wtorek, 3 stycznia 2012

polska.pl, czyli Selling Poland by the Pound

Właśnie dotarła do nas wiadomość, że internetowe domeny polska.pl, poland.pl, ale też literatura.polska.pl zostały przejęte przez spółkę Agora. Kompletnie nie mam pojęcia, jak to się odbyło. Czy może dotychczasowy właściciel tych domen, a więc NASK nagle pomyślał, że właściwie można by było je sprzedać Agorze i je sprzedał, czy może to Agora bardzo się starała, by je sobie kupić i w końcu udało jej się te domeny od NASK-u wydębić? Nie wiadomo tu akurat nic, ponieważ, jak słyszę, wszystko odbyło się w najwyższej tajemnicy, bez jakiegokolwiek przetargu, a zatem nawet nie wiadomo za jaką cenę, no i mamy co mamy.
Jedno wiadomo z całą pewnością. Polskie Państwo, a więc wszędzie na świecie absolutnie naturalny właściciel tego typu nazw, albo nie wykazało w stosunku do tych domen jakiegokolwiek zainteresowania, albo – wręcz przeciwnie – wykazało zainteresowanie na tyle duże, by uznać, że tylko Agora będzie potrafiła godnie wejść w rolę ich szafarza. I otworzyło temu geszeftowi drzwi na oścież. Więc to wiadomo. Ale, jak sądzę, wiadomo jeszcze coś. W gruncie rzeczy doszło do przejęcia na poziomie tak dotychczas nie znanym, i tak symbolicznie znaczącym, że każde kolejne słowo, jakie tu padnie, nawet w jednym ułamku nie odda sprawiedliwości temu, co należałoby powiedzieć. No bo co pozostaje? Zażartować, że w tej sytuacji Polsce, jeśli zajdzie taka potrzeba, pozostanie już tylko używać domen polen.pl, lub polsza.pl?
Sytuacja jest więc dramatyczna, i to, jak się zdaje, dramatyczna w kształcie całkowicie nowym, a jedyne co nam pozostaje, to dokładnie to samo co wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu. A więc cierpliwe czekanie i wskazywanie palcem na to, czemu ani na moment nie wolno pozwolić się ukryć. A jak kto ma ambicje nieco wyższe od podstawowych, niech spróbuje zgadnąć, co ma jedno z drugim wspólnego.
Wydaje się więc, że wszystko się zaczęło od Lejba Fogelmana, nowojorskiego żyda, który, jak wszystko na to wskazuje, straciwszy odpowiedni szpan w owym Nowym Jorku, postanowił wrócić do Polski i spróbować swoich sił na gruncie gwiazdorzenia prowincjonalnego. Swoją drogą, ten przykład upadku jest tak spektakularny, że warto by mu poświęcić całkowicie osobny tekst, lub kto wie, czy nie nakręcić jakiegoś interesującego filmu, czy napisać książki. No bo ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że zdolność do autopromocji akurat wśród przedstawicieli narodu wybranego jest szczególna, ale jak idzie o tego Fogelmana, wydaje się, że on tam jednak coś kiedyś miał. W końcu był – czy może wciąż jest – zatrudniony w firmie Dewey & LeBoeuf, która wprawdzie pozostaje zaledwie jedną z wielu, ale za to jedną z wielu w dość istotnym miejscu. A zatem, jak mówię, coś tam mieć musiał. To jest oczywiste. No i nagle okazuje się, że ten wybitny człowiek z dnia na dzień staje się „króliczkiem Vivy” i bryluje już wyłącznie na trzeciorzędnych bankietach gdzieś tak między Justyną Steczkowską a Kazimierzem Marcinkiewiczem. A więc, jak mówię – ciekawe.
Zaczęło się więc od tego Fogelmana i od razu poszło w stronę Kulczyka i jego… diabli wiedzą kogo – żony, partnerki, konkubiny – niejakiej Przetakiewicz, no a skoro Przetakiewicz, to i już wszystkich, a więc Moniki Jaruzelskiej, Wojciecha Fibaka, Aleksandry Kwaśniewskiej, jej mamy i chłopaka, i wreszcie całych tuzinów jakiegoś niezidentyfikowanego buractwa spod Piaseczna. No a skoro zaczęliśmy się zajmować tą menażerią, to wyszło na to, że to wcale nie jest tak że oni stanowią jakiś tam nasz lokalny folklor, który od nas chce tylko jednego – żeby się od nich odczepić i dać im żyć tak jak sobie zamarzyli. O nie! Oni nagle, stając się częścią pewnego bardzo perfidnego planu, polegającego na wciągnięciu znacznej bardzo części naszego społeczeństwa w ten ich świat, nie jako uczestników, ale otumanionych tym światłem widzów, stali się też niemal podstawową częścią Systemu.
Powtarzam. Nie mamy najmniejszego powodu, żeby na te ich ekscesy wzruszać ramionami. To wcale nie jest tak, że oni wszyscy, z których zresztą, tak w pełni świadomie, naprawdę znamy zaledwie paru, tworzą jakiś zamknięty krąg, który ani nie jest naszą sprawą, ani my nie stwarzamy żadnego problemu dla nich. Jestem głęboko przekonany, a ostatnio bardziej niż kiedykolwiek, że nawet jeśli kiedyś w istocie był taki czas, że oni stanowili swego rodzaju rezerwat, dla nas, zwykłych ludzi, co najwyżej zabawny, to dziś ostatnią rzeczą jaką powinniśmy robić, jest ich lekceważyć. Bo oni są dokładnie tak samo dla nas ważni jak TVN Style, MTV Polska, galerie handlowe, Szkło Kontaktowe, czy nawet „Gazeta Wyborcza”. Sytuacja jest taka niestety, że dokładnie każdy ruch, każde słowo wypowiedziane przez jakąś Katarzynę Glinkę znaczy dla nas o wiele więcej, niż choćby ten skromny felieton.
Dosyć niedawno Robert Mazurek uznał za stosowne przeprowadzić wywiad z pewnym posłem od Palikota, którego nazwiska szczęśliwie nie pamiętam, a który w tej rozmowie wyznał, że on z burdeli korzysta, i zawsze mu się wydawało, że dla każdego normalnego mężczyzny ten rodzaj aktywności jest czymś zwyczajnym. Doszło do tego, że kiedy mu Mazurek powiedział, że on i jego znajomi do burdeli nie chodzą, nieszczęśnik ów uznał, że to mazurkowe towarzystwo musi być jakieś dziwne. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że te słowa to pewnie jakaś prowokacja, której logika pozostaje dla mnie głęboko ukryta, ale nagle zdałem sobie sprawę, że wcale nie. On może faktycznie uważać, że chodzenie na kurwy jest tak samo normalne, jak palenie marihuany, czy upijanie się na Sylwestra. Może tak być, że on na naszej scenie nie znalazł się jako jakieś nieszczęście losu, ale autentyczny emisariusz nowych czasów. I że to tylko my i paru nam podobnych, czytając tę jego wynurzenia na temat tego kurestwa, odczuwamy powiew egzotyki.
Pomyślałem sobie, co pomyślałem, i nie minęło wiele czasu, jak nasz kolega raven59 przesłał mi link do wywiadu z „Gazety Wyborczej” jeszcze sprzed niemal dziesięciu lat z niejakim Aleksandrem Pociejem – „adwokatem, felietonistą, graczem w polo” – na temat czegoś, co popularnie nazywa się „warszawką”, a czego częścią jest, jak sam się o dziwo do tego przyznaje, ów Pociej. Ciekawy dla nas jest cały ten wywiad, ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwsza dotyczy kwestii ogólnej. Otóż ten Pociej bez mrugnięcia okiem przyznaje się do czegoś, co z punktu widzenia kogoś takiego jak ja, jest absolutnym i jednoznacznym obciachem, a więc do tego, że wśród jego bliskich znajomych znajduje się na przykład Monika Jaruzelska, że on bywa tam gdzie bywa nie dlatego, że tam jest jakoś przyjemnie, czy smacznie, lecz dlatego, że tam bywać wypada. A to że tam bywać wypada, wynika nie z jakiś zawodowych, czy finansowych potrzeb, co przecież byłoby jakoś zrozumiałe, lecz z tego, że z ludźmi, którzy tam bywają łączy go status majątkowy i… sport, a więc „przede wszystkim narty, potem tenis, konie, żeglarstwo”.
Proszę dobrze zrozumieć, o co mi chodzi. Ów Aleksander Pociej, człowiek, który, jak sam przyznaje, należy do „stu, dwustu osób”, które tworzą tak zwaną „warszawkę”, opowiada o swoim życiu tak jak my byśmy opowiadali o tym, że dziś rano, tak jak zwykle wstaliśmy i poszliśmy do pracy. A to jego opowiadanie sprowadza się do tego, by nas poinformować, że ten jego świat, to jest taki dziwny świat, gdzie jeśli ktoś jest odpowiednio zamożny, jeździ na nartach i jest do tego córką komunistycznego mordercy, to w jednej chwili staje się też częścią „grupy ludzi, mimo że zupełnie różnych, jakoś do siebie pasujących, lubiących się na gruncie towarzyskim”.
A zatem, to jest to, co nazywam ogólnym wymiarem rozbłysku tej czerni. Na poziomie szczegółowym, dzieje się jednak równie ciekawie. Otóż Aleksander Pociej, „adwokat, felietonista, gracz w polo”, w pewnym momencie, pytany, co ciągnie ludzi do owej „warszawki”, odpowiada tak:
Myślę, iż to samo, co wszystkich. Każdy chce wyjść na chwilę poza swoją grupę zawodową. Na gruncie prywatnym pogadać z dziennikarzami, poznać ludzi filmu i telewizji. Co nie jest bez znaczenia, ta grupa przyciąga wiele pięknych kobiet, a w końcu część polityków to też mężczyźni”.
I to jest dla mnie całkowita rewelacja. Niemal tak jak wyznanie tego posła od Palikota, z którym ostatnio zaprzyjaźnił się Robert Mazurek, co do standardowości uczestnictwa w nierządzie. Otóż okazuje się, że przede wszystkim, nie dość że „każdy” chce wyjść poza swoją grupę zawodową, to skoro już wychodzi, to nie po to, by się rozejrzeć, co słychać w świecie, ale żeby się spotkać i poprzebywać z „dziennikarzami, ludźmi filmu i telewizji”. I to jest dokładnie ten sam wymiar, jak nam został przedstawiony w rozmowie Mazurka. Oto norma – najpierw idziemy do burdelu, a potem, kiedy potrzeby fizyczne zostały już zaspokojone, nadchodzi czas na ucztę intelektualną w towarzystwie „ludzi filmu i telewizji”. No i dziennikarzy. No i oczywiście wciąż są te kurwy. Jasne że przedstawione w sposób znacznie bardziej elegancki niż tu na blogu, no ale nie ma się czemu dziwić: w końcu my tutaj, to zwykłe „łobuzy i bandyci”. Z PiS-u. Wciąż więc są te kurwy. Bo to jest przecież też oczywiste: „ta grupa przyciąga wiele pięknych kobiet”.
Ta relacja, którą z kolei ja tu relacjonuję, jest tak dramatycznie szokująca, że mam nieustanne wręcz poczucie, że powinienem jak najszybciej kończyć, bo każde moje słowo tylko osłabia końcowy efekt. No ale trudno. Trzeba jeszcze parę rzeczy powiedzieć. Przede wszystkim, a propos tych pięknych kobiet. Nieco wcześniej, w rozmowie z „Wyborczą”, Aleksander Pociej skarży się, ze przez te wszystkie lata nowej Polski wokół biznesu zrobiła się tak nieprzyjemna atmosfera, że z towarzystwa w znacznym stopniu wywiało polityków. Kiedyś bowiem ich tam było co niemiara, ale dziś „tak napiętnowano ich bywanie w tych samych miejscach co przedsiębiorcy, że ewentualnie przysyłają żony i to też nie wszyscy”. A ja już się tylko zastanawiam, czy te żony tam występują w roli tych „pięknych kobiet”, czy może muszą grzecznie czekać w kolejce, aż trafi się ktoś bardzo pijany.
No i najważniejsze. Ten świat – teraz już możemy mówić o świecie wspólnym i dla tych onanistów od Palikota i dla tych buraków próbujących gdzieś pod Warszawą grać w polo – to świat, który był nam szykowany już wiele lat temu, a dziś wreszcie święci tryumfy. Świat, gdzie coś, co standardowo i historycznie zawsze się określało jako „kurwienie się”, nagle stało się czymś tak całkowicie naturalnym, że jeśli my stajemy dziś wobec tego autentycznie zamurowani, oni na nas patrzą jak na kosmitów. Oczywiście, z tymi posłami, z którymi sobie gawędzi Robert Mazurek nie mamy jakiegokolwiek kontaktu. Podobnie, nawet nie bardzo jesteśmy sobie wyobrazić tych wszystkich ludzi, którzy gdzieś tam się właśnie rozrywają z Aleksandrem Pociejem i jakąś Kiką, Diną czy Lejbem w Barbadosie, Rabarbarze, czy zwyczajnie w Bukszy u Olbrychów. Natomiast z całą pewnością możemy spróbować się do tego świata przymierzyć. Przede wszystkim, oglądając w kolorowych magazynach zdjęcia z różnych gali, na które część z wysłanników owego świata zawsze chętnie zajrzy, i da się specjalnie dla nas sfotografować. Żebyśmy ten ich świat wiedział jaka jest sytuacja na froncie, a my, żebyśmy poczuli, co tak naprawdę się w życiu liczy.
Te magazyny, z zasady są nam sprzedawane po bardzo przystępnych cenach, no ale wiadomo – nikomu nie jest dziś lekko. W tej sytuacji istnieje system promocji, który nagle, w prezencie świątecznym na przykład, sprzeda nam te obrazki za marne 99 groszy. A jeśli dla kogoś i to się okazuje za dużo – na przykład, za 99 groszy gdzieniegdzie można kupić dwa jajka, lub kilo kartofli – może się ładnie wystroić i pójść sobie do lokalnego hipermarketu, i tam, w dobrym świetle, obejrzeć sobie te zdjęcia za darmo w jednym z kiosków z gazetami.
PS. Ponieważ rozmowa z Aleksandrem Pociejem miała miejsce przed wielu już laty, pomyślałem sobie, że ciekawe by było się dowiedzieć, co u niego słychać dzisiaj. W końcu 10 lat to szmat czasu. Nawet człowiek kochający sport może się pochorować, lub skończyć jeszcze marniej. Sprawdziłem więc tego Pocieja. I mam dobrą wiadomość. On żyje słodko. Jak zawsze. Aktualnie w charakterze senatora Platformy Obywatelskiej. I jak tu nie przyznać, że kolorowe magazyny to jednak potęga?

A więc to już wiadomo. Książka zawierająca wybór tekstów z tego bloga, jeszcze sprzed Katastrofy Smoleńskiej, oprócz tego że w księgarni Coryllusa, dostępna jest tez w na miejscu w Katowicach, w księgarni „Wolne Słowo” na ulicy 3-Maja. Zaraz naprzeciwko VIII LO. Polecam. Kto jednak do Katowic ma zbyt daleko, niech sobie tę książkę sprawi, klikając w okładkę u góry po prawej stronie, a ja go zapewniam, że nie pożałuje. Oczywiście, jeśli tylko komuś ten blog jest odpowiednio bliski, zawsze też może go wspomóc bardziej bezpośrednio, przesyłając co mu tam zbywa na podany – też obok – numer konta. A ja zachowam go we wdzięcznej pamięci. Niestety, tylko tyle.

48 komentarzy:

  1. W takich chwilach lubię sobie posłuchać piosenk pt. Bal u senatora.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Rain
    My nie mówimy nic. Pięknie się to zgrało.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah


    Wyszedłeś od całkiem naturalnego przekonania, że pewne nazwy powinny być zastrzeżone do firmowania działalności merytorycznie uprawnionej do danej nazwy. Takie merytoryczne uprawnienie należy odróżnić od – nazwijmy - rejestrowego, że ktoś sobie określone brzmienie nazwy zarejestrował zyskując pierwszeństwo, albo wręcz monopol występowania pod danym brzmieniem nazwy.

    Merytoryczne uprawnienie w każdym przypadku jest sprawą uczciwości (w jej uczciwym rozumieniu). Nikt bowiem nie powinien poprzez używaną nazwę pretendować, tj. udawać, ponad swoje rzeczywiste uczestnictwo społeczne i ponad zamiary wobec innych. Jeśli tak czyni, wypada traktować go jako potencjalnego, lecz umyślnego oszusta zgadzającego się na powstawanie u innych pewnego rodzaju konfuzji właśnie co do oczekiwań wywołanych nazwą a stanem rzeczywistym.

    W filmie „Nie ma mocnych” jest taka scena mimowolnej konfuzji, w której Pawlak i Kargul poszukują w Chicago posługi katolickiej i już ją uzgadniają z kimś, kogo mają za księdza, gdy ten zastrzega, że jest z innego kościoła. Tamta konfuzja, nie zamierzona i wcale oszukańczo nie eksploatowana, spowodowana jest utratą znaczeń językowych. Ksiądz, kościół to są nazwy naturalnie przysługujące wyłącznie kapłanom i miejscom kultu rzymsko katolickiego. Inne kulty maja odpowiednio rabina/synagogę, popa/cerkiew, pastora/zbór, itd. Ponadto jest określenie zbiorcze kapłan/świątynia.

    Skoro zatem powszechnie słyszymy określenia w rodzaju: „ksiądz prawosławny”, to nie powinno razić, że pod Polskę podpinać się będzie jakaś gazeta.

    Niektóre brzmienia nazw są reglamentowane ustawami zakazującymi nieuprawnionego posługiwania się w interesie własnym. Np. reglamentowane są nazwy: „bank”, „kasa”. Niestety, nie wydaje mi się, aby reglamentacji takiej podległa nazwa: Polska*/. Dlatego byle kto może sobie tę nazwę zatrudniać do swoich interesów o im właściwej czystości. Konstytucja i właściwa ustawa akurat nie obejmują reglamentacją nazwy: Rzeczpospolita Polska, a co dopiero nazwy: Polska. Co najwyżej „używacz” nazwy: Polska powinien nieco zadbać o pozory, że w oczywisty sposób nie wprowadza w błąd.

    Z domenami łączy się jeszcze ta komplikacja, że nazewnictwo domen podlega koordynacji z zagranicy (ICANN), zaś polski NASK jest tylko zarządcą dla domen „dot.pl”. Zdarzały się postępowania i procesy o odebranie praw posługiwania się domeną o brzmieniu wyraźnie wskazującym na utartą, nazewniczą wartość prywatną lub handlową. W Polsce dość głośne dotyczyło nazwy Tchibo (kawa). Jednak nazwa: Polska jest w obiegu zbyt potocznym. Można najwyżej wskazywać, że z małej litery, to jest „polska” a nie Polska.

    W sprawie tej wybiórczej inwestycji nie jest ciekawe „jak”, lecz co się właściwie dzieje. W latach 1995-2001 był pewien szał a potem głośna padaczka, o czym można przeczytać np. na: wikipedii pod hasłem: „bańka internetowa”. Wtedy okazało się, że nazwa jakiegoś dotkomu, to najwyżej wydmuszka i bez wypełnienia treścią nie pojedzie. Popatrz na domenę toyah.pl wartą tyle, co jej treść, a nie Twoje piękne oczy.

    Ja bym w spekulacyjnie obstawiał, że albo wybiorcza niczym chłop na drodze zbiera podkowy, albo potrzebuje nadąć wartość swojego standingu finansowego.

    Ciekawe jak to ocenialiby Student SGH i Michael Dembinski. Don Paddington, to rozumiem, teraz ma wiele obowiązków w parafii, ale ci dwaj? Zbankrutowali, czy co?


    -------------------
    */ W tych przypadkach nazewniczych cudzysłów uważam za niestosowny.

    OdpowiedzUsuń
  4. errata

    to chyba był raczej film "Kochaj, albo rzuć".

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah

    Jak chodzi o te domeny, to czytałem w Uważam Rze (chyba), że MSZ, owszem, starało się je pozyskać ino Agora pokazała wała. A to jak ta strona wygląda, to chyba wyczerpująco obrazuje jaki stosunek do Polski mają obecni właściciele domeny.

    W temacie Pocieja natomiast - no pointa powalająca.

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  6. @Toyah
    Niech to będzie za komentarz
    Za ostatni grosz
    "Jaki jest wynik gry
    Nie wiem, nie pytaj mnie,
    Jak na imię tej grze,
    Tego nie wiem już też.

    Wczoraj tak było tak,
    Nie znaczyło zaś nie,
    Nie mieszało się nam
    Czarne z białym co dzień.

    Wczoraj niewinni tak,
    Dzisiaj pionki w grze,
    Wczoraj błękitny wiatr,
    Dzisiaj duszny zły sen.

    Z drugiej strony mych snów
    Wszystko lepszy ma smak,
    Bo w powietrzu jest luz
    I muzyka wciąż gra.

    Za ostatni grosz
    Kupię dziś chociaż cień
    Tamtych dni.
    Za ostatni grosz
    Wino z zielonych lat
    Chcę znów pić.

    Kiedy zaczął się wić
    Kręty, pochyły szlak,
    Gdzie był pierwszy nasz krok
    W rozpadlinę bez dna

    Gdy srebrników garść
    Przekonała nas, że
    Kiedy dają, to brać,
    Każdy głupi to wie.

    Bilans zysków i strat,
    Prowadzimy od lat,
    Nie ma czego w nim kryć,
    Nie ma czego się bać.

    Skąd więc na lustra dnie,
    Z progu każdego dnia
    Wita cię najpierw wstręt,
    Potem brat jego strach."

    Nie pytaj o Polskę

    Cisza

    Jest taki samotny dom

    PS. A.Pociej grał w filmach - m.in. "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć" - wnuka Pawlaka.
    A tym, że jest obecnie senatorem to mnie też zabiłeś !
    ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. @@

    Że ktoś jeszcze pamięta
    "Selling England by the pound"
    No, no...
    To pewnie poprzez The Battle of Epping Forest

    OdpowiedzUsuń
  8. @orjan
    Ja naprawdę wiele potrafię zrozumieć. Natomiast tu chciałbym wiedzieć parę rzeczy. Czy gdybym ja powiedzmy dwa lata temu, zamiast toyah.pl, postanowił sobie sprawić polska.pl - to ona wtedy była wolna, tyle że ja okazałem się mało sprytny? A jeśli tak, jeśli ona cały czas była na sprzedaż, tyle że polskie państwo - i zgadzam się, również w latach 2005-2010 - nie pomyślało, by sobie tę nazwę zastrzec, to jak to się stało, że mądrale z Agory też przez tyle lat nie wpadli na to, że to jest złoty interes? A może oni mieli na te domeny chrapkę od dawna, tylko dopiero dziś, z jakiegoś powodu, udało się je kupić. No i za ile? No i ile teraz taki MSZ będzie musiał Agorze za nie zapłacić. No jest parę pytań.

    OdpowiedzUsuń
  9. Domena "polska.pl" nie była wolna. Była w posiadaniu NASK, które jest instytucją państwową i od zawsze był pod nią serwis o Polsce, ten sam, co teraz, ©NASK. Nędzny i zaniedbany, ale jednak. Nie wiem, czy Agora coś pod tym adresem zrobi, być może nic, może po prostu zlikwiduje obecny serwis, albo będzie pod nim sprzedawać viagrę.

    Domena ta, oraz "poland.pl" zostały sprzedane Agorze przez Państwo Polskie w osobie agencji NASK. Sprywatyzowane, można powiedzieć. Tak, jak godło na koszulkach reprezentacji lub na nowych wzorach dyplomów szkół wyższych. To jest wyraźna tendencja,

    OdpowiedzUsuń
  10. @Kozik
    Otóż to. Agora pokazała wała. Tak? Przychodzi MSZ do NASK-a, a NASK mówi: 'Proszę wpaść w przyszłym tygodniu, bo musimy się w tej sprawie skonsultować z Agorą'?

    OdpowiedzUsuń
  11. @raven59
    No chyba jest tym senatorem. Tak twierdzi pan Google.

    OdpowiedzUsuń
  12. @redpill
    Bardzo Ci dziękuje za wyjaśnienie. Właśnie to chciałem wiedzieć. I teraz już wiem. Reszta jest już drugorzędna.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeszcze tylko dodam, że szefem NASK został w zeszłym roku protegowany Bondaryka, oficer ABW zajmujący się wcześniej bezpieczeństwem informatycznym w tej agencji. Zaś sama transakcja z "polska.pl" wygląda mniej więcej tak, jakby bank PKO BP został nagle i tajnie sprzedany za niejawną kwotę firmie Provident. Domeny internetowe, to poważny biznes, są inwestorzy, są pieniądze, są firmy i instytucje, które z tego żyją i nie było dotąd tak, że poważne, kluczowe domeny rejestrator sprzedaje pod stołem.

    Parę dni temu przeczytałem na s24, że fabryka butów, dostawca dla polskiego wojska, która została ostatnio sprywatyzowana, przed nowym rokiem została zamknięta. Pracownicy po świętach kurierem dostali wypowiedzenia i trzymiesięczne odprawy.

    Z lepszych wiadomości tylko taka, że w restauracji w sklepie IKEA alkohol jest za darmo. Niedawno to odkryłem. To znaczy, piwo bezalkoholowe kosztuje 3,99, a piwo alkoholowe też 3,99. To jedyna dobra wiadomość, jaką mam, bo cen leków też nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  14. @toyah

    Na wszelki wypadek ja wyjaśnię, że Twoja wątroba całkiem słusznie się skręca wobec tej transakcji. Moja także. Akurat w tym przypadku dochodzi do jakiejś koszmarnej niestosowności, że do wyłącznego użytku prywatnego zostaje przypisane coś, co oczywiście powinno być dobrem chronionym tak, jak imię.

    Koszmarny wymiar polega zaś na relacji wszelkich skojarzeń z daną nazwą i wiadomego stosunku danego nabywcy do takich skojarzeń i wartości przez nie przedstawianych. To już budzi niesmak, a ten budzi naturalny sprzeciw.

    Zostaliśmy (my Polacy) jednak zwabieni w sytuację, w której: proszę pana, tak się nie postępuje już nic nie znaczy i nie ma sankcji nawet towarzyskiej.

    To jest właśnie ten najbardziej ponury efekt "państwa prawa" rugującego państwo sprawiedliwości. Wszelkie kulturowe, polityczne i gospodarcze męty właśnie z tego korzystają przy wszelkich sprawach począwszy od Krzyża, przez Polskę, przez Smoleńsk, aż do progu naszych dusz.

    Jeszcze raz powtórzę zapewnienie od mojej wątroby, że popiera, ale póki ludziom jest wsio rawno, nic się zrobić nie da. Wielu ludziom okazał się obojętny Krzyż, to jak mają szanować samą Polskę, czy jej imię?

    Dodam jeszcze, że dokładnie ten sam mechanizm napędza te pociej się indywidua celebryckie. A jest to mechanizm wyeliminowania kultury ze stosunków społecznych. Niektórzy nazywają to marszem kontrkultury, a to co napisałem jest treścią tego marszu.


    PS. Chyba jedyny znany mi przypadek ustawowej, bezpośredniej ochrony imienia dotyczy Fryderyka Chopina.

    Natomiast imię: Polska nie jest chronione ustawą (tj. prawem), więc w państwie prawa w ogóle nie jest chronione co widać, słychać i czuć, a nawet można o tym interesująco, choć bez przyjemności poczytać w Twoich felietonach.

    OdpowiedzUsuń
  15. @redpill
    Oczywiście że to poważny biznes. Ja jestem w stanie sobie wyobrazić, jaki to byłby biznes choćby na tym nędzym poziomie tego bloga. A co dopiero jak idzie o taką Agorę.

    OdpowiedzUsuń
  16. @redpill

    Ja przestałem aktywnie interesować się tymi naskami i domenami od sflaczenia się tej bańki internetowej, które to sflaczenie się swoim klientom - niedowiarkom od początku przepowiadałem. Wspominam o tym, bo moja obecna orientacja może wymagać aktualizacji.

    Oczywiście, domena: polska.pl nie była wolna w wielorakim sensie. Po pierwsze, korzystanie z niej wymaga ustalenia praw korzystania przez zarządzający nimi NASK. Wtrącić wypada, że akurat "nasz" NASK jednak nie zarządza np. takimi domenami jak np. polska.com

    W tym sensie każde dające się pomyśleć brzmienie domeny pozostaje w pierwotnej, potencjalnej dyspozycji NASK lub jego lokalnego odpowiednika za granicą.

    Od chwili przyznania komuś praw do danej domeny, prawa te stają się jego indywidualną wartością prawną i majątkową i mogą być przedmiotem obrotu z innymi osobami za odpowiednią notyfikacją tego obrotu w NASK. W tym tu kolejnym sensie, uwzględniając kontrolę obrotu, prawa do domeny są raczej prawami używania niż prawami własności.

    Zdarza się, że indywidualne prawa do określonej domeny wygasają i wtedy mogą wracać do pierwotnej dyspozycji NASK. I to byłby trzeci sens dysponowania domenami przez NASK.

    W każdym razie, nie ma ani pierwotnego, ani wtórnego obrotu domenami bez uczestnictwa NASK. Dlatego można rozsądnie krytykować NASK w każdym aspekcie niestosownej proliferacji domen, bo jednak NASK powinien był wypracować jakąś etykietę stosowności (może i już wypracował, ale ja nie wiem). Gdyby jednak wypracował, to subiektywnie uznałbym je za g. warte, jeśli dopuszczałyby to, o czym napisał toyah.


    @toyah

    Oczywiście, w stosownym czasie mogłeś w NASK-u wykupić prawo także do domeny: polska.pl zakładając, że byłbyś pierwszym składającym odpowiedni wniosek o takie brzmienie domeny.

    O ile się orientuję, w pierwotnym okresie NASK w ogóle odmawiał jakiejkolwiek reglamentacji i interwencji przeciwko ewentualności nadużyć związanych z podszywaniem brzmienia domeny pod cudze nazwy używane w innym obrocie prawnym.

    Wtedy wytworzył się swego rodzaju przemysł hurtowego rejestrowania wszelkich, potencjalnie nośnych brzmień domen. Zajmowały się tym także i poważne spółki a urojone, potencjalne wartości rynkowe praw do tak ustalanych "na zaś" domen poważnie uwzględniano jako cenne aktywa majątkowe.

    Moim zdaniem, jest pewne, że w tamtych czasach doszło także do pierwotnego ustalenia praw na domenie polska.pl, podobnie jak na poland.com, poland.pl, itd.

    Jak jednak poprzednio powiedziałem, ostatecznie nie liczy się wydmuszka, ale zawartość jajeczka. Wybiórcza może te domeny zamrozić (tzn. zostawić u siebie z taką zawartością, jak mają). Gdyby jednak chciała uaktywnić stronę pod nazwą polska.pl wypełniać swojemi treściemi, to ...

    Wszak bywają jajeczka i bywają zbuki.

    I tu jest cała okazyjna toksykologia.

    OdpowiedzUsuń
  17. @orjan
    A więc dobra. 'Polska' nie jest nazwą zastrzeżoną. Jest jak jest, nie ma się co rzucać. Jednak sytuacja kiedy polskie państwo okazuje się tak dramatycznie niezainteresowane tym czym ono jest, woła o pomstę do nieba. To jest trochę tak, jak bym ja był właścicielem nazwy 'Krzysztof Osiejuk' i sprzedał ją do dowolnego wykorzystania. Bo z tego co napisał redpill rozumiem, że Agora pod tym adresem może robić wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  18. @toyah

    Znowu (09:35) masz rację, lecz co z tego. W walce prawa ze sprawiedliwością to pierwsze akurat wygrywa.

    Gdyby polskie państwo chciało poważnie traktować swoje polskie obowiązki, to mogłoby orzeczeniem sądu wyjąć tę transakcję spod ochrony prawnej na zasadzie, którą zapewnia art. 5 kc, że:

    Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony.

    To jest chyba ostatnia z zasad prawnych jeszcze nawiązujących do sprawiedliwości. Jeszcze jej nie usunięto. Aż strach zwracać na to uwagę.

    W każdym razie, jakieś narzędzie jednak jest, ale co z wolą?


    Zresztą, gdyby wybiórcza z wyroku dowiedziała się, że zasady współżycia społecznego odmawiają zawłaszczania i wymagają szacunku dla słowa: Polska ...

    Łojezu! Koniec świata bliski!

    OdpowiedzUsuń
  19. @raven59, @toyah - dzięki za tego Pocieja.

    Taka warszawka nie może się marnować.

    Ile pożytku:
    razem kształtujemy kulturę,
    mamy nowe, ciekawe wiadomości,
    możemy elitom polecić naszego wartościowego znajomego,
    w nagłej potrzebie bogaty kolega nam pomoże, kiedy indziej my jemu pomożemy...

    "Piękne panie" mogą być spoiwem tej budowli. Zwłaszcza, że wielu uczestników ma żony.

    OdpowiedzUsuń
  20. @orjan

    Niech sobie zawłaszcza. Problemem nie jest Agora. To wygląda trochę inaczej. Wieloletnim dyrektorem NASK był prof. Maciej Kozłowski, fizyk, astronom i prawdziwy Ojciec Polskiego Netu (w tym domen ".pl"), to również z jego inicjatywy istniał portal "polska.pl", robiony własnymi siłami NASK, bez budżetu choćby z MSZ.

    W 2009 roku prof. Kozłowski został oskarżony o narażenie na straty NASK na tzw. opcjach walutowych i w krótkim czasie szefem tej szacownej, naukowej instytucji został pułkownik z ABW, Chrzanowski. Który odwieczną domenę opylił. W międzyczasie sąd prof. Kozłowskiego z zarzutów oczyścił, a sam profesor odszedł na emeryturę.

    Ciekawe, jakie będą następne dokonania tego pana, bo ma on poważne możliwości, może będziemy zmierzać do likwidacji domen .pl, lub choćby zaprzestania rejestracji nowych. Może też zabrać domenę toyah.pl i dać ją sodomitom. Wszystko może.

    OdpowiedzUsuń
  21. @orjan
    No wiec, sprawa jasna. Agora robi co do niej należy, a Polskie Państwo powoli rozpływa się w historii.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Paweł
    O tak! Mam wrażenie, że te piękne panie mogą tu stanowić niekiedy czynnik wręcz kluczowy.

    OdpowiedzUsuń
  23. @redpill
    Może więc powinienem wyprzedzająco kupić domenę sodomici.pl, i jak dojdzie co do czego, to się z nimi zamienię? Nie wiem tylko, kurcze, czy przypadkiem Agora nie wzięła już i tego. Diabli wiedzą, jakie oni mają plany.

    OdpowiedzUsuń
  24. Agora, według klasyfikacji, jaką zaprezentował A-tem na blogu Coryllusa kilka dni temu, jest siecią o dużej latencji. Wynika z tego, że z domenami polska i poland najprawdopodobniej nie zrobią w najbliższym czasie nic, wystarczy, że je mają. Przekłada się to "manie" na pewne parametry księgowe i to im wystarczy. Według mnie oni te domeny zamrożą i już. I tak są do przodu.

    A pan na czele NASK ma władzę nad wszystkimi domenami ".pl", nie tylko może cofnąć rejestrację, ale ma też choćby dane wszystkich posiadaczy takich domen.

    Wiesz, ta gorączkowa likwidacja polskiej państwowości świadczy, że są ludzie, którzy się tego państwa boją. I robią, co mogą, żeby się nagle nie obudziło i nie złapało ich za gardło.

    OdpowiedzUsuń
  25. @Paweł
    Ach to wszystko zasługa Toyah'a - gdyby nie jego wpis o Fogelmanie nigdy by mi nie przyszło do głowy wchodzić na tego Pocieja.

    OdpowiedzUsuń
  26. @redpill
    Podwyższasz jakość tego blogu. Chyba powinienem się zacząć z Tobą dzielić.

    OdpowiedzUsuń
  27. @raven59
    No a gdyby nie Ty, to i tego wpisu by nie było.
    Tak dla wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego, wszyscy muszą pracować, mój maleńki kolego.

    OdpowiedzUsuń
  28. W sumie to chyba Was jednak pogięło !
    Jakie to ma znaczenie w czyich rękach jest domena polska.pl ?
    Skoro Polska jest w rękach zdrajców i zaprzańców to czy ta domena jest w łapach Michnika to gorzej?
    A wyobraźcie sobie gdyby zarządzał tym taki Sikorski ten to mógłby dopiero narobić...
    A tak wiadomo polska.pl w rękach żyda, "byłego" komunisty, brata oprawcy stalinowskiego, przyjaciela Jaruzelskiego i Kiszczaka i wielu wielu "światłych" indywiduów.

    Przecież i tak "gdy będziemy mieli Węgry" - to lewactwo zdelegalizujemy a domenę upaństwowimy.

    A jeżeli chodzi o te panie i małżonki no to przecież mamy postkomunizm - dzielić się trzeba, tylko oni najchętniej się dzielą tym na czym im już najmniej zależy....

    OdpowiedzUsuń
  29. @raven59
    Oczywiście, że od strony praktycznej, to jest bez znaczenia. Mnie chodziło o wymiar symboliczny tego co się stało. Jestem pewien, ze też się zmartwiłeś.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nawet jakby Sakiewicz z Rydzykiem te domeny kupili, to nie zmieniłoby to nic. Nie chodzi o to kto kupił, tylko kto sprzedał. Państwo Polskie sprzedaje koncesje na gaz łupkowy słupom Gazpromu.Państwo Polskie wyzbywa się literalnie wszystkiego, nawet głupiej domeny polska.pl.

    Jasne, że nas pogło.

    OdpowiedzUsuń
  31. @redpill

    No, o tym, że polska.pl była domeną we własnej eksploatacji NASK, to ja nie wiedziałem. W czasie owego, "bańkowego" naporu na domeny chyba słyszałem, że NASK to i owo wziął sobie w ramach swego rodzaju zabezpieczania.

    Czyli teraz sprzedał. Czyli teraz zabezpiecza się u kogo innego.

    Ja też uważam, że nabywca raczej zamrozi tę domenę. W końcu ze swoimi własnymi raczej wielkiego sukcesu portalowego też nie osiągnął. Jak bowiem powiedziałem, istotą jest zawartość wydmuszki, a nie ona sama.

    Natomiast "księgowość" rządzi się swoimi rozeznaniami wartości, w których pozór często miesza się z faktem a to umożliwia rozmaite lodowe kreacje.

    Był naukowiec, jest pułkownik, jakiś postęp musi być!

    Możliwe zresztą, że za tym, co tu omawiamy zupełnie nic się nie kryje w nasku poza głupotą. Obecne standardowym postępowaniem jest, że gdy jakiś podmiot przechodzi pod nowe kierownictwo, to ono kierownictwo zaczyna "szukać rentowności".
    POjawiają się więc obcinacze kosztów i wyprzedawacze majątku nie patrzący na funkcję i sens tego co się pod określonym kosztem, czy obiektem majątkowym kryje. Mają na oku swoje "success fee" zależne od obcięcia, czy utargu i nic innego ich nie obchodzi. Tu następuje także nawiązanie do Twojego komentarza z 12:35.

    Oj POgło, POgło!

    OdpowiedzUsuń
  32. @Toyah
    Oczywiście, że się zmartwiłem. To jest jeden z wielu symboli upadku.

    Martwi mnie to co się dzieje Polską i dlatego tu jestem u Ciebie.

    I dlatego też są tu inni, również Ci co chcą tu być ale czasem - z różnych powodów - nie znajdują zrozumienia.

    OdpowiedzUsuń
  33. @toyah

    Przychodzi mi na myśl znany chyba także na Czerskiej niejaki Ezaw, co to sprzedawał za miskę soczewicy.

    Dla chrześcijan Ezaw jest przestrogą, by nie wyzbywać się łaski Bożej, unikać lekkomyślności, rozpusty i bezbożności.

    To nawet niezły pomościk do kwestii tego celebryckiego Pociejba.

    OdpowiedzUsuń
  34. @Toyah
    Dla mnie sprawa tych domen jest wstrząsająca. I jeszcze to, co napisał redpill. I jak Kudrycka załatwiła Macieja Kozłowskiego.
    Trochę a propos: wczoraj szukałam pewnego nazwiska z historii polskiej kultury. Zwykle szukam w niezawodnym Polskim Słowniku Biograficznym, ale nie miałam go pod ręką. W durnej wikipedii oczywiście nie ma. Przyszło mi do głowy, że może PSB ma już wersję internetową. No i trafiłam na bagno, w którym miesza m.in. Zdrojewski. PSB był wydawnictwem dość elitarnym, dlatego komuna go tolerowała. Ale nowe łajdactwo i za niego się wzięło. Prawda historyczna widocznie jest już zastrzeżona dla cenzurowanej polskiej wersji wikipedii. Chyba że Słownik przejmie jakiś człowiek z WSI.

    OdpowiedzUsuń
  35. @Toyah
    Ten Pociej, pamiętam, w czasie ostatniej telenoweli zwanej formowaniem rządu miał mieć mocną kartę na ministra sprawiedliwości. Słyszałem to z ust ludzi spoza jego grupy zawodowej-dziennikarzy, z którymi jak już wiemy lubi pogadać na gruncie prywatnym. Ponieważ wg. mnie obecny Gowin to typowy zderzak nie wykluczam, że ta ukraińska papuga może zająć jego miejsce. Byłby to piękny powrót do czasów Cimoszewicza, Jaskierni, Kubickiego i Piwnik...

    OdpowiedzUsuń
  36. @redpill
    Ale ja właśnie o tym mówię. Od momentu, gdy się dowiedziałem od Ciebie, że to polskie państwo sprzedało Agorze te domeny, reszta jest niemal bez znaczenia. Gdyby to chodziło o to, kto te nazwy będzie miał, pewnie że najlepiej by to było oddać właśnie jakiejś Agorze. Bo to oni i mają ludzi i pieniądze i może nawet ambicje, by stworzyć ciekawy portal o Polsce. Może nawet najlepszy na świecie. Tyle tylko, że to jest wszystko gówno.

    OdpowiedzUsuń
  37. @Marylka
    Ja na szczęście jestem tak słabo oczytany, że tego co się dzieje w polskiej kulturze właściwie nie znam. A Zdrojewski to wyłącznie ktoś kto mi przypomina Koziołka Matołka. Molestowanego.

    OdpowiedzUsuń
  38. @zawiślak
    Zwłaszcza Piwnik. Ona, na ile pamiętam, była towarzysko rozchwytywana.

    OdpowiedzUsuń
  39. Wiem, że Ty wiesz. Moja odpowiedź była do Raven59. A domena polska.pl była zarejestrowana i w użyciu od 1995 roku.

    OdpowiedzUsuń
  40. @zawiślak
    A 'ukraińska papuga' mnie zachwyciła.

    OdpowiedzUsuń
  41. @redpill
    Wiem że wiesz. Tak tylko chciałem podkreślić, że mnie bardzo skutecznie tu uzupełniasz.

    OdpowiedzUsuń
  42. @Redpill
    Ja wiem, że to było też do mnie - my wiemy że w sumie Polski już nie ma.

    To znaczy jest - w nas, dopóki w nas - to istnieje...

    Tworem o nazwie Rzeczypospolita Polska rządzą zdrajcy i dopóki będą rządzić będzie tak jak jest i sprzedawać będą wszystko - nawet własne dusze...

    OdpowiedzUsuń
  43. @Toyah
    Ładne z Matołkiem oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  44. @raven59

    Polska jest i będzie. Za to Państwo Polskie już nie istnieje. Oficjalnie w okolicach 10 kwietnia 2010 ogłosiło kapitulację oraz upadłość. Ci, co teraz rządzą to zarządcy i syndycy.

    OdpowiedzUsuń
  45. @Redpill
    Jesteśmy zgodni w 100 procentach

    OdpowiedzUsuń
  46. @raven59
    Co znaczy nawet własne dusze? Przede wszystkim własne dusze. To jest akurat najprostsze.

    OdpowiedzUsuń
  47. @Marylka
    Że molestowany, czy że koziołek? Bo molestowanie, przyznaję, teraz wymyśliłem, natomiast kozioł to autentyczne skojarzenie. Bez żadnych złych intencji.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...