niedziela, 15 stycznia 2012

Don Paddington: Do rechoczących, ironicznych mędrców

Kiedyśmy trwali w atmosferze kampanii wyborczej do Parlamentu, nasz ksiądz, Don Paddington, postanowił, że na czas kampanii w Salonie 24 nie będzie publikować już tylko komentarzy, ale również własne, osobne notki, każda z nich, w ten czy inny sposób, poświęcona mojej kandydaturze. Oczywiście, gdyby one tworzyły jedynie swoistą wyborczą reklamę, typu „Głosujcie na Osiejuka – on sprawi, że polski Sejm wreszcie rozkwitnie, a ludziom zacznie się żyć dostatniej”, nie byłoby o czym mówić. Jednak tu nie mamy do czynienia z idiotą, lecz z postacią wybitną, i tak się stało, że jeden z tamtych tekstów został nam właśnie przypomniany, i musi zostać tu opublikowany w całej swojej krasie. Dlaczego? Bo jest wielki. Tylko tyle.
Skromnie – bo, jak wszyscy wiedzą, jestem skromny jak jasna cholera – zachęcam, by wszelkie odniesienia, jakie Ksiądz czyni wobec mojej osoby i blogowania, zlekceważyć. Bo to akurat jest pikuś.

W czasie studiów, jednym z moich profesorów był ś.p. ks. Ludwik Wciórka, filozof, jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich miałem szczęście w życiu spotkać.
Któregoś dnia, wspomniany ów Profesor, w czasie zajęć dotyczących tzw. filozofii lingwistycznej, zachęcał nas, byśmy zapoznali się, ze słynną pracą Józefa Stalina z 1950r. o językoznawstwie. Ks. Wciórka – w odróżnieniu od wielu ówczesnych humanistów, o których nie miał zresztą zbyt wysokiego mniemania – traktował stalinowski wkład w językoznawstwo z pełną powagą (tutaj nasz uśmiech) i atencją (tutaj z kolei nasza dezorientacja). Przeczytaliśmy. A potem porozmawialiśmy.
W czasie owej rozmowy, ks. Wciórka zwrócił nam uwagę, że Stalin we wspomnianej pracy, poza wykorzystaniem kwestii językoznawczych do ówczesnych, wewnątrzpartyjnych rozgrywek, przede wszystkim bronił zdrowego rozsądku. Wystąpił on bowiem przeciwko pewnej językoznawczej tendencji – którą w jego artykule uosabia sowiecki językoznawca Mikołaj Marr – powszechnie w ZSRR przyjmowanej, a sprowadzającej się do tezy, że permanentna i wszechogarniająca rewolucja klasowa ("Dzień dobry! Nazywam się Trocki. Lew Dawidowicz"), dotyczy także języka.
Stalin protestując przeciwko temu tłumaczy, że nie ma czegoś takiego jak język klasowy: istnieje tylko język ogólnonarodowy – wspólny burżujom i prolom – w którym co najwyżej możemy wyróżnić jakieś dialekty, czy żargony – w tym klasowe.
Następnie Józef Wissarionowicz wyjaśnia, że język – podobnie jak maszyny – jest obojętny wobec klas i jako narzędzie z równym powodzeniem może być wykorzystywany zarówno w kapitalizmie jak i socjalizmie. Przede wszystkim zaś, Stalin protestuje przeciwko odrywaniu języka od myśli, tzn. przeciwko koncepcji, iż można sensownie, tzn. unikając anarchii, komunikować się na płaszczyźnie społecznej, bez odwoływania się do języka pojmowanego jako "bezpośrednia rzeczywistość myśli", tzn. języka spełniającego proste funkcje informacyjne: „to jest prawda”; „to jest fałsz”.
Ks. Wciórka mawiał, że Stalin był wielkim zbrodniarzem, ale nie był kretynem. Był bowiem w stanie zrozumieć, że jeśli całą swoją straszliwą władzą okaże poparcie dla językowych koncepcji "permanentnych rewolucjonistów", bardzo szybko społeczna komunikacja zostanie obezwładniona przez wieloznaczność. Wieloznaczność zaś, dla tych rządzących, którzy nie są kretynami, jest kusząca tylko doraźnie (np. w walce z politycznymi przeciwnikami), w dłuższej perspektywie czasowej jest jednak z ich punktu widzenia zabójcza, ponieważ prowadzi najpierw do semantycznej anarchii, potem do anarchii społecznej i politycznej, słowem: uniemożliwia sprawowanie władzy.
Stalin był mistrzem w stosowaniu kłamstwa i zasłony wieloznaczności. Uznał jednak, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie". Niechby tylko ktoś spróbował okłamywać towarzysza Stalina, albo kierować do niego wieloznaczny (tj. mętny) komunikat... Oprócz tego bał się, że jeśli rozpowszechni się traktowanie języka w oderwaniu od kategorii „prawda/fałsz”, to tym samym skończy się możliwość jakiegokolwiek społecznego współdziałania i możliwość oddziaływania na poddanych.
Ks. Wciórka mówił nam o tym wszystkim, nawiązując do nieśmiało w Polsce lat 80-tych nagłaśnianych, ale w latach 90-tych już bardzo modnych koncepcji francuskich postmodernistów (Derrida, Lyotard, Baudrilard). W tych „filozofach” Ks. Profesor widział kontynuatorów Marra, a wymyśloną przez nich tzw. dekonstrukcję i przesunięcie paradygmatu językowego, skutkujące wieloznaczną drwiną zaprawioną szczyptą ironii, traktował jako współczesne narzędzia permanentnej rewolucji, która żyje i ma się dobrze. Mówiąc o tych „pożytecznych idiotach”, ks. Profesor wskazywał na rzecz następującą: w czasie rządów Stalina, ludzie milionami byli mordowani. I dawało się to określić albo jako coś złego (zbrodnia przeciw ludzkości), albo jako coś dobrego (efekt koniecznej walki klasowej). Mimo różnic w ocenie, wiadomo było, o co chodzi. W momencie jednak, gdy ulegamy wpływowi dekonstrukcjonistów i narzędziem naszego opisu świata staje się ironia wyrastająca z wieloznaczności, zaczynamy czuć się bezradni wobec rozmaitych komunikatów – nawet tak drastycznych, jak te dotyczące stalinowskich ofiar. I wtedy albo treść owych komunikatów odrzucamy (tzn. traktujemy je jako coś poza-rzeczywistością), albo ową treść rozmywamy (tzn. uznajemy, że walor prawdy jest czymś nieuchwytnym – czyli pomijalnym – a przez to zupełnie nieistotnym). Inaczej mówiąc: przestajemy racjonalnie reagować na rzeczywistość.
Stalin był odrażającą postacią. I z racji popełnionych przez niego zbrodni, tak jakoś przyzwyczailiśmy się do myśli, że jeśli Józef Wissarionowicz przeciwko komuś występował, to ów ktoś na pewno musiał być mądry, szlachetny i niewinny. No tak, oczywiście. Ale czy pośród owych mądrych, szlachetnych i niewinnych, mamy też umieszczać „permanentnych rewolucjonistów”? Nie wydaje mi się.
Dlaczego o nich piszę? Czynię to dlatego, ponieważ żyjemy w świecie, w którym "permanentni rewolucjoniści" tryumfują. Ich „długi marsz przez instytucje” zakończył się sukcesem. To właśnie o ludziach tej umysłowej formacji, Stefan Kisielewski – przytaczając wypowiedź bodajże Pawła Jasienicy – napisał w swoich „Dziennikach”: „Ci dopiero dadzą nam w dupę!” I dają nam w dupę, trzęsąc mediami, katedrami uniwersyteckimi, wielkim biznesem i wielką polityką. I promując kłamstwo, niszczą ludzkie umysły. Promując bezmyślny rechot, niszczą ludzką wrażliwość. Promując moralny relatywizm, niszczą ludzkie sumienia. Po prostu niszczą naszą cywilizację.
Jako skromny żuczek, mogę tylko wyrazić nadzieję, że ich sukcesy są doraźne. Mam tę nadzieję, ponieważ – jak sądzę – nie da się na dłuższą metę rozmywać kategorii „prawda/fałsz”. Nie da się na dłuższą metę stosować narzędzia ironii i kpiny do opisu rzeczywistości.
Dlaczego się nie da? Nie da się, ponieważ jest to broń obosieczna. Ludzie lubią się pośmiać, czasem nawet bezmyślnie. Ale lubią też wiedzieć na czym stoją. A odwoływanie się do wieloznaczności i ironii, jest wyszarpywaniem im gruntu spod nóg. Wcześniej czy później ludzie zaczną przeciwko temu protestować. Zaczną protestować, ponieważ zauważą, że skoro nic w życiu nie jest pewne ani powagi godne (ani to co jest prawdą, ani to co jest miłością, ani to co jest dobrem, ani to co jest sprawiedliwością itd.), to nie ma powodu by traktować poważnie i jako pewnik jakichkolwiek słów i jakichkolwiek czynów, wypowiadanych i wykonywanych przez tych wszystkich, którzy dzisiaj są mistrzami ironii i kłamstwa.
Co Toyah ma z tym wszystkim wspólnego? Otóż zwróciłem na niego uwagę, ponieważ nie ma wśród znanych dzisiaj w Polsce publicystów nikogo, kto by tak mocno, a przy tym tak jednoznacznie jak Toyah, występował przeciwko niszczeniu podstaw naszej cywilizacji. Walka z wszechobecnym kłamstwem, bezmyślnym rechotem, moralnym relatywizmem, to stałe tematy obecne na jego blogu.
I nawet jeśli w tym momencie, jakiś bezmyślny wesołek ukształtowany przez „permanentnych rewolucjonistów” wykrzyknie: „Już rozumiem! To jasne! Toyah jest jak Stalin! To przecież pisobolszewik!” – to nie zmieni faktu, że warto Toyaha czytać. I zastanowić się.

A ja na sam koniec, tylko zgłoszę stały apel, by o mnie pamiętać.

28 komentarzy:

  1. @toyah
    Nie posłucham zachęty i napiszę, że tekst Księdza byłby idealnym wstępem do Twojej książki, albo też fragmentem jej recezji.

    Ciekawym, czy Don Paddington zna pisma Emanuela Swedenborga żyjącego na przełomie XVII i XVIII w., szwedzkiego naukowca, filozofa, mistyka i interpretatora Pisma Świętego. Dla Swedenborga nasz język ma swój prapoczątek w bożym Słowie. Żródłem pierwotnym języka jest „pamięć wewnętrzna”, która ma charakter obrazowy. Język wyłonił się z idei obrazowych, zawartych w głębokich pokładach naszej pamięci.
    Dlatego - i tu już mówię od siebie - nie uda im się zniekształcić i zniszczyć języka oraz prawdy w nim zawartej.

    OdpowiedzUsuń
  2. @kazef
    Jak mi się uda wydać kolejny tom, poprosimy Księdza, żeby coś napisał. Albo - jak mu się nie będzie chciało - damy ten tekst.
    Póki co, muszę sprzedać tę książkę. Pomyśleć, że tak niewiele trzeba! Jak się zastanowić, ta sytuacja jest wręcz przerażająca.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    Piękne i niezykłe było to wsparcie Księdza. Skonfudował nieszczęsnych blogerów salonowych, nieprzywykłych do czytania rzeczy na tym poziomie. Szkoda, że Don Paddington nieczęsto pisuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewolucja pod różnymi określeniami jest wpisana we wszystkie systemy społeczne, jakie zna historia, jest obecna w obrzędowości i kosmologii. Z założenia jest to coś, co ma postawić na głowie system, który obrósł różnymi dolegliwymi naleciałościami, przetrząsnąć go, postawić z powrotem na nogach i uzyskać powrót do "pierwotnej czystości" w nowej erze świata. Jest to jednak zjawisko, które trwać ma chwilę (potop, obrzędy fałszywego króla itd.). Pomysłodawcą permanentnej rewolucji, czyli zapewnienia wiecznego chaosu, z którego nic nie ma się narodzić, może być tylko szatański umysł. Dla tych, co rządzą światem, przynosi ona bardzo praktyczne pożytki - czyni z ludzi motłoch, którym łatwo się rządzi byle reklamowym hasłem i napędza ich do bezgranicznej konsumpcji. Kupcy biegają wśród motłochu rozrzucając wolność w postaci coca-coli, duchowość w działkach białego proszku, królewski pałac dla każdego w internecie i wszelkie podobnej wartości dobra, by każdy mógł poczuć się herosem. Ta rewolucja trwa tak długo tylko dlatego, że ma skalę globalną i odbywa się w bardzo złożonej cywilizacji. Przypuszczam jednak, że moment odwrócenia i powrotu będzie proporcjonalny do tej globalności i złożoności. Bardzo chciałabym go dożyć, choć może być strasznie. Ale wolę to od obecnej straszności.
    Przepraszam, tak mnie po nocy naszło na wymądrzanie się. Winien temu Don Paddington.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Marylka
    Wiesz jak to jest. Często, to ja mogę sobie najwyżej pleść, co mi przyjdzie do głowy. Tak jak on to robi, się nie da. A może ja go nie doceniam? To by dopiero było, co?

    OdpowiedzUsuń
  6. @All

    Kategoria prawda/fałsz. I jej rozmywanie. Zgadzam się w 100%, że to jądro zła prowadzące do upadku naszej cywilizacji i kultury.
    Stąd nasze próby odkłamywania słów, pojęć i znaczeń.

    A co do Toyaha. No cóż...Nauczyłem się, że on najbardziej nienawidzi obłudy, lub tego co za obłudę uważa.
    Lepiej zamilknąć, niż starać się prostować swą niefortunną wypowiedź.
    Ma coś on z Torquemady.

    OdpowiedzUsuń
  7. @jazgdyni
    Ja Ci powiem, o co mi chodzi. Niedawno napisałem tekst, gdzie w pewnym momencie wykpiłem Wildsteina, że on jako tytuł swojego felietonu dał jego pierwsze zdanie. Że niby mu się nie chciało myśleć nad fajnym tytułem. Ktoś mi zwrócił uwagę, że się pomyliłem i że w dodatku moja pomyłka wynikała z gapstwa i ciężkiej niestaranności. Przyznałem się do błędu i oświadczyłem, że jestem tępy. Wiesz dlaczego? Bo sam dostaję cholery, jak ktoś w podobnej sytuacji zaczyna mi tłumaczyć, że to ja czegoś nie zrozumiałem.
    Weź tego typa od Puchatka. Najpierw pisze, że Puchatek to dziewczynka, a jego właściciel to nie Krzyś, tylko jakiś Krzysztof Robin - i w dodatku robi to ohydnie protekcjonalnym tonem - a jak ja się cały angażuję, żeby mu wytłumaczyć, gdzie robi błąd, to on zaczyna udawać, że on to wszystko świetnie wie i apeluje, byśmy nie dyskutowali o gustach.
    Cieszę się że mnie wreszcie rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah

    Zajęło mi to trochę czasu, przyznaję, lecz teraz wydaje mi się, że świetnie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah
    Gdzie znalazłeś jakiegoś typa od Kubusia Puchatka? Myślałam że temat dawno ucichł. A to od Fredzi Phi-phi (tfu!) zaczęła się w Polsce permanentna rewolucja.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marylka

    http://jazgdyni.nowyekran.pl/post/47848,toyah-ekskluzywnie-u-dilettanti

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah
    Przeczytałam. Twoje teksty mają niesamowitą cechę papierka lakmusowego. Jak poznam kogoś nowego i będę miała chęć się zaprzyjaźnić, a nie będę pewna kto to jest naprawdę, podrzucę mu cokolwiek od Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  12. @jazgdyni
    A dlaczego tu nie zalinkowałeś? Dla nas to duża strata. Nie bądź skąpiradłem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tekst o Fredzi Toyah napisał na blogu jeszcze w 2009 r.

    Dorzucę tylko swoje dwa grosze.
    Genialne tłumaczenie Ireny Tuwim to kanon i - że tak powiem - dobro publiczne. Spadkobiercy pani Tuwin mają prawa do tłumaczenia, stąd Disney, który ma prawa do książki Milne'a na cały świat, nie stosuje w Polsce nazwy "Kubuś Puchatek" ale samo "Puchatek", żeby nie płacic tantiemów. Podobnie "stuwiekowy las" zamiast kononicznego "stumilowy las".

    I jeszcze trochę z innej beczki. W ostatnim serialu Disneya z Puchatkiem, Krzysia zastąpiła dziewczynka, a inżynierowie dusz z Disneya wyjaśnili tę zmianę w 2005 r. następująco:
    "Wprowadzenie postaci dziewczynki ma odświeżyć wizerunek Puchatka, przyciągnąć nowych widzów. Będą także inne zmiany. Wytwórnia chce, aby w nowym serialu miś być bardziej aktywny. U Milne Puchatkowi przytrafiają się rozmaite przygody. W nowym serialu miś będzie ich sam szukał, co, zdaniem specjalistów od Disneya, ma tworzyć przykład aktywności życiowej dla najmłodszych."

    Słowem Puchatek był wcześniej zbytnią niedorajdą, misiem o małym rozumku, a teraz ma uczyć zaradności i aktywności. Serial ma też uczyć tych cech małe dziewczynki - stąd dziewczynka zamiast Krzysia.
    To jest indoktrynacja małych dzieci już od przedszkola. Przygotowywanie do wyścigu szczurów. Z książką Milne'a nie ma to nic wspólnego.
    Tu już nie ma np. miejsca na wątek Kesi, pisklęcia, którym opiekował się Królik. Dubbing do Kesi podłożyła genialna Ewa Złotowska. Głosem "niedorajdy" Puchatka był równie doskonały, nieżyjący już, Jan Kociniak.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. @Marylka
    No tak. Też to zauważyłem. Oni podobno poznają nas już po samej postawie. Twierdzą, że się za bardzo prężymy.

    OdpowiedzUsuń
  15. @kazef
    Tak. Ja o tej Fredzi pisałem parę razy. Zawsze z lekkim uaktualnieniem. I chyba napiszę znowu. Tylko tu.
    Co do dalszych dziejów tej historii, to właśnie ten niegdysiejszy Krzyś niestety dał dupy Disneyowi. Wyjątkowy upadek. To już lepiej było sprzedać to Agorze. Cokolwiek by o nich nie mówić, oni by go tak nie zmasakrowali.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Marylka

    Trochę mi nie wypadało.
    To przecież gościnna wizyta naszego Gospodarza.

    OdpowiedzUsuń
  17. No patrzcie - nie zauważyłem !

    A myślałem, że dużo czytam.

    OdpowiedzUsuń
  18. @jazgdyni
    No nie,jak najbardziej Ci wypadało, właśnie dlatego że to nasz gospodarz.

    OdpowiedzUsuń
  19. @kazef
    Ja nie klnę publicznie, ale na to wszystko co napisałeś, tak sobie z tej strony komputera bluznęłam jak jakiś ruski degenerat.

    OdpowiedzUsuń
  20. @kazef

    Dobro publiczne - tych słów mi zabrakło. To powinno się zinstytucjonalizować. Żeby różne idiotki, albo Kazia Szczuka nie mogły przy tym manipulować.

    Tłumaczenie Ireny Tuwim jest kongenialne. Daje dzieciom to ciepło i spokój, którego szukają. Chyba każdy, kto z tym sie zetknął jako dziecko, ma co do tego ciepłe odczucia.

    Ps. Jan Kociniak nie żyje?

    ====================

    @ Marylka

    Widzisz mam problemy z etykietą.
    Wydawało mi się to niewłaściwe.
    Jasne, że chciałbym trąbić o tym na cały świat.

    HEJ LUDZISKA TOYAH PISZE U DYLETANTÓW NA NE! Jedyna szansa na osobisty kontakt z fenomenalnym blogerem na nE! TYLKO U NAS!

    No, nie wiem czy nie da mi w pysk.

    OdpowiedzUsuń
  21. @toyah
    "Twierdzą, że się za bardzo prężymy." - Sto procent racji - niestety.

    Na inny temat, potrzebuję rady dotyczącej tłumaczeń do pism naukowych - zadzwonię.

    p.s. ciekaw jestem czy nasi 'towarzysze' obrócą fakt, że nie zidentyfikowano głos Generała Błasika stwierdzeniem, że jego głoś mógł być wśród tych niezidentyfikowanych bo n.p mógł 'nadzorować' przez otwarte drzwi kabiny? Or am I missing something? Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  22. i przepraszam, że zapomniałem dodać słowo na temat wpisu Don'a Paddington'a. Pierwsze co mi przyszło do głowy po jego przeczytaniu było 'Amen'.

    OdpowiedzUsuń
  23. @adthelad
    Możliwości jest cała masa. Mogło też przecież być tak, że ci piloci byli przez niego tak sterroryzowani, że nawet przy zamkniętych drzwiach czuli na swoich karkach jego pisowski oddech.

    OdpowiedzUsuń
  24. @Toyah

    Oni na dzisiaj mają taką wykładnię: - nie ma dowodów, że gen. Błasik nie był w kokpicie. Co nie znaczy, że on tam nie był. Tylko nie ma dowodów, że był. Nie ma też dowodów, że Lech Kaczyński był w kokpicie, ale to nie znaczy, że tam nie był.
    Można tak dalej z każdym z 93 pasażerów.
    To jest tak pieprzenie ruskie, że aż zęby bolą.
    W tym kraju, nikt, nigdy się nie przyzna, że się pomylił, popełnił błąd.
    To jest zupełna paranoja.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Toyah

    Pomyłka - oczywiście ma być, że gen. Błasik był w kokpicie.

    OdpowiedzUsuń
  26. @jazgdyni
    Jak idzie o "ten kraj", to bywa różnie. Ja na przykład do winy się chętnie przyznaję. A inni - no tak. Masz rację. Rozmawialiśmy niedawno o tym, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  27. @Toyah

    Wiem, że nie lubisz tego wyrażenia. Ja nad tym bardzo boleję, że jest jak jest. To taki skrót myślowy, gdy nie chcę używać bez przerwy wyrażenia - oni.

    OdpowiedzUsuń
  28. @jazgdyni
    No tak. Tyle ze ten kraj, to nie oni. To nasz kraj. Oni, to tamten kraj.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...