Nie wiem, czy za tym stoją tylko minione wybory, czy może oczywista popularność tego bloga, ale tak się stało, że w tych dniach wydarzyły się dwie rzeczy, które zrobiły na mnie pewne wrażenie. Otóż szedłem sobie przedwczoraj skądś dokądś, jak zwykle dramatycznie zamyślony, gdy nagle zaczepił mnie człowiek, w którym rozpoznałem swojego kolegę jeszcze z podstawówki – Ryśka P. Jak to się stało, że Rysiek mnie wypatrzył, nie mam pojęcia, natomiast, jak idzie o to, czemu on uznał za stosowne mnie zaczepić – sprawa jest jak najbardziej jasna. Mój kolega Rysiek P. w minioną niedzielę udał się był do lokalu wyborczego, by oddać swój głos, rzucił okiem na listę Prawa i Sprawiedliwości, na tej liście zobaczył moje nazwisko, i postanowił, że na mnie zagłosuje. A teraz jakimś cudem mnie zobaczył, jak lezę przez moje miasto, i podbiegł do mnie, by się dowiedzieć, czy może zostałem posłem.
Miłe bardzo to było spotkanie. W ogóle nie rozmawialiśmy o polityce, ale tak ogólnie o życiu i, jak mówię, było miło. Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły podstawowej, Rysiek P. był moim kumplem. Nie jakimś kumplem wybitnym, ale łączyło nas to, że i on i ja bardzo lubiliśmy Niebiesko-Czarnych i Niemena – zwłaszcza Niemena – a że on, z jakiegoś powodu, zawsze był ode mnie szybszy, to ja chodziłem do niego do domu, by posłuchać nowych płyt. To właśnie mój kolega Rysiek P. jako pierwszy kupił drugą płytę Niemena pod tytułem „Sukces” i poinformował mnie – pamiętam to, jakby to było wczoraj – że tytułowa piosenka jest o tym, że Niemen poznał dziewczynę i to jest jego sukces. Dlatego właśnie „Sukces”. Byłem pod wrażeniem.
Rysiek P. miał dwóch braci – młodszego i starszego. Jak się przedwczoraj dowiedziałem, młodszy zmarł, kiedy miał zaledwie 41 lat, natomiast starszy, podobnie jak Rysiek, jest taksówkarzem. No i jakoś obaj żyją. Marnie bo marnie, ale żyją. O tym akurat zapomniałem powiedzieć. Kiedy spotkałem mojego kolegę z podstawówki, Ryśka P., przechodziłem akurat przez plac przed katowickim dworcem, i oni byli tam obaj. Stali na postoju taksówek i czekali na kogoś, kto przyjdzie i zechce wziąć jakiś kurs spod dworca do nie wiadomo gdzie. On siedział w swoim samochodzie, zobaczył mnie, wyskoczył na zewnątrz, no i stało się co się stało. Pogadaliśmy więc, a ja tylko zdążyłem pomachać bratu Ryśka. Niestety, nie pamiętam już, jak ma na imię.
I to jest pierwsza historia. Czy wynika z niej jakiś morał? Absolutnie nie. Żaden. Zero morału. Mowy nie ma o jakichkolwiek naukach. To jest zwykły blog – polityczny wprawdzie, ale wciąż tylko blog – i mogę tu sobie pisać wszystko, co mi przyjdzie do głowy.
Czy druga jest równie ciekawa? A może ciekawsza? Diabli wiedzą. Sam tego ocenić nie potrafię, bo jestem, zupełnie naturalnie, w obie osobiście zaangażowany i nie bardzo mogę tu cokolwiek oceniać. Ale opowiem i tę. Wczoraj znów szedłem przez plac dworcowy, znów zamyślony tak jak zawsze – trudno w to uwierzyć, ale daję słowo, że tak było – i znów, dokładnie w tym samym miejscu – dokładnie! – podbiegł do mnie człowiek, w którym rozpoznałem – ja wiem, że nikt mi nie uwierzy, ale tak było – mojego starego kolegę, tym razem nie z podstawówki, ale z liceum, Jacka M. Jacek na mnie nie głosował. Jacek nie lubi PiS-u. Jacek, na dźwięk słowa PiS, dostaje drgawek. Jacek nie jest taksówkarzem. Jacek jest zbankrutowanym drobnym przedsiębiorcą. Swego czasu, odnalazłszy w sobie pewien wyjątkowy talent, Jacek postanowił rozkręcić pewien mały biznes, który przez chwilę przynosił jemu i jego rodzinie pewien równie mały zysk. Niestety, wkrótce potem pojawił się kapitalizm i mój kolega z liceum Jacek padł, dokładnie tak samo, jak wielu jemu podobnych. Co dziś robi Jacek? Nie wiem. Wiem, oczywiście, jak już wspomniałem, że nie jest taksówkarzem, natomiast z całą pewnością nienawidzi Kaczyńskiego, a poza tym – chyba jest na bezrobociu.
O ile mojego kolegi z podstawówki Ryśka P. nie widziałem od wielu, wielu lat, kumpla z liceum Jacka M. – jak najbardziej. Ostatnio chyba jakieś dwa czy trzy lata temu, kiedy jeszcze jakoś tam było. Dziś Jacek miał mi do powiedzenia tylko jedno – że jestem idiotą i skurwysynem. Oczywiście, ten komunikat nie został do mnie wysłany w tak brzydkiej formie. W końcu wszyscy jesteśmy – wprawdzie nie młodymi – ale wykształconymi i z dużych miast, jednak przekaz był dokładnie ten sam. Mój kolega Jacek nawet nie powiedział zwyczajowego „cześć”, ale od razu przeszedł do meritum i przez kilka minut trzymał mnie za ramię i szydził. Wyłącznie szydził. Tekst, który do mnie kierował, to był potok najprawdopodobniej bardzo starannie wyuczonych zdań, które miały na celu wyłącznie wyśmianie moich poglądów. Ja go wręcz błagałem, żeby dał spokój, bo ja to wszystko wiem od ludzi znacznie mi bliższych, niż on, a poza tym jestem bardzo poważnie spóźniony. Wszystko na nic. On musiał powiedzieć każde słowo, jakie miał do powiedzenia miał. Szydził, że Kaczor to, a Kaczor tamto, że Obama, że sfałszowane wybory, że zamach, że mgła, że to, że tamto. Przez te kilka minut, on uznawał za stosowne odstawić na moich oczach najbardziej prymitywny kabaret, jeden z tych, który pewien gatunek ludzi wyznaje, w przekonaniu, że właśnie dokonują odkrycia kpiny wszechczasów. Że to co oni mówią, rozmówcę najpierw zaszokuje, a później sprowadzi do parteru, i na niebie ukaże się tęcza.
Wszystko skończyło się tak, że ująłem go delikatnie za rękę, poprosiłem żeby się uspokoił, wyraziłem nadzieję, że jakoś uda mu się pokonać wszystkie problemy, jakie go dręczą, że niestety się bardzo śpieszę – i odszedłem w pokoju.
Ktoś bardzo spragniony morałów, powie mi pewnie w tym momencie, że tym razem, nie powinienem tak odchodzić bez pożegnania. Że powinienem powiedzieć, co o tym wszystkim sądzę i o czym mogą świadczyć oba te niezwykłe przypadki. Otóż nic z tego. Pożegnania nie będzie. To są dwie zupełnie osobne i zupełnie niezależne od siebie historie, które nie znaczą dokładnie nic. One sobie istnieją i zaledwie dają świadectwo. Świadectwo czasów. Jeśli ktoś chce z nich wyciągać jakieś wnioski, proszę bardzo. Chętnie posłucham. Sam jakoś nie mam odwagi.
Niestety, wciąż walczymy o przeżycie. W tej sytuacji, tak jak poprzednio, apeluję o kupowanie książki i zwyczajowe wpłaty na podany obok numer konta. Dziękuję.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńTu gdzie mieszkam mam mnostwo takich znajomych jak Twoj Jacek.
Nie jest to moje miasto rodzinne.
Szyderstwa z ich strony nauczylem sie zbywac wzruszeniem ramion.
Zadna perswazja nie jest juz potrzebna.
Ucze sie dopiero nimi nie gardzic choc nie jest latwo.
Moim zdaniem(i nie tylko) podzialy nie biegna wzdluz naszych roznych pogladow politycznych,wyksztalcenia,pozycji spolecznej ale wchodza glegoko w nas i dotycza przede wszystkim sumienia.
Pozdrawiam
@toyah
OdpowiedzUsuńTo dwie piekne historie. I pieknie napisane. Daly mi chwile rozrywki w tych ciezkich czasach.
Wnioski? Analizy? Ciagi przyczynowo-skutkowe? Well... Wlasnie przed chwila zrozumialem ze 9.X.11 w jakims sensie zamknal wydarzenia, ktore zaczely sie 10.IV.10. Oczywiscie nie w takim sensie, ze zapomnimy. Rowniez nie w takim ze nie czujemy konsekwencji - te moga sie za Polska ciagnac i przez wiek i dluzej.
Ale w sensie pewnego doraznego politycznego procesu - cos sie skonczylo.
Obecnie moge sobie chyba pozwolic na odbieralnie biezacych wydarzen politycznych jako po prostu ciagu doznan nieukladajacych sie w zadna calosc. Na kontemplowanie tego Palikota, tej kobiety z broda, tego Niesiolowskiego i tego mojego niedoszlego partnera w interesach, ktory w opinii mojej i wszystkich moich biznesowych kolegow jest megadupiem i gamoniem, a ktory wlasnie uzyskal reelekcje z PO na druga kadencje.
Z tego, oczywiscie, wyloni sie nastepny lancuch zdarzen, bo w historii zawsze tak jest. Kiedy? Pewnie niedlugo? Jaki - mam nadzieje ze szczesliwszy. Choc coraz bardziej mam wrazenie ze z Polska bedzie jak ze swiatowa gospodarka i gieldami: prawdziwa hossa zacznie sie po oczyszczajacej fali bankructw, po prawdziwym krachu, ktory jeszcze przed nami.
Serdecznosci!
@Toyah
OdpowiedzUsuńW podstawówce był większy przekrój społeczny, więc łatwiej spotkać kogoś miłego z podstawówki niż z liceum. Mam podobne doświadczenia.
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńU Was też???
Tego się nie spodziewałem.
Swoją drogą, czy Ty może wiesz, skąd u nich tak silna potrzeba dyskusji?
@LEMMING
OdpowiedzUsuńRozumiem, że najlepsze przed nami.
Serdeczności dla Ciebie!
@Marylka
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie spotykam moich kolegów ze studiów, bo tego mógłbym już zwyczajnie nie przeżyć. Zagadaliby mnie na śmierć.
@toyah
OdpowiedzUsuńA propos wczorajszego wpisu: środowisko akademickie, które pewnie w 90% głosowało na PO, teraz drży, żeby broń Boże Kudrycka nie pozostała na stanowisku ministra Szkolnictwa Wyższego.
Wydaje mi się, że nastrój beznadziei się pogłębia. Wyborcy PO nie czują ani radości, ani satysfakcji, a całą złość wyładowują na Kaczorze, który znowu przegrał.
Myślę, że stąd też ta agresja Twojego kolegi.
@Marion
OdpowiedzUsuńNo tak. On pewnie sądził, że ja jakoś załatwię, żeby PiS wygrał, i on w ten sposób z sukcesem odbuduje swój biznes. A tymczasem... dupa. Trzeba się męczyć z tą miłością, która jest większa od władzy.
@toyah
OdpowiedzUsuń(...)skąd u nich tak silna potrzeba dyskusji?(...)
Moim zdaniem są tylko dwie propozycje odpowiedzi:
- żądza eliminacji, jeszcze niezaspokojona,
- sumienie, jeszcze nie uspokojone.
Połączyć tego się nie da, bo współczesna nauka jeszcze nie wymyśliła, jak wyeliminować samo sumienie. Pozostaje tylko eliminowanie przedmiotu sumienia, ale ono od tego czuje się jeszcze gorzej.
PS. Być może jednak są indywidualne przypadki, w których odpowiedź znają Pawłow i jego pies.
Niestety ostatnio nikogo dawno widzianego nie spotkałem. Za to mój kolega był w rodzinnych stronach na rybach i dowiedział się od kolegi z podstawówki, który w tych oczeretach mieszka, że głosował przeciw Kaczyńskiemu, bo jakby wygrał Kaczyński to wojna z Rosją i Niemcami.
OdpowiedzUsuńIdentycznie jak ta Twoja znajoma ze sklepu.
Zdaje się, że niższe warstwy głosują z pobudek geopolitycznych. Za to wyższe z koleżeństwa. Taka nieoczekiwana zamiana perspektyw.
jakby drabina społeczna została postawiona do góry nogami i z najniższych szczebli widok był najrozleglejszy.
Wczoraj widziałem w telewizji coś, czego nie jestem pewien. Może mi się przyśniło. Na jedynce zaraz po filmie był długaśny spot powyborczy 4 kandydatów PO. Taki reportaż z kampanii - tani bo widać, że w jeden dzień robiony. Święcicki, Borys-Damięcka, jakiś wypłoszony działacz i pańcia nerwowo rozglądająca się na boki. Film drogi można powiedzieć, bo osnowę stanowiła podróż ulicami Warszawy, jej celem okazał się bilbord ww. pań. Przeurocze. Ciekaw ile kosztował.
Na koniec twórcy tego reportażu społecznie zaangażowanego stwierdzili, że wszyscy czterej kandydaci dostali się Parlamentu.
Fascynujące.
@orjan
OdpowiedzUsuńZwłaszcza pies.
@Juliusz Wnorowski
OdpowiedzUsuńNo, nie wiem, co powiedzieć. Zatkało mnie.
Liczę już tylko na to, że pojawi się nasz nowy znajomy Jędrzej i wspomni coś o tym, że Kaczyński w 2005 miał nie być premierem, a w 2006 został, no i że ja moralnie bezprawnie kandydowałem do Sejmu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCholera, Ty to masz przygody...
Zamierzasz dalej chodzić tą trasą?
Może to byłby pomysł na kolejna książkę? Wiesz, coś a la Tyrmand,tyle że na Śląsku A.D. 2011 ;)
@Juliusz Wnorowski
OdpowiedzUsuńBardzo udana alegoria z ta drabiną.
@Juliusz Wnorowski
OdpowiedzUsuńTeż to widziałem. I też myślałem, że to sen. Albo, że im się taśmy popieprzyły i nadali spóźniony o tydzień materiał. Byłem pod wrażeniem zwłaszcza czerwono-kawiorowego próchna. Młodzież mówi dziś na to zdaje się hard core.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNie mam wyjścia. To jest moja trasa. A gdybym Ci powiedział, co mnie spotkało dzisiaj, to byś mnie musiał zacząć podejrzewać, że jestem czarownikiem.
Nawet chciałem to doczepić, jako historię numer 3, ale i tak nikt by mi nie uwierzył.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCzekam tylko jak napiszesz, że odwiedziła Cię Joanna K-R i splunęła Ci pod nogi.
@Toyah, Zawiślak
OdpowiedzUsuń"Kulisy kampanii" wczoraj na 1 o 22.00. Dzisiaj o 15.25. Może to serial i teraz pokażą opozycję - znaczy Palikofa.
@Orjan
Dziękuję. Drabina przydatna rzecz, jeśli stoi jak należy. Mam wrażenie że nasza leży.
@Juliusz Wnorowski
OdpowiedzUsuńTV prawie nie oglądam, ale w Sieci widziałem reklamę "Kulis kampanii" z tzw. aniołkami Kaczyńskiego.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNie. Ona by tak nie zrobiła. To było spotkanie o tej samej skali co dwa poprzednie. Bałem się, że nikt mi nie uwierzy, bo ono zbyt nachalnie zamykało całą opowieść, i przez to czyniło wszystko bardzo niewiarygodnym.
Przeczytajcie to - Znak Katynia, znak Smoleńska
OdpowiedzUsuń@raven59
OdpowiedzUsuńZnać historię, to rzecz bezcenna. Problem tylko w tym, że ona wszystko relatywizuje i osłabia nasze serca.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńA czy Ty myslales.ze tu mogloby byc inaczej?
Wyniki w UK-PO-ponad 50%
PiS-okolo 20%
Palikot-18%
Wystarczy?
Zgadzam sie z Orjanem-oni glusza sumienie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że nie wczytałeś się... :-(
@Tobiasz11
to jak odczytać wyniki w Chicago:
PiS - 80 %,
pozostali - 20%.
Ciemny lud?
Raven59, no bo wiadomo, że w Chicago, to ciemnogród i mohery siedzą, a w UK młodzi i wykształceni, których parę lat temu PiS zmusił do emigracji.
OdpowiedzUsuń@Raven59
OdpowiedzUsuńInna jakosc emigracji.Moze tych w USA nie stac na TV satelitarna?:)
@Ulver
OdpowiedzUsuń;-))
To jeżeli chodzi o wyniki w więzieniach - to ci, których Ziobro wsadził do ciupy. :-))
@Tobiasz
OdpowiedzUsuńmyślisz, że oni tam w Chicago nie maja jedynej słusznej stacji TVN24!
Tragedia!
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńOstro. Nie wiedziałem.
@raven59
OdpowiedzUsuńSpokojna Twoja głowa. I się wczytałem i zrozumiałem. Tylko ja wiem, że zaraz do mnie przyjdzie jakiś historyk i powie: 'Widzisz? Wszystko już było. I to często znacznie gorzej'. A tego nam nie trzeba.
@raven59, tobiasz, Ulver
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, problem w tym, że oni wciąż tu przyjeżdżają i zamiast normalnie się rozejrzeć i zobaczyć co słychać, siedzą w domu i oglądają telewizję.
@Toyah,
OdpowiedzUsuńDodam,ze w UK glosowalo ok 5% !!!!!uprawnionych.Reszta ma wszystko w dupie.
Taka to zaangazowana emigracja.
Kasa,browar,dres na grilla,chuda dupa obrzudzana bluzgami przez jej Pana ciagnaca sie 3 metry za ABS-em.
A w tym wszystkim polscy ksieza niepotrafiacy sklecic porzadnie zdania w ojczystym jezyku nie mowiac juz o jakiejkolwiek glebi duchowej.
W kwietniu tego roku proboszcz polskiej parafii patrzyl na mnie jak na idiote gdy poprosilem o sale parafialna w celu organizacji spotkania rocznicowego Tragedii Smolenskiej.
Naprawde moglbym tak jeszcze b.dlugo...
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńJest coraz ostrzej. Jest taka piosenka i taki fragment:
'Don't need a cure
Need a final solution!'
Czyżby doszło już do tego?
jak tak na nich patrze to czasami wrecz marze o metodach Pinocheta-te zwiazane ze stadionami.
OdpowiedzUsuń@tobiasz11
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie problem, który nawet kiedyś miał się tu stać tematem notki - i nie ukrywam, że wciąż mi chodzi po głowie - ale jakoś nie umiem znaleźć odpowiedniego środka wyrazu. Zbyt to wszystko jest poważne. Wiesz o co mi chodzi? Że oni uruchomili powszechny grzech i on obiął również nas.
@Toyahu,
OdpowiedzUsuńMam tego swiadomosc.Jak napisalem wczesniej,walcze z uczuciem pogardy ale czasami to silniejsze niz wszystko inne.
Pzdr.
@Toyah
OdpowiedzUsuńJa tak może nie w temacie, ale wcześniej jakoś nie było sposobności bo emocje itd. Co robiłeś w wieczór wyborczy? Czy spotkaliście się gdzieś tam w siedzibie? Jeśli tak, to opowiedz jak to wyglądało. Ja wiem, że wesoło raczej nie było, ale ciekaw jestem Twojego "reportażu" z tej chwili(o ile już tego nie opisałeś a mi to umknęło). Jeżeli nie chce Ci się, to też przeżyję...
@zawiślak
OdpowiedzUsuńByłem w domu. Ja nie jestem działaczem.
@toyah
OdpowiedzUsuńA ja dzisiaj spotkalem sie na lanczu z dawno niewidzianym kolega z liceum. Ten kolega byl zdecydowanie najwybitniejszy z nas. Obecnie wlasnie zostal uczelnianym profesorem, a przy okazji jest malym bo malym ale milionerem, co jednak nie zawsze idzie w parze. Poza tym jest zarliwym katolikiem oraz umie dobrze wypic. Czy musze wiec dodawac, ze od startu wyznal mi ze glosowal na PiS? I to mi sie bardzo spodobalo, gdyz jak wspomniano nie widujemy sie za czesto i on mial pelne prawo podejrzewac ze ja jestem "mlodym dobrze wyksztalconym z duzego osrodka". A on tak od razu, prosto z mostu, i spokojnie. Bardzo mnie to ujelo.
Serdecznosci!
@LEMMING
OdpowiedzUsuńNiech więc będzie tak, że ja Ci też opowiem o moim dzisiejszym spotkaniu. Spotkałem więc pewnego dawno niewidzianego kolegę (to jest to trzecie spotkanie z rzędu), i on za bardzo nie chciał ze mną rozmawiać. W końcu jednak powiedział, że jest zmarnowany, bo "przegrał". Zapytałem go więc, co on przegrał, a on mi powiedział tak: "Bo wiesz, ja jestem socjaldemokratą i startowałem na posła i śmy przerżnęli". Okazało się też, że on czyta mój blog, nie znosi go, ale wie, że ja też startowałem, no i takie tam. Nie gadaliśmy właściwie o polityce, nikt na nikogo nie wrzeszczał, nikt się z nikogo nie śmiał. Ani on nie wykrzyknął: "Co??? Głosowałeś na PiS?", ani ja: "Co??? To ty jesteś komuchem?". A zatem, on - socjaldemokrata, ja pisobolszewik. Mam wrażenie, że nagle znaleźliśmy się dość blisko. Trochę głupio, co?
No to ja też opowiem Wam, lecz nie o moim bieżącym spotkaniu koleżeńskim, a pewnym wg. mnie znamiennym i wymownym zdarzeniu. Nasz sąsiad i znajomy, człowiek inteligentny i wykształcony, przed pierwszym zwycięstwem w wyborach PO, na spotkaniu towarzyskim oświadczył wobec mnie z przekąsem i buńczucznie - "no to my tu wszyscy jesteśmy z PO". Zostało to oświadczenie skwitowane wówczas milczeniem, ja, ani nikt inny nie podjął wyzwania.
OdpowiedzUsuńNatomiast po tych wyborach stało się coś zaskakującego, a akurat mnie w pewnym sensie satysfakcjonującego. Ponieważ jego córka jemu wyznała, że oddała głos na kandydata z PiS-u, za co została potraktowana tak, że musiała interweniować w obronie dobrego imienia córki jego żona. O czym dowiedziałem się, od mojej żony, a której wcześniej zwierzyła się z całego zdarzenia (zajścia) jego żona. Tak powstają antagonizmy i podziały w wielu polskich rodzinach i coraz bardziej nasila się agresja i wrogość w całym społeczeństwie. Komu na tym szczególnie zależy?.....
@Toyah
OdpowiedzUsuńTo zwycięstwo obudziło wśród zwolenników Platformy najgorsze instynkty.
Moja krótka historia jest taka:
Gdy ponury i zasmucony wreszcie zasnąłem w niedzielę obudził mnie telefon.
Dzwonił mój przyjaciel ze studiów i jeszcze długo potem. Już tu kiedyś o nim wspomniałem - nieudacznik, niespełniony biznesmen, ale za to pełen wielkich ambicji (pisze właśnie nową Konstytucję, będąc tak, jak ja inżynierem). No i oczywiście organicznie nienawidzi Kaczyńskich.
Usłyszałem, że musi być już nieźle podpity. Zapewne świętował zwycięstwo, chociaż nie,on świętował porażkę Kaczora. I zaczął się naigrawać, tak bez wstępu i zwyczajowej wymiany grzeczności.Chełpliwość i triumfalizm. Było to wręcz chamskie. Nie rozmawiałem z nim, coś tam bąkałem.
A efekt końcowy? Mam jednego przyjaciela mniej.
Ciekawe jest jednakże to, że to właśnie 4 letnie rządy Tuska przyczyniły się do jego całkowitego upadku, a on cieszy się i pije z powodu porażki Kaczyńskiego.
@toyah
OdpowiedzUsuńNapisze cos strasznego, ale w tym nowym sejmie to wlasnie socjalkomuchy budza moja nawieksza sympatie (oczywiscie poza PiS). To znaczy dosc niewielka sympatie, ale postawione przy PO, oportunistach od Pawlaka i tym chilernym freak show Palikota - zdecydowanie najwieksza.
PS dzis sluchalem tego
http://www.youtube.com/watch?v=b48lwZ9CABo
Musiales to kiedys lubic. Albo i do dzisiaj. Jest jak znalazl do sytuacji.
Serdecznosci!
I ja dorzucę historie dotyczące paradoksów polskiego elektoratu. Oto w pewnym środowisku szanowana osoba w najbardziej klasyczny sposób drwi z PiS i ludzi, którzy głosowali na PiS, a sama z dumnym uśmiechem obwieszcza, że głosowała na Palikota. Mówię tu o środowisku nauczycieli akademickich! Przenieśmy się z kolei do osób korzystających ze służby zdrowia (większość obywateli!). Część z nich płaci bardzo ciężkie pieniądze, by całą rodziną korzystać niemal wyłącznie z usług prywatnych. Wliczając prywatne ubezpieczenie są to sumy rzędu 2 tys. miesięcznie wzwyż (a całe życie do emerytury płacili składki ZUS). Inni, których znam, są wręcz poniżająco traktowani przez system służby zdrowia. Zaznaczam, że nie chodzi o konkretnego lekarza - system jest tak skonstruowany, by pacjenta zostawić samego ze swoją chorobą albo odrzeć go z godności albo jedno i drugie. Chodzi tu przede wszystkim o absurdalnie długie kolejki do specjalistów. Spośród znanych mi rodzin leczących się prywatnie wszyscy bez wyjątku głosują na PO, ale i wśród tych biednych poniżanych jest bardzo dużo wyborców tej partii.
OdpowiedzUsuńSens podawania tych historii, jak widać, najprawdziwszych, z pierwszej ręki, jest taki, by powstała jakaś synteza (nawet jeśli przyjdzie na nią poczekać).
Do różnych propozycji, które tu się pojawiają dorzucę jedną, dość proste wyjaśnienie. Przed wyborami powtarzaliśmy dość często zaklęcie "straszenie PiS-em już nie działa". I to okazało się pomyłką. Na niektórych przestało działać, ale większość jest jednak pod przemożnym wpływem propagandy.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńZnam to. Lubiłem i lubię. Ale fajnie że przypomniałeś.
@filozof grecki
OdpowiedzUsuńDziała. Działa. W końcu przestanie, ale na razie działa.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńFajny kawałek przypomniałeś, tekst istotnie ważny, ale z tymi intencjami artystów sprzed lat dzisiaj może być różnie. Weźmy taki duet Bryl&Lipiński śpiewający "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie wspaniale..." na manifestacji PO podczas rządów Prawa. Zobacz jak oni pięknie dopasowali tego klasyka do czasów współczesnych.
@ filozof grecki.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że strach przed PiSem osłabł, dlatego musieli go podgrzać urojoną wojną.
@(T-t)oyah
OdpowiedzUsuńO tym dlaczego 'T' w nawiasach - później. 'Naj-sam-wpierw' taka moja luźna uwaga odnośnie 'Ryśków' i 'Jacków'. Otóż mam to nieliche szczęście mieszkać w mieście, gdzie ku mojej uciesze mijam na drodze więcej 'Ryśków' niż 'Jacków'(chociaż z drugiej strony może tu nie chodzi o sam wymiar fortuny jako takiej, ale też i wybór - bo przecież w końcu mogłem i nadal mogę wyjechać, to jest mój wybór i moja własna decyzja, żeby mieszkać tu, gdzie mieszkam). Ale sam już nie wiem, czy jest to jakikolwiek powód do dumy czy zadowolenia. Twoje historie w moim wydaniu zapewne wyglądałyby (w układzie procentowym) in plus na stronę 'Ryśków'. A tak na marginesie - '... bo przecież wszystkie Ryśki to fajne chłopaki...' ;)
Jednakże w moim mieście ludzie cierpią ze względu na marginalizację całego regionu, cierpią normalną ludzką biedą i wyszydzeniem. Powiedziałbym więcej - to już nie jest marginalizacja, a jawna dyskryminacja, segregacja, czy mówiąc prościej szowinizm. Ale tutaj pojawia się pytanie, a w zasadzie dosyć mocno zawiły mentalnie dylemat. Żyć lepiej z 'Jackiem', czy gorzej z 'Ryśkiem'? Oczywiście zawiłość tej alternatywy jest bardziej złożona - zastanówmy się bowiem nie nad samym faktem posiadania, czy też życia w bogatszym mieście, ale nad faktem obcowania, samych funkcji płynących z socjalizacji czy najprostszych zasad i protokołów zachowań interpersonalnych.
Z jednej strony stwierdzić można, że lepiej będzie z 'Ryśkami' - ale tym samym sami siebie marginalizujemy jeszcze mocniej, tworząc swoiste Kółka Wzajemnej Adoracji. Może jednak wyjść w świat i głosić wypranemu przez michnikowszczyznę ludowi 'właściwą prawdę'? Tutaj też pozostajemy niejako w trudnej pozycji opozycjonisty, oportunisty w berecie zaślepionego kultem Wodza. Tu poniekąd jest odpowiedź na wcześniejszy post Zibik-a. Jesteśmy ciągle szczuci i zahukiwani przez 'wiadomo_kogo' i dochodzi do takich sytuacji, że część wyborców PiS-u po prostu boi sie do tego przyznać ze względu na odbiór społeczny. Zostaliśmy do tego stopnia stłamszeni i wulgarnie stale wyśmiewani, że część z nas po prostu się wstydzi swoich (jakże właściwych notabene) wyborów. To jest najstraszniejsze i najokrutniejsze. To jest jawna zbronia na odegdaj zdrowym organiźmie społeczeństwa polskiego. Mnie to po prostu przeraża.
Na koniec odnośnie (T). Otóż mam problem i nie wiem jak go rozwiązać - najlepiej u źródła. Wobec czego pytam samego zainteresowanego - autora bloga. Szanowny Panie, ze względu na szacunek do Pańskiej osoby chcę (i w moim odczuciu powinienem) pisząc do Pana używać wielkiej litery - Toyah. Ale sam Pan podpisujesie jako toyah. Wiadomo - jest to tylko sam pseudonim. O Panu Krzysztofie zawsze napiszę wielką literą :). Ale te pseudonimy rządzą się swoimi prawami. Wobec czego proszę o przedstawienie swojej wykładni tego problemu - toyah, czy Toyah? W innym przypadku będę pisał po prostu TOYAH :)
Raz jeszcze gratuluję książki,
serdecznie pozdrawiam!