wtorek, 11 września 2018

O liściu który zabija i który leczy


      Dziś stoimy wobec sytuacji, a w związku z tym charakteru samej notki, zupełnie wyjątkowej. Otóż na portalu, na którym od pewnego czasu w ramach solidarności z moim wydawcą i kolegą Coryllusem publikuję, nie ukaże się nic, a dzisiejszy tekst został zamierzony wyłącznie na rzecz tego, w pewnym sensie już historycznego oraz bardzo symbolicznego, miejsca. Rzecz w tym – a skoro znamy się od lat, nie będę się specjalnie krygował – że minione wakacje były dla nas finansowo do tego stopnia wyczerpujące, że dziś znaleźliśmy się w  autentycznej dziurze i mam wrażenie, ze tak źle nie było od lat. To oczywiście się skończy za jakiś tydzień, czy dwa, niemniej jednak stało się tak że moja żona dziś z samego rana stanęła przede mną i – kobiety, jak wiemy, mają ciężko – zwróciła się do mnie otwartym tekstem: „No a nie możesz poprosić raz jeszcze tych twoich czytelników, by nas zechcieli dziś wesprzeć?
     Odpowiedziałem jej – co miałem zrobić? – że oczywiście zrobię co ona sobie życzy, no i stąd ten dzisiejszy tekst.
     Kiedy tak myślałem, jak mógłbym udekorować tę naszą dzisiejszą prośbę, tak by nie wyszło zupełnie najgorzej, zacząłem wspominać dawne czasy i wrócła do mnie moja pierwsza książka, dziś już dostępna chyba tylko na Allegro, „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, a wraz z nią ów tytułowy tekst o siedmiokilogramowym liściu mianowicie. Przypomniałem sobie tamten tekst, a przy okazji i tamtą niezwykłą historię związaną z moim najmłodszym dzieckiem, wówczas faktycznie jeszcze dzieckiem, i pomyślałem, że to jest coś, co warto by było w tym ponurym dniu przypomnieć.
      A zatem przed Państwem „O siedmiokilogramowym liściu” plus prośba o jednorazowe wsparcie. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że co miałem otrzymać, otrzymałem już dawno w dwójnasób, ale muszę przyznać, że to jest sytuacja, gdzie nawet moja żona, która traktuje to moje pisanie jako swoją codzienną gehennę, postanowiła przyznać, że to nie jest tak zupełnie na nic. Przyznajmniej nie zawsze. Mój numer konta w banku ING: Krzysztof Osiejuk 50 1050 1214 1000 0092 2516 8591.



O siedmiokilogramowym liściu
Są rzeczy które mnie nurtują może nieco bardziej niż wszystko to, co może od czasu do czasu człowieka nurtować. Nie wiem na przykład, jak to się stało, ze kiedy byłem małym jeszcze chłopcem, stałem się tak bardzo otwarty na muzykę. Wspominałem już tu chyba kiedyś, że kiedy miałem zaledwie piętnaście lat, słuchałem z niezwykłym napięciem jazzu, który nawet z punktu widzenia moich dzisiejszych doświadczeń, mógłby być uznany za zbyt ekstrawagancki. Pamiętam że kiedy w roku 1969 Led Zeppelin wydali swoją pierwszą płytę, a zatem jeszcze wcześniej, nie mogłem ani na moment przestać słuchać choćby tego dziś już klasycznego „Dazed and Confused”. A pierwsze King Crimson? To był przecież ten sam rok. A miałem przecież dopiero lat 14. Rozumiałbym to pewnie jakoś lepiej, gdyby moi rodzice byli ludźmi w jakikolwiek sposób umuzykalnionymi, gdyby którekolwiek z nich grało na jakimś instrumencie, gdyby mnie do muzyki w jakikolwiek sposób zachęcali. Gdyby chociaż w moim domu muzyka grała nieustannie. Ale nic z tego. To było wyłącznie we mnie. Dziwne.
      Niedawno bardzo pisałem o tym, że moi znajomi, tak się jakoś złożyło, są w większości ludźmi w ten czy inny sposób wybitnymi. Wczoraj spotkałem się z moim starym kolegą, który oprócz tego że jest moim kolegą, jest autentycznie wybitnym artystą. Przyniósł mi ów mój kolega swoje nagranie sprzed iluś tam lat, którego wcześniej nie znałem i które w żaden sposób nie było podobne do czegokolwiek co wcześniej słyszałem. Siedziałem i słuchałem tego w zauroczeniu i pytam go, jak to jest, że on puszcza coś takiego komuś, kto ani nie ma muzycznego wykształcenia, ani w ogóle ogólnego muzycznego pojęcia, ani nawet nie umie na głupiej gitarze zagrać „Domu wschodzącego słońca”, i liczy na to, że coś z tego będzie. A on mi (słuchajcie, słuchajcie!) mówi, że to właśnie dla takich jak ja muzyka w ogóle powstaje.
       Brzmi to tak jak bym się chwalił, ale proszę zwrócić uwagę, że chodzi mi o coś zupełnie przeciwnego. Ja wręcz chcę podkreślić, że to co tu się dzieje, nie jest w żaden sposób moją zasługą. Ani moją, ani moich rodziców, ani sytuacji, ani miejsca, ani czasu. Tu nie ma mowy o zasługach czyichkolwiek. Tu jest tylko zagadka. Coś spada na człowieka i od tego momentu już sobie jest. I nie ma nikogo, kto by potrafił pokazać palcem jedno choćby bardzo skromne dla tego wytłumaczenie. Poza tą muzyką jestem – też o tym wspominałem – głupi jak but. Nie mam żadnego oczytania. Kiedy rozmawiają ludzie wykształceni, najczęściej nie rozumiem, o co im chodzi. Gdyby ktoś mnie siłą zmusił do pisania testu na inteligencję, to najprawdopodobniej uzyskałbym z niego jakieś pięćdziesiąt punktów. Jeśli nie mniej. Niedawno mój kolega Don Esteban kazał mi przeczytać książkę jakiegoś Blooma. Tak się składa, że mam tę książkę, bo już dawno temu ktoś inny kazał mi ją kupić, ale oczywiście nie przeczytałem nawet pierwszej strony. A więc gapię się w tę okładkę i myślę, że może gdyby ten Bloom śpiewał, albo grał na trąbce, to ja bym się do niego zabrał. A tak?
      Ale nie jest to jedyna rzecz, która mnie dręczy. Jest coś jeszcze, co jest już bardzo osobiste, i nawet nie wiem, czy mi wypada o tym pisać, ale w końcu ten blog jest już od dawna konfesyjny jak cholera, więc może i to zniesie. Otóż chodzi o to, że ja mam bardzo poważny kompleks na tle kłamstwa i krętactwa. I to jest ciekawa sprawa. Gdyby poprosić tu jakiegoś psychologa, pewnie by mi wytłumaczył, że to wynika z jakichś moich starych doświadczeń, które tak mnie załatwiły na całe życie. Jednak, choć bardzo się staram to zbadać, nic mądrego nie przychodzi mi do głowy. Moje życie układa się dla mnie od dzieciństwa tak, że ani mnie nikt nie skrzywdził, ani ja nikogo szczególnie nie skrzywdziłem, ani nie miałem złych snów, ani w ogóle nic wokół mnie nie stwarzało nigdy takich napięć, bym się miał jakoś szczególnie stresować. No, może z wyjątkiem szkoły, gdzie byłem uczniem raczej marnym i ten czas akurat wspominam nienajlepiej. Ale przecież nie ja jeden. A więc, tu mamy kartę czystą. A mimo to, to kłamstwo mnie zwyczajnie dewastuje.
      Zauważyłem to też stosunkowo wcześnie. Jeszcze za najbardziej czarnej komuny, ja się autentycznie od rana do wieczora dławiłem z oburzenia, ile razy słyszałem co oni wygadują. I tu, podobnie jak w przypadku muzyki, nie miałem żadnego powodu, żeby się czuć jakoś wyróżniony. Wprawdzie moi rodzice nie byli tak zwanymi ludźmi systemu, ale – jak to jest u zwykłych wieśniaków – też nie angażowali się w walkę w jakikolwiek sposób. U mnie w domu ani nie śpiewało się patriotycznych pieśni, ani nie chodziło się na demonstracje, ani nie czytało na głos Sienkiewicza. Powiem więcej. Moi rodzice nawet nie byli szczególnie pobożnymi ludźmi w tym sensie, żeby jakoś mieli tę swoją religijność demonstrować. Zero. Normalnie się żyło i jeśli Mama lub Tato wspominali coś na temat polityki, to wyłącznie w formie zalecenia, żeby uważać, bo wezmą i zabiją. A ja, jeśli komunistów nienawidziłem z całego serca, to nawet nie za to, że ta ich ideologia była zła i nieludzka, a Polsce brakowało suwerenności, lecz wyłącznie za te ciągłe kłamstwa, które – jak mówię – mnie z dnia na dzień demolowały. Skąd to się brało? Nie wiem. A mimo to, kiedy przyszło do tego – też tu już o tym była mowa – że miałem się zdecydować, czy nie pójść na współpracę, to wiedziałem, że prędzej zgodzę się stracić wszystko, niż powiem skurwysynowi tak.
       Czemu o tym wszystkim piszę? Powód jest jak najbardziej prozaiczny. Mój kolega, wspomniany tu już dziś Don Esteban, miał tu wczoraj chyba, krótką wymianę z innym moim kolegą LEMMINGIEM, na temat tego, jak pochodzenie, narodowość, czy cholera wie co tam jeszcze, wpływa na to, kim, lub czym, czym człowiek się staje. I w pewnym momencie, Don Esteban rzucił ot tak sobie, że może ja kiedyś coś na ten temat napiszę (tak to działa, prawda?). A ponieważ szanuję moich kolegów i wiem, że mam w stosunku do nich zobowiązania, zmartwiłem się bardzo, że jednak nic z tego nie wyjdzie. No bo co ja mogę mądrego powiedzieć w tak sformułowanym temacie? A jednak piszę. O tym, co tworzy człowieka. Co sprawia, że człowiek jest zły, lub głupi, lub wrażliwy, lub tępy jak deska w dworcowym szalecie, a może mądry bardzo, lub bardzo głupi, lub dzielny lub ewentualnie tchórzliwy? Co sprawia, że jeden człowiek z największym okrucieństwem dręczy innych ludzi, a co nim powoduje, że ktoś stojący tuż obok nad tymi ludźmi wyłącznie płacze? Czy to może być narodowość? Co za bzdura!!! Jak można mówić o narodowości, podczas gdy nawet coś tak kameralnego jak rodzina, nie jest w stanie wpuścić w ten świat maleńkiego nawet podmuchu czegoś przewidywalnego? Oczywiście, bez pewnych podstaw, takich już najbardziej niewzruszonych, może być naprawdę ciężko, ale cała reszta naprawdę przychodzi już naprawdę nie wiadomo skąd.
      Jest coś takiego jak wrażliwość, rozum, czułość. Jedni mają i jedno i drugie i trzecie. Inni zaledwie jedno. Dlaczego? Skąd? Nie mam pojęcia. I to chyba by była odpowiedź na wszelkie pytania, które nas otaczają, ile razy spotykamy kogoś osobiście, lub jedynie o kim słyszymy, i chcemy wiedzieć dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dlaczego? Bóg Jeden wie. Ten, który jest wszędzie i stwarza nas i ich i wszystko każdego dnia. I wszystko wprawia w ruch. A my, jeśli tylko będziemy otwarci na to co dostaliśmy, z pewnością nie będziemy potrzebować już nic więcej.
      Moja najmłodsza córka któregoś dnia, jeszcze jesienią, wracała ze szkoły do domu i przysłała mi takiego esemesa: „Liść spadł mi na głowę. Wyobrasz sobie, co by było, gdyby on ważył siedem kilo. Przecież zabiłby mnie jak nic!”. Ciekawe, prawda? Czasem mam wrażenie, że niektórym z nas na głowy spadają te siedmiokilowe liście. I zabijają ich, zanim jeszcze ci zdążą się na dobre ucieszyć, że spotkało ich tak wielkie szczęście.
      Również nam, tu piszącym, byłoby moim zdaniem dobrze się zastanowić, skąd się biorą te wszystkie nerwy, te awantury, te oskarżenia i podejrzenia. Pojawia się często taka opinia, że część z nas jest, jak to się określa, „zadaniowana”. Że to co ja tu piszę, to nie efekt moich przemyśleń, lecz konsekwentna realizacja czyjegoś planu. I że to co piszą tamci, to też nie pochodzi z ich serc, lecz z kieszeni, lub czarnych teczek. A zatem, że każdy jest wystarczająco mądry, żeby być też wystarczająco wrażliwym i czułym. A ja myślę, że nie. Że to wszystko jest szczere jak diabli. Że nawet kiedy ktoś bezczelnie kłamie, to robi to ze szczerego serca. Nawet jak ktoś kogoś krzywdzi, to też jest głęboko przekonany, że tak trzeba. I to co ja piszę, jest szczere jak diabli, i tak samo szczere jest to co pisze ktoś kto mnie uważa za idiotę. Problem jest jedynie w tym, że niektórzy z nas dostali ten swój talent i zamiast go z pokorą przyjąć i wykorzystać, to najpierw się wściekli, że chcą więcej, i w efekcie nawet to co mieli - zmarnowali.
      I już na sam koniec, powiem coś jeszcze. Proszę wszystkich psychologów, psychiatrów i innych specjalistów od ludzkiej duszy, żeby się nie mądrzyli bardziej niż trzeba. Bo sami wiedzą dokładnie tyle samo co ja. Czyli nic.
     

      I to tyle gdy chodzi o liścia. Na koniec jeszcze raz proszę wszystkich tych, którzy uważają, że dzięki tym latom przeżyli jakąś tam przygodę, mam nadzieje, że już po raz ostatni, o pomoc.

33 komentarze:

  1. To zwyczajnie nie wypada, żeby dorosły facet prosił o pieniądze, to jest wręcz wstyd, żeby w tym wieku nie mieć pieniędzy, ani pewnego źródła utrzymania. A bezczelnością jest prosić o wsparcie, bo się puściło kasę na wakacje. Może jednak idź w tę politykę, może byś dostał jakiś mandat, jak nie posła, to chociaż radnego, albo jakąś synekurę powinni Ci załatwić. Polityka to idealne miejsce dla pysznych nierobów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @redpill
      Fantastyczne świadectwo. Dzięki.

      Usuń
    2. Zawsze możesz na mnie liczyć, przynajmniej wtedy, jak tu zajrzę, a za to, że puściłeś ten komentarz przez moderację, wyślę jakiś grosz czy dwa. Jak wrócę z wakacji i mi coś zostanie. Ja znam kilka blogów i stron internetowych, gdzie autorzy zbierają datki, lub namawiają do kupowania na ebay, czy amazonie przez zamieszczone tam linki, to nie jest nic szczególnego, ale Twoje prośby o wsparcie są inne, na tyle wyjątkowe, że uznałem za właściwe je tak skomentować. Te wakacje, ja na wakacjach nie byłem 5 lat, albo nie mam czasu, albo mnie nie stać, a bywa, że jedno i drugie.

      Usuń
    3. @redpill
      Nawet nie próbuj. Ja Ci wciśnę te pieniądze w gardło.

      Usuń
    4. Poproszę kogoś, nie poznasz od kogo. Zasłużyłeś.

      Usuń
    5. @redpill
      Poprosisz kogoś, by w Twoim imieniu przysłał mi pieniądze, tak bym Ci ich nie mógł zwrócić? Słyszałem, że masz bardzo mądre dziecko. Czy nie sądzisz, że byłoby rozsądne się z nią czym prędzej skonsultować? No wiesz. Powiedz jej co masz w głowie i zapytaj, co ona o tym sądzi.

      Usuń
  2. Ja piszę w sprawie wczorajszego felietonu. Jeśli idzie o nadzieję to w jakichkolwiek politykach i polityce nie pokładam i nie będę jej pokładał nigdy. Tę sferę rezerwuję dla religii. Politykę mogę tylko na zimno analizować i czasem się angażować, jeżeli jakieś działania polityczne mają sens. Ale ten sens trzeba samemu znaleźć. Dziś PiS nie ma alterntywy politycznej, ale żeby w nim pokładać nadzieję to dla mnie zbyt dużo. Dlatego też załączyłem pod pana notatką taki żartobliwy tekst, zresztą całkiem oparty na faktach. Ne myślałem, że pana to aż tak zirytuje, by mnie wyrzucać z dyskusji i potraktować jak jakiegoś wroga czy świra, który za punkt honoru ustawił sobie trollowania pańskich tekstów. Czasem z nimi polemizuję i to wszystko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jerzy Komorowski
      Nie wiedziałem, że JK to Pan, a więc nie może Pan mi zarzucać, że to Pana potraktowałem jak wroga, czy świra, których tak na marginesie, jak sam Pan widzi, jest pół światu.

      Usuń
  3. Ależ przegiąłeś, Redpill. Nosz kurwa mać! A może warto by było w sposób wymierny podziękować komuś, kogo czytamy tu już od 10 lat, kto dostarcza nam co dzień refleksji, uśmiechu i wzruszeń na poziomie nieosiągalnym dla zawodowych felietonistów? Jak widzisz cenę na okładce książki czy czasopisma, to myślisz sobie, że to nie wypada, by dorośli ludzie prosili o pieniądze?

    Zawsze się zastanawiam, po jaką cholerę przyłazić na czyjś blog, po to tylko, by go hejtować. Dalej nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek dawno na to zasłużył. Sam jest pierwszym hejterem, a dlaczego to napisałem? Bo mnie rozbawiło, że gość, co w nagłówku ma "trying not to be careless", pisze że się spłukał na wakacjach i prosi o wsparcie.

      Usuń
    2. @Kozik
      Trafiłeś kulą w płot. Redpill wielokrotnie deklarował, że moich tekstów z reguły nie czyta, ponieważ są do bani, a moje książki uważa za bezwartościowe śmieci. On tu przychodzi powodowany wyłącznie dojmującą samotnością. Podobnie jest z tym hejtowaniem. Jak postanowię odebrać jeden z jego licznych telefonów, znów mnie polubi.

      Usuń
    3. @redpill
      No i jeszcze coś. Gdy chodzi o Ciebie, ja już nie mam żadnych złudzeń, natomiast to że potrafisz być aż tak nieunteligentny, zaskoczyło mnie. Ja nie pisałem o swoich wakacjach, bo takowych nie mam od wielu już lat. Rzecz w tym że wakacje mają uczniowie i ja przez cały rok odkładam, by te nie swoje wakacje jakoś przeżyć. W tym roku się nie udało, co dla Ciebie i paru Twoich "soulmates" okazało się pierwszorzędną okazją do szyderstwa. Jeszcze raz zachęcam do konsultacji u Córki.

      Usuń
  4. Znowu? Za chwileczkę, tak jak w tamtym roku pisałeś, że nie prosiłeś!!!
    W lutym pisałeś, że świetnie ci idzie :(
    Weź się spaślun za robotę i nie męcz żony!!!
    Wstydu nie masz...tfu :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znałem wcześniej tego tekstu. Naprawdę niesamowity. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Mateusz G.
      Nie czytałeś tej książki? Żałuj.

      Usuń
    2. To jest jedyna Twoja książka, której nie mam. Odkładałem jej kupno zawsze na później, aż w końcu skończył się nakład i pozostaje mi już tylko żałować, że zaspałem.
      Podobnie było z "Dziećmi PRLu" Gabriela, nawet już zamówiłem na stronie, ale okazało się, że ktoś mnie wyprzedził.

      Usuń
    3. @Mateusz G.
      To fatalnie. Przede wszystkim ze względu na "Dzieci PRL-u". O ile mi wiadomo, "Liść" jest do kupienia na Allegro.

      Usuń
  6. Brawo redpill!!
    Też mu wyślę kilka groszy niech żona się ucieszy.
    Ciekaw jestem, kiedy oszołom zacznie prosić o wsparcie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chce mi się logować to tylko napiszę, że choć nie zawsze komentuję to czytam wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Z wyjątkiem paru przyjaciół, tu komentują wyłącznie trolle. Ogromna większość tylko czyta. To nie jest blog dla tak zwanych "internautów".

      Usuń
  8. powiem krótko: za ile zrobiłbyś to co robi toyah,(inna rzecz czy ktoś by się tym zainteresował i uznał...) odrzućmy na chwilę emocje.
    Toyah pisze... - to jest czas..., wysiłek intelektualny..., a skoro to czytamy to jest to określona wartość, a jednocześnie tak bardzo niewymierne - emocje, wrażenia które gdzieś w duszy zostają, wracają i trwają ubogacając nasze dusze, ujmę to tak:
    ...co pisze Toyah jest jak muzyka,
    oświeca umysł i serca budzi,
    że zauważasz coś co umyka...
    - potwierdza prawdę warto się trudzić...

    traktuje nas jak przyjaciół, a przyjaciele wspierają tak jak mogą

    Krzysztof, dzięki za wszystko, sprawdź konto
    obecny

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś zwykłym wszarzem!!!
    Najpierw piszesz intymny post, a później odnosisz się do niego na SN.
    Redpill napisał to, co myśli i powninieneś się z tego cieszyć, bo większość pomyśli ale nie napisze, bo to fałszywcy!
    Jesteś zwykły wszarz...tfu

    OdpowiedzUsuń
  10. Taką cechę ma ok. 15% populacji, ona nie jest wprost dziedziczna, ale szansa, że któreś z Twoich dzieci też będzie tak wrażliwe jest bardzo duża. Ona zazwyczaj łączy się z wyższym IQ. I generalnie to jest bardzo dobry dar od Boga, ale w życiu zawodowym cholernie przeszkadza. Zwłaszcza współcześnie.
    (To pisałem ja, Grzeralts)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Grzeralts
      No i bardzo miło z Twojej strony, że się podpisałeś. Dziś sam widzisz, jak to wygląda.

      Usuń
  11. Proszę Panstwa. Czlowiek piorosił o wsparcie. Nie chcecie dawać, to nie dawajcie. Ale jezeli wpadacie tu, by poczytac jego teksty, to tak jakbyscie dawniej gazetę dla czyjegos felietobu kupowali. Tyle ze tu macie ten tekst za darmo. Wiec jeszcze raz- nie chcecie, to nie dawajcie, ale i nie popisujcie sie swoją, jakze domniemaną, wyższoscią. Panie Krzysztofie, trzeba miec odwagę, by poprosic o pomoc. Dziekuję za teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra kobieto, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten typ zwany toyahem, wzorem Michalkiewicza podał konto na które czytający mogą w każdej chwili wpłacać!

      Dlaczego tego nie robi?

      Usuń
    2. Drogi anonimowy, dlaczego cię to interesuje? Jesteś wujek dobra-rada?

      Usuń
  12. @Toyah
    Ale tu dużo syfu przylazło. Dawno tutaj nie byłem ale poziom tego tatałajstwa przeraża. Bendix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Bendix
      Nic nowego. Oni tu lezą od miesięcay dzień w dzień. Dlatego tez wprowadziłem weryfikację. Na co dzień ich wyrzucam, ale tym razem uznałem, że skoro poprosiłem Czytelników o wsparcie, dobrze by było, żeby wiedzieli, że to naprawdę nie jest łatwy kawałek chleba. Moim zdaniem, wbrew ich oczekiwaniom, znaczna część wpłat była spowodowana tymi komentarzami. Może jeszcze dziś,, czy jutro będę ich tu wpuszczał, a potem znów spadnie szlaban.

      Usuń
    2. Wiem jaki to jest kawalek chleba. Wal ich w czapkę. Bendix

      Usuń
    3. @Bendix
      To jest właściwie jedna osoba. Tyle że pisze po kilka razy dziennie. Znasz go. To nasz kolega A-tem.

      Usuń
  13. Cechą ludzi nieinteligentnych jest brak wątpliwości, i ty ją posiadasz, jak również twój wydawca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Rozumiem, że jako osoba inteligentna, jesteś wręcz rozrywany przez wątpliwości. Współczuję. To musi być straszne tak się męczyć, kiedy nie wiesz czy zacząć wieczór od łażenia po obcych blogach i dogadywania obcym ludziom, czy lepiej wziąć tabletki i pójść spać. Naprawdę, współczuję.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...