W dzisiejszych salonowych wpisach pojawił się tekst Jana Osieckiego - dziennikarza, zatytułowany Bal w operze http://osiecki.salon24.pl/95526,index.html. Podkreślam, że jest to tekst napisany przez dziennikarza, a nie przez jednego z publicystów-amatorów, takich jak ja, na przykład, żeby nikt nie myślał sobie, że każdy coś tam pisze, więc nie ma się czym przejmować.
Pan redaktor Osiecki, powołując się na rozmowę, którą jego macierzysty Newsweek przeprowadził z Adamem Bielanem, cieszy się, że prawdopodobnie z listopadowego balu u Prezydenta wyjdą nici, bo - wszystko na to wskazuje - nie dopiszą goście. Nie wiem, czy rzeczywiście goście nie dopiszą, czy może jednak nie będzie aż tak źle, ale to, że perspektywa fiaska prezydenckiego balu, red. Osieckiego cieszy, mnie nie dziwi, choć jego radości nie podzielam. Nie dziwi mnie, bo znam nastroje, orientuję się w sytuacji emocjonalnej , w jakiej znalazła się znaczna część społeczeństwa i myślę, że ten rodzaj nadziei nie jest niczym szczególnym.
Nie podzielam tej satysfakcji, ponieważ chciałbym, żeby bal się udał i myślę, że byłoby mi przyjemnie patrzeć, jak do Polski zjeżdżają przywódcy największych państw świata, żeby wspólnie z nami świętować obchody odzyskania przez Polskę niepodległości.
Oczywiście, chciałbym też, żeby inicjatywa prezydenta Kaczyńskiego spotkała się z odpowiednio powszechnym poparciem, bo głosowałem na Lecha Kaczyńskiego, uważam go za świetnego prezydenta, jestem z niego dumny i - co naturalne - życzę mu samych sukcesów.
Ale jak mówię, głownie chodzi mi o to, że życzę wszystkiego najlepszego Polsce, bo w sposób być może często irracjonalny kocham mój kraj i jeśli dzieje mu się krzywda - tak jak ja ją widzę - to się martwię, a kiedy Polska odnosi sukcesy - to się cieszę. Cieszę się więc, jak polscy sportowcy zdobywają medale, uzyskują mistrzowskie tytuły, i leją wszystkich możliwych swoich konkurentów nie-Polaków. Nie interesuję się sportem jakoś szczególnie, niektóre konkurencje są mi kompletnie obce. Powiem więcej, czasem mam wrażenie, że związki sportowe, trenerzy, dziennikarze sportowi i całe to ‘sportowe' towarzystwo, to banda dziwnych ludzi z dziwnymi interesami, którzy mają tylko ten jeden cel, żeby zarabiać na sukcesach ludzi, choć często bardzo zdolnych, to równie często głupich i nieciekawych.
Jednak mimo to, kiedy polscy sportowcy wygrywają, cieszę się razem z tymi wszystkimi opasłymi działaczami. Cieszyłem się też kiedyś razem z Aleksandrem Kwaśniewskim i cieszę się też dziś razem z Donaldem Tuskiem, z których - jak może wiecie - ani jednego ani drugiego nie lubię. Cieszę się, bo kocham Polskę i chcę, żeby się jej wiodło na wszystkim możliwych frontach.
Mój stosunek do Polski jest tak emocjonalny, że, jak widzę, że gdzieś za granicą - choćby i w Niemczech - mówią dobrze o Polsce, albo kiedy się dowiaduję, że ktoś, kto nie jest Polakiem, przyjechał do Polski i był zachwycony, albo nawet kiedy oglądam zagraniczny film i widzę na końcowych napisach polskie nazwiska, to zwracam na to wszystko uwagę i jest mi miło. Na przykład zawsze mnie bardzo cieszyło, że Quentin Tarantino, albo Steven Spielberg zatrudniali w swoich filmach operatorów-Polaków.
Od czasu takich filmów, jak Brzezina, czy Panny z Wilka, które mi się niezmiernie podobały, nie lubię filmów Andrzeja Wajdy i w ogóle samego Andrzeja Wajdy za bardzo też nie lubię, ale bardzo chciałem, żeby dostał za swój Katyń - który, tak na marginesie, raczej mi się nie podobał - Oskara. Myślałem sobie, że byłoby nieźle, gdyby w tym Los Angeles mówili o Polsce i wiedzieliby, że Polska to nie byle co.
Takie to są relacje między mną a Polską.
Rozumiem jednak, że nie każdy musi być tak okropnie ‘polski', jak ja, a jeśli do tego dochodzi jeszcze polityka to w ogóle bywa różnie. Ktoś nie lubi Lecha Kaczyńskiego i myśli, że jeśli ten bal się nie uda, to ta porażka Prezydenta zapisze mu się na koncie, obniży jego notowania i ostatecznie Lech Kaczyński przegra kolejne wybory i będzie super. Ja oczywiście, na miejscu tych kibiców raczej bym liczył na swoje siły, bo - jeśli mogę na chwilę wrócić do sportu - zawsze jest lepiej wygrać, bo się jest dobrym, a nie dlatego, że ci drudzy się pochorowali, albo dzień wcześniej zapili i im piłka źle wchodziła. No, ale jak mówię, to rozumiem.
Jan Osiecki jednak, w pewnym momencie tego swojego salonowego wpisu, napisał coś więcej ponad to, że będzie frajda, jak bal nie wypali. Padły mianowicie takie słowa: Cóż, jaki kraj, takie obchody. Osiecki więc, jak można się domyślać, uważa, że te obchody skończą się dokładnie taką samą klapą, jaką klapą jest Polska. I dobrze!
Powiem szczerze, że mnie ten fragment bardzo zasmucił. Ja wiem, ze są ludzie na świecie, a w tym Polacy, którzy do Polski mają stosunek pogardliwy. Tu, w Salonie24, zdarza się, że pojawiają się komentarze, pisane przez ludzi, którzy kiedyś z Polski wyjechali i mieszkają na przykład w Niemczech, czy w Ameryce, którzy, kiedy myślą o Polsce, to natychmiast przychodzą im do głowy słowa takie jak ‘hołota', albo ‘nieudacznicy'. Ale, powiem uczciwie, że sądziłem, że oni już sobie z Polski pojechali, razem ze swoimi kompleksami i swoim rozżaleniem do Ojczyzny. A tu nagle, główna strona Salonu, i ‘czerwony' tekst i taki przekaz.
Myślę więc sobie, że jest w Polsce wciąż bardzo duża grupa ludzi, dla których ważniejsze od samej Polski jest to, co oni odczuwają w wymiarze politycznym. To nie jest tak, że oni Polski nie lubią, albo uważają, że Polska jest bardziej paskudna od - na przykład - Francji. Oni Polskę lubią, tyle, że są głęboko przekonani, że dopóki ‘ten kraj' (oni lubią używać tego rodzaju frazy) gości osobników, którzy nie spełniają ich politycznych wymagań, to jest ten kraj jakoś ‘niepełny'. Oni wierzą, że Polska ma naprawdę wielka szansę stać się fantastycznym krajem, krajem, z którego będziemy dumni, i za który nie będziemy musieli się wstydzić ani przed Niemcami, ani przed Duńczykami, pod warunkiem, że uda się Polskę oczyścić z tego wszystkiego, co nas brudzi politycznie.
Czyli, to co trzeba zrobić przede wszystkim, to wszystkie ‘mohery' należy umieścić w getcie, ‘toruński' kościół zamknąć, PiS zdelegalizować, Kaczyńskich i Ziobrę wsadzić do więzienia i wtedy dopiero będziemy mogli sobie urządzać bale, festyny, zabawy i spokojnie budować boiska dla młodzieży.
Piosenkarka Maria Peszek, niedawno w wywiadzie dla Dziennika (http://www.dziennik.pl/kultura/muzyka/article242574/Zwierzenia_chudej_suki.html) powiedziała tak mianowicie: „Są miejsca, w których trzeba opowiedzieć o indyku i praniu, w „Machinie" mogę zaapelować o zburzenie kościołów, a do was powinnam coś bardziej inteligenckiego wymyślić". Oczywiście, piosenkarka Peszek może nie znać tego fragmentu powieści Orwella, w którym Winston ma wrażenie, że kiedyś słyszał dzwony kościołów, ale nie wie, czy to był sen, czy prawda, ale wie, że coś mu się po głowie kołacze. Może też być tak, że ona nawet, gdyby czytała Rok 1984 i akurat ten fragment zapamiętała, nie uznałaby go za interesujący. Ale właśnie chodzi mi o coś takiego. Są ludzie, dla których rzeczy stają się ważne dopiero wówczas, gdy wokół się zrobi porządek.
Piosenkarka Peszek, w tym samym wywiadzie mówi coś jeszcze: „Zaczęłam pisać teksty w mrocznym czasie IV RP. Miałam wrażenie, że zakazano w Polsce radości, więc to była reakcja obronna". Wydaje mi się, że te słowa są jeszcze ciekawsze od refleksji na temat konieczności burzenia kościołów. Bo tu właśnie, jak w zwierciadle, odbija się cała ta filozofia, z którą mamy do czynienia i w dzisiejszym tekście redaktora Osieckiego i w wypowiedziach wielu innych ludzi, których spotykamy. Dla Marii Peszek, ten zły czas, kiedy bawić się zakazano, kiedy radość była przestępstwem, się już skończyły i ona teraz już może normalnie, jak zwykła polska dziewczyna, opowiadać o seksie i przyjemnościach z niego płynących. Dla Jana Osieckiego, widocznie, nie nadszedł jeszcze czas na zabawę i na bale. Wprawdzie czas bezpośredniej represji już minął i od roku jest jakby lepiej, ale wciąż krążą po tej naszej Polsce osobnicy niepewnego autoramentu i do czasu, jak ich się nie pozbędziemy, należy zachować powagę.
Jan Osiecki z pewnością jest polskim patriotą i on jest naprawdę dla tej swojej Polski uczynić wiele, ale jeszcze nie teraz. Teraz, to on najwyżej może kupić sobie płytę Marii Peszek i zadumać się przy dobrej muzyce na temat radości, wolności i na temat Ojczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.