środa, 13 sierpnia 2008

Z dziejów patriotyzmu - wesoła komedia o kartoflu rozdeptanym przez niedźwiedzia Miszę

Od momentu, gdy w telewizorze pokazali wiec z udziałem prezydentów, premierów, ministrów i entuzjastycznie przyjęte przemówienie prezydenta Kaczyńskiego, wiadomo było, że Prezydentowi, to co zrobił, nie ujdzie płazem. Prezydencki gest wobec Gruzji i jego słowa skierowane do władz w Moskwie, wywołały trzy rodzaje reakcji. Część opinii publicznej zachwyciła się tym, że Polska, przez gest Lecha Kaczyńskiego, podkreśliła swoje przywództwo w regionie i zademonstrowała coś, czego w polityce, wydawałoby się, już od dawna nie ma, czyli moralność. Część, podkreślając wartość zaprezentowanej przez polską prezydencję solidarność, wyraziła zaniepokojenie tym, że niedyplomatyczność słów Kaczyńskiego była nierozsądna i może nam zaszkodzić. Znacząca jednak część opinii publicznej, zabierająca głos przede wszystkim w prywatnych telewizjach, w prywatnych radiach i, częściowo, tu w Salonie, zareagowała na słowa prezydenta Kaczyńskiego gniewem, szyderstwem, kpinami, a – jeśli idzie o merytoryczną część tego szczególnego przekazu – informacją, streszczającą się w słowach: ‘A cóż to taka malutka Polska ma do gadania na tak wielkiej scenie’.
Pamiętam jak, jeszcze w zamierzchłych czasach pierwszych lat III RP, kiedy walka nie toczyła się między tymi, co chcą dobrze, a tymi co chcą jeszcze lepiej, lecz między ciężką agenturą sowiecką, a polskimi patriotami, i kiedy nie wiadomo było jeszcze, czy bolszewickie wojska wyjdą z Polski, czy nie, i czy Polska będzie w NATO, czy nie, a dziennik Rzeczpospolita nie był zwykłym polskim dziennikiem tylko tzw. ekspozyturą, był sobie w Rzeczpospolitej taki dziennikarz, nazwiskiem Jan Ordyński. Któregoś wieczoru, w późnowieczornej radiowej audycji w Trójce, gdzie, po zwyczajnych informacjach, dyskutowano bieżące sprawy, red. Ordyński wykpił wszelkie pomysły związane z ideą Polski silnej i bezpiecznej, tłumacząc, że Polska to jest takie nic, że trzeba być głupkiem, żeby w ogóle zajmować się sprawami polskiej obronności. Mówił Ordyński Jan w polskim radio, że wielka Rosja zetrze Polskę w pył zanim Polska zdąży wyszeptać słowo. Mówił dziennikarz Ordyński, że gadanie o obronności, o NATO, w sytuacji czegoś takiego, jak Polska, świadczy wyłącznie o Polski tej kompleksach.
Pamiętam red. Jana Ordyńskiego do dziś. Ordyńskiego już nie ma. Odszedł z domeny publicznej, tak jak wielu innych ludzi o tego typu autoramencie, pewnie do jakiejś spółki, albo wszystko jedno gdzie. Jednak myśl Ordyńskiego pozostała. Obudziła się dziś w Salonie. Na stronie głównej, ukazał się wpis jednej pani Kalinowskiej zatytułowany „Gryzienie sztuczną szczęką w dupę rosyjskiego niedźwiedzia”. Przyznaję, że nie przeczytałem całego tekstu pani K. Pozostałem przy tytule, z dwóch względów – po pierwsze znam emocje, jakie ta przedziwna osoba demonstruje od czasu, gdy okazało się, że nie jest aż tak łatwo wsadzić Kaczorów do paki, a po drugie, bałem się, że dalej będzie równie źle, jeśli nie gorzej.
Zatrzymałem się na tytule, ale tytuł w zupełności wystarczy. Oto beczka śmiechu! Kartofel z gebisem, naprzeciwko wielkiego, pięknego, szlachetnego niedźwiedzia. Oto Polska w wydaniu Lecha Kaczyńskiego! Kartofel wobec tradycji, historycznej godności, no a przede wszystkim – militarnej potęgi. Pani K. ogląda wystąpienie Lecha Kaczyńskiego na placu w Tbilisi, przed wielotysięcznym tłumem Gruzinów, którzy poczuli powiew wolności, płynący między innymi z Polski, i ma ubaw po pachy. Patrzy na Lecha Kaczyńskiego, jak przemawia do wlepiających w niego wzrok tysięcy Gruzinów, krzyczących: „Polska, Polska, Polska”, i aż się dusi ze śmiechu na stworzoną przez siebie wizję. Oto komedia sama w sobie, czyli Lech Kaczyński ze sztuczną szczęką.
Niby nic nowego. Mieliśmy jeszcze stosunkowo hecę na sto fajerek w postaci Prezydenta z ciężką chorobą psychiczną, który biega co chwilę do ubikacji. Ale wyobraźnia czarnych umysłów nie zna granic. Więc bawmy się wesoło, tym razem już jednak nie na poziomie zwykłej prywatności. Teraz do naszych jajcarskich zagrywek można zaprosić Rosję. Próbuje prezydent Kaczyński tą swoją sztuczną szczęką, która mu się przewala w tej głupiej kartoflanej gębie, „gryźć w dupę niedźwiedzia”, a na to ten rosyjski niedźwiedź, jednym uderzeniem swojej boskiej łapy rozgniata kartofla na miazgę. Pięknie! Nie potrafiła Pitera, możemy się zwrócić o pomoc szczebelek wyżej.
Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby na zabiegi gabinetu Donalda Tuska, zmierzające do uzyskania jak najlepszej pozycji negocjacyjnej w sprawie tarczy, któraś z osób niesprzyjających Premierowi, napisała tu w Salonie tekst pt. Gryzienie sztuczną szczęką amerykańskiego orła. Więc tego się wyobrazić nie da. Z jednego prostego powodu. Otóż ten rodzaj zidiocenia nie jest aż tak powszechny. W pewnych środowiskach, istnieje coś takiego, jak poczucie honoru i poczucie wstydu. Jedni rozumieją, o czym piszę inni nie. Ja jednak piszę tylko do jednej z tych grup.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...