poniedziałek, 8 września 2008

O tym, jak MEN postanowiło poszczuć nauczycieli

Niniejszy tekst może komuś się wydać objawem wyjątkowej prywaty, oraz egoizmu środowiskowego, i pewnie coś w tych ewentualnych podejrzeniach jest.
Jestem z zawodu nauczycielem i chociaż od pewnego czasu w szkole nie pracuję, nauczycielką na MEN-owskim etacie jest moja żona, mam kolegów-nauczycieli, a i bez tego, jak sądzę, problemy nauczycieli i tak byłyby mi bardzo bliskie.
O co dziś chodzi? W dzisiejszej Rzeczpospolitej, znalazłem informację, że urzędnicy z Ministerstwa Edukacji postanowili, że nauczyciele będą prowadzili dwa dzienniki. Jeden to będzie ten, co dotychczas, czyli obecności, frekwencja, najróżniejszego rodzaju statystyki, oceny, uwagi, wycieczki, spotkania z rodzicami, uroczystości szkolne, a drugi, to będzie dziennik, w którym każdy nauczyciel będzie dokumentował swoją aktywność w domu, w drodze do szkoły i w drodze ze szkoły do domu. Ten drugi, to będzie dziennik, w którym nauczyciel będzie mógł napisać ”od 18.35 do 23.16 sprawdzałem zadania domowe dla 32 uczniów”. I wówczas MEN zapłaci mu więcej, niż temu nauczycielowi, który w tym samym czasie, zamiast pracować, zbijał bąki, czyli na przykłada oglądał telewizję TVN24. I o tym, właśnie chciałem dziś pisać, tyle że nie o dziennikach, lecz o tych pieniądzach.
Artykuł w Rzeczpospolitej jest zatytułowany „Nauczycielu, rozlicz się” i sens tego tytułu jest właśnie taki, że dość już tego pasożytowania na zdrowej siatce płac, hojnie nauczycielom ufundowanej przez urzędników z ministerstwa. Ze nadszedł czas pracy. Artykuł w Rzeczpospolitej, ponieważ dotyczy dobrej pracy za dobrą płacę i sprawiedliwej nagrody dla sprawiedliwych nauczycieli, ilustrowany jest odpowiednią tabelką. Żeby nie było wątpliwości, tabelka nie została narysowana w redakcji Rzeczpospolitej, ale przez redakcję Rzeczpospolitej zdobyta w samym Ministerstwie Edukacji Narodowej i – jak się domyślam – wiernie przedrukowana. Co nam mówi ta szczególna tabelka? Otóż ona informuje zaciekawionych obywateli, ileż to pieniędzy zarabiał jeszcze rok temu, ile zarabia w tym roku, a ile to będzie zarabiał w roku przyszłym nauczyciel na państwowym etacie.
Okazuje się mianowicie, że nauczyciel dyplomowany, czyli według strategii naszych władz oświatowych, nauczyciel najbardziej długoletni i najbardziej doświadczony, w zeszłym roku zarabiał 3479 zł, w tym roku zarabia już 3827 zł, natomiast w roku przyszłym, czyli wtedy, gdy rząd Donalda Tuska wreszcie ostatecznie zrealizuje wszystkie swoje obietnice wyborcze, będzie zarabiał 4075 zł. brutto. I to właściwie by się zgadzało. Prawie. Pani minister Katarzyna Hall już w zeszłym roku, w wywiadzie w Dzienniku, informowała, że dobry nauczyciel zarabia 3500 zł na rękę. Z tabelki wynika, że wprawdzie nie na rękę, ale brutto, no ale powiedzmy, że gdzieś do przepracowanego umysłu pani minister wkradł się chochlik, który jej poprzestawiał cyferki. Fakt pozostaje faktem – w zeszłym roku było to 3500. Ja, jak już wspomniałem, w szkole już nie pracuję. Natomiast mam żonę, która jest nauczycielem dyplomowanym i pracuje na pełnym etacie w państwowym liceum ogólnokształcącym. Przez cały bieżący rok, otrzymuje pensję tak między 1700, a 1800 zł. Za ten miesiąc, Katarzyna Hall zapłaciła mojej żonie dokładnie 1790,38 zł.
Siedzimy więc sobie dziś nad tabelką w Rzeczpospolitej, kontemplujemy wielki tytuł: „Nauczycielu, rozlicz się” i zastanawiamy się, co kombinuje Katarzyna Hall i jej urzędnicy, kiedy wmawiają społeczeństwu, że nauczyciel dyplomowany w Polsce zarabia 3827 zł. brutto. Jest kilka opcji.
Pierwsza, to ta, że 3827 zł. brutto, to 1790,38 netto, tylko, że my o tym nie wiemy.
Druga jest taka, że 3827 zarabia w tym roku każdy dobry nauczyciel, a źli - tacy jak moja żona - nauczyciele, dostają najwyżej 1800.
No i jest jeszcze trzecia możliwość, taka mianowicie, że pani minister Katarzyna Hall najbezczelniej na świecie kłamie.
Dwie pierwsze możliwości odrzucam. Nawet jeśli różnica między sumą brutto, a sumą netto, zawiera jakieś niezwykłe, dotychczas mi nieznane zagadki, to nie może być tak, że ta różnica wynosi ponad 100%. Oczywiście, rządy Platformy Obywatelskiej niekiedy osiągają poziom absurdu zupełnie dotychczas nieznany, i może się okazać, że w tych nowych rejonach brutto oznacza na przykład sumę obiecaną, a netto – to suma chwilowo faktyczna. Powiedzmy jednak, że tak jest tylko w złośliwych żartach.
Druga opcja też nie wchodzi w grę, bo póki co, jak się zdaje, ministerstwo nie ustaliło obiektywnych kryteriów finansowej oceny nauczyciela, a drugi dziennik z wielkim tytułem na okładce: „Nauczycielu, rozlicz się”, też należy do sfery planów. Więc trudno się spodziewać, że gmina uznała, że pani Toyahowa nie zasługuje na więcej i nadwyżkę przeznaczyła dla jakiegoś innego nauczyciela, bardziej wybitnego. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że pani minister myśli, że jej tabelka nie kłamie, bo ktoś zaufany jej tak powiedział, a ona, jako osoba szczera i pełna ufności, w to uwierzyła i tak ją dalej ta wiara trzyma. Wielkodusznie jednak myślę, że minister Hall aż tak głupia nie jest. Wielkodusznie zakładam, że ona łże, jak pies. Nie wiem tylko, jak ona sobie to swoje łgarstwo wykalkulowała. Czyżby uznała, że nauczyciele są na tyle zajęci sobą i swoimi problemami, że ani nie czytają gazet, ani nie oglądają telewizji, ani w ogóle za bardzo nie myślą, więc pewnie nawet nie wiedzą, że w powszechnej opinii zarabiają dużo więcej, niż w rzeczywistości? Czyżby sobie pani Kasia obliczyła, że doraźne korzyści dla rządu, który reprezentuje, będą wystarczająco duże, że nawet jeśli jacyś nauczyciele natkną się na informacje o tych niezwykłych zarobkach, to na ogół będą siedzieć cicho, bo są już tak ogłupiali, że się im nic nie chce, a jak ktoś postanowi popyskować, to trochę popyskuje, a i tak nic z tego nie wyniknie? Poza tym, do następnych wyborów trochę czasu pozostało, no a jeszcze poza tym, który nauczyciel będzie głosował na PiS? A może minister Katarzyna Hall dobrze wie, że Sławomir Broniarz to swój człowiek, który może i ma tam jakieś swoje interesy, ale na pewno nie są to interesy nakładające się w jakikolwiek sposób na zakres zainteresowań rządu. Nie wiem, powiem szczerze. Sprawa jednak jest poważna.
Od dawna już, jeszcze pewnie od czasów starej komuny, od okazji do okazji, władza potrzebowała pokazywać społeczeństwu, że ci nauczyciele to pasożyty, które zamiast się wziąć do roboty, tylko marudzą. Co chwilę mają wakacje, pracują 18 godzin w tygodniu, jak już pracują, to też nic nie robią. Tylko stękają, stękają i stękają. Nie chce mi się, powiem szczerze, wnikać w dokładną strategię tego propagandowego przedsięwzięcia. Obchodzi mnie dziś tylko to, że minister Katarzyna Hall, kontynuując tę tradycję, wspólnie z usłużnymi mediami, rozgrywa jakąś paskudną grę. Grę nawet nie swoją. Ale grę szczególną. Grę przeciwko nauczycielom. Zdaje się, że to ją czyni w pewnym sensie pionierem. No i wygląda na to, że chyba jej nie najgorzej idzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...