piątek, 1 stycznia 2016

Nowy Rok, czyli zdejmiemy im z głów te płaszcze

Niniejszy felieton ukazał się wczoraj w „Warszawskiej Gazecie” i przyznaję, że stanowi kompilację noworocznych refleksji z czymś, co już tu zamieściłem nieco wcześniej. Ponieważ jednak mamy ów nowy rok i warto coś na tę okoliczność powiedzieć, proponuję właśnie to. Uważam, że będzie dobrze.


Kiedy piszę ten felieton, w telewizji, u Moniki Olejnik występuje prezes Rzepliński i nie mniej ni więcej oświadcza, że „nie może być tak, by sędziowie musieli się bać, że prokuratorzy zaczną przeszukiwać ich komputery”. To jest oczywiście wypowiedź na tyle głęboka i znacząca, że możnaby jej było poświęcić osobny felieton, ponieważ jednak zamykamy ten, jakże dla nas dobry i szczęśliwy rok, a w pewnym sensie sprawa Trybunału Konstytucyjnego owo zamknięcie znakomicie symbolizuje, chciałbym bardzo, by ten akurat felieton stanowił pewne podsumowanie tego, co się stało.
Na pierwszym więc miejscu wypadałoby nam więc postawić zdarzenie najważniejsze, czyli ostateczne postawienie przez Parlament do pionu paru sędziów, którzy nagle uznali, że trzecia władza to władza pierwsza i w praktyce jedyna. Przy tej jednak okazji życie przyniosło nam parę drobniejszych satysfakcji, do których chciałbym się odnieść osobno. Oto, jak wszyscy zapewne pamiętamy, podczas jednej z debat sejmowych Kornel Morawiecki powiedział dwie rzeczy: pierwsza to ta, że prawo to nie matematyka, a druga, że jeśli to prawo nie służy Narodowi, nie jest prawem, lecz bezprawiem. Słowa Morawieckiego wywołały powszechny entuzjazm i powiem szczerze, że ja go podzielam w pełni. Nie pamiętam bowiem, kiedy ostatnio mieliśmy okazję doświadczyć tego rodzaju intensywności komentarza w stosunku do naszej rzeczywistości. Nie wiem, czy Morawiecki wcześniej to sobie przemyślał, czy tak mu to nagle przyszło do głowy, ale to było naprawdę coś, zwłaszcza w tym konkretnym wykonaniu. Chwała mu za to.
Po serii niezapomnianych głosowań, znaleźliśmy się w studio TVN24, gdzie pokazano nam wspomnianego już tutaj prof. Rzeplińskiego, wprawdzie już w stanie wskazującym na poważne kłopoty psychiczne, choć wciąż jednak dalekiego od tego, z czym mamy do czynienia dzisiaj, jak obrażony wychodzi z Sejmu i drze mordę na Bogu ducha winną dziennikarkę telewizji TVN24 jak najbardziej, ale też chwilę jeszcze wcześniej, kiedy na niego wyskakują dziennikarze z mikrofonami i kamerami, a on w pierwszym odruchu narzuca sobie na łeb płaszcz, dokładnie w taki sposób, jak to robią wyprowadzani z prokuratury, czy sądu przestępcy.
To był oczywiście odruch i on go natychmiast próbował naprawić, ale liczy się pierwszy gest i owego gestu symbolika, i tego nikt i nic już nie zmieni. Po tym wszystkim, co się dzieje od miesięcy, po tych kolejnych kompromitacjach w wykonaniu tak zwanych „profesorów prawa”, po tym laniu, jakie oni codziennie dostają, widok ich głównego czarownika, kiedy zakrywa płaszczem twarz, jest nie do zastąpienia.
I dla mnie mijający rok, to – pomijając oba cudowne zwycięstwa – to jest właśnie to. Kornel Morawiecki, kiedy mówi, że prawo nie może stać nad dobrem narodu i Rzepliński z narzuconym na łeb płaszczem.
No i oczywiście to dzisiejsze wystąpienie u Olejnik, kiedy on nagle prosi, by mu nie zaglądać do komputera. Dla takich chwil naprawdę warto żyć.

Zapraszam jak zawsze wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie kupujemy moje, i nie tylko moje, książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...