sobota, 23 stycznia 2016

Opole, milicja i ja

Myślę, że część z nas zauważyła, że na plakacie zapowiadającym moją pogadankę na Uniwersytecie Opolskim na temat kultury satanistycznej pojawiła się nazwa: „Aula Stara Kowalczykowska”, a jednocześnie jestem boleśnie przekonany, że większość z nas, nawet jeśli owej informacji poświęciła chwilę zadumy, i tak ostatecznie uznała, że owa chwila z pewnością wystarczy. Proszę mi więc pozwolić, że opowiem, w czym rzecz.
Oto w roku 6 października 1971 roku, kiedy to dzisiejszy Uniwersytet Opolski funkcjonował jeszcze jako Wyższa Szkoła Pedagogiczna, pracownicy uczelni, bracia Jerzy i Ryszard Kowalczykowie, w uczelnianej auli podłożyli bombę. Ów gest, z jednej strony, stanowić miał protest przeciwko krwawemu stłumieniu protestów na Wybrzeżu z grudnia 1970 roku, z drugiej natomiast, dobitną demonstrację sprzeciwu wobec planowanej na następny dzień akademii z okazji tak zwanego Dnia Milicjanta, podczas której to uroczystości szczególnie zasłużeni dla grudniowej masakry funkcjonariusze mieli odebrać odpowiednie odznaczenia.
Ponieważ Kowalczykowie nie chcieli, by komukolwiek – choćby i tym najbardziej podłym milicjantom – stała się jakakolwiek krzywda, a zależało im wyłącznie na demonstracji, wybuch nastąpił głęboką nocą, kiedy w budynku nie było nikogo, niszcząc, poza aulą, fragment biblioteki plus bufet. Jedyną ofiarą wybuchu okazał się być Bogu ducha winny pracownik uniwersytetu, który po serii przesłuchań na milicji popełnił samobójstwo. Samych Kowalczyków aresztowano pół roku później i 8 września 1972 roku, z oskarżenia o terroryzm, sąd skazał Jerzego na karę śmierci, natomiast Ryszarda na 25 lat więzienia. W styczniu 1973 roku, czując, że nawet komuna powinna znać swoje ograniczenia, Rada Państwa zastosowała wobec Ryszarda Kowalczyka akt łaski i zamieniła mu karę śmierci na standardowe 25 lat więzienia.
Przez kolejne lata, wszelkiego rodzaju opozycyjne organizacje, przy bardzo znaczącym wsparciu Kościoła, prowadziły coraz to nowe akcje protestacyjne na rzecz uwolnienia braci Kowalczyków, co ostatecznie doprowadziło do tego, że najpierw, w roku 1983, na wolność wyszedł Ryszard, a po nim, dwa lata później, Jerzy.
W roku 1991, decyzją Lecha Wałęsy, Ryszard uzyskał tak zwane „zatarcie skazania”, dzięki czemu mógł wrócić do pracy na uczelni. Jednak dopiero 10 lat później, 8 czerwca 2001 roku, w ostatnim dniu swojego urzędowania na stanowisku Ministra Sprawiedliwości, Lech Kaczyński zwrócił się do Sądu Najwyższego o kasację wyroku w sprawie Jerzego Kowalczyka. Sąd Najwyższy jednak wniosek ministra odrzucił z adnotacją, że owa decyzja jest ostateczna, niezaskarżalna i wyklucza przyszłą „choćby i częściową rehabilitację skazanych”.
W roku 2003, Komisja Krajowa NZS wraz z grupą opolskich radnych wystąpiła z pomysłem nadania Jerzemu i Ryszardowi Kowalczykom honorowego obywatelstwa miasta Opola, jednak i tym razem bez odpowiedniego efektu. Dopiero ostatecznie w grudniu roku 2010, z inicjatywy Andrzeja Gwiazdy i Anny Walentynowicz, uhonorowano braci Kowalczyków tablicą na ścianie pamięci przy Pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku. Gdy chodzi natomiast o Opole, skutkiem przede wszystkim zatwardziałości serc miasta, ale i uniwersytetu, Kowalczykowie do dziś nie otrzymali tego, co im się należy, a wspomniana na plakacie nazwa „Aula Kowalczykowska” to półoficjalna inicjatywa uczelnianej „Solidarności”, mająca znaczenie głównie symboliczne.
No i to tam właśnie, w tym dokładnie miejscu, gdzie niemal już 50 lat temu Jerzy i Ryszard Kowalczykowie postanowili wznieść do nieba swój, do dziś to tu to tam szczęśliwie słyszany, okrzyk przeciwko bezbożnemu systemowi, przyszło mi wczoraj – kompletnie nieadekwatnie i jakże bez sensu – opowiadać o czymś, co owe 50 lat temu stanowiłoby egzotykę dla przeciętnego obywatela wręcz niewyobrażalną. Pieniądz i kultura satanistyczna. Co za absurd! Co za bezczelność! No ale Bogu dzięki, jakoś mi się upiekło. Przyszło stosunkowo dużo ludzi, znacznie więcej, niż mogłem oczekiwać, no i co bardzo pocieszające, wśród nich widoczna bardzo grupa studentów. Nikt nie uciekł, nikt nie ziewał, nikt wreszcie nie poradził mi, bym się zajął czymś bardziej pożytecznym. Jakby tego było mało, sprzedało się też trochę książek.
A zatem, bracia Kowalczykowie okazali się dla mnie aż nazbyt wyrozumiali. Bardzo im za to wszystko dziękuję i mam nadzieję, że wreszcie nadszedł ich czas. Choć diabli wiedzą. Lepiej być ostrożnym.


Wszystkich zapraszam do księgarni pod adresem www.coryllus.pl.

2 komentarze:

  1. @All
    Mamy już zapis całego spotkania.

    https://www.youtube.com/watch?v=Z7jFF9cM_bE

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    I co, nie w ruinie??
    P.S.
    Fajne zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...