sobota, 2 sierpnia 2008

O wyższości Salonu24 nad mediami mainstreamowymi

Okazuje się, że nawet zwykłe pytanie, czy red. Młodkowski, bez narażania się na kpiny, będzie mógł któregoś dnia w TVN24, przedstawić wyliczenia dotyczące tego, ile trzeba wyłożyć na założenie skromnej firmy charytatywnej, powoduje wzrost napięcia do poziomu rozmów o Bogu, o życiu i o śmierci. W tej sytuacji, zdecydowałem się na temat bardzo lekki.
Jest lato, weekend, pogoda nienajgorsza, więc porozmawiajmy o piłeczce nożnej. A jeśli o piłeczce, to oczywiście o panu premierze.
Od dłuższego czasu, gdy myślę o Donaldzie Tusku, nie potrafię absolutnie wyobrazić sobie, ani zapracowanego urzędnika, ani magistra historii, ani ojca rodziny, ani miłego pana z sąsiedztwa. Nie umiem, widząc, lub jedynie myśląc o Donaldzie Tusku, spojrzeć na niego, jak na zwykłego - czy choćby nawet niezwykłego - człowieka.
Donald Tusk był dla mnie zawsze przede wszystkim piłkarzem, czy może lepiej, człowiekiem o piłkarskiej umysłowości, który jakimś dziwnym zrządzeniem losu, znalazł się na stanowisku kierowniczym. Nigdy nie widziałem Donalda Tuska na żywo, nigdy nie miałem o nim innych informacji, niż te dostępne dla przeciętnego widza, czy czytelnika. Nie mam pojęcia, czy w życiu prywatnym Donald Tusk jest miły, czy raczej trudny; czy jest osobą współczującą, czy raczej zimną; nie mam pojęcia, czy Donald Tusk jest inteligentny, czy raczej przeciętnie inteligentny.
Jeśli idzie o Donalda Tuska, nie mam nawet pojęcia, czy jest wysoki, czy niski. Nie wiem o nim dosłownie nic, poza tym, co stanowi zwykłą propagandę, lub moje własne przypuszczenia.
Jedną rzecz wiem o Tusku na pewno. Wiem, kim jest Donald Tusk, jeśli idzie o to, co nazywam "umysłowością piłkarską". W moich wypowiedziach, tu w Salonie, kilka razy wracałem do tematu Donalda Tuska, jako piłkarza, ostatnio niedawno bardzo, w tekście Panie Premierze, niech Pan zabierze tę piłkę i zejdzie mi z oczu.
Ktoś mógłby mnie spytać, skąd ja wiem, jakim typem jest Donald Tusk, skoro go w ogóle nie znam. Nie znam go, nie jestem jasnowidzem, nawet nie jestem zwykłym psychologiem.
Powiem zupełnie szczerze, że nie wiem. Widzę Tuska w telewizji, widzę jego oczy, jego grymasy, słyszę jego głos i wiem, że mam przed sobą zjawisko, z którym konfrontowano mnie w moim życiu parokrotnie. Stąd, kiedy pisałem tekst z 30 lipca, byłem maksymalnie uczciwy i pewny tego, że pisze prawdę. Proszę mi wybaczyć autocytat:
"Problem w tym, że premier mojego rządu - wszystko na to wskazuje - zwariował i z tego nadmiaru stresu, czy jedynie pracy, nie jest w stanie się uspokoić, o ile raz na jakiś czas - ostatnio, obawiam się częściej, niż rzadziej - nie kopnie sobie porządnie piłki.
Ja, przyznam, że znam tego typu ludzi dość dobrze. Miałem okazję w swoim życiu obcować z tego rodzaju osobnikami, najczęściej cholerycznie usposobionymi osobami na kierowniczych stanowiskach, którzy kiedy idą do pracy są już odpowiednio naładowani złymi emocjami, w pracy są nieustannie wściekli, na wszystkich wrzeszczą, na biurku trzymają zdjęcie żony i dzieci, bo wierzą - złudnie, jak się okazuje - że to zdjęcie ich uspokaja, więc następnie złoszczą się jeszcze bardziej i już nie marzą o niczym innym, jak o tym, żeby pójść pograć w cokolwiek: ping-ponga, kosza, siatę, albo po prostu w piłkę nożną.
ni nie biegają, nie jeżdżą na rowerze, nie chodzą na siłownię. Oni muszą walczyć, kopać się po kostkach, wrzeszczeć, pluć złością, kląć - tak, kląć przede wszystkim - muszą mieć poczucie, że są lwem, tygrysem, mordercą, czystą nieposkromioną energią.
I wtedy, gdy już się umordują, jak należy, kiedy już wyplują z siebie całą tę złą energię, która im towarzyszyła od rana, mogą spokojnie wrócić do domu i położyć się spać. Tak wygląda ich życie, i - co najgorsze - tak wygląda ich recepta na życie. Są tacy i uważają, że inni też są dokładnie tacy sami, ale ponieważ ci inni właśnie nie uprawiają sportu, to ta zła energia ich trawi i dlatego oni osobiście nie mogą ich znieść.
Ci obsesyjni sportowcy nienawidzą ludzi. Uważają, że każdy napotkany człowiek jest zły, głupi i niesympatyczny. Są przekonani, że tylko oni potrafią sensownie zagadać, uprzejmie się odezwać, ciekawie wypowiedzieć, bo tylko oni tak naprawdę potrafią kochać. A miłość tę mają, bo wiedzą, że ‘prawdziwy sport wymaga traktowania tego zajęcia bardzo serio'".
Dziś w Dzienniku, dwaj śledczy tej gazety poszli na boisko, na którym trzy razy w tygodniu (jak się okazuje) biega za piłką pan premier, popatrzyli, popytali, napisali, a redakcja Dziennika postanowiła zapoznać z wynikami dziennikarskiego dochodzenia swoich czytelników.
I czegóż się dowiadujemy?
"Liczy się walka i zwycięstwo. Jeśli nie wychodzisz na boisko, by wygrać, to nie zawracaj ludziom głowy. Idź uprawiać jogging" (Donald Tusk)
"Ludzie niechętnie występują w jego drużynie, bo się wydziera i ma ciągle pretensje. Wprowadza nerwową atmosferę" (poseł Platformy)
"Bywa, że jest naprawdę nieprzyjemnie[...] Tusk zaczął tak krzyczeć, że Fiedorowicz miał prawie łzy w oczach" (polityk PO)
"Premier jest na boisku impulsywny. Byłem przez niego opieprzany, czasem niesłusznie...". (były poseł Fiedorowicz)
To są relacje ludzi, którzy wiedzą, jak jest. Sami dziennikarze, ukryci za płotem, obserwują mecz i relacja jest właściwie jedna. Donald Tusk nieustannie wrzeszczy, obraża, macha rękami, jest przez cały czas w stanie najwyższego wzburzenia. Koledzy z drużyny albo robią wrażenie przerażonych ("Arabski jest jak sparaliżowany i taki zostaje do końca meczu"), że za chwilę oberwą, albo starają się zrobić coś, lub coś powiedzieć w taki sposób, żeby Donald Tusk wiedział, że są z nim ("Ładna bramka, Czarek, ale najpiękniejsze było otwierające podanie").
Reszka z Majewskim relacjonują ten jeden mecz, opisują zachowanie samego Donalda Tuska, jak i jego kolegów i podają wystarczająco dużo informacji, byśmy mogli zorientować się, w czym leży problem. Oczywiście, nie byli by sobą, by nie skupiać się na zwykłym, tępym plotkarstwie, czyli na tym, że Tusk jest w gruncie rzeczy słabym piłkarzem, że jedyny piłkarz, który się Tuska nie boi i w stosunku do którego Tusk też bywa ostrożny, to Grzegorz Schetyna, że cała gra jest podporządkowana zawsze temu, żeby Tusk mógł strzelić gola, czy wreszcie, że właściwie tylko Tuskowi i Schetynie wolno podejść pod bramkę i znaleźć się w sytuacji strzeleckiej.
Majewski i Reszka nie piszą o tym, że na najwyższych poziomach władzy został umieszczony zwykły kibol z całym swoim kibolskim charakterem, kibolskim temperamentem i z kibolskim duchem. Człowiek, który jest taki, jakim go widzimy nie dlatego, że coś się akurat stało i tak przypadkowo się w tej jego głowie ułożyło. On jest taki, bo właśnie taki jest. Każda sekunda jego pobytu na boisku piłkarskim, każdy jego wrzask, każda kropla potu, każdy jego wybuch wściekłości, gest rozczarowania, każde jego sfrustrowane pragnienie, jest tylko zewnętrznym wyrazem tego, jakim człowiekiem jest Donald Tusk poza boiskiem.
My, tu zgromadzeni w Salonie, możemy powiedzieć dziennikarzom śledczym Dziennika, że to, o czym oni dziś piszą, myśmy wiedzieli już dużo wcześniej. A kiedyśmy to zauważyli, to dodatkowo zobaczyliśmy coś więcej. Coś, co zwykła prasa zauważy może dopiero za jakiś czas.
Salon górą! Zobaczycie to wyraźnie za jakieś dwa lata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...