Jeszcze w środę, w Rzeczpospolitej ukazał się niezwykle interesujący, pięknie napisany i cudownie emocjonalny, artykuł Piotra Gontarczyka rozprawiający się z działalnością tzw. Komitetu Helsińskiego w Polsce, która to działalność, jak Gontarczyk bardzo trafnie wykazuje, ostatnio sprowadza się głównie do prowadzenia walki politycznej, której celem jest niedopuszczenie do reaktywacji projektu IV RP.
Artykuł Gontarczyka jest sam w sobie tak pełny i precyzyjnie logiczny, ze nie widziałem żadnego sensu, żeby dorzucać swoje trzy grosze do tego, co już zostało napisane. Pomyślałem sobie, że gdybym miał jakoś uczcić tu w Salonie pojawienie się tej analizy, to wyłącznie w formie odpowiedniego linku i sugestii, żeby każdy tam się skierował.
Pisać, że sam Komitet Helsiński w Polsce, przez swoje od lat podejrzane międzynarodowe afiliacje, jest niczym innym, jak ekspozyturą najzwyczajniejszych lóż, a w Polsce, zarówno jego członkowie, jak i członkowie Zarządu czegoś, co się nazywa Helsińską Fundacją Praw Człowieka, to również w swoim pełnym komplecie, albo tzw. byli ludzie byłej Unii Wolności, lub też po prostu bracia-masoni, wydawało mi się zbędną stratą czasu.
Niestety, czego się może nie spodziewałem - a przynajmniej nie aż tak szybko - a czego spodziewać się jednak mogłem (o, ja naiwny!), odpowiedź tego szczególnego towarzystwa nadeszła od razu na drugi dzień. Zgodnie z procedurami, Rzeczpospolita opublikowała oświadczenie podpisane w imieniu zarówno Komitetu, jak i Fundacji, w którym cała grupa wybitnie szarych osobników, protestuje przeciwko słowom Gontarczyka. I jest w porządku. Może tylko z wyjątkiem tego, że redakcja Rzepy uznała za stosowne zaznaczyć pod tekstem Gontarczyka, że jego poglądy nie koniecznie są poglądami redakcji, natomiast pod tekstem Grupy Helsińskiej, już tego zastrzeżenia umieścić nie zechciała.
Kiedy w roku 1991, niejaki Marek Goliszewski szybciutko wskoczył do tramwaju o nazwie Trzecia Rzeczpospolita i założył sobie instytucję pod tytułem Business Center Club, pomyślałem sobie, że jeśli stara agentura będzie teraz szukać sobie wygodnych przyczółków w nowej Polsce, to raczej tam gdzie są pieniądze, i nawet mi, w tej mojej, wspomnianej już naiwności, nie przyszło do głowy, że mądrzy i odpowiednio wykształceni ludzie wiedzą, że równie ważne jak pieniądze - a, kto wie, czy nie ważniejsze - jest idea.
No i teraz, kiedy już się okazalo, że pieniądze nie dla nas, to musimy się potykać z ideami. Powiem szczerze, że w ogóle nie interesuje mnie zakres zainteresowań zarówno Komitetu Helsińskiego, ani tej jakiejś Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przyznać nawet mogę, że jedno i drugie dotychczas mi się kompletnie mieszało i miałem wrażenie, że to jedna zaraza. Ponieważ wszystko wskazuje na to, że w gruncie rzeczy jest to jedna i ta sama firma, a nazwy są długie - i przynajmniej dla prostego człowieka ze wsi - i kompletnie bezsensowne, postanowiłem tu od czasu do czasu pomagać sobie nazwą państwo Helsińscy.
Tak, czy inaczej, przygotowując się do pisania tego tekstu, sprawdziłem w Internecie tę Fundację i już wiem:
„Jesteśmy organizacją utworzoną w 1989 roku przez członków Komitetu Helsińskiego w Polsce. Nasza misja to rozwijanie kultury wolności i praw człowieka w kraju i za granicą."
Tak tam stoi, więc powtarzam. Przyjrzyjmy się więc wreszcie, kto sterczy na czele tych rozwijaczy „kultury wolności i praw człowieka". Członkowie komitetu Helsińskiego w Polsce to (słuchajcie, słuchajcie!): Halina Bortnowska, Teresa Bogucka, Jerzy Ciemniewski, Marek Edelman, Janusz Grzelak, Zbigniew Hołda, Jacek Kurczewski, Wojciech Maziarski, Michał Nawrocki, Marek Antoni Nowicki, Danuta Przywara, Marek Safjan, Stefan Starczewski.
Ciekawy zestaw, prawda? Każdy, kto choć trochę jest zorientowany w tym, co się dzieje dookoła doskonale wie, o co mi chodzi.
Patrzmy jednak dalej, bo oto idą członkowie Zarządu i tak zwanej Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Halina Bortnowska, Jerzy Ciemniewski, Janusz Grzelak, Marek Safjan, Danuta Przywara, Zbigniew Hołda, Adam Bodnar, Elżbieta Czyż, Janina A. Kłosowska, Marek Antoni Nowicki, Stefan Starczewski.
Na ogół, nic oryginalnego, ale zawsze miło rozpoznać stare twarze. Skoro jednak już poznaliśmy całą tę szczególną rodzinę aktywistów na rzecz obrony. „kultury wolności i praw człowieka", zobaczmy czym oni się zajmują tak dokładniej. Bo to jedno już wiemy. Jeżeli ktoś chce być wolny, to powinien się najpierw skonsultować z Haliną Bortnowska, .Markiem Edelmanem i z Wojciechem Maziarskim, żeby dokładnie wiedzieć, jak być wolnym w sposób kulturalny.
Zaglądam do dokumentów Fundacji, czy może Komitetu, a może jednego i drugiego - nieważne - i czytam:
„Ustawa o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów ["Ustawa"] zaczęła obowiązywać 15 marca b.r. Ustawa ta na różne sposoby narusza prawa człowieka i podstawowe wolności.
Zawarta w ustawie definicja "współpracy" z tajnymi służbami prowadzi do wniosków sprzecznych z konstytucyjną zasadą proporcjonalności ograniczeń wolności i praw, a także z zakazem dyskryminacji w życiu politycznym, społecznym i gospodarczym. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że pojęciem "współpraca" objęte jest nie tylko aktywne działanie, lecz także współdziałanie pozorne lub uchylanie się od dostarczania informacji: wystarczy, że istniała formalna zgoda na współpracę. Tymczasem, zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego, dla stwierdzenia "współpracy" nie wystarczy samo wyrażenie woli współdziałania: konieczne są także faktyczne działania świadomie urzeczywistniające podjętą współpracę.
Ustawa obejmuje lustracją szeroką listę kategorii osób uznanych za pełniące funkcje publiczne, czyniąc to w sposób arbitralny.
Przewidziany w ustawie zakaz wykonywania zawodu dziennikarza jako sankcja za tzw. kłamstwo lustracyjne stanowi oczywisty zamach na wolność słowa. Nikomu nie można całkowicie odebrać prawa do publikowania w prasie, czasopismach lub w mediach elektronicznych albo publikowania książek. Dotyczy to również analogicznych sankcji wobec nauczycieli akademickich. W ten sposób państwo ingeruje w konstytucyjnie zagwarantowaną wolność nauczania i badań naukowych.
Na podstawie Ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytut Pamięci Narodowej może odmówić udostępnienia dokumentów, z których treści wynika, że wnioskodawca był traktowany przez organy bezpieczeństwa jako tajny informator lub pomocnik przy operacyjnym zdobywaniu informacji, zobowiązał się do współpracy lub wykonywał zlecone zadania. Tym samym pozbawia się obywatela konstytucyjnego prawa dostępu do dotyczących go dokumentów i zbiorów danych. Pomija się przy tym orzecznictwo TK, które gwarantuje osobom zainteresowanym - także innym niż pokrzywdzone - dostęp do dotyczących ich dokumentów. Te ograniczenia oraz trudności techniczne w dotarciu do materiałów na własny temat ograniczają możliwość obrony, do której wszyscy mają prawo.
W związku z przyszłą listą współpracowników organów bezpieczeństwa państwa, którą ma publikować IPN podkreślamy, iż żaden organ władzy publicznej nie może upublicznić jakiejkolwiek informacji o osobie bez jej uprzedniej wiedzy i możliwości sprzeciwu do procesu sądowego włącznie - wyjątek w państwie prawnym dotyczy osób oskarżonych bądź skazanych za przestępstwo - i to nie w każdym przypadku i w ściśle określonych granicach.
Wreszcie, z punktu widzenia podstawowych gwarancji praw jednostki niedopuszczalny jest brak rozwiązań prawnych i organizacyjnych umożliwiających zakończenie procedury lustracyjnej w rozsądnym terminie. Nie do przyjęcia jest narażanie osób podlegających lustracji na zapowiadane oficjalnie nawet wieloletnie oczekiwanie na wynik postępowania, co oznacza drastyczny brak gwarancji bezpieczeństwa osobistego i pewności sytuacji prawnej. Ponadto osoby lustrowane narażone są na niebezpieczeństwo nadużyć i dyskryminację, zwłaszcza w zatrudnieniu i w życiu publicznym.
To marzec 2007 roku. Nie znaczy to jednak, że w sprawie lustracji nasi specjalisty od kultury wolności dopiero teraz się sprawą zainteresowali. Oto ‘The Best of'...z oświadczenia wydanego rok wcześniej, w sierpniu 2006 r., zatytułowanego „Nowa lustracja wbrew państwu prawa":
"W związku z poważnymi wadami ustawy godzącymi w podstawowe prawa jednostki apelujemy o jej rzetelne poprawienie lub też o jej całkowite odrzucenie i przygotowanie nowego projektu ustawy - w pełni respektującego prawa człowieka".
"Komitet Helsiński (...) już na początku lat 90. opowiadał się za oparciem lustracji na zasadach godnych państwa prawnego (...) Rozwiązania przyjęte przez Sejm RP [w lipcu] są sprzeczne z powyższymi zasadami".
"Już teraz wiadomo, że IPN nie jest w stanie organizacyjnie podołać temu zadaniu. Uchwalanie prawa, o którym ustawodawca z góry wie, że jest niewykonalne, a jego konsekwencją będzie masowe naruszenie praw jednostki, stanowi jaskrawe pogwałcenie zasady zaufania obywatela do państwa (...)".
Ale państwo Helsińscy zajmują się nie tylko lustracją. Oni mają horyzonty o wiele szersze. Proszę uprzejmie. Oto oświadczenie w sprawie komisji sejmowej ‘Solidarne Państwo' z 13 marca 2007:
„Powołanie przez Sejm głosami koalicji rządzącej Komisji "Solidarne Państwo" jest wyrazem lekceważenia przyjętych standardów i procedur parlamentarnych. Ominięcie merytorycznych dyskusji w ramach stałych, wyspecjalizowanych komisji zagraża jakości stanowionego prawa, zdaje się być świadectwem lekceważenia wiedzy i rozumu. Jest to przede wszystkim świadectwo skrajnej instrumentalizacji procedur legislacyjnych w imię interesów rządzących. Pierwszym, społecznie ważkim przykładem jest projekt ustawy o systemie oświaty m.in. na dziesięciolecia istotnie ograniczający swobodę dostępu do podręczników. Projekt rozpatrywany jest przez Sejm z pominięciem komisji merytorycznych i konsultacji środowiskowych. Sprzeciwiamy się takim praktykom. Istnienie Komisji "Solidarne Państwo" i pierwsze efekty jej pracy to powrót do niesławnej pamięci Sejmu Niemego."
Przed nami jednak najlepsze. Oto nasi Helsińscy postanowili zwrócić się do Polski Helsiński Świata Helsiński sprawie próby zaszczucia pisarza Tomasza Grossa przez polskie państwo policyjne. Czytamy:
„Nie zamierzamy pozostać obojętni wobec sięgania przez organy prokuratorskie do przepisów, które budzą poważne wątpliwości, co do zgodności z Konstytucją i fundamentalnymi międzynarodowymi standardami ochrony wolności słowa. Tym bardziej, że omawiany przepis został zaskarżony przez Rzecznika Praw Obywatelskich do Trybunału Konstytucyjnego i obecnie oczekuje na rozpatrzenie.
I dalej: „Art. 132a Kodeksu Karnego, wprowadzony tam w październiku 2006 r. nowelizacją ustawy lustracyjnej "nie znajduje racji bytu w prawodawstwie państwa demokratycznego, które na naczelnym miejscu stawiać powinno zapewnienie nieskrępowanego rozwoju publicznej debaty o sprawach ważnych. Debaty, w której jest przestrzeń także dla poglądów kontrowersyjnych i budzących opór części opinii publicznej".
I oto właśnie chodzi! Kiedy Komitet Helsiński i Fundacja Helsińska walczą o kulturę wolności i wolność kultury, to po to też, żeby przy okazji zadbać o wolność debaty. I to nie chodzi o byle jaką debatę. To jest sprawa dotycząca debaty, „w której jest przestrzeń także dla poglądów kontrowersyjnych i budzących opór części opinii publicznej". Bo trzeba nam wiedzieć, że Halina Bortnowska, Marek Edelman i Wojciech Maziarski, to nie są populiści, którzy, kiedy widzą, że część opinii publicznej coś tam sobie myśli, to oni będą rezygnować z zasad i się tej części podlizywać. O nie!
Oczywiste jest, że sugestia Grossa, jakoby Polacy byli bandą morderców, na dodatek morderców, którzy nie dość, że czerpią z mordowania przyjemność, to jeszcze za tę przyjemność każą sobie płacić, jest zdaniem kontrowersyjnym. Nie ulega wątpliwości, że część opinii publicznej może nawet się sądem Grossa poczuć dotknięta. Nie zmienia to jednak faktu, że debata jest debatą i w kulturalnym towarzystwie debatować wypada. Szczególnie jeśli nad kulturą tej wolnej debaty czuwa ktoś taki, jak Marek Edelman.
Pora wrócić do dnia dzisiejszego i do awantury, jaką Fundacja Helsińska, a może Komitet Helsiński, zrobiła najpierw IPN-owi, a wczoraj Piotrowi Gontarczykowi. O co poszło? Stanowi wiedzę powszechną, że w naszej chorej rzeczywistości, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o Wałęsę. I tak też jest w tym wypadku. IPN wydał książkę Gontarczyka i Cenckiewicza o Wałęsie, Helsińscy wydali oświadczenie, w którym napisali, że wolność debaty oczywiście obejmuje poglądy kontrowersyjne i budzące opór częśći opinii publicznej, ale trudno, żeby grono tak szacowne, jak Halina Bortnowska, Marek Edelman i Wojciech Maziarski mieli kontrowersyjność niektórych poglądów akceptować ‘na pałę', podobnie, jak nie sposób mówić o opinii publicznej, nie sprawdzając wcześniej jak bardzo publiczna jest ta opinia i co to dokładnie jest za opinia.
Jak idzie o wnioski, to Fundacja, Komitet i kto tam jeszcze, najpierw poinformowali, że ponieważ współpraca Lecha Wałęsy jest kłamstwem i oszczerstwem, to historycy IPN-u, a zwłaszcza Piotr Gontarczyk, który nie może być jednocześnie oskarżycielem w sprawach lustracyjnych i sędzią w sprawach, które mogą się dopiero okazać przedmiotem postępowań lustracyjnych, mają się natychmiast zamknąć. Krótko potem, całe towarzystwo wystosowało pismo do Polskiej Akademii Nauk, w którym proszą o „zajęcie stanowiska w sprawie prawidłowej metodologii w opracowaniach historycznych firmowanych przez instytucje państwowe, ze szczególnym uwzględnieniem Instytutu Pamięci Narodowej."
A dziś, kiedy Piotr Gontarczyk, jak grupie siedmiolatków, logicznie i spokojnie, tłumaczy inkwizytorom z Komitetu i Fundacji Helsińskiej, że w naszym wspólnym interesie byłoby lepiej, gdyby to rozideologizowane towarzystwo przestało się wtrącać do prac instytucji, której celem jest badanie historii Polski i, żeby ludzie tacy jak Halina Bortnowska i Marek Edelman, czyli postacie z samego szczytu najgorzej pojętego partyjniactwa, przestali organizować „kontrolę metodologicznej prawidłowości" badań prowadzonych przez IPN, pańtwo Helsińscy rzucają się do klawiatury komputera i szykują pismo, w którym się plują, że oni w ogóle nie dyskutują z trafnością badań prowadzonych przez historyków z IPN-u. Ze im chodzi tylko o „konflikt interesów między IPN-em jako badaniem, a IPN-em, jako prokuratorem".
To jest dopiero bezczelność! Od czasu, gdy, przynajmniej pozornie, upadł komunizm, Komitet Helsiński i ta cała Fundacja, z nieudolnie ukrywanym logiem Unii Wolności pod szmatami, oprócz pozorowanych działań w zakresie obrony praw człowieka, zajmuje się wyłącznie tropieniem tych wszystkich, którzy chcą rozliczyć zbrodnie komunizmu i przedstawić społeczeństwu, jak to naprawdę było, nagle przybierają szaty spokojnych obserwatorów, którzy pozwalają sobie tylko delikatnie zwrócić uwagę na pewne błędy formalne w procesie odkrywania prawdy.
Oczywiście mógłbym teraz zacząć się nad tymi dwiema bliźniaczymi instytucjami i nad ich członkami zacząć znęcać, pytając na przykład, jak im się podoba metodologia przyjęta w badaniach nad polską hołotą u Grossa. Mógłbym się na przykład zacząć domagać odpowiedzi od choćby takiego Wojciecha Maziarskiego, który, jako polityczny dziennikarz i komentator nie za bardzo wiadomo co porabia w instytucji, która ma kontrolować między innymi jego zachowanie. Mógłbym wreszcie zwrócić się z pytaniem do sędziego Safiana, jak on jednocześnie może być sędzią o takiej pozycji i wpływach, a jednocześnie bawić się ze swoimi kumplami od idei w jakieś dziwne fundacje.
Jednak nic z tego. Ani słowa więcej. Ja od żadnej z osób podpisanych pod tymi wszystkimi oświadczeniami nie oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Ja w ogóle nie mam ochoty z nimi rozmawiać. Ja się ani nie spodziewam, że oni są w stanie cokolwiek sensownego powiedzieć, ani też nie wierzę, żeby oni chcieli cokolwiek sensownego powiedzieć. Oni tu w ogóle nie są po to, żeby rozmawiać, żeby wyjaśniać, żeby czegokolwiek bronić.
Dla mnie jest to banda reprezentujących jedno, demokratycznie już z dawno odrzucone i skompromitowane środowisko uzurpatorów, co do których nawet nie mogę mieć pewności, czy nie są przypadkiem jedynie figurantami. A jak już mam rozmawiać, to już wolę z tymi, którzy ich tu nasłali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.