sobota, 27 września 2008

Za co nie lubię dziennikarzy, dlaczego nie wierzę mediom

Od czasu, gdy Jarosław Kaczyński udzielił swojej słynnej ostatnio wypowiedzi dla Sygnałow Dnia http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/artykul15966.html, gdzie w pewnym momencie wspomniał - przyznaję, w niezbyt sympatyczny sposób - o Ludwiku Dornie, minął już tydzień, a wrzawa związana z tym wydarzeniem nie cichnie; powiem więcej - tak jakby ostatnio się nawet bardziej rozhulała.
Napisałem, ze słynna jest wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego i że wrzawa, z którą mamy ostatnio do czynienia, jest związana z tą wypowiedzią, a przecież jest to ocena nie do końca ścisła. Sławna jest na przykład wypowiedź, jedna, druga i trzecia, Ludwika Dorna, na ten temat. Sławny jest też niewątpliwie list otwarty, jaki obecna pani Dornowa opublikowała w Dzienniku pod tytułem List żony Dorna. Sławne są niewątpliwie komentarze na temat tego, co uczynił Dornowi Jarosław Kaczyński, a tym samym, co uczynił swojej, i tak już tylko dryfującej, partii. Sama wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego sławna już raczej nie jest.
Podobnie wygląda sytuacja tej „wrzawy". Wrzawa owa, owszem, jest związana z tym, co powiedział jakiś czas temu Jacek Kurski, albo Przemysław Gosiewski, czy - ostatnio - nawet pani poseł Szczypińska. Powiem nawet, że, podobnie jak to się ma w przypadku samej wypowiedzi i rzekomej „sławy" wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, niewątpliwie i tu istotnym powodem tej wrzawy są komentarze - jeden, drugi i trzeci - Ludwika Dorna i, wspomniany już List żony Dorna. Ale o tym, żeby sam wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla Jacka Karnowskiego w Sygnałach Dnia z 19 września, spowodował jakąkolwiek wrzawę, nic mi absolutnie nie wiadomo.
I to mnie, powiem szczerze, nie dziwi. Wszystko, co dotychczas, przez całe swoje długie lata politycznej działalności, mówił i robił Jarosław Kaczyński, było dla tak zwanej, mainstreamowej opinii publicznej, ważne tylko o tyle, o ile z jego czynów, czy jego wypowiedzi, da się wykroić jakiś, choćby nawet i bardzo mizerny powód, do kopnięcia go „w ten kaczy dziób".
Cokolwiek od osiemnastu już z górą lat, robi, czy mówi Jarosław Kaczyński jest relacjonowana tylko pod tym jednym warunkiem. Że ten intelektualny i emocjonalny wysiłek elit, polegający na niebojkotowaniu Jarosława Kaczyńskiego, jako polityka i człowieka, przyniesie jakieś wymierne korzyści dla prowadzonej od wielu, wielu lat, przez te właśnie elity, kampanii kłamstwa i dezinformacji wobec społeczeństwa
Dlatego zatem, kiedy słyszę, że Jarosław Kaczyński powiedział, albo zrobił coś kompromitującego, co go ostatecznie już pogrąży i wreszcie wyeliminuje z naszego życia politycznego, a jego partię wyrzuci poza nawias historii, uczony doświadczeniem, przymykam na te teksty jedno oko, a jedno ucho otwieram na piosenkę Kazika i te wielkie słowa: „Czy ma sens, że się trudzisz? Weź, nie p..., to mnie nudzi"? Dlatego mianowicie, że właśnie moje doświadczenie, nauczyło mnie tego, że są ludzie, którzy są gotowi dla jednego, niskiego celu, wykorzystać wszelkie dostępne środki, byleby ten cel osiągnąć.
Dlatego, na przykład, jeśli moje dziecko przychodzi do mnie ostatnio i mi mówi: „A ty wiesz, że podobno....", to ja zawsze odpowiadam, że może tak, może nie, a może jeszcze inaczej, a może w ogóle nie i że najlepiej będzie troszkę poczekać. I wtedy spróbujemy się w sytuacji zorientować o wiele skuteczniej.
Pamiętam, jak nie tak przecież dawno temu, nad całą Polską podniósł się harmider na temat taki mianowicie, że Jarosław Kaczyński w bezprecedensowy sposób zaatakował internatów. Przez cały boży tydzień media, papierowe, elektroniczne, z samym Internetem na czele, oraz bardziej zaangażowana część wykształconej opinii publicznej, nie mówiły o niczym innym, jak o ostatecznej kompromitacji Kartofla, który nie dość, że nie ma żony, jest mały i mieszka z mamusią, to jeszcze na dodatek, jak ostatni jołop, obraża internatów.
Nikogo nie obchodziło,, gdzie Kaczyński to powiedział, jak to powiedział i nawet, co powiedział. Ważne było tylko to, żeby przez tydzień urządzać festiwal szyderstw w stosunku do jednej, znienawidzonej przez elity, osoby. Nikt się nie zainteresował samym wywiadem z Jarosławem Kaczyńskim, opublikowanym, tak na marginesie w Internecie, tym, że wywiad był długi na cztery, czy pięć stron, dotyczył dziesiątek bardzo ważnych kwestii, zupełnie niezwiązanych z Internetem i tylko na sam jego koniec, zapytany, czy on ma jakiś pomysł, żeby zwiększyć społeczne zainteresowanie wyborami, odpowiedział, że jest przeciwko tworzeniu społecznej aktywności na siłę i, że choćby pomysły takie, jak głosowanie przez Internet, mu się nie podobają, bo przez swoją kulturową oprawę deprecjonują sam akt głosowania.
O internautach siedzących z piwem (tak jak ja choćby teraz) przed ekranem komputera, wspomniał Kaczyński tylko w jednym (dosłownie jednym) zdaniu. I to wystarczyło, żeby główne media urządziły mu takie piekło, że przez cały tydzień Jarosław Kaczyński nie wiedział, gdzie się ruszyć. W końcu dano mu spokój, bo wystękał to swoje słynne „przepraszam". Za co? Tego to już dziś nikt nawet nie pamięta.
Podobnie jest i teraz. Rozmowa Karnowskiego z Kaczyńskim w Sygnałach Dnia jest długa i bardzo interesująca. Kaczyński mówi mnóstwo bardzo ciekawych i bardzo mądrych rzeczy. W pewnym momencie, Jacek Karnowski pyta Kaczyńskieiego:
Jacek Karnowski: Panie premierze, Ludwik Dorn z kolei, wciąż poseł Prawa i Sprawiedliwości, został wybrany w rankingu tygodnika Polityka najlepszym posłem roku 2008. Jest to ranking opracowywany przez dziennikarzy na podstawie wypowiedzi dziennikarzy sejmowych. Czterdziestu dziennikarzy brało udział w ankiecie. Najlepszy poseł, który dziś jest na marginesie Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński: No cóż, to się już zdarzało przedtem Ludwikowi Dornowi, nie chcę tego kwestionować, nie chcę twierdzić, że tutaj były jakieś dodatkowe motywy, chociaż nie można ich wykluczyć, znając „życzliwość" tego środowiska dla Prawa i Sprawiedliwości. Niemniej Ludwik Dorn jest człowiekiem, który złamał pewne reguły gry w sposób drastyczny. No, łamie je niestety także w innych dziedzinach życia i to być może doprowadzi do dalszych konsekwencji. I tyle mogę w tej sprawie powiedzieć.
Jacek Karnowski: Co pan ma na myśli, panie premierze?
Jarosław Kaczyński: Ja nigdy nie przeczyłem, że Ludwik Dorn jest bardzo inteligentnym człowiekiem.
Jacek Karnowski: A co pan ma na myśli mówiąc...
Jarosław Kaczyński: Nie chcę o tych sprawach mówić, ale można było zresztą o nich też przeczytać w prasie. Nie mam zamiaru tutaj wchodzić...
Jacek Karnowski: Chodzi o życie osobiste?
Jarosław Kaczyński: Nie będę mówił, o co chodzi, ale w każdym razie mamy tutaj do czynienia z takim kryzysem osoby wielostronnym.
Proszę zwrócić uwagę. Redaktor Karnowski pyta Kaczyńskiego, co sądzi o tym, że Dorn został przez Politykę wybrany posłem roku. Kaczyński odpowiada, że on tego nie kwestionuje, choć podejrzewa, że Polityka kierowała się tu jeszcze innymi, pozamerytorycznymi, powodami. Że Dorn ma kłopoty w PiS-ie, bo złamał pewne reguły. No i że łamie te reguły również poza polityką.
Oczywiście, ja wiem, że mógł Kaczyński, wiedząc, że każde słowo będzie mu, jak zwykle wyciągnięte, i że nie będzie to z całą pewnością słowo mądre, merytoryczne i choćby trochę interesujące, się w tej części nie odzywać. Mógł akurat to jedno zdanie sobie darować. Ale sobie nie darował i powiedział. Więcej, jak sami widzimy nie chciał mówić i w gruncie rzeczy, mimo, że Karnowski go trzy razy naciskał, nic już więcej nie powiedział Całą resztę zrobili inni politycy, media i sam Dorn z rodziną.
Ktoś powie, że się wygłupiam, broniąc Kaczyńskiego. Że polityk, każdy polityk, powinien uważać na swoje słowa i słów tych ponosić konsekwencje. Jest jednak tak, że może i ja się faktycznie wygłupiam, ale nie zmienia to faktu, że w sposób absolutnie drastyczny, wyżej sformułowana zasada nie dotyczy każdego polityka. Powiem więcej, dotyczy tylko małej, bardzo małej grupy polityków. I to jest dla mnie powodem mojego rozgoryczenia.
Od pierwszego dnia, gdy Jarosław Kaczyński wspomniał o łamaniu przez Dorna reguł, sam Dorn zachowuje się, jak kompletny wariat, biegając w kółko i strasząc Kaczyńskiego sądem. Żona Ludwika Dorna pajacuje w sposób absolutnie dziwaczny, śląc głupkowate listy do gazet i tłumacząc ludziom, dlaczego zarobki jej męża są małe, a nie duże. I to oczywiście nikomu nie przeszkadza. Wczoraj w Szkle Kontaktowym, Grzegorz Miecugow z tym, jakimś Wojciechem Zimińskim załamują ręce nad PiS-em, że jest to taka partia, która konsekwentnie eliminuje swoich najbardziej znakomitych członków. Że wszystko, co było w PiS-ie wielkie i wybitne, musiało z PiS-u odejść. I Ludwik Dorn i Marek Jurek i Antoni Mężydło, no po prostu pogrom ludzi bez skazy. Pozostaje się dziwić, że Miecugow nie wymienił jeszcze do tego Artura Zawiszy, ale, wygląda na to, że nawet w Szkle Kontaktowym istnieją jeszcze jakieś niewyraźne granice bezczelności.
Nie ma takich słów obrzydzenia i pogardy; nie ma szyderstw i obelg, którymi nasze światłe media i ich wybitni przedstawiciele, nie obrzucili w swoim czasie zarówno Ludwika Dorna, jak i Marka Jurka. Do dziś pamiętamy tych dwóch, zapluwających się najbardziej idiotyczną satysfakcją, mądrali z RMF-u, kiedy rzucili Dornowi na konferencyjny stolik dwa wieśmaki. Do dziś pamiętamy, jak cały TVN24, przez kolejne dni, z dziką satysfakcją natrząsał się z tego ‘matołowatego' Dorna i jego ‘matołowatej' miny, gdy dzielni przedstawiciele niezależnych mediów urządzili mu happening, jak należy.
Dziś nagle, oni wszyscy aż drżą z oburzenia, że Jarosław Kaczyński - ten kartofel i mikrus - śmie tknąć kogoś takiego, jak Ludwik Dorn.
I znów, załóżmy nawet, że Jarosław Kaczyński przy Dornie, czy Jurku, to rzeczywiście moralne i intelektualne nic. Załóżmy nawet, że tu rzeczywiście nie chodzi o ataki w ogóle, ale TAKIE ataki. Że faktycznie, oburzenie elit wywołało rozgrzebywanie tak intymnych i prywatnych kwestii, jak rodzina, alimenty, dzieci...
Jednak tu też wypada się zastanowić, jak to się stało, że każdy, nawet najbardziej ciemny obywatel, może i nie wie, jakie są w Polsce partie polityczne, jaka jest różnica między Sejmem a Senatem i między Prezydentem a Premierem, co to znaczy minister i czym on takim, ten minister, się zajmuje, ale ten sam obywatel na 100% wie, że Jarosław Kaczyński jest pedałem, który śpi ze swoją mamą i z kotem. Kto tych obywateli o tym poinformował? Poseł Gosiewski, czy może prężne i niezależne media? Chyba zaraz zwymiotuję...
Oczywiście, to wszystko, czego jesteśmy świadkami jest przykre i w sumie nierokujące zbyt dobrze na przyszłość. Ale wiemy też, co już pisałem nie raz, że my - ludzie Ciemnogrodu - może i jesteśmy naiwni i wciąż widzimy przyszłość jasną, mądrą i ciepłą. Ale, tak się przy tym składa, że ten nasz optymizm i ta nasza nadzieja, stanowią nieodłączną część tego czegoś, czego tamtym brakuje. Mianowicie zwykłego, prostego, absolutnie przyziemnego, człowieczeństwa. A to ono w ostatecznym rozrachunku zwycięża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...