niedziela, 23 września 2018

O Polsce, która nigdy nie zapomniała


Dziś najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”. Polecam.        

Kiedy piszę ten tekst, prezydent Duda jest w Waszyngtonie i spotyka się z prezydentem Trumpem. Nie chcę oczywiście wpadać w niepotrzebną euforię, jeśli jednak przyjąć, że od zaprzysiężenia Trumpa nie minęły jeszcze dwa lata, a on tymczasem zdążył już złożyć oficjalną wizytę w Polsce, no i przyjąć u siebie prezydenta Rzeczpospolitej, to znaczy, że mamy sytuację zasługującą na uwagę. Przypomnijmy sobie mianowicie czas gdy po słynnym wystąpieniu Trumpa w Warszawie w lipcu 2017 roku, pojawiły się głosy, że oto okres dobrych stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Polską ledwo się zaczął, to zdążył się już skończyć i w tej chwili nie ma nawet mowy o tym, by którykolwiek z wyższych polskich urzędników został przyjęty przez któregokolwiek wyższego urzędnika Stanów Zjednoczonych, by już nie mówić o szczeblu prezydentów. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że całkiem poważni analitycy z najwyższą satysfakcją spekulowali, że dopóki polski rząd nie zwalczy w Polsce faszyzmu, to prezydent Duda nie ma najmniejszych szans na to, by choćby uścisnąć Trumpowi rękę. I na nic nie zdawały się oświadczenia polskiego ministerstwa, czy Depertamentu Stanu.  Przekaz był jeden: najpierw Konstytucja, a potem będziemy rozmawiać o innych sprawach.
       A ja wciąż pamiętam tamten dzień, dziś sprzed ponad już roku, kiedy to Donald Trump, przemawając na Placu Krasińskich zrobił coś, czego chyba nikt nie zauważył, a mianowicie zacytował lekko zmodyfikowany fragment słynnego wystąpienia Johna Kennedy’ego w Berlinie, wówczas usunięty z wygłoszonego tekstu i zastąpiony słynnym „Ich bin ein Berliner”. Wtedy brzmiało tak: „Lasst sie nach Berlin kommen”, w Warszawie natomiast Donald Trump powiedział tak:
       Jeśli komuś przyjdzie zapomnieć, jak to wszystko jest ważne, niech przyjedzie do kraju, który nigdy nie zapomniał, niech przyjedzie do Polski… niech przyjedzie tu do Warszawy i usłyszy opowieść o Warszawskim Powstaniu”.
      Ja słuchałem wówczas przemówienia prezydenta Trumpa i zwracałem uwagę na każdy najmniejszy jego szczegół, nie pod kątem tego, jaki to on będzie dla nas miły, ale gdy chodzi o to, co stanowi o historycznym walorze owego wystąpienia. Otóż więc, kiedy usłyszałem owo „niech przyjedzie do Polski”, od razu pomyślałem sobie, że Donald Trump traktuje swoją wizytę w Polsce jako gest stricte polityczny, który należy przyrównać do wizyty prezydenta Kennedy’ego w Berlinie w czerwcu 1963, gdy ten wypowiedział swoje historyczne już słowa.
      Pamiętam więc do dziś owo zdanie: „If anyone forgets the critical importance of these things, let them come to one country that never has, let them come to Poland... and let them come here to Warsaw and learn the story of the Warsaw Uprising”. I daję słowo, że to właśnie przez nie ani na moment nie uwierzyłem w plotki wypowiadane przez złe języki, jakoby stosunki polsko-amerykańskie znalazły się w kryzysie. Nie dajmy się nabierać. Liczą się wyłącznie znaki.

Polecam swoją pogadankę na temat książki z listami od Zyty Gilowskiej. Do obejrzenia na portalu prawygornyrog.pl, jednak ze względów technicznych tu wklejam film z youtuba.



 
     


6 komentarzy:

  1. Liczą się wyłącznie konkrety, których jak zwykle brak. Uściśnięcie łapy Trumpowi w Białym Domu kosztowało Polskę zmianę ustawy o IPN. Tak to trzeba napisać. Za następne zapłacimy już drożej, znacznie drożej, bo w miliardach.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    A ja o innym spotkaniu, które zrobiło na mnie wrażenie. Papież Franciszek spotkał sie w sobotę z młodzieżą w Wilnie. Polecam wideo, a szczególnie pieknie wykonaną pieś (od 41'20'' do 48'50'') Niestety nie wiem co to za pieśń, ani nie znam chóru...

    OdpowiedzUsuń
  3. PS
    Link podaję poniżej:

    http://tv-trwam.pl/film/spotkanie-z-mlodzieza-na-placu-katedralnym

    OdpowiedzUsuń
  4. Gwoli przypomnienia:
    W latach 90. działała w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Bez powodzenia kandydowała do Sejmu z 1. miejsca lubelskiej listy tej partii w wyborach parlamentarnych w 1993. Następnie należała do Unii Wolności, zasiadając w latach 1994–1996 w radzie krajowej. W latach 1990–1998 była radną rady miejskiej w Świdniku.
    Była posłanką na Sejm IV kadencji, zasiadała w klubie parlamentarnym Platformy Obywatelskiej. W wyborach startowała z okręgu lubelskiego, uzyskując 11 284 głosy. W Sejmie IV kadencji pełniła funkcję zastępcy przewodniczącej Komisji Finansów Publicznych. W PO zasiadała w prezydium klubu parlamentarnego, była przewodniczącą regionu lubelskiego i od 27 czerwca 2003 do 21 maja 2005 wiceprzewodniczącą partii. Wystąpiła z Platformy Obywatelskiej również w maju 2005 w związku z oskarżeniami o nepotyzm. Zarzucano jej, że zatrudniła w swoim biurze poselskim swoją synową oraz opłacała pracę swojego syna Pawła Gilowskiego jako eksperta prawnego z pieniędzy przeznaczonych na obsługę biura. Według Zyty Gilowskiej synowa została zatrudniona w biurze zanim poznała jej syna, a korzystanie z usług syna miało pozwolić na obniżenie kosztów ekspertyz. Kolejnym zarzutem wysuwanym pod jej adresem była próba umieszczenia syna na pierwszym miejscu lubelskiej listy PO, na co nie godziło się kierownictwo partii.
    Reszta na https://pl.wikipedia.org/wiki/Zyta_Gilowska
    ps
    Te twoje pierdoły mógłbyś nagrać na telefonie i nie byłoby kosztów... no ale jak frajerzy dają to trzeba korzystać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy
      Połowa czytelników tego bloga ma za soba podobne przygody. Nie mówię, że oni są jak ów ewangeliczny Szaweł, ale kierunek jest podobny.
      Natomiast bardzo mi sie podoba informacja, że "kierownictwi partii sie nie godziło". To jest rzeczywiście mocny argument.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...