Pamiętam go jeszcze z czasów mojego blogowania. Był uczniem maturalnej klasy w którymś z krakowskich liceów, interesował się piłką nożną i popierał Prawo i Sprawiedliwość. Przez moje nauczycielskie kompleksy, ile razy z nim rozmawiałem, pytałem o naukę, o maturę, o przyszłe studia i takie tam. O polityce chyba raczej nie rozmawialiśmy, bo o czym tu gadać? Lubiłem go czytać pewnie też trochę dlatego, że każdy normalny nauczyciel lubi uczniów, którzy choć trochę potrafią myśleć i te myśli jakoś tam w miarę poprawnie wyrażać. A więc, niby nic takiego, ale jak na moje skromne wymagania – wystarczyło.
Spotkałem go na trzecich urodzinach Salonu w Warszawie i uderzyły mnie dwie rzeczy. Pierwsza z nich to taka, że to był przede wszystkim bardzo sympatyczny i ładny chłopak – typ, który kiedy nasza córka przyprowadzi go do domu, to sobie myślimy, że okay, może być – natomiast druga, że on był trochę, jak na moje gusta, zbyt chętny do zaprzyjaźniania się. Ze wszystkimi, a już zwłaszcza z tymi, których jakoś tam znał. Chodził od jednego do drugiego i z tym swoim uśmiechem wręcz się do wszystkich tulił. Po chwili się gdzieś zgubił, a po paru dniach Krzysztof Leski poinformował na blogu, że on i jego kumple zabrali go tamtego wieczora ze sobą na kaszankę. Kiedy po pewnym czasie dowiedziałem się, że on zaczął już publikować w paru różnych mainstreamowych pismach, pomyślałem sobie, że ja to rozumiem. Przychodzi ktoś taki do jednej czy drugiej redakcji – trudno go nie pokochać.
Ów stopniowy awans miałem okazję obserwować w dość ciekawy sposób. Otóż, kiedy czytałem jego notki, a zwłaszcza komentarze na innych blogach, nie mogłem nie zauważyć, że on jest na ty z coraz większą liczbą tzw. „ czerwonych” blogerów, i że tę zażyłość bardzo stanowczo stara się przy każdej okazji demonstrować. To rozpychanie się uderzyło mnie szczególnie, kiedy któregoś dnia zaczął pisać o sobie „my”. Kiedy indziej, kiedy wszedłem w jakiś spór z jednym z moich ulubionych blogerów – i nie tylko blogerów – Krzysiem Wołodźką, on się natychmiast zgłosił i mnie zrugał, że jak ja mam czelność tak bez szacunku zwracać się do „Krzyśka”. I pewnie nawet bym tego spięcia nie zapamiętał, gdyby nie bardzo charakterystyczna relacja samego Wołodźki, który straszliwie brutalnie powiedział mu, by się nie wtrącał jak starsi rozmawiają.
Tak czy inaczej, awans ów trwał nadal, i dziś niegdysiejszy skromny maturzysta jest już zdecydowanie kimś na tej jeszcze trochę blogerskiej, a trochę już mainstreamowej scenie. A ja, jeśli o nim dziś wspominam, to wcale nie po to, by mu coś wyrzucać, czy z niego kpić. Wręcz przeciwnie. Ja go autentycznie podziwiam. Od pierwszego momentu, kiedy spostrzegłem, jak on bardzo jest zdeterminowany, by osiągnąć sukces, autentycznie mu zazdrościłem. Myślałem sobie w taki oto sposób – oto mamy dwudziestolatka, który jak na razie jedyne co ma, to zaledwie swój osobisty wdzięk i pewien skromny talent do opisywania swych dość skromnych refleksji, a tu wystarczy jeszcze odrobina determinacji, by w końcu zacząć się rozpychać. I to rozpychać jak najbardziej skutecznie. Ja tak nigdy nie potrafiłem i pewnie trochę i przez to jestem dziś tu gdzie jestem. Tymczasem to trzeba właśnie tak. Pomaleńku, ale zdecydowanie, i cały czas bardzo czujnie, by niczego bron Boże nie przegapić.
Kiedy pisałem w Salonie, miałem tam pewną pozycję. Na tyle istotną, że zarówno Janke, jak i Krawczyk – nie mówiąc już o Leskim i czy Warzesze – świetnie wiedzieli, kim ja jestem. I pamiętam, że kiedy pojawiłem się na tamtych urodzinach, oni wszyscy zareagowali na moją obecność dokładnie tak, jak sobie w swojej próżności mogłem tylko zażyczyć. A zatem, nie mam najmniejszej wątpliwości, że już wtedy mogłem wykonać parę bardzo prostych ruchów, żeby może nie pójść na kaszankę z Leskim, ale na przykład posiedzieć przy stoliku z Igorem Janke. Jednak tego nie zrobiłem. Nie wykonałem jednego gestu, by się zaprzyjaźnić z kimkolwiek z nich. Owszem, spędziłem trochę czasu z Freemanem, przez pewien czas pogawędziłem sobie z Redpillem, a z tak zwanych gwiazd uścisnąłem rękę Warzesze, zamieniłem parę słów z Migalskim i dałem sobie zrobić zdjęcie z panem prezesem Kaczyńskim. Natomiast nawet przez jedną chwilę nie pomyślałem, że oto jest okazja, by coś załatwić i pomyśleć o przyszłości. Czy to o mnie świadczy dobrze? Nie sądzę. Wprawdzie osobiście czuję się z tym nie najgorzej, ale poza tym – nie sądzę. W ten sposób się zachowywać nie należy.
A dalej już było tylko gorzej. Tak jakbym miał w sobie zakodowany jakiś ciężki kompleks, który każe mi się zachowywać z tym większym dystansem, czym większe szanse się otwierają. Myślę że apogeum tego mojego szaleństwa nastąpiło w dniu kiedy miałem okazję wystąpić u Pospieszalskiego w „Warto rozmawiać”, a ja, siedząc niemal przez godzinę stolik w stolik z jednym z Karnowskich, Erykiem Mistewiczem, czy Ludwikiem Dornem – o Hartmanie delikatnie nie wspominam – jedyne co sobie myślałem, to to, że jeśli któremuś z nich przyjdzie do głowy mnie zaczepić, to im powiem, żeby się ode mnie odpieprzyli. I to natychmiast. Ja wiedziałem na sto procent, że jeśli nagle jakimś cudem ów Karnowski podejdzie do mnie i się spyta: „To pan jest tym blogerem?”, to ja mu powiem, żeby wracał do swojego towarzystwa. Więcej. Kiedy ten program się skończył i wszyscy powoli wychodzili, ja się bałem jak diabła, że nagle któryś z nich do mnie podejdzie i będzie chciał się ze mną przywitać, albo pożegnać, a ja mu nie podam ręki. I to by było okropne. Zwłaszcza gdybym w tym momencie miał paść na zawał serca ze zdenerwowania. A więc, proszę nie myśleć, że ja mam do kogokolwiek pretensje. Ja ludziom sukcesu wyłącznie zazdroszczę.
Myślę że w podobnej sytuacji do mojej jest mój kolega Coryllus. A kto wie, czy z nim nie jest jeszcze gorzej? Ostatnio mam wrażenie, że on z ograniczania sobie pola manewru uczynił wręcz zabawę i w momencie kiedy nagle jest szansa, że ktoś gdzieś zechce podać mu życzliwą dłoń, to on ją natychmiast zaczyna gryźć. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. On wcale nie uważa, że ta dłoń jest życzliwa. On jest przekonany, że ona chce go ostatecznie jedynie upokorzyć i skompromitować. Że ona chce go okraść i wystawić na pastwę losu. On uważa, że ta dłoń to dłoń Złego. Tyle że co z tego?
Smutne to bardzo, bo ja również nie uważam, by ta dłoń była życzliwa. Czytam ostatnio tygodnik „Uważam Rze”. Kupuję go w każdy poniedziałek, a następnie czytam po kolei do śniadania, do obiadu, do kolacji i do innych zajęć, o których tu wstydzę się wspominać. Podobnie czytają go pozostali członkowie mojej rodziny. Walają się te „Uważam Rze” po całym domu i wszyscy przy byle okazji biorą któreś do ręki i coś tam czytają. Czemu ja to robię? Nie wiem. Widocznie coś z tego mam, nawet jeśli miałoby to już być moim ostatnim kontaktem ze światem mainstreamu. Ostatnio zauważyłem, że redaktorzy „Uważam Rze” zradykalizowali się do tego stopnia, że właściwie każde słowo jakie tam znajduję na temat Smoleńskiego Mordu mógłbym śmiało uznać za wypowiedziane przez mnie. A zatem, powinienem konsekwentnie uznać, że taki Jacek Karnowski to przyjaciel, nie wróg. Że jeśli gdzieś w tym nieszczęsnym mainstreamie mogę jeszcze na kogoś liczyć, to jest to właśnie Jacek Karnowski. No a poza tym, wciąż należy pamiętać o życiu. Przecież ci „niepokorni autorzy” z „Uważam Rze”, to moje naturalne środowisko. To jest przecież moje miejsce. To jest szansa.
Niestety, nic z tego. Otwieram ostatni numer, a tam tekst Karnowskiego zatytułowany „Dlaczego aż tak kłamią w sprawie Smoleńska?” A ja, przepraszam bardzo, ale w momencie, gdyby Jacek Karnowski chciał mnie zaprosić na kaszankę, to ja bym zwyczajnie nie potrafili. Po prostu bym nie mógł. Mnie już ten sam tytuł całkowicie wystarczy. Pisałem o tym już kilka razy, ale nigdy nie zaszkodzi przypomnieć. Były to lata mocno gierkowskie, siedziałem przed telewizorem z moim tatą, oglądaliśmy Dziennik, a Tato w pewnym momencie spytał – pamiętam to jakimś cudem do dziś – „Powiedz mi, Krzysiek, czy on wie, że on kłamie?” Oto sytuacja, w jakiej przed laty był mój ojciec i w jakiej dziś jestem ja i wielu innych moich przyjaciół i ludzi kompletnie nieznajomych. My nie wiemy ani tego, czy on wie, że kłamie, ani tym bardziej dlaczego on kłamie. Nie wiemy nic. Patrzymy na tę demonstrację najbardziej bezczelnego informacyjnego terroru, i nie rozumiemy już z tego nic. Nie wiemy, czemu ci ludzie się tak zachowują, nie wiemy czy ktoś im kazał, czy oni tak sami z siebie, nie wiemy, czy oni wiedzą, czy nie wiedzą, nie wiemy nawet kim oni są, ani czym są. To wszystko, co się przed nami otwiera, pozostaje nieustanną zagadką. Zagadką nie do rozwiązania. Bogdan Rymanowski, Tomasz Sianecki, Monika Olejnik, Tomasz Lis, Andrzej Morozowski, Tomasz Sekielski… można tak wymieniać. Ale przecież to są nie tylko dziennikarze. Mamy tam różnego rodzaju polityków, socjologów, politologów, ekonomistów, psychologów. Patrzymy na ich twarze, słuchamy ich słów i nie możemy się nadziwić. I wciąż pojawia się to pytanie – czemu? I czy on wie? I na to odpowiedzi nie ma. Przede wszystkim dlatego, że każdy z nich stanowi część przestrzeni dla nas kompletnie obcej. To wszystko jest domeną Systemu. Nikt z nas ani nie ma tam wstępu, ani nawet nie ma prawa do jakichkolwiek informacji odnośnie tego, co tam się dzieje. Dla nas to jest kosmos.
I na to przychodzi Jacek Karnowski, człowiek, który jest jak najbardziej człowiekiem stamtąd, człowiek, który, jak świetnie pamiętam, pewnego dnia stanął naprzeciwko mnie, razem z Erykiem Mistewiczem i Janem Hartmanem, by mnie najzwyczajniej w świecie onieśmielić i zamknąć mi usta w sprawie, nie ot takiej sobie, ale absolutnie podstawowej, bo właśnie próbującej wyjaśnić ten jeden podstawowy problem – dlaczego oni to robią? I mi nie pomógł. Nie znalazł jednego powodu, by dać świadectwo. A dziś przychodzi, staje obok mnie i z bezczelnie niewinną miną pyta – dlaczego? Przepraszam bardzo, ale kogo on pyta? Mnie? Czytelników „Uważam Rze”? A może swoich kumpli dziennikarzy? Na kogo on liczy, że on mu da odpowiedź na to nurtujące nas jak zaraza pytanie? Ja bym sądził, że to raczej sam Karnowski powinien mieć informacje na ten temat. To w końcu jego, a nie moimi kumplami są ci wszyscy dziennikarze, którzy od niedługo już dwóch lat kłamią, kłamią i kłamią. Ja nie mam żadnego kontaktu z Dominiką Wielowiejską i Mikołajem Lizutem. Ja nie zwracam się do Jana Osieckiego per „Jasiu”. To Karnowski należy do tego towarzystwa i nawet jeśli jakiś Maziarski go nienawidzi, to on z całą pewnością ma okazję do niego podejść i mu zadać to pytanie inaczej niż każąc mu czytać swój artykuł w tygodniku „Uważam Rze”.
Wspomniałem wcześniej Warzechę. Podczas mojego pisania w Salonie24 też z nim miewałem kontakt. Pamiętam jak raz, podczas jakiejś wymiany pod moją, czy jego notką, zeszło na temat popierania Platformy i PiS-u, i proszę sobie wyobrazić, że Warzecha, na mój zarzut, że on bezmyślnie popiera Platformę – to był czas, kiedy on jeszcze takie wrażenie mógł sprawiać – odpowiedział mi ze szczerością małego dziecka, że on w wyborach 2007 nie głosował na nikogo, a więc że jest całkowicie neutralny. A ja sobie dziś myślę, że to musiała być w tamtych czasach odwaga! To dopiero musiał być dowód bezkompromisowości Warzechy – przyznać się, że on w tamtych wyborach oddał głos nieważny, lub na wybory wręcz nie poszedł. To tak własnie w tamtych dniach działali niepokorni dziennikarze. Dokładnie ci sami, którzy dziś sobie w stałej rubryce dworują z tego idioty Tuska i sklerotyka Mazowieckiego.
Nie mam pojęcia, na kogo głosował w 2007 roku Jacek Karnowski, Piotr Semka, Piotr Zaremba, czy Piotr Gursztyn, ale mam swoje powody, by przypuszczać, że oni wszyscy w tamtym dniu oddali glosy nieważne i uważali ten swój gest za dowód wielkiego bohaterstwa. Wiem też – albo niech będzie, że podejrzewam – że każdy z nich miał wielokrotnie okazję przyjrzeć się swojemu środowisku z każdej możliwej strony i to bardzo, bardzo dokładnie. Mieli możliwość przeprowadzenia bardzo gruntownej analizy postępowania swoich kolegów dziennikarzy. Ja nie. Oni – jak najbardziej. Ale nawet jeśli te wszystkie lata tak fatalnie zmarnowali i zamiast myśleć o Polsce, myśleli o tym, co by tu można było takiego napisać, żeby dało się to opublikować to tu, to tam, a najlepiej i tu i tam, może taki – skoro już na niego padło – Jacek Karnowski zwrócić się dziś do swoich nowych redakcyjnych kolegów Reszki i Majewskiego. Oni muszą znać odpowiedzi na każde jego pytanie. Właśnie ci dwaj. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że oni akurat posiadają tu wiedzę najbardziej tajemną. To w końcu nikt inny jak oni, w czasach gdy Łukasz Warzecha w geście obywatelskiego protestu, oddawał nieważny głos, pisali w „Dzienniku” tekst o tym, że „nikt” nie będzie płakał po Mariuszu Kamińskim, bo „każdy” wie, co to z tego Kamińskiego za ziółko. Więc jestem pewien, że jeśli Karnowski zajdzie do jednego czy drugiego i zapyta ich – no tak zwyczajnie, jak kumpel kumpla – dlaczego aż tak kłamią w sprawie Smoleńska, to oni mu powiedzą. A on nam wtedy, zamiast udawać idiotę, zwyczajnie tę odpowiedź nam powtórzy.
A więc tak to właśnie wygląda. Ja nie mam najmniejszego szacunku ani do Jacka Karnowskiego, ani do jego brata, ani do Ziemkiewicza, Warzechy, czy Igora Janke. Natomiast owszem, mam bardzo poważny interes, żeby każdy z nich był moim dobrym kolegą, żeby mówił do mnie Krzychu, a ja z kolei bym mógł do nich mówić „Jacku”, czy „Piotrek”. Miałbym z tego przynajmniej taką korzyść, że któryś z nich wspomniałby półgębkiem o mojej książce w jednym ze swoich tekstów i ja bym tę resztę nakładu sprzedał w jednej chwili i pospłacał wszystko co mam do pospłacania, a może i wydał kolejną, którą któryś z nich by podobnie zareklamował. Choćby to. Niestety, nic z tego nie będzie. I to z powodu już starszych zaszłości, ale też przez to, że ja już inaczej nie potrafię. Ja ich będę tępił tak długo, aż oni nie zaczną postępować jak ludzie. Jak konkretnie? To bardzo proste. Jak idzie o Karnowskiego, niech on zwyczajnie przy najbliższej okazji , siedząc w telewizyjnym studiu, da jakiemuś Wołkowi zwyczajnie w łeb. Tak by Wołek zleciał z krzesła. To wystarczy.
A poza tym, jestem kompletnie bez pieniędzy, więc, jeśli ktoś lubi tego typu teksty i uważa, że nie zaszkodziłoby za nie płacić, niech łaskawie coś wrzuci do puszki. Namiary obok. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńRzadko czytam Uwarzam że i inne pisma, ale ilekroć to mi się zdarza, sprawdzam o czym pisze Ziemkiewicz. Dlaczego? Bo za każdym razem jakimś dziwnym przypadkiem znajduję tam coś, o czym dopiero co pisałeś na blogu. Nie są to w żadnym wypadku dosłowne cytaty, żaden plagiat, myśl idzie najczęściej w zupełnie innym kierunku. Ale punkt wyjścia jest w Twoim poście i to widać bardzo wyraźnie.
Zawodowi komentatorzy polityczni dawniej inspirację czerpali z rozmów redakcyjnych i łażenia po sejmie i knajpach, ale obracanie się w tak zamkniętym środowisku kompletnie wyjaławia. Podejrzewam że dlatego powstał Salon24. A w każdym razie stał się zbawiennym, niewyczerpanym źródłem inspiracji. Oczywiście wzajemnym. Tylko dla dziennikarzy bloger to nie jest ktoś z kim się dyskutuje ani kolega, na którego wypada się powołać, tylko taki "naturszczyk", u którego zawsze znajdą świeżą myśl i w stosownym momencie, po swojemu i z odpowiednim zadęciem ją wykorzystają. Tak że praca poważnego komentatora stała się obecnie prosta, łatwa i przyjemna: wystarczy wkleić sobie parę adresów w ulubione i walić tekst za tekstem tu lub ówdzie, a może nawet i tu, i ówdzie.
Twoje teksty o kłamaniu musieli czytać ze sto razy. Tylko one jeszcze były bardzo niestosowne i nieprofesjonalne. Teraz,kiedy i tak mogą w każdej chwili wylecieć z pracy bez swojej zasługi, będą się na wyścigi popisywać nie swoim oburzeniem i poczują się bohaterami.
Toyahu!
OdpowiedzUsuńNapiszę najprościej - też tak mam. Ja nie umiem ładnie pisać ale mam jakieś drobne talenta, które chciałem kiedyś rozwijać w ramach dzielnie założonej firmy. Kluczową jednak sprawą, jak to w 3rp, były kontakty. Trzeba było wiedzieć z kim i ile wypić a z kim nie. Kogo poklepać a komu dać się poklepać. No i tu mi cała autopromocja padła.
I to wcale nie jest tak, że musiałem się zakolegować z jakimiś skrajnymi mętami. Skąd! Bardzo mili, rozsądni i inteligentni ludzie. Tylko jakoś niekoniecznie chciałem się być jeszcze jednym z wianuszka tzw. przyjaciół. To wcale nie jest kwestia jakiegoś "dawania dupy" czy coś takiego. Raczej, że pojadę znów Herbertem, "kwestia smaku" - choć wszyscy, powtarzam, byli fajni, inteligentni jak jasna cholera i świetnie wyglądali.
A teraz trafiła się okazja uprawiać autopromocję skierowaną nie do wpływowych postaci ale do wielu dobrych ludzi - może to mi lepiej pójdzie? W każdym razie proszę o głosy w konkursie Handlowiec Roku Branży Dziecięcej. Do końca stycznia!
(Mój nick pochodzi od nazwiska więc łatwo mnie znajdziecie w kategorii "Artykuły Dziecięce")
Ukłony!
@Marylka
OdpowiedzUsuńByła już o tym mowa jeszcze chyba na Salonie i należałoby teraz też wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Te wszystkie gwiazdy skrajnie niezależnego dziennikarstwa czytając blogi zauważyły, że są tacy co umieją pisać lepiej od nich a do tego wnikliwiej analizują i precyzyjniej wyciągają wnioski no i, naturalnie, są naprawdę niezależni. A to wszystko robią za darmo. Prawda, jaka cholerna konkurencja? Więc oni sobie umyślili, żeby blogerów traktować w najlepszym razie protekcjonalnie a najlepiej nie mówić o nich wcale. Smutny tego przykład obejrzeliśmy właśnie w tym programie Pospieszalskiego..
@Marylka
OdpowiedzUsuńNiedawno w Salonie Krysztopa się skarżył, że jakiś dupek z "Uważam Rze" kopiuje jego rysunki. I to solidnie udowodnił. Kiedy oglądałem te obrazki, pomyślałem sobie, że to dobrze, że ja tak mało czytam, bo bym się tylko niepotrzebnie denerwował.
Co do Ziemkiewicza, nie wiem co on tam kombinuje, bo nie lubię go czytać. Byle nie przesadzał.
@Kozik
OdpowiedzUsuńTak jest wszędzie w III RP. Abstynenci mają przechlapane.
W naszej gminie, zanim zbierze się jej rada, odbywa się nieformalne spotkanie z wójtem, gdzie przy wódce i zakąsce ustala się co i jak.
Potem na radzie jest już tylko zaklepanie tego czy tamtego.
W tych środowiskach, które znam, wszędzie rządzi sitwa. I utrącą każdego, kto nie jest swój.
Taka gmina ...
@karakuli
OdpowiedzUsuńWidzisz, to wcale nie jest tak do końca.
Po pierwsze: abstynentem, bynajmniej, nie jestem.
Po drugie: w sumie żadne sitwy, tak jak napisałem - estetyczni, inteligentni ludzie. Niektórzy to nawet, jak to genialnie ujmuje tutaj Toyah - "nasi".
Tylko widzisz... To wciskanie się do wianuszka... I ta nie do ukrycia aura merkantylizmu.... Z tym jest najgorzej.
@Toyah
Czy to co napisałem powyżej nie kwalifikuje się czasem do biblijnego "marnowania talentów"?
(Bo też o tym pomyślałem sobie po lekturze tylko umknęło mi w pierwszym komentarzu).
Pamiętam tę imprezę i tego Grzesia w maturalnym garniturku. Wyglądał jak nastolatka, co wystawiła cnotę na aukcji i dostała ofertę zdecydowanie przekraczającą jej oczekiwania. I teraz, przejęta idzie sfinalizować transakcję. Tak to wtedy odebrałem i nawet nie próbowałem się przywitać, wiedziałem dobrze, że nie jestem targetem oferty. Adorację zostawiłem Leskiemu. Tego wieczora równie dramatyczne wrażenie zrobił na mnie Sakiewicz, ale o tym może kiedy indziej, i Azrael, który przysiadł się wtedy do nas i próbował z Ciebie wyciągnąć, kto za Tobą stoi, w oczywisty sposób nie przyjmując do wiadomości, że można pisać, co się chce.
OdpowiedzUsuńOdnośnie ostatniego, wyboldowanego akapitu, to u mnie jest ostatnio tak marnie, że uzyskałem zgodę bliskich na wyjazd na Wyspy, bo chociaż to poganie i barbarzyńcy, to wolę tam pracować z Jamajczykami na rabiszu, niż tu po raz setny zaczynać od zera. I na zerze kończyć. Bo nie mam tego czegoś, niezbędnego w naszych warunkach. I każdy o tym wie.
@Kozik
OdpowiedzUsuńDobrze że to zauważyłeś. Że to nawet nie musi być jakaś hołota. Zwykli sympatyczni ludzie. Tyle że z tamtej strony. I tyle.
A na handlowca głosujemy jak najbardziej.
@Kozik
OdpowiedzUsuńJuż. Poprzednio tez zagłosowałam, ale potem zapomniałam że można codziennie.
@Kozik
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że jak idzie o przypowieść o talentach to ja jestem cały w strachu.
@redpill
OdpowiedzUsuńMłody jesteś, to Ci jeszcze wypada. Mam nadzieję, że Ci się powiedzie.
@Marylka
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
@Toyah
Ta przypowieść to temat nie do omówienia w komentarzach, jak sądzę.
Ale, powiem Ci, też miewam niewesołe myśli.
@Toyah
OdpowiedzUsuńRaptem 5 lat młodszy od Ciebie. I nie potrzebuję szczególnie powodzenia. Chodzi mi raczej o te talenty. Czuję, że grzeszę.
(pozwolę sobie dziś na małe komentatorskie ADHD)
OdpowiedzUsuń@Redpill
Już kiedyś to pisałem, ale naprawdę cieszę się, ze tu bywasz.
Jak chodzi o GW1990 (no napiszmy ten nick) to na mnie parę przeczytanych jego wpisów zrobiło wrażenie takie, jakie opisuje tu Toyah.
Jeśli jeszcze przez jakiś miesiąc byłbyś tutaj, to może udałoby się spotkać, jeśli nie miałbyś nic przeciwko, czasem bywam w stolicy...
Z wielką przyjemnością się spotkam. Mam zresztą wrażenie, że chyba kiedyś, dawno temu… Jak coś, to redpill24 na gmail.com. Pewnie jeszcze trochę tu pobędę, bo mam jakieś projekty z podobnymi do mnie looserami. Tylko do takich rzeczy mam jeszcze serce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
@redpill
OdpowiedzUsuńNaprawdę??? Dobrze wyglądasz. Tym bardziej masz szansę na sukces. Bo - zgoda - z talentami sprawa cienka.
@redpill
OdpowiedzUsuńWiesz chyba, że na to przyszło też niejednemu z naszych generałów. Odtąd to już nie może być dyshonorem.
@redpill
OdpowiedzUsuńNienawidzę tego robić, ale dla Ciebie niech będzie ten wyjątek. "Loser" piszemy przez jedno "o". Nie przejmuj się. Wszyscy robią ten błąd.
@Toyah
OdpowiedzUsuńZastanawiam, co decyduje o tym że ktoś wybiera taką drogę ?
Pycha, samouwielbienie, chęć bycia zauważonym czy może po prostu osiągnięcie sukcesu a więc po prostu kasa ?
Pewnie wszystko razem ale najważniejsza z tego jest kasa...
Ale coś się zmienia, niektórzy postanowili dokonać ostrożnego przegrupowania, tak na wszelki wypadek...
@Kozik
OdpowiedzUsuńglos oddany
@Redpill
witamy w Ojczyznie No II
@raven59
OdpowiedzUsuńKasa. Zawsze kasa.
toyah.pl padł. Zawsze pozostaje toyah1.blogspot.com
@Toyah
OdpowiedzUsuńzawsze kasa, ale nie dla wszystkich jest najważniejsza, choć każdemu bez kasy trudno.
toyah.pl jest dostępny..., jeszcze ?
Nie przedłużyłeś domeny ?
@Toyah
OdpowiedzUsuńZawsze robię ten błąd i kilka jeszcze podobnych, np w słowie disassambly. Już kiedyś mi pisałeś.
Domena toyah.pl działa i ma się świetnie, jest zarejestrowana do 2012.04.07 g. 15:43:14.
@raven59
OdpowiedzUsuńGdybym nie przedłużył, to bym nie był dostępny.
@redpill
OdpowiedzUsuńTy to masz oko.
@toyah
OdpowiedzUsuńu mnie jest dostępny,
@redpill był szybszy :-))
Toyah
OdpowiedzUsuńPuszczę Ci mailem info, gdzie przenieść domenę przed końcem rejestracji, będziesz miał o połowę taniej. Netart jest drogi.
@redpill
OdpowiedzUsuńOkay.
@Redpill
OdpowiedzUsuńPodaj tutaj - każdemu może się przydać..., Toyah na pewno się nie pogniewa a mnie również to interesuje.
A wracając do tematu, to oczywiście, że nie chodzi o kasę, kasa jest tak samo ważna, jak ten poklask i bycie "w środowisku". Wszystko dla nakarmienia własnego ego. I zabicia pustki w środku. Nie ma co spłycać tego do kasy, bo każdy z nich, jakby musiał, za tę swoją pozycję zapłaciłby z kredytu we frankach.
OdpowiedzUsuń@raven59
OdpowiedzUsuńJa swoje domeny poprzenosiłem na dropped.pl, firma zarejestrowana bodajże na Cyprze, za domeny pl płacę 55 zł rocznie, przy 123 zł w netarcie jest różnica. Są normalnie płatności online i wszystko, co się chce. Z tego, co pamiętam, najlepiej przenieść pod koniec okresu rejestracji, bo jak się przeniesie wcześniej, to się traci, ale musiałbym sprawdzić. Trafiłem na nich przypadkiem, bo przechwycili jedną moją nieopłaconą domenę i musiałem ją odkupić, ale i tak wyszło taniej, niż bym przedłużył.
@redpill
OdpowiedzUsuńPrędzej czy później kończy się na kasie.
PS. Dziękuję za info - znacząco taniej.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNa Wyspach szybko zaczynam mówić czymś w rodzaju karaibskiego patois, bo mam tam okropne towarzystwo, no i nie ma tych głosek, których w moim wieku nie idzie się nauczyć wymawiać.
@redpill
OdpowiedzUsuńNo, tego właśnie nie rozumiem. Kasa - jasna sprawa. Żyć trzeba. Natomiast jaki tu splendor w tym, że się jest... no kim?
@redpill
OdpowiedzUsuńNieważne. Bylebyś umiał powiedzieć to co chcesz i żebyś zrozumiał to co do Ciebie mówią. A jak idzie o te nieszczęsne zgłoski, to sprawa jest beznadziejna. Dembiński się że mnie śmieje, że ja nie umiem rozróżniać między "fall", "full", a "fool". No i że oczywiście nie potrafię jak człowiek wymówić "Liverpool".
@Toyah
OdpowiedzUsuńZnam ten twój stan bardzo dobrze.
Podobnie miałem zawsze tendencje anty społeczne, czy anty socjalne. Nigdy nie należałem do żadnego harcerstwa, żadne wspólne obozy, ZMSy, czy ZSP. Nie lubiłem przynależeć do grupy.
I zawsze było to ograniczone zaufanie do czystości poczynań innych.
Jak spojrzę wstecz, to jedynie bezgranicznie ufałem tylko jednej osobie - mojemu ojcu. Potem już nie było nikogo.
Ale z wiekiem nauczyłem się ludziom dużo wybaczać. Nie jestem aż tak twardy jak Ty.
Chyba Karnowskiemu bym rękę podał.
@Marylka
W swojej przeogromnej pysze, zauważyłem u Ziemkiewicza również parę zapożyczeń z mojego bloga. Chyba, że paru ludzi może nagle myśleć dokładnie to samo.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńMałe sprostowanie. Ja bym mu rękę podał jak najbardziej. Jest bardzo niewiele osób, którymi aż tak gardzę. Ja opisywałem bardzo konkretną sytuację i bardzo szczególną atmosferę.
@Toyah
OdpowiedzUsuńRozumiem, ze było Ci ciężko wówczas.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńCiężko w tym sensie, że ja nie mam doświadczenia w publicznych występach. Poza tym byłem lekki jak ptak. No i wściekły.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńczy mógłbyś mi przypomniec tytuł polecanego przez ciebie filmu o Facebooku? Z góry dziękuję za pomoc.
Jakoś nie mogę odnależć posta na ten temat:(.
@Iza
OdpowiedzUsuńOn ma angielski tytuł "Catfish" i chyba nie ma tłumaczenia na polski.
@Iza,
OdpowiedzUsuń@Toyah
"CakFish" tutaj:
http://toyah1.blogspot.com/2011/11/o-okrecie-i-wosach-na-gowie.html
Ale czy nie chodziło o "Social Network"? - ten też chwaliłeś:
http://toyah1.blogspot.com/2011/03/social-network-czyli-dziesiec-lat.html
http://toyah1.blogspot.com/2011/12/o-kurwach-idiotach-i-czarnym-libido.html
Słuchajcie, jak to się stało nie wiem, ale jestem tu pierwszy raz i bardzo chcę skorzystać z "Jednocześnie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta", ale gdzie ten numer?
OdpowiedzUsuńjakaś podpucha czy ściema?
pomóżcie
@zolodu
OdpowiedzUsuńNie ma ściemy niestety. Oni mnie tu faktycznie utrzymują. Numer konta podany jest obok po prawej stronie w dziale "O mnie". Tuz obok krowy.
@zolodu
OdpowiedzUsuńW górnej części po prawej stronie, poniżej zdjęcia Anny Walentynowicz jest toyah i "O mnie", a tam wszystkie dane.
@Toyah
OdpowiedzUsuńZnów napisałam równocześnie z Tobą. Tylko u mnie to później wchodzi, bo po napisaniu na wszelki wypadek kopiuję, potem loguję, a potem często blogger mówi mi że niestety, więc wklejam skopiowane i tak to trwa. Ciężkie narzędzie ten blogger.
@Marylka
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale staram się szczerze wszystkim Wam to rekompensować.
Dzisiaj mnie olśniło. Jak wiecie z Actami robi się niezła zadyma. Nasz Bochater C..Hołdys dostał medialnego strzała, aż fejsbuka zlikwidował. Smutne że nie za rynsztokowy język ... ale to mała dygresja ... jednym słowem dymi się wszędzie... Ale ja o ciekawym olsnieniu które mnie spotkało po rozmowie z tzw lemingiem... zauważyłem że jego stosunek do Po sie zmienia i dostrzega nędzę tego projektu. Ale Pis traktuje
OdpowiedzUsuńbardzo emocjonalne tak jak Polskę to są te same uczucia on nienawidzi Pisu za to że nie jest piękny i doskonały.
I na koniec jeszcze jedna myśl to uruchomione imperium nienawiści już chyba pożera własnych kuratorów. Palikoty opanowały police ... tylko potem trzeba będzie to wszystko jakoś posprzątać i ogarnąć nim nadejdzie Oblubieniec....
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńByłem na proteście przeciwko ACTA. Dużo znanych mi lemingów w tłumie (ok tysiąca) skakało i skandowało Tusk ma Tole.
Ja już widzę lawinę. Sympatycy się odwracają gremialnie.
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńHołdys to matoł, w dodatku niezrównoważony. A więc to co on robi i mówi, jest pozbawione znaczenia. On na tego Facebooka w każdej chwili może wrócić.
Pamiętasz panią z mojego spożywczaka, która się na mnie oburzyła, że ja jestem PiS? Otóż ten sklep właśnie padł. I wiesz jak ona zareagowała? "Niech pan patrzy, jak ten rząd niszczy ludzi". A ja jestem pewien. że ona to wiedziała już wtedy. Że oni niszczą ludzi. I będzie to wiedziała, jak będzie ginąć pod tymi długami. A o tym że Kaczyński chciał robić wojnę z Niemcami nie zapomni.
Nie zrozumiałem z tymi palikotowcami. Możesz jaśniej?
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńBez znaczenia. To jest stracone pokolenie. Oni na dźwięk słowa "Polska" w najlepszym wypadku ziewają. Tyle wszystkiego, że może coś podpalą i będziemy mogli sobie popatrzeć na to w TVN24.
@Toyah
OdpowiedzUsuńU na w Nowej Hucie chodziliśmy na tzw rozruchy i zawsze to było powiązane z kościołem. Msza modlitwa pieśni a potem demonstracja i walka.
Przypominało to trochę średniowieczne bitwy w swej duchowej otoczce. My jako gówniarze chodziliśmy na Fatimę, a jak Fatima w Bieńczycach to i Bogdan Włosik. I tak to się toczyło.
Dzisaij patrze na tą młodzież i widzę właśnie palikoty z tym idiotycznym "kto nie skacze ten za acta hej hej"
Jak pajace na sznureczku...
A jest okazja by nawiązały się porozumienia właśnie w tej sprawie.
Jak kościół hierarchiczny stchórzył podczas walki o krzyż to niech chociaż teraz da świadectwo.
JA wiem że przekaż medialny będzie maksymalnie wykrzywiony. Ale to dobrze bo łodzi zobaczą jak to się robi... tylko jak mówię potrzeba by te protesty uduchowić.
Toyah,Raven,
OdpowiedzUsuńdzięki, chodziło mi o Catfish.
Pozdrawiam:).
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńJa to czarno widzę. Te protesty w istocie rzeczy robią wrażenie czysto pakietowych, natomiast jak idzie o Kościół, biskupi są w całkowitym odwrocie. Mogli się pokazać po 10 kwietnia. Już nigdy nie będą mieli drogi tak prostej.
@Toyah
OdpowiedzUsuńAby rozjaśnić sprawę kościoła i hipotetycznego miejsca w "spontanicznych" protestach, napiszę coś odnośnie wcześniejszych Twoich rozterek, dotyczących Twojego kumpla, Michaela. Bo ja też mam kumpli wychowanych w kulturze anglosaskiej i oni również są wybitnej klasy specjalistami od spisków. Jednak, jak się podrąży temat, to zawsze się okazuje, że jednak matką wszystkich spisków, dystansującą nawet Hollow Earth i Reptilian, jest Stolica Piotrowa. Kultura anglosaska jest przesiąknięta spiskiem Rzymu, Guy Fawkes, oficjalny spiskowiec nr 1 był papistą i to wie każde dziecko. Tak są wychowani i kiedy się orientują, że to co widzą, to nie jakieś śmiechy, tylko normalna wojna cywilizacji, naszej, łacińskiej i pogańskiej, rozpoczętej reformacją i dążącej do zagłady Rzymu, kiedy się o tym niezbicie przekonują, a tak było 10.04, to natychmiast poważnieją i zamiast rozmawiać, wydają oficjalne komunikaty. Bo kiedy zabija się papistów, to obojętne, kto to robi, nie należy temu przeciwdziałać. Wojna cywilizacji, ot co.
Patrząc na to co się dzieje wydaje mi się, że Tusk będzie musiał z tą swoją drużyną przyjąć tą powracającą falę nienawiści. Taka ich kara i los.
OdpowiedzUsuńJA w ogóle po wyprowadzce z Huty do tzw nowego osiedla nie mogę się połapać. Ty wiesz że od 6 lat nie widziałem żadnej klepsydry...
Młodzi śmieją się z bloków zamieszkałych przez Wietnamczyków gdzie nie zajeżdża nigdy karetka policja czy trupiarka...
@redpill
OdpowiedzUsuńFantastyczne! Tego właśnie potrzebowałem.
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńAleście się fajnie rozgadali. Dziękuję.