak. Tymczasem, wygląda na to, że znaleźliśmy się na tak zwanej równi pochyłej i jeśli możemy jeszcze na coś liczyć, to jedno wiemy już z całą pewnością – to pokolenie jest już stracone. Podobnie jak zapewne i następne. A jak bardzo, to zobaczymy z całą wyrazistością za parę lat, kiedy te dzieci staną się dorosłe. Do tego czasu możemy mieć satysfakcję, że wciąż nas jeszcze na to czy owo stać.
A więc to jest edukacja, której nie ma. Parę razy ostatnio wspominaliśmy o wojsku, którego nie ma, o kulturze, której nie ma, o filmie, literaturze, o elegancji, których nie ma, a nawet o urodzie, która też gdzieś się w międzyczasie nam zapodziała. Ale dziś też patrzymy na Polskę, której nie ma, i myślimy już pewnie sobie tylko, że jakie to szczęście, że na wieść, iż na koszulkach polskich piłkarzy nie będzie orzełków, podniósł się swego czasu ów rwetes, bo zbliżają się mistrzostwa, i nawet jeśli założymy najgorsze, to przynajmniej one – te orzełki, jeszcze przez jakiś czas będą.
Przyszedł dziś do mnie mój syn i zapytał, czy nie uważam, że całe to zamieszanie ze słowami Obamy na temat polskich obozów śmierci, to jednak przesada. Przecież jemu w sposób oczywisty chodziło nie o obozy polskie, ale o obozy na terenie Polski. Więc nie ma się co aż tak oburzać. A ja sobie pomyślałem, że skoro nawet on się z międzyczasie zrobił tak mało czujny, to znaczy, że mamy już tylko albo zdrajców, albo wariatów. I że to jest prawdziwy kłopot. Mówię więc mojemu dziecku, ze nie, że on jest w bardzo ciężkim i niebezpiecznym błedzie. Że on musi bardzo uważać, bo traci busolę. A on mi na to, że ależ Obamie bezwzględnie i z całą pewnością nie chodziło o to, że Polacy zakładali obozy śmierci, tylko że to Niemcy je organizowali, tyle że na terenie Polski. No i w tej sytuacji pozostaje już tylko zapytać: To czemu Obama nie powiedział „niemieckie”? Czemu? Odpowiedź jest prosta: Bo gdyby tak powiedział, to by go Merkel rozjechała. I on to świetnie, nawet jeśli w swym tępym umyśle nie wie, to z pewnością czuje.
Barak Obama, wspominając o tych obozach, miał do wyboru kilka możliwości. Mógł przede wszystkim powiedzieć oczywiście „niemieckie”, bo to w istocie były obozy niemieckie. Mógł, bardziej elegancko, użyć słowa „hitlerowskie”, lub „nazistowskie”. Mógł też wreszcie, skoro już tak bardzo mu nasz kraj chodził po tym czarnym mózgu, wspomnieć o obozach koncentracyjnych w „okupowanej Polsce”. Mógł jednak też oczywiście skorzystać z wersji, którą mu ostatecznie zaproponowano, i nazwać je obozami „polskimi”. I wybrał właśnie to ostatnie rozwiązanie. A my, skoro już wiemy, dlaczego zrezygnował z przymiotnika „niemieckie”, zastanówmy się może, dlaczego powiedział „polskie”? Otóż moim zdaniem on to zrobił celowo. On powiedział „polskie” nie dlatego, że jest tak głupi, że nie wie, jak to z tymi obozami było, ale odwrotnie – że on wie to bardzo świetnie. Obama doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Polacy w kwestii takiego Auschwitz nie mieli nic do gadania, tylko uznał, że będzie bardzo dobrze, jeśli on powie „polskie”, bo w ten sposób Polacy zobaczą po raz kolejny, że nie mają żadnych praw, lecz wyłącznie jakieś nieokreślone aspiracje, i wynikające z nich obowiązki. Czemu mu na tym tak zależało? Otóż tego ja już wiedzieć nie mogę, bo tu się zaczynają bardzo poważne interesy, natomiast domyślam się, że skoro zależało, to znaczy, że oni wciąż jeszcze mają nas na oku. I tyle dobrego.
Tak się złożyło, że niemal w tym samym czasie kiedy Obama oskarżył Polskę o Holocaust, telewizja BBC przestrzegła swoich obywateli, by, jeśli im życie miłe, do Polski nie jeździli, i oczywiście nagle okazało się, że to jest dopiero prawdziwy news. Nie ten Obama, ale mistrzostwa i piłka. I to uważam za fantastyczny dowód na to, że ta atmosfera jest sterowana. Bo proszę spojrzeć. Jakie ma znaczenie to, że BBC poinformowała Anglików o tym, że polscy kibice to rasiści i antysemici? Żadnego. Oni i tak będą tu dalej przylatywać samolotami w każdy weekend, pić to gówno o nazwie „Lech”, i zarzygiwać po nocach Kraków czy Wrocław. Czemu? Bo tu jest tanio, fajnie i wszędzie pełno ładnych dziewczyn, co akurat kto jak kto, ale Anglicy doceniają. A zatem, owa bzdura puszczona przez BBC jest bez znaczenia, i to że premier Tusk nagle postanowił robić z tego wydarzenie, a media zupełnie oszalały, to musi też stanowić tylko i wyłącznie część większego planu.
Natomiast ja oczywiście wciąż się zastanawiam, co można zrobić na to, że prezydent Stanów Zjednoczonych całym swoim autorytetem poinformował świat, ze II Wojna Światowa to robota Polaków? I niestety, bardzo mi przykro, ale nic mi nie przychodzi do głowy. To znaczy ja wiem bardzo dobrze, co by zrobił Lech Kaczyński, gdyby to on, a nie ten bałwan z Dziadzią, był dziś prezydentem. Wiem też, co by zrobił Jarosław Kaczyński, gdyby to on był premierem, a nie ten piłkarz-amator z jakiegoś Sopotu. Niestety, jednego z nich oni już zamordowali, a drugi musi spać z jednym okiem otwartym i czekać na lepsze czasy. Jak idzie o Polskę, to ona jest dziś w rękach bardzo szemranego towarzystwa, a tym samym pytanie „co robić?” pozostaje idealnie puste. Podobnie jak pytania wcześniejsze – co robić z polską szkołą, polską gospodarką, polskim wojskiem? To są pytania kompletnie abstrakcyjne. Zwłaszcza w sytuacji gdy ci, którzy mogliby coś tu powiedzieć są akurat na zakupach. Na szczęście – i przepraszam że to mówię – jeszcze tylko przez jakiś czas.
Raz staram się tu nas zabawiać, raz przybić do podłogi. Tak czy inaczej, zawsze chodzi o to, by dać świadectwo czemuś co ważne. Jeśli ktoś też tak uważa, bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem Konat. Dziękuję.