Prowadzenie tego bloga, pomijając wszelkie związane z tym przyjemności i całą kupę codziennych satysfakcji, ma jeden aspekt niezwykle irytujący, a przy tym, dla kogoś, kto to zajęcie traktuje bardzo poważnie, zwyczajnie bolesny. Otóż nazbyt często okazuje się, że słowa, które tu zostają zapisane, nawet jeśli trafiają tam gdzie trafić mają, to wyłącznie w formie szczątkowej, powodując wrażenie, że to wszystko tak naprawdę nie ma sensu. Weźmy wczorajszy dzień. W odpowiedzi na to, że mój kumpel i partner Coryllus dołączył do, z mojego punktu widzenia od początku do końca ustawionej i bardzo cynicznie realizowanej przez System akcji wyszydzania kandydata Prawa i Sprawiedliwości na tak zwanego „technicznego” premiera, napisałem parę komentarzy, w których ani nie wychwalałem kandydatury Glińskiego, ani nawet nie sugerowałem, że Gliński to mniejsze zło, w ogóle tak naprawdę nie zajmowałem się Glińskim, jedynie zwróciłem uwagę na fakt, że atak na niego, włącznie z całym arsenałem towarzyszących mu argumentów, jest idealnie skoordynowany i dobrze by nam było, zamiast się radośnie do tej akcji przyłączać, zastanowić się, czemu tak się dzieje. No i w tym momencie, mój kolega i partner Coryllus, najwidoczniej tak bardzo przekonany co do tego, że Gliński to swego rodzaju wybryk politycznej natury, uznał, że skoro ja się w tej sprawie odzywam wbrew gołym faktom, musi to oznaczać, że ja po pierwsze Glińskiego traktuję emocjonalnie, a po drugie robię to z wyrachowania, licząc na to, że w ten sposób uda mi się może zastąpić Świrskiego na funkcji jego osobistego asystenta.
I to jest sytuacja, którą określam jako bolesną. Okazuje się bowiem, że polityczne napięcie jest tak duże, a czasu na prostą refleksję jest tak mało, że w pewnym momencie właściwie wszelkie słowa stają się zbędne. Wystarczy kilka prostych haseł, w formie możliwie jednoznacznej deklaracji, i wszyscy będziemy zadowoleni. Powiem więcej: wszystko co wykracza poza te kilka haseł jest wybitnie szkodliwe, bo zmusza nas do zatrzymania się, a jak wiemy na to nie ma czasu, bo dzień wczorajszy już minął, podobnie jak zeszły tydzień i zeszły miesiąc, a jutro też już właściwie jest przeszłością. A zatem, po co w ogóle, jak to się mówi u mnie na wsi, otwierać pysk?
A jednak zasada tak pięknie sformułowana swego czasu przez Herberta: „Bądź wierny idź” wciąż obowiązuje i ja przynajmniej nie mam ochoty, by ją odpisać na straty. A zatem jeszcze raz opowiem, jak oceniam sytuację, w której się dziś znajdujemy i ostrzegam, że nie jest to ocena entuzjastyczna. Otóż moim zdaniem, jest dokładnie tak, jak to pisał wspomniany Herbert – lepiej już nie będzie. I nie mówię tu o skali lokalnej, bo tu akurat sama perspektywa ujrzenia Donalda Tuska i Ewy Kopacz wyprowadzanych w kajdankach i pakowanych do policyjnych radiowozów, jak na dziś wystarczy mi w zupełności. Jeśli idzie o wymiar lokalny, tu się zaczyna i kończy moje marzenie. Rzecz w tym niestety, że tak naprawdę to jest zaledwie okruch tego co ważne. Tak naprawdę, to moje pragnienie prostej sprawiedliwości jest czymś radykalnie infantylnym w obliczu tego, co się dzieje w skali znacznie, znacznie szerszej.
No ale mieliśmy mówić o Glińskim. Proszę zwrócić uwagę, jaki jest medialny kierunek ataku przeciwko tej kandydaturze. Nikt z nich – dokładnie nikt – jednym słowem nie zarzucił Glińskiemu, że jest głupi, niekompetentny, czy choćby zbyt kiepski, jak na wymagania, jakie polska polityka stawia przed każdym, kto ma aspiracje odgrywać w niej jakąś rolę. Zarzut w stosunku Glińskiego, kierowany zresztą równo ze wszystkich stron, jest taki, że on, będąc tak naprawdę inteligentną, mądrą, uczciwą i być może nawet kompetentną osobą, jest w sposób wyjątkowo perfidny i cyniczny wykorzystywany przez Kaczyńskiego. Przekaz jest taki, że biedny Gliński, doszczętnie zniewolony przez Kaczyńskiego, bardzo chce zostać premierem, którym przecież i tak nigdy nie zostanie, budzi już tylko wstyd i zażenowanie. W pewnym momencie doszło wręcz do tego, że sam Donald Tusk – coś absolutnie niewyobrażalnego – ogłosił publicznie, że Gliński NIGDY nie zostanie premierem. Przepraszam bardzo, ale co takiego się dzieje wokół tego człowieka, że to on, jako jedyny w tej całej nędznej menażerii, premierem nie zostanie NIGDY? Może premierem zostać poseł Hofman, posłanka Pitera, poseł Agent Tomek, nawet być może premierem kiedyś zostanie Grzegorz Schetyna, Korwin-Mike, czy ponownie Waldemar Pawlak, ale Gliński? Nigdy! A ja proponuję, byśmy się zastanowili, co Gliński ma takiego, że on nigdy, no i od razu proponuję odpowiedź. Otóż Gliński nigdy nie zostanie premierem, a już na pewno nie zostanie nim dziś, bo każdy myślący człowiek wie, a już na pewno wiedzą to macherzy Systemu, że Gliński to ktoś taki, kto jeśli zostanie tym premierem, będzie potrzebował zaledwie paru tygodni, by jego popularność w społeczeństwie osiągnęła poziom, o jakiej taki Jerzy Buzek nawet nie może marzyć. I to jest fakt podstawowy. Gdyby ktoś wciąż nie zrozumiał, co chcę powiedzieć, to ja to powtórzę raz jeszcze: Gliński póki co, a zapewne rzeczywiście nigdy, nie zostanie premierem, bo gdyby został premierem, jego popularność w społeczeństwie przewyższyłaby wszystko, z czym mieliśmy do czynienia dziś. I to niezależnie od tego, co o nim sądzę ja, Coryllus, czy nawet Jarosław Kaczyński. I koniec tego tematu.
Przyjmijmy więc teraz perspektywę szerszą, powiedziałbym wręcz, że uniwersalną. Oto mamy tak zwaną sprawę doktora Chazana. Jak dziś już wie każdy, kto wiedzieć chce, było tak, że w pewnej klinice robiącej interesy na produkcji dzieci, wyprodukowano bubel. Przez jakiś błąd w procesie produkcji, powstało życie niezdolne do życia, i w tym momencie osoby odpowiedzialne za ową tak fatalnie spapraną robotę, zamiast przyznać się do winy, wyciągnąć z tego co się stało wnioski i zaproponować jakieś zadośćuczynienie, postanowiły najpierw sprawę ukryć, a następnie problem wynikający z tej fuszerki przerzucić na innych. Jak? Po prostu, podrzucając to życie Kościołowi, by to Kościół, który wciąż coś gada na temat zasad i wartości, je zniszczył. Wciąż nie wiadomo, o co chodzi? Przejdę więc na poziom bardziej praktyczny. Klinika prowadząca od pewnego czasu biznes pod nazwą „in vitro”, mimo, jak się domyślam, dużych pieniędzy zaangażowanych w przedsięwzięcie, wyprodukowała dziecko z połową głowy, z mózgiem na wierzchu, niezdolne oczywiście do życia, i zamiast zwracać pieniądze plus ciężkie odszkodowanie rodzinie, wiedząc, że on akurat jest tu osobą w całym szeregu absolutnie ostatnią, zwróciła się do doktora Chazana o przeprowadzenie na dziecku aborcji. Dziś jest tak więc, że to biedne dziecko – ofiara Systemu i całego reprezentowanego przez niego zła – nie żyje, pamięć po nim wyłącznie kojarzy się z tą obrzydliwą połową głowy i mózgiem na wierzchu, Chazan został wyrzucony z pracy, Kościół nieśmiało protestuje, matka dziecka czeka na odszkodowanie, które jej wypłaci nie ten, który robotę spaprał, ale szpital, który nie chciał sprawy przykryć, a my dyskutujemy, dyskutujemy i dyskutujemy. I zło triumfuje.
A zatem mamy plan podwójny: z jednej strony, po to by nie dopuścić do powstania nowej jakości na polskiej scenie politycznej, chodzi o skompromitowanie profesora Glińskiego, a z drugiej jest już tylko Szatan. Tylko Tenktórynieprzepuszczażadnejokazji. A on akurat reprezentuje towarzystwo znacznie poważniejsze, niż te, które nam akurat zostało zaproponowane. Jak to się wszystko skończy? Bardzo jest mi przykro to mówić, ale dokładnie w momencie, kiedy kończę pisać ten tekst doszła do nas informacja, że Janusz Korwin Mike dał w mordę Michałowi Boniemu. A ja już wiem, co będzie dalej. Już za miesiąc, dwa, partia prowadzona przez Korwina Mike wskoczy w sondażach na drugie miejsce, tuż za PiS-em. Dlaczego? Dlatego mianowicie, że to jest gest już od ponad dwudziestu lat jedyny z ludzkiego punktu widzenia do przyjęcia. Dać w pysk jednemu z nich. A co w takim razie z Platformą? O tym już pisałem. Wielokrotnie. A jeśli nie dość jasno, to oczywiście przepraszam.
Wszystkich tych, którzy lubią tu przychodzić, lub akurat się tym blogiem zainteresowali, zachęcam do wizyty na stronie www.coryllus.pl, gdzie można kupić wszystkie moje książki, plus ostatni numer kwartalnika „Szkoła Nawigatorów” z absolutnie rewelacyjnym tekstem o pewnym wielkim żywopłocie. Szczerze polecam. Przy okazji, jak zwykle bardzo gorąco, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Wszystkich tych, którzy lubią tu przychodzić, lub akurat się tym blogiem zainteresowali, zachęcam do wizyty na stronie www.coryllus.pl, gdzie można kupić wszystkie moje książki, plus ostatni numer kwartalnika „Szkoła Nawigatorów” z absolutnie rewelacyjnym tekstem o pewnym wielkim żywopłocie. Szczerze polecam. Przy okazji, jak zwykle bardzo gorąco, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Jedyną przykrością jaka spotkała jaruzela w III RP był ten kamień, którym oberwał od Pana Helskiego.
OdpowiedzUsuńDlatego, pomijając zupełnie kim jest Korwin - Mikke, cieszy mnie, że esbecki kapuś, wreszcie poczuł, że jest nic nie wartą gnidą.
Postawa mediów III RP w obu przypadkach dokładnie taka sama.
@karakuli
OdpowiedzUsuńObawiam się, że Boni jest w całą sprawę do końca wtajemniczony.