czwartek, 29 października 2009

O nich i o nas

Kiedy mój kolega Gemba, w komentarzu pod wpisem na temat rzucania wiadrem o płot, zażyczył sobie tryptyku, poczułem, że będę miał kłopot. Kłopot spowodowany mianowicie tym, że ja bardzo lubię rozbić przysługi kolegom, a tu akurat wydawało mi się, że sprawa jest z każdej strony zamknięta. No i okazało się, że nawet ktoś tak dobrze zorganizowany jak ja, nie jest w stanie przewidzieć, co mu w głowie zaświta w ciągu najbliższych minut, i ni stąd ni z owąd pojawił się tekst następny, o cieniach na blogach. Długi jak nie wiem co, pełny najróżniejszych zaułków, refleksyjny do bólu. Tak dziwaczny, że nawet LEMMING, człowiek zajęty po uszy, czytać go musiał – jak sam mi wyznał – aż trzy razy. A więc znów pomyślałem sobie, że dość już tego dobrego, czas zrobić sobie przerwę, a po zaczerpnięciu oddechu przejść do innych tematów. I oto nagle zostałem po raz kolejny zaatakowany przez mój Salon i wygląda na to, że biedny pan premier i jego jednoręcy bandyci, będą musieli poczekać. A i tak bez gwarancji, że się doczekają.
A wszystko odbyło się tak, że Aleksander Ścios opublikował w Salonie tekst o naszym rządzie i o prowadzonych przez niego interesach, Administracja uznała, że tekst jest ciekawy i wstawiła go na górę SG, ale natychmiast pewien dobry człowiek pobiegł z jęzorem na skargę i wpis Ściosa spadł. Ścios się naturalnie zdenerwował, za nim oburzyli się inni blogerzy i urządzili akcję, która miała na celu pokazanie Administracji, że jeśli chce ustalać granice wolności słowa, to powinna przynajmniej w tej sprawie się skonsultować. Kiedy wydawało się, że tego wszystkiego i tak już jest za dużo, pojawił się bloger Rybitzky z wpisem, w którym przede wszystkim podziękował właścicielom i administratorom Salonu za to, że mu pozwalają tu publikować, a następnie zrugał Ściosa za łamanie prawa, a popierających go blogerów za to, że są głupi. I w tym własnie momencie okazało się, że nie będzie tryptyku, lecz prawdziwe Cztery pory roku, z nożem w zębach.
Chciałem jednak zacząć dokładnie w tym samym stylu co Rybitzky. Jestem niezwykle wdzięczny Igorowi Janke, że stworzył to miejsce. Jestem mu wdzięczny za to, że stworzył je i skonstruował w ten sposób, że mogą tu pisać wszyscy, a jeśli ktoś ma odpowiednio dużo talentu i determinacji, to nawet może tu osiągnąć pewien sukces. Chciałem tu zadeklarować, że bez Salonu moje życie byłoby znacznie uboższe i to nie tylko dlatego, że gdyby nie możliwość publikowania w tym miejscu, moimi refleksjami mógłbym się co najwyżej dzielić z działem listów od czytelników w jakichś nędznych dziennikach. Muszę więc oświadczyć zupełnie szczerze, że w stosunku do Salonu mam swoje bardzo poważne zobowiązania.
Jest też przy tym wszystkim jednak coś jeszcze, co ustawia całą w trochę innym świetle. Salon24 nie jest organizacją dobroczynną, której celem jest promowanie zdolnych publicystów i umożliwianie im udanego debiutu. Jak wszyscy wiedzą, jestem osobą skromną jak jasna cholera, niemniej pozwolę sobie zauważyć, że pozycję, którą udało mi się uzyskać w tym miejscu, zawdzięczam jednak głównie sobie i swoim umiejętnościom. Podkreślam raz jeszcze. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli Igorowi Janke czy panu Krawczykowi, czy komu tam jeszcze, przyjdzie do głowy, żeby mi dać w łeb, to ani ja, ani moje talenty nic tu nie pomogą. To że oni tak dobrze mnie traktują świadczy o nich jak najlepiej i pod względem moralnym i biznesowym. Jednak fakt pozostaje faktem – im więcej w Salonie dobrych tekstów, tym więcej osób wchodzących na ten portal, a zatem dla Salonu lepiej. A więc jeśli dziś dziękuję Igorowi Janke, to wiem przy tym za co dziękować powinienem, a za co już nie muszę.
I teraz pojawia się problem pewnego wpisu, pewnego i dwóch dobrych ludzi. Aleksander Ścios napisał tekst kontrowersyjny przede wszystkim w swojej formie, bo jeśli już idzie o część merytoryczną, to naprawdę nie ma się czego czepiać. Administracja ten tekst zrzuciła z głównej strony Salonu, w obawie – jak to wyjaśnił Radosław Krawczyk – przed ewentualnymi kłopotami prawnymi. Do pewnego stopnia ten gest rozumiem. Jeśli przyjąć, że jakimś cudem szefowie Salonu potrafią zachować obiektywizm i cały swój wysiłek wkładają w to, by nie dopuścić do zbytniego rozkołysania tej łódki, to niech już im będzie. Jestem nawet w stanie zgodzić się na to, że oni wykonują te swoje gesty bez konsultacji i – w moim odczuciu – ze zbyt dużą nonszalancją. Nie mam żadnej wiedzy na temat tego, jak wygląda kuchnia Salonu,czy nie jest przypadkiem tak, że administratorzy od rana do wieczora nie zajmują się niczym innym jak tylko wyjaśnianiem sporów i czyszczeniem tego miejsca z przeróżnych śmieci i groźnych odpadów. Wiem natomiast, że wcale nie mniej pretensji do Administracji kierują każdego dnia ci, których osobiście uważam za antypisowską swołocz i wiem też, że te ich żale idą znacznie dalej, niż pretensje moje, czy któregokolwiek z publicystów tak zwanych prawicowych. Wiem też – i to jest być może w tym wszystkim najważniejsze – że lewicowy jest Onet z przyległościami. Salon powszechnie uważany jest za siedlisko „pisobolszewizmu”. Tylko znowu, to akurat, w mniejszym stopniu stanowi zasługę Igora Janke.
I w tym momencie tekst Aleksandra Ściosa został przez Administrację usunięty. Uważam to za gest beznadziejnie głupi, nieprzemyślany i niesprawiedliwy. Głupi i nieprzemyślany, bo niesprawiedliwy. Dlaczego niesprawiedliwy? Z dwóch powodów. Przede wszystkim, Ścios – patrząc na sprawę czysto merytorycznie – nie napisał nic szokującego. Istnieje w Polsce cała duża część opinii publicznej, która twierdzi, że kiedy wreszcie Platforma Obywatelska i jej sponsorzy utracą władzę, zarówno Premier jak i niektórzy jego ministrowie staną przed odpowiednim sądem. A ci którzy się od odpowiedzialności karnej wywiną, zostaną skazani na wieczną niesławę. Jest też tak, że znaczna część opinii publicznej jest przekonana, że to iż Premier i wielu jego ministrów to tak zwani bad guys,nie wynika z ich osobistego charakteru i ze źle ukierowanych ambicji, lecz z tego, że ci co są naprawdę źli, ci tak zwani ‘szefowie szefów’, wykorzystali ich brak charakteru i skutecznie ich użyli do swoich dalekosiężnych celów. Chodzi po prostu o to, że znaczna część opinii publicznej uważa, że ten rząd – świadomie czy nie świadomie – wszedł na służbę mafii. A więc, kiedy Aleksander Ścios publikuje swój tekst, to jest on jednocześnie przedstawicielem znacznej części opinii publicznej i to części wcale nie małej. I kiedy Administracja Salonu go ogranicza, to tym samym zamyka usta tej właśnie części opinii publicznej.
Pan Radosław Krawczyk tłumaczy w komentarzu pod wpisem Ściosa, że to prawnicy, z którymi on się skonsultował, poradzili mu, by jednak tekstu Ściosa nie eksponować, bo inaczej Salon może mieć kłopoty prawne. Nie wnikam w to, czy to byli autentyczni prawnicy, czy może tylko pewien inżynier z Poznania i jego obsesyjna nienawiść do wszystkiego co zakłóca jego dobre samopoczucie, tak czy inaczej argument ten jest nic niewarty. Od czterech lat bowiem, żyjemy w kraju – i to nie z winy publicystów takich jak Ścios, czy polityków takich jak Jarosław Kaczyński – w którym różnica między złem a dobrem została kompletnie zatarta. W kraju, w którym każdy może zostać absolutnie bezkarnie oskarżony o dowolną podłość, bez żadnych absolutnie konsekwencji prawnych, czy choćby etycznych. Najpierw przez dwa lata rządów PiS-u, a później przez kolejne dwa lata prób wsadzenia tego PiS-u do więzienia, praktycznie każdy urzędnik rządu Jarosława Kaczyńskiego, każdy minister w kancelarii Prezydenta, na czele z zarówno Prezydentem jak i Premierem, został wielokrotnie publicznie nazwany cymbałem, pijakiem, oszustem, kłamcą, złodziejem, kryminalistą i obwołany wrogiem publicznym. Więcej. Platforma Obywatelska w roku 2007 szła do wyborów i te wybory wygrała, obiecując wyborcom, że po zdobyciu władzy pierwsze co zrobi, to wsadzi do więzienia Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobrę i Mariusza Kamińskiego. I w gazetach i w telewizji i w radio i na lekcjach w szkołach i na uniwersytetach i na publicznych spotkaniach, na temat poszczególnych przedstawicieli tzw. IV RP padały słowa, które w chrześcijańskiej cywilizacji uznane byłyby za wybryk i perwersję. To właśnie tam pojawił się ten taboret, o którym napisałem tu właśnie w Salonie jeden z pierwszych moich tekstów.
Ale również i tu w Salonie24, albo za zgodą Administracji, albo dzięki temu że administratorzy są ludźmi bardzo zajętymi i nie wszystko potrafią ogarnąć, pojawiały się teksty przy których tekst Ściosa o rządzie Donalda Tuska to zwykła, klasyczna, polityczna analiza. Również tu w Salonie, pojawiały się absolutnie bezkarnie ataki nie na urzędników państwowych, ale na prywatne osoby i ich rodziny. I to ataki nie merytoryczne, ale zwykłe, podłe insynuacje. To przecież tu w Salonie, jedna z czołowych i szanowanych przez Administrację blogerek umieściła wpis, w którym zarzuciła zmarłemu ojcu Prezydenta RP, że współpracował ze stalinowskimi zbrodniarzami. Ale to też tu, w Salonie, został całkowicie – nie ze strony głównej, ale w ogóle – usunięty tekst, w którym jeden z blogerów, w sposób absolutnie merytoryczny i, jak na rangę wydarzenia, bardzo elegancki, bronił życia poczętego. I muszę podkreślić jeszcze raz – ja nie zarzucam Administracji złej woli. Biorę pod uwagę, że panowie administratorzy bardzo chcą dbać o czystość tego miejsca, tyle że czasami ręka im drgnie. Jednak to co się stało z tekstem Ściosa jest nie do obrony. Bo to był zwykły tekst, w samym środku obowiązującego powszechnie standardu.
To że bloger Mireks rozpętał histerię wokół wspomnianego wpisu, mnie nie dziwi. Nie dziwi mnie też to, że przeczytawszy go, dostał cholery. Trochę mnie dziwi, że podjął te swoje ruchy cenzorskie, bo w ogóle dziwi mnie, gdy widzę jak ludzie potrafią się obsunąć. Ale Bóg z nim. Jego sprawa, jego sumienie. Dziwi mnie jednak bardzo, że Rybitzky, człowiek, który według wszelkich pozorów powinien być całą sprawą zainteresowany tylko o tyle o ile, postanowił zabrać głos w stylu tak paskudnie nieadekwatnym. Bo proszę spojrzeć, co się dzieje. Ścios pisze tekst, w którym – zgoda w bardzo drastyczny, choć drastyczny standardowo, sposób – zarzuca rządowi działania co najmniej szkodliwe, wynikające z co najmniej zaniedbań, i w sposób oczywisty antypaństwowe, Administracja, za podpuszczeniem jednego z blogerów, tekst ten usuwa i na to wszystko przychodzi bloger dotychczas kojarzony raczej ze Ściosem niż z Mireksemi dziękując Administracji za ich wszelką dobroć, bije brawo tym wszystkim, którzy byli tacy roztropni, że przegonili Ściosa z głównej strony Salonu.
A ja się zastanawiam, po co on się w ogóle odzywa? Co go to w ogóle obchodzi, że Ścios zbyt agresywnie atakuje rząd Donalda Tuska? Czy to możliwe, że Rybitzky jest tak okropnie głupi, że autentycznie się bał, że jakiś Niesiołowski czy Karpiniuk przeczytają tekst Ściosa, popadną w święte oburzenie, skierują sprawę do sądu i sąd każe Salon24 zamknąć i wtedy Rybitzky nie będzie miał gdzie publikować? A może chodziło jeszcze o coś innego? Może Rybitzky zauważył, że ostatnio jego teksty z jakiegoś powodu są mniej eksponowane, a przez to on sam przestał jakoś należeć do grona „tych” salonowiczów i się denerwuje? Może on uznał, że ten jego spadek formy jest spowodowany nie czynnikami naturalnymi, lecz tym, że Administracja ostatnio jakoś go nie zauważa? I że dobrze by było dać o sobie przypomnieć w jakiś bardziej widoczny sposób? Może faktycznie jest tak, że jeśli on sam wspomina o tym, że większość jego tekstów nie wchodzi nawet na górną część SG i że jego akurat, w odróżnieniu od Ściosa, Gazeta Polska nie chce publikować, to jemu coś po głowie jednak chodzi?
Może więc być i tak. Jednak w tej sytuacji mam dla Rybitzkiego radę. Niech napisze jakieś ładne CV i wyśle do różnych gazet i stacji telewizyjnych. Może goi zatrudnią i będzie sławny. Natomiast lepiej będzie dla jego reputacji, by nie tępił ludzi jadących na tym samym w gruncie rzeczy wózku co on, w sposób tak okrutnie bezinteresowny. Natomiast, jeśli można, na koniec mam też parę jeszcze słów do Administracji. Do moich dobrodziejów i łaskawców. Jeśli zrobicie jakiś błąd, to przynajmniej postarajcie się czasem do niego przyznać.
http://cogito.salon24.pl/134456,w-interesie-wsi
http://mojeanalizy.salon24.pl/134501,wykwity-na-s24
http://rybitzky.salon24.pl/134686,o-cenzurze-i-cenzurowanych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...