Podczas wczorajszej debaty w sprawie odwołania minister Kopacz, której akurat nie śledziłem, ale co ciekawsze kąski znam z różnych relacji, minister Piecha powiedział, a może tylko zasugerował – nie wiem, bo nigdzie jakoś nie ma odpowiedniego cytatu – że kobiety kupując samochód kierują się kolorem. Mimo że o tych kolorowych samochodach, Piecha musiał wspomnieć tylko w jednym zdaniu, zupełnie na marginesie – całe wystąpienie, jak wiemy, dotyczyło służby zdrowia – na mównicę wkroczył premier Tusk i z groźną miną, jakiej jeszcze nauczył się na początku swojego premierostwa, powiedział co następuje:
„Treść wniosku Piechy udająca merytoryczną, skłoniła mnie, do zabrania głosu. Po pierwsze gratuluje posłowi wyczucia. Dzień Matki to jest idealny dzień, by sugerować, że kobiety kupują samochody, kierując się tylko ich kolorem. Szczególny to takt, kiedy poseł Piecha występuje z wnioskiem przeciwko minister zdrowia, która jest kobietą. Ale tego typu styl obowiązuje w ugrupowaniu, dla którego wrażliwość wobec kobiet jest przysłowiowa”.
Tych parę zdań – no niechby tylko pierwsze z nich – przedstawionych przez Premiera, w dodatku podanych jeszcze z tą dziś już tylko budzącą zmęczenie miną, można potraktować, jako kuriozum samo w sobie, i już tylko tworzyć na ich podstawie kolejne, nowe żarty na temat naszego piłkarza z Sopotu i szaleństwa, w jakie w związku z wykonywanym przez siei zawodem popadł. Oczywiście można też z Donaldem Tuskiem tu dyskutować, a więc na przykład poprosić go, by nam wyjaśnił o jakim konkretnie przysłowiu on myśli. I czy przepadkiem coś mu się nie pomyliło, i kiedy mówił o wyczuciu, nie myślał akurat o duńskich kaszalotach i babach przywiązywanych łańcuchem do stołu w kuchni, kiedy panowie udają się na polowanie. Albo, gadając o tych przysłowiach, może miał na myśli swoich kolegów Węgrzyna i Czumę, jak siedzą na herbatce i oglądają zdjęcia z kotłującymi się lesbijkami? Można by było się o to wszystko Donalda Tuska zapytać, no ale, jak wiemy, nie ma jak, a poza tym – nie bardzo też jest po co.
Można by było też, rozprawiając o tych kilku wyjątkowych myślach, jakie ulęgły się w głowie Premiera, z nim nie dyskutować, ale się zwyczajnie powyzłośliwiać, i wyobrazić sobie na przykład taką sytuację, jak żona lub córka Donalda Tuska mówią, że one by chciały mieć niebieski samochód, a nie czarny, Tusk tymczasem siedzi ze swoimi kolegami Nowakiem, Arabskim i Grasiem, palą cygara, pociągają burbona, i na te słowa wszyscy wybuchają szyderczym śmiechem, że co to za idiotka, ta Gośka, czy Kaśka! Nawet nie wie, że to nie kolor samochodu świadczy o jego jakości i o klasie właściciela, lecz jego marka. No bo chyba tak to musi być. Jeśli Donald Tusk uważa, że Piecha, wspominając coś o tych kolorach, obrażał kobiety, to właśnie tak musi wyglądać jego i jego kumpli życie, i tego życia intelektualne otoczenie.
Ponieważ jednak, jak to niedawno pięknie napisał nasz kolega Coryllus, ten blog, podobnie jak jego blog, i wiele innych sympatycznych blogów wokoło, nie służą do tego, by dyskutować z durniami, ani tym bardziej by się w stosunku do owych durniów wyzłośliwiać, lecz wyłącznie do tego, by, snuć pełne wzruszeń i emocji refleksje, chciałbym podzielić się w tej kwestii własnie refleksjami. Otóż, jak już wspomniałem, wypowiedź ministra Piechy na temat kobiet stanowiła prawdopodobnie nic nieznaczącą dygresję, w dodatku jeszcze – jeśli się nad tym dobrze zastanowić – w żaden sposób w stosunku do kobiet obraźliwą. Jeśli Donald Tusk zareagował na nią z taką agresją, to mamy dwie możliwości – albo on otrzymał esemesa od swojego wizerunkowca z poleceniem: „Wal go w mordę za te samochody”, w co nie chce mi się wierzyć, albo zareagował, jak dobrze wyszkolony pies, na zasadzie odruchu. Usłyszał od tych kolorach i uznał, że skoro tyle razy się udawało, to i tym razem się uda. Że teraz tylko trzeba uczepić się tego zdania, zrobić wokół Piechy odpowiedni szum, a reszty dokończą już media. Piecha będzie się przez tydzień tłumaczył z tego, ze w Dzień Matki potraktował Ewę Kopacz tak brutalnie, a w końcu będzie ją musiał publicznie przeprosić i będzie gites.
I to mi się wydaje najbardziej prawdopodobne. Po czterech już niemal latach rządzenia, Donald Tusk działa już tylko jak automat. Na co dzień siedzi gdzieś u siebie w domu i ogląda piłkę w telewizji, czasem pojedzie na wakacje na narty, albo na deskę posurfować, i tylko raz na jakiś czas, pojawi się w Sejmie czy w telewizji i pokaże coś, czego się wcześniej nauczył i dziś umie robić z najwyższą wprawą. A więc rzucać nicnieznaczące zdania o pewnym standardowym ładunku emocji. Również nicnieznaczących.
Z tego co wiem, Donald Tusk wczoraj odezwał się dwa razy. Raz w sprawie Piechy, drugi raz w sprawie Ludwika Dorna. I tu sytuacja była identyczna. Dorn, w odpowiedzi na represje skierowane przeciwko piłkarskim kibicom za wywieszanie antyrządowych transparentów, wyprodukował przypinkę ze zdjęciem Donalda Tuska i napisem „Obronimy Matoła”. Pomysł jak pomysł. Nie najgorszy, dość dowcipny, ale przede wszystkim bardzo merytoryczny. Chodziło o to, żeby bronić prawa ludzi do wyrażania opinii. Donald Tusk, zapytany o tę przypinkę, odezwał się tak: „To znaczek, na którym wypadłem naprawdę nieźle, to jest moje zdjęcie w stroju piłkarskim, a w tytule jest coś o matole, bardzo taki serdeczny gest”.
A więc dokładnie to samo. Przede wszystkim zwykła obraza, że ktoś tak brzydko o nim mówi, a później już tylko piar. I to już nie tak jak za starych czasów, kiedy wszystko było odpowiednio starannie przygotowane i wyćwiczone, ale właśnie na zasadzie zwierzęcego odruchu. Nawet serdeczność się pojawiła. Brakowało jeszcze tylko tego, by Premier wspomniał coś o empatii.
A ja sobie myślę, że to wszystko tylko potwierdza moją wczorajszą teorię. Że oni są już w takim upadku, gdzie nie chodzi już nawet o to, że oni nie chcą myśleć. Oni myśleć już nie są w stanie. Jeśli Donald Tusk wysyła na kibiców policję, on nawet może o tym nie wiedzieć. On widzi tego ‘matoła’, ogarnia go nieprzytomne wzruszenie, wysyła więc na kibiców tę policję i sądy, i każe im nakładać na nich ciężkie grzywny za to że go obrazili, a jednocześnie, jeśli mu kazać się na ten temat wypowiedzieć, to on umie tylko mówić coś o serdeczności i o szacunku dla kobiet. I z groźną miną powtarzać, że on będzie stanowczo reagował na każdy przejaw braku demokracji. To już w tej sytuacji, wydaje się, że bardziej poukładany jest taki Radek Sikorski, który przecież tez nie ma ostatnio lekkiego życia. Jednak, kiedy on kpi, że Obama w Irlandii chodził na piwo, w Londynie grał w ping-ponga, natomiast w Polsce (oczywiście!) czeka go tylko martyrologia, to oczywiście pokazuje, jak można przesuwać granice prostego skurwysyństwa, ale mimo to, wciąż tu widać jakąś myśl. Czy wręcz plan. U Tuska nie ma już nic. Tylko ta sącząca się ślina.
Bardzo dziwnie wyglądają dziś politycy Platformy Obywatelskiej. Jeśli się przyjrzeć temu, jak oni wyglądają, jak mówią i jak się zachowują, w pewnym momencie trzeba dojść do wniosku, że tam już bardzo dawno skończyło się zwykłe, ludzkie reagowanie na wydarzenia. Bronisław Komorowski stanowi zawsze konkurencję poważną, zwłaszcza od czasu gdy wezwał Jarosława Kaczyńskiego do pojedynku w jeździe na nartach, jednak wciąż chyba Donald Tusk jest tu oczywiście przykładem najlepszym. Jednak ostatnio miałem też okazję obserwować w akcji dwie czołowe gwiazdy z jego stajni, mianowicie Julię Piterę i odwoływaną wczoraj Ewę Kopacz. Donald Tusk mówił w swojej krótkiej wypowiedzi coś na temat szacunku do kobiet. Przepraszam bardzo, ale wystarczy ujrzeć stan – a mam tu na myśli stan zarówno psychiczny, jak i fizyczny – do jakiego polityka i obyczaje panujące w PO doprowadziły owe dwie damy, by wiedzieć, że gdzie jak gdzie, ale tam akurat litości dla kobiet nie ma.