poniedziałek, 30 stycznia 2012

Jeszcze raz o bohaterach na miarę czasów

Mogę się oczywiście mylić, ale wydaje mi się, że gdyby nie ostatnie wydarzenia, jakie miały miejsce w warszawskim sądzie podczas odczytywania wyroku w sprawie wprowadzenia stanu wojennego, nazwisko Słomka w społecznej świadomości funkcjonowałoby mniej więcej tak samo, jak funkcjonuje szereg innych nazwisk dawnych bohaterów antykomunistycznego oporu, których dziś ani ja nie pamiętam, ani tym bardziej ci, dla których polityka zawsze stanowiła tylko pewne ubarwienie dnia codziennego. Oczywiście, są ludzie, zwłaszcza tu na Śląsku, dla których Adam Słomka wciąż jest postacią jakoś tam rozpoznawaną, zwłaszcza gdy przy okazji każdych kolejnych wyborów miasto jest rozplakatowywane tym smutnym czarnobiałym rysunkiem chłopca – swoją drogą, ciekawe, że on wciąż wierzy, że świat stanął w miejscu – w okularach i w charakterystycznej wojskowej czapeczce, bo Adam Słomka po raz kolejny chce zostać prezydentem, lub kandyduje w wyborach do Senatu. Jednak poza tym, wydaje mi się, że nawet regularnie powracająca w mediach informacja na temat tego, że Słomka ponownie został zatrzymany przez policję za fałszowanie jakichś podpisów sprzed lat, nie jest w stanie wzbudzić choćby mikroskopijnego społecznego zainteresowania. A przynajmniej nie do tego stopnia, by przeciętny Polak zapamiętał, kim jest ta słomka.
O jakich sądowych wydarzeniach mówię? Gdyby ktoś nie zauważył, opowiem króciutko. Otóż kiedy polski sąd po raz kolejny – i tym razem już chyba ostateczny – postanowił puścić wolno Czesława Kiszczaka, uznając zaledwie, że owszem staruszek coś tam kiedyś przeskrobał, no ale ani z niego żaden Pinochet, żeby się na niego jakoś szczególnie obrażać, ani z nas tacy znowu barbarzyńcy, żeby mu wyrywać z głowy resztki owłosienia, Adam Słomka wpadł do sali sądu, siadł na miejscu przeznaczonym dla sędziego i wygłosił oświadczenie. Sąd oczywiście zareagował natychmiast. To znaczy niemal natychmiast. Najpierw jednak powiedział Kiszczakowi, żeby wracał do domu pić ziółka i plewić ogródek, i dopiero wtedy posadził Słomkę do kozy na dwa tygodnie. Za obrazę mianowicie sądu.
Efekt tego wydarzenia jest podwójny. Przede wszystkim część mainstreamowych mediów – jak najsłuszniej zresztą – dostrzegając absurdalność całej sytuacji, kiedy to w niemal tym samym momencie, kiedy autentyczny i oczywisty komunistyczny bandyta, zostaje w majestacie prawa, praktycznie zwolniony z jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje zbrodnie, do więzienia zostaje wsadzony jakiś średnio przytomny straszy pan, wyłącznie za to, że naruszył powagę czegoś, co się powszechnie przyjęło uważać za objęte immunitetem, właśnie w kwestii owej powagi, postanowiła zrobić z tego sprawę. Nie sprawę szczególnie dużą, ale jednak. Rzeczywiście, niezwykle absurdalne jest bowiem to, że to co rzeczywiście w najwyższym stopniu urąga powadze polskiego wymiaru sprawiedliwości, a mianowicie fakt, że od dwudziestu już ponad lat polskie państwo nie jest w stanie wyegzekwować choćby symbolicznej kary dla choćby jednego z całego szeregu komunistycznych morderców, dla naszych sędziów nie stanowi jakiegokolwiek problemu, natomiast oni dostają gwałtownej histerii, bo ktoś nagle pokazał im język.
Drugim z kolei rezultatem owego wtargnięcia i błyskawicznego wyroku jest oczywiście to, że Adam Słomka znów stał się sławny. A ta jego dzisiejsza sława jest tu – szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakt jej wtórności – czymś, co dla takiego Słomki stanowi skarb nie do przecenienia. No bo załóżmy, że z jakiegoś powodu, pojawiłaby się okazja, by odtworzyć historię i pokazać Słomkę w jego pełnej krasie, z jego każdym sukcesem i każdym upadkiem. Załóżmy że mielibyśmy nagle szansę zobaczyć, kto to taki ten Słomka. I załóżmy, że on by nagle poczuł ów wiatr popularności z wszystkimi wynikającymi z niego korzyściami, ale i przykrościami. Że nagle w świadomości publicznej pojawia się dawny bohater naszej walki o wolność i demokrację, a znaczna część opinii publicznej krzyczy: „A to cymbał!”. Tymczasem dziś, Słomka jest niemal wyłącznie bohaterem narodowym. Widzimy go w tym garniturze, jak spoziera z dumą przez kraty z tej swojej nowej celi, a w jego oczach widać tylko tę jedną myśl: „To dla was. Ja to robię dla was”.
Miałem okazję w którąś niedzielę oglądać trochę program w telewizji TVN24 zatytułowany „Loża Prasowa”, i na sam koniec pojawił się temat Słomki i jego ofiary. To co mnie zainteresowało w wypowiedziach właściwie wszystkich uczestników, od tak zwanego prawa do, znów tak zwanego, lewa, to to, że oni wszyscy, skoro już mieli komentować sprawę Słomki, ograniczali się wyłącznie do wygłaszania deklaracji typu „Tak, ale…”, lub „Nie, ale” – zależnie oczywiście od prezentowanej opcji – natomiast nawet jeśli ktoś taki jak Tomasz Wołek, na przykład, zasugerował, że Słomka to człowiek psychicznie niezrównoważony, nie umiał tej opinii podeprzeć ani jednym dowodem. A więc mieliśmy przed sobą ewidentnego bohatera, w dodatku uciemiężonego przez postpeerelowski sąd, mieliśmy skompromitowany do cna wymiar sprawiedliwości i jakiś bełkot odnośnie tego, że z tym Słomką to jednak jest coś nie tak. Żeby chociaż Wołek powiedział, że Słomka to pisobolszewik. A tu nawet tego nie było. A przecież na temat takiego szaleństwa on akurat powinien wiedzieć wszystko.
I powiem uczciwie, że tego akurat nie jestem w stanie zrozumieć, bo cokolwiek powiedzieć na temat Słomki, z punktu widzenia kogoś takiego jak Tomasz Wołek nim się można niemal wyłącznie zachwycać. No bo popatrzmy. Należy Słomka do jeszcze starego bardzo zaciągu działaczy niepodległościowych? Należy. Ma zasługi? Ma. Czy przez te wszystkie lata – poza oczywiście nieustannym atakowaniem komunistów, a więc grzechem już ostatecznie zrelatywizowanym – zrobił coś złego? Nie. Czy choćby jednym słowem poparł Jarosława Kaczyńskiego i Prawo i Sprawiedliwość? Nigdy. Wręcz przeciwnie. Czy może on w takim razie demonstruje smoleńskie obsesje? O ile mi wiadomo, ten temat go w ogóle nie pociąga. No i przede wszystkim Adam Słomka dla pomyślnego rozwoju III RP ma zasługi porównywalne – choć naturalnie w znacznie mniejszej skali – do Lecha Wałęsy. To w końcu on, kiedy System się upomniał, pośpieszył mu na ratunek i pomógł odsunąć od władzy rząd Jana Olszewskiego. I dlatego choćby nie rozumiem, dlaczego Tomasz Wołek wykazuje tu aż taką niewdzięczność.
A może Tomasz Wołek już dostał takiego pomieszania zmysłów od tej całej polityki, że jemu się wszystko pomyliło, i myśli że Słomka to PiS? Niektórzy tak mają, i na przykład wszystko co się dziś w Polsce dzieje złego, zwalają na Kaczyńskiego i ten straszny rząd. Osobiście znam takich co najmniej paru. Niedawno na przykład likwidowano mój lokalny sklep spożywczy, a jego właścicielka – wspominałem tu o niej przy okazji ostatnich wyborów – strasznie biadoliła, że ten rząd ma zwykłych ludzi w pogardzie. Rozumiem, że jej chodziło o PiS. To ja może w tej sytuacji przypomnę. Za komuny i trochę jeszcze później, Adam Słomka był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej, i wszelkich możliwych KPN-u przybudówek, w rodzaju stowarzyszenia wolnych emerytów, czy związku ofiar służby zdrowia. Jeszcze jako młody chłopak, w latach 80-tych. demonstrował, ganiał się z esbekami, szedł siedzieć, wychodził z więzienia, głodował, znów szedł siedzieć, później znów demonstrował. Zwykły, prosty życiorys bojownika o wolną Polskę. Kiedy nastał pierwszy wolny parlament, Adam Słomka został posłem i tak już był sobie tym posłem przez całe lata dziewięćdziesiąte. W roku 1992, razem z Lechem Wałęsą, komunistami, PSL-em, Unią Demokratyczną, czy jak się tam Geremek z kolegami wtedy nazywali, obalając rząd Jana Olszewskiego, zabił Adam Słomka w Polsce wolność. Dlaczego Adam Słomka wówczas zdradził? Bezpośrednim powodem było to, że jego szef, Leszek Moczulski, znalazł się na liście Macierewicza, obok Lecha Wałęsy i paru innych ważnych agentów i Słomka tego rodzaju potwarzy wymierzonej Wolnej Polsce nie mógł tolerować. Zdrada KPN-u była szczególnie ohydna, bo to właśnie na KPN stawiał przede wszystkim Jan Olszewski, szukając wsparcia dla swojego rządu. Wbrew Jarosławowi Kaczyńskiemu i wbrew wielu przeciwnikom tej koncepcji – ludziom o wiele potężniejszym, niż Leszek Moczulski i jego patriotyczna drużyna. Przypomnijmy dziś sobie, właśnie dziś, kiedy System posadził Słomkę po raz kolejny, jak to przed wielu wielu laty on sam potrafił nam opowiadać:
W trakcie rozmów wtorkowych o poszerzeniu koalicji rządowej - zaproszono właśnie Konfederację do tych rozmów - minister spraw wewnętrznych poprosił członka władz najwyższych KPN [...] i na osobności poinformował go, iż przywódca Konfederacji jest agentem Służby Bezpieczeństwa[...]
Chcę również poinformować, że dzisiaj udostępniono mi oraz posłowi Michałowi Janiszewskiemu wszystkie te dokumenty, które miały rzekomo świadczyć o współpracy Leszka Moczulskiego ze Służbą Bezpieczeństwa - 600 stron maszynopisu i rękopisu - [...] i chcę powiedzieć, iż nie ma tam niczego, co by w najmniejszym stopniu dawało podstawę do stwierdzenia, że Leszek Moczulski był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Panowie z rządu, mieliście pełną świadomość tego faktu i jest rzeczą obrzydliwą moralnie, iż podejmowaliście [...] próby wyłączenia przewodniczącego KPN z życia politycznego [...] że robiliście rzeczy nie tylko politycznie obrzydliwe, ale moralnie niegodziwe. I z tych powodów, mimo że przecież reprezentujecie centroprawicę, formację nam zbliżoną...
Tak, taka jest prawda. [...] Jeszcze dzisiaj, do godziny 20 czułem na pewno większą przyjaźń do was, niźli do tamtej strony sali, ale po tym, co zobaczyłem... Ale po tym, co zobaczyłem, muszę powiedzieć, iż komuniści w stanie wojennym nie posuwali się do tak obrzydliwych metod, do jakich się tutaj posunięto”.
Od roku 1992 upłynęło wiele lat. KPN praktycznie przestał istnieć, Leszek Moczulski został oficjalnie potwierdzonym agentem, a Adam Słomka jest niby przewodniczącym niby KPN-u i tak się snuje po Katowicach i okolicach. Parę razy chciał zostać prezydentem, od czasu do czasu, jak już wspomniałem wyżej, całe miasto obwiesza ręcznie zrobionym rysunkiem swojej głowy w czapeczce z orzełkiem, by wszyscy widzieli, jaki z niego senator. Pamiętam jak jeszcze przed wielu laty, kiedy sąd w Katowicach skazywał zomowców z Wujka po raz pierwszy, Adam Słomka stał przed budynkiem sądu w grupie paru wiecznych działaczy KPN-u, śpiewając piosenki patriotyczne i opowiadając, jak to kiedyś uciekał esbekom. Jakiś czas później, widziałem go najpierw raz, potem drugi raz, podczas spotkania z Antonim Macierewiczem i z Jarosławem Kaczyńskim. Kiedy zobaczyłem go w tłumie na spotkaniu z Macierewiczem, zapytałem Macierewicza, jak myśli, dlaczego tacy ludzie, jak Słomka, czy, zupełnie z drugiej beczki, Wojciech Wierzejski, potrafią zachować się tak podle. Antoni Macierewicz odpowiedział krótko: dla władzy i pieniędzy. Może tak, może nie. Może to nie są pieniądze, może to przede wszystkim brak potrzebnej w polityce mądrości i przenikliwości, w połączeniu ze zwykłą bufonadą. Ale może i faktycznie, tylko władza i pieniądze. Faktem jest, że parę miesięcy później, Adam Słomka przyszedł na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim, a ja się zastanawiałem, po co on tam lezie? Czy chce się czegoś dowiedzieć, czy może tylko pokazać; a może liczy, że ktoś go nagle wyłowi z tłumu i zatrudni jako jakiegoś asystenta, albo kogoś podobnego? No i zastanawiałem się, jak mu nie wstyd?
I za każdym razem, gdy zastanawiałem się nad Słomką, myślałem sobie o innych tego typu działaczach. O wspomnianym Wierzejskim, o jego szefie Giertychu, o koledze Wierzejskiego – Bosaku, czy o niedawno tu wspominam Arturze Zawiszy, i nie umiałem dojść do tego, jak w sumie tak zdolni i pełni zaangażowania ludzie, mogli się doprowadzić się do tego stanu? Ludzie, którzy są przecież inteligentni, często bardzo elokwentni, czasem chyba nawet politycznie zdolni, no i przede wszystkim wielokrotnie bardzo odważni. A jednocześnie ludzie, którzy stracili wielokrotnie swoją szansę nie dlatego, że ktoś przeciw nim uknuł jakąś intrygę, albo postanowił ich zniszczyć, albo po prostu ich oszukał. Nie. Stracili swą szansę nawet nie przez wierność jakimś zasadom. To wszystko są ludzie, którzy sami, bez najmniejszego przymusu, najpierw zdradzili, a później wyrzucili się poza główny nurt polityki. Istnieli, byli ważni, byli wpływowi i nagle popełniali polityczne samobójstwo. A teraz jeśli tylko znajdą okazję, to przychodzą, bo chyba chcą pogadać. Tego, przyznaję, jednak nie rozumiem.
Wspomniałem o tych chłopakach od Giertycha, ale chyba w tym kontekście jednak nie do końca w stosunku do Słomki sprawiedliwie. Oni, oczywiście, podobnie jak on, zawsze mieli lekko pomieszane w głowie, a przede wszystkim dręczyły ich nieustanne kłopoty z tak zwaną moralną busolą. Jednak trzeba przyznać, że o ile na Zawiszę czy Giertycha nie ma już co liczyć, bo raz, że oni nigdy nie byli aż tak odważni jak Słomka, a poza tym jednak zawsze byli kuci na cztery nogi i przez to potrafili coś dla siebie z boku ugrać, on już chyba umrze w więzieniu, albo podczas jakiejś marnej demonstracji zastrzelony z trzymanej przez dziesięciolecia w szufladzie broni służbowej przez rozwścieczonego wariata-esbeka. I to oczywiście sprawia, że jego los nie jest naprawdę godny pozazdroszczenia. Natomiast wydaje mi się, że akurat jak idzie o niego, byłby z niego jeszcze jakiś pożytek. I wcale nie chodzi mi o to, że to on mógłby się zasadzić na jakiegoś starego ubowca, i go zwyczajnie zarżnąć jak wieprza, bo aż tak krwiożerczy to ja nie jestem. Natomiast uważam, że, choćby podczas tej akcji w sądzie, Słomka, zamiast cyrkować za tym stołem sędziowskim, miał wykorzystać swoją zwinność, spryt i odwagę, rzucić się na Kiszczaka i tak mu przypieprzyć, żeby mu przynajmniej rozkrwawić nos i połamać sztuczną szczękę. Albo przeskoczyć przez tę barierkę dla oskarżonych wskoczyć Kiszczakowi na kolana i odgryźć mu nos, albo wyrwać język. Żeby ten miał taką starość na jaką zasłużył. I to by było coś, za co ja bym Słomkę cenił do końca życia i opiewał jego bohaterstwo.
Ale ta akcja miałaby jeszcze jeden walor. Korzystny już bezpośrednio dla Słomki. Otóż ona by świadczyła o tym, że Słomka to jest jednak naturszczyk, a nie jakaś nędzna podróbka. Że on jest autentyczny. Że jest prawdziwy. Że przynajmniej w ten sposób jest inny, niż przeciętny wariat. A tak, zaczynam się coraz bardziej obawiać, że to wszystko, co on robi, to jednak się odbywa za pełną wiedzą i tolerancją Systemu. I to jest wiadomość z tych już bardzo kiepskich.

Jeśli ktoś lubi czytać takie teksty i uważa, że mi się za nie należy coś więcej, niż klepnięcie po plecach, bardzo proszę o wrzucenie grosza do puszki obok. To znaczy, obok jest numer konta. Puszka znajduje się tu pod moim domem. No i zachęcam szczerze do kupowania mojej ksiązki o liściu. Tam takich tekstów jest cała masa. Dziękuję.

20 komentarzy:

  1. @toyah
    Spotkałem kiedyś Adama Słomkę, gadałem z nim. To było w 1989 r., mniejsza o okoliczności.
    To jest "naturszczyk" jak napisałeś, ale pisząc o nim warto wiedzieć o jeszcze jednej sprawie, o której Wołek i medialni macherzy nawet się nie zająkną.
    W warszawskim sądzie Słomka miał ze sobą zdjecie swojej matki i swoej wystąpienie zaczął od przypomnienia, że zginęła przejechana samochodem przez esbeka.
    To było w 1986 r., wielokrotnie potem widziałem Słomke na katowickim rynku demonstrującego w samotności z tekturą, na której pisał o losie matki i domagał się sprawiedliwości. Ludzie pukali się w czoło, w tamtych czasach taki pojedynczy demonstrant w okolicach Zenita to było coś niepojętego.

    Z bloga Tomasza Sokolewicza:

    "Historia śmierci Krystyny Słomki przypomina grecką tragedię. Matka, która wyszła pod sąd, by odebrać syna, działacza niepodległościowego z nadzieją, że zostanie uwolniony, z matczyną troskliwością przygotowała ulubione kanapki i okulary syna i czekała w niepewności. Więzienie ma to do siebie, że wiadomo kiedy się do niego trafia, ale poza nielicznymi, którzy do więzień trafiają niejako służbowo, może mając nawet w celi kolorowy telewizor, bibliotekę i stały kontakt z urzędnikami państwowymi dbającymi o spełnienie ich potrzeb, to my zwykli więźniowie nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy opuścimy więzienie. I nasze matki tez tego nie wiedziały.

    O terminie wyjścia Adama Słomki z więzienia wiedział szef katowickiej bezpieki pułkownik Zygmunt Zygadło obserwujący uważnie wejście do budynku Sądu. Adam Słomka wiele razy słyszał, że jego matka zostanie zabita, jeżeli on nie zaprzestanie działalności niepodległościowej. To był standard wobec pewnej grupy opozycjonistów – Barbara Sadowska była ostrzegana, że zginie jej syn, Grzegorz Przemyk. Mnie grożono, że zginie moja narzeczona, ale gdy zapytałem która, groźby ustały i zakończyło się na obrzuceniu moich najbliższych najgorszymi wyzwiskami. Gdy pułkownik SB Zygmunt Zygadło nacisnął na gaz służbowego poloneza samochód ruszył z piskiem opon, wjechał na chodnik i skosił drobną kobietę czekającą przed sądem.

    Lekarz pediatra z Lecznicy Ministerstwa Zdrowia stwierdził u szefa katowickiej bezpieki niepoczytalność."

    http://rebelya.pl/post/714/powtorne-zabijanie-somki

    Sprawa śmierci Krystyny Słomki nigdy nie została wyjaśniona.
    Zdarzenie na pewno odcisnęło na Adamie swoje piętno.

    OdpowiedzUsuń
  2. @kazef
    Miał Słomka w ciągu kilku ostatnich lat parę okazji, żeby zrobić gest na rzecz sprawiedliwości, i każdą z tych okazji głupio zmarnował. Nie wymagaj ode mnie, żebym go usprawiedliwiał.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Dodałem coś, czego mi zabrakło. I tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. @kazef
    Okay. Niech więc ta opowieść świadczy o wszystkim, o czym o czym nie poświadczył mój tekst.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah

    W dzisiejszym Twoim felietonie aż roi się od politycznych loserów, postaci może barwnych,aczkolwiek w sposób patologiczny pozbawionych zdrowego rozsądku.
    Wołek w tym towarzystwie jest postacią najbardziej obrzydliwą.
    A Adam Słomka - cóż...

    OdpowiedzUsuń
  6. @jazgdyni
    Loserem jest tylko Słomka. Cała reszta to kuci na cztery nogi kombinatorzy.

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest rzeczywiście niepojęte. Miałem do czynienia z chłopakami Giertycha. Ci ludzie wypłynęli na fali sprzeciwu wobec przystąpienia do eurokołchozu. W pewnym momencie uznali, że mogą robić robić politykę. Wywalili z logo partii orła i zastąpili go jakimś mazajem. Uwierzyli jacy są piękni, mądrzy i wspaniali. No i tacy, co tym interesem kręcą wykorzystali ich a potem wy*li bez mydła.
    Ale masz rację, większość z nich jakoś tam się urządziła. Chociaż Bałażak (obecny przywódca LPR) jakoś mi tak trochę Słomkę przypomina.

    OdpowiedzUsuń
  8. @karakuli
    Tego ich obecnego szefa akurat nie znam, ale jeśli on faktycznie jest jak Słomka, to trzeba przyznać, że Giertych ich wydymał na czysto. Jeszcze pewnie bardziej niż Moczulski z zięciem.

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah

    Dla mnie Słomka jest postacią w jakiś sposób tragiczną, bo zupełnie niedostosowaną. Jego kumple z KPN jakoś się pourządzali, poszli w biznesy, układziki, a on się w porę nie zorientował i pozostał z tą swoją walką. W tej chwili wygląda to już na walkę z wiatrakami, a metody, jakie przyjął, czynią zeń postać groteskową.
    Co do roku 1992, to myślę, że on nie chciał przyjąć prawdy na temat swojego guru, bo to całkowicie burzyło jego obraz świata. Wolał zobaczyć wroga w Macierewiczu niż w człowieku, któremu wierzył i ufał przez wiele lat. Ta prawda odbierała sens jego walce w czasach PRL.
    Sprawa jego matki była bardzo głośna na początku lat 90. Wydaje mi się nawet, że to właśnie dzięki tej osobistej martyrologii wjechał do sejmu, a nie za sprawą KPN-u. Pamiętam, że organizował mnóstwo akcji przed wyborami, zbierał podpisy przed kościołami i zawsze przedstawiał się jako więzień PRL i syn kobiety zamordowanej przez SB. Czy potem coś zrobił, żeby ta sprawa trafiła do sądu, to nie wiem, ale na pewno miał jakieś możliwości jako członek establishmentu III RP.
    Wydaje mi się, że on wszedł do Systemu trochę poza swoją świadomością, a jak się zorientował, to było już za późno, a stworzony przez niego KPN bis nie był już nikomu potrzebny.
    Patrząc na niego dzisiaj, zastanawiam się, z czego ten człowiek żyje, bo uaktywnia się zawsze przy okazji jakiejś rozróby.
    Może masz rację, ze to taki systemowy wichrzyciel.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marion
    Tu na Śląsku Słomka był kimś bardzo ważnym. W dodatku, swojej pozycji nie zawdzięczał Solidarności, lecz tylko sobie. I tym się różnił od tych wszystkich tzw. związkowców. On był niemal jak Świtoń. Myślę, że ta jego kariera polityczna była jednak wynikiem jego osobistych zasług, a nie tej historii z mamą. Słomka to jednak był ktoś. I ja naprawdę nie wiem, jak on sobie kalkulował, ale faktem jest, że wielu jego kolegów z KPN w odpowiednim momencie zorientowało się, że Moczulski z Królem ich bezczelnie wykorzystują, i się usamodzielnienili. Przecież wśród dzisiejszych polityków jest cała masa tych, co kiedyś tworzyli KPN. Biedny Słomka, zanim się zorientował, co się dzieje, już był na offie. Myślę, że jego zgubiła ta świadomość, że on doszedł do wszystkiego sam i że przez to jest lepszy od innych. Myślę że on mógł autentycznie wierzyć, że między nim, a takim Olszewskim czy Macierewiczem nie ma żadnej jakościowej różnicy. A kto wie, czy on nawet nie jest od nich lepszy.
    Natomiast ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego on - jeśli istotnie jest taki zdesperowany - ogranicza się do tak komicznych gestów, jak ten z sądem. Świtoń przynajmniej wykonał tę akcję z krzyżami w Auschwitz. I w ten sposób wszedł do historii.
    Obawiam się, że on jednak wciąż ma dużo do stracenia. Co? Tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  11. @toyah

    Wydaje mi się, że na temat Słomki myślimy podobnie.
    On wygląda dzisiaj na ostatniego ideowca reprezentującego dawną opozycję PRL, który nie odnalazł się w obecnej rzeczywistości i walczy cały czas starymi metodami, nie mającymi obecnie większego znaczenia.
    Chociaż wydaje mi się, że ten jego happening w sądzie obnażył jednak całe to sądowe bagno III RP. W świat poszedł przekaz, że jedynym realnie ukaranym za PRL jest były opozycjonista.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Marion
    Przykro mi, ale źle mnie zrozumiałaś. Ja nie uważam Słomki za ostatniego samuraja. Jego ostatnia walka miała miejsce 4 czerwca 1992 roku. I on ją wtedy jak najbardziej wygrał. Od tego czasu, nie zauważyłem, żeby Słomka walczył. On się już tylko snuje.

    OdpowiedzUsuń
  13. @toyah

    Przecież nie chodzi mi o realną walkę, tylko o zaznaczenie swojej obecności przy pomocy dawnych metod.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Marion
    W tej sytuacji - zgoda. On rzeczywiście zaznacza swoją obecność.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Toyah

    Po zastanowieniu - masz rację.
    Reszta to nieudolni kombinatorzy.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Toyah
    Myślę, że Słomka jest nieco podobny do innych - nazwę to - "naznaczonych przez los" w związku z działalnością opozycyjną.
    Jest kilku takich - wymieniłbym ich w jednym szeregu:
    Stefan Niesiołowski, Adam Słomka czy teraz Rafał Gawroński.
    Z tym, ze Niesiołowski w sejmie i w mediach a Słomka i Gawroński obecnie w areszcie.

    Najgorsze to ro, że akt Słomki całkowicie przykrył jedno z najważniejszych orzeczeń Sądu w ostatnim czasie.
    Jeżeli zatem Słomka nie jest chory to znaczy, ze po prostu służy złym mocodawcom lub mocodawcy...

    OdpowiedzUsuń
  17. @Toyah, cz.1;

    Pan Słomka to mój rówieśnik.
    Należymy do pokolenia gówniarzy, którzy w latach 1 Solidarności i stanu wojennego stanowili mięso armatnie manifestacji i kolportażu nielegalnych ulotek. I zupełnie bezkrytycznie myśleli o swoich bohaterach: Wałęsie, Moczulskim, Michniku, Bujaku, Kuroniu, Frasyniuku. A potem zostali wydymani.
    Pan Słomka miał gorzej ode mnie, bo nie poszedł do Seminarium i stąd nie spotkał mądrych przełożonych tłumaczących cierpliwie takim głupkom jak ja, że człowiek na mięso armatnie się nie nadaje. Skoro pan Słomka tego szczęścia nie miał, a komuna odbierała mu to, co kochał, to tym bardziej w wymienione wyżej bohaterskie towarzystwo się angażował. Z tegoż towarzystwa najbardziej Moczulski mu odpowiadał, bo pan Leszek radykalny był bardziej niż inni i patriotyczny i w ogóle taki jakiś bardziej…
    Owo zaangażowanie zaprowadziło pana Słomkę do Sejmu, co jeszcze mocniej stan pana Adama pogorszyło, ponieważ uwierzył, że z mięsa armatniego przeistoczył się w działonowego.
    Czy ktoś wyprowadził go z błędu? Czy zaczął cokolwiek rozumieć? Nie mam pojęcia. Mogę co najwyżej przypuszczać, że nawet jeśli pan Słomka coś zrozumiał, to i tak niewiele mu to dało. Dobrą tego ilustracją jest maleńki epizod z Paragrafu 22 Hellera.
    Być może niektórzy pamiętają z tej powieści postać byłego starszego szeregowca Wintergreena. Dzielny ów żołnierz zajmował w armii amerykańskiej stacjonującej we Włoszech kluczowe stanowisko, ponieważ jako kancelista miał dostęp do sztabowego telefonu i odpowiadał za obieg sztabowych papierów. Był tak ważny, że wyżsi oficerowie amerykańscy poczytywali sobie za zaszczyt znajomość z Wintergreenem.
    Rzeczony były starszy szeregowy zrobił kiedyś mały wykład swemu przyjacielowi Yossarianowi, który przyszedł do niego z podejrzeniem, że dowództwo robi go w konia, domagając się odeń wykonania rozkazów, które są sprzeczne z wewnętrznym regulaminem armii i zdrowym rozsądkiem. Treścią owego wykładu było właściwe rozumienie obowiązku, a mówiąc ściśle rozróżnienie, co jest obowiązkiem Wintergreena, a co jest obowiązkiem Yossariana. Otóż obowiązkiem byłego starszego szeregowca jest kopać nikomu niepotrzebne doły, a potem je zasypywać, oraz opylić na czarnym rynku ukradzione w kwatermistrzostwie zapalniczki, ewentualnie kupić od Mila Minderbindera całoroczny zbiór egipskiej bawełny, by sprzedać ją armii na środki opatrunkowe (czytaj: dekować się na froncie i ciągnąć z tego maksymalne zyski); obowiązkiem zaś Yossariana jest zamknąć ryj i wykonywać rozkazy, tzn. polecieć bombardować Bolonię i dać się tam zabić (czytaj: pogodzić się z myślą, że jest się tylko niewiele znaczącym mięsem armatnim).
    Na koniec owego wykładu, między Wintergreenem a Yossarianem wywiązał się następujący dialog:
    - Co oni mogą mi zrobić – spytał (Yossarian) konfidencjonalnie – gdybym odmówił dalszych lotów?
    - Prawdopodobnie będziemy cię musieli rozstrzelać – odpowiedział były starszy
    szeregowy Wintergreen.
    - Jak to “będziemy"? – krzyknął zaskoczony Yossarian. – Co to znaczy “będziemy"?
    Odkąd to jesteś po ich stronie?
    - Mam być po twojej stronie, kiedy cię będą rozstrzeliwać? – odparł Wintergreen.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Toyah, cz.2;

    Pan Słomka obracał się wśród protegowanych Wintergreena i przez pewien czas sądził, że jest jednym z nich. Nie na tym jednak polega jego nieszczęście, że się pomylił. Istota bowiem tragedii pana Adama sprowadza się do tego, że dziś nie jest nawet robionym w konia Yossarianem. Jest już raczej doprowadzonym przez dowództwo do krawędzi obłędu Joe Głodomorem, dla którego jawa jest przerażająca (bo można zginąć), a i sen nie lepszy (bo ciągle śnią mu się cholerne, śmierdzące, wszawe skurwysyny).
    Dlaczego System coś takiego panu Słomce zrobił? Być może z tego samego powodu, dla którego wódz White Halfoat postanowił, że kapitanowi Fiume poderżnie gardło od ucha do ucha (tzn.: „A dlaczego nie?”). Sądzę jednak, że poza niewątpliwymi przyjemnościami, które System czerpie z podrzynania gardeł, pan Adam jest po prostu dla Systemu pożyteczny.
    Wróćmy do Joe Głodomora. Otóż w osobnika tego wstępowało życie, kiedy widział młode, ładne kobiety. Przypominał sobie wtedy, że w cywilu był fotoreporterem tygodnika „Life”, biegł po aparat i usiłował te dziewczyny fotografować. A ponieważ był człowiekiem nie do końca jasno myślącym, a przy tym znerwicowanym, zdjęcia nigdy mu się nie udawały: bo albo ręce mu się za bardzo trzęsły, albo nie założył filmu, albo nie zdjął pokrywy obiektywu.
    Podobnie jak Joe Głodomór na kobiety, pan Słomka reaguje na politykę w ogólności, a na wybory w szczególności. I efekt tej reakcji jest dokładnie taki sam, bo nie może być inny. I kupa śmiechu jest z tego. A dla Systemu jest czymś bardzo cennym, gdy jako śmiesznych, oszołomskich, obłąkanych, fanatycznie rozbieganych itd. – może przedstawić tych, którzy w większym czy mniejszym stopniu kojarzeni są z patriotyzmem.

    Bardzo okrutny jest ten mój komentarz. I tak naprawdę nie dotyczy pana Słomki, który dzisiaj walczy już tylko z kotem Huple'a. I niech to wystarczy, bo tak jak Toyah też mam skłonność do nieopanowanego wzruszania się…

    OdpowiedzUsuń
  19. @Don Paddington
    Oczywiście, ze nie dotyczy Słomki. Podobnie jak mój wpis też Słomki nie dotyczy. Pretekst zawsze tylko może zostać pretekstem. Taki los pretekstu.
    A z tym wzruszaniem jest coraz lepiej. Witamy w Klubie.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Don Paddington

    Po wieśniacku zaciągnę - wow!
    To mi Ksiądz zaimponował. Myślałem, że niewielu jest fanatyków Paragrafu, a tu Ksiądz znajduje odpowiednie fakty na poczekaniu.

    Szacunek

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...