piątek, 18 lipca 2014

Dla mojego syna - raport z czasów terroru

Ja wiem, że to może robić wrażenie czegoś okropnie wstydliwego, do czego lepiej albo się nie przyznawać, albo co w ogóle wyprzeć z pamięci, no ale skoro już postanowiliśmy wspólnie, że blog ten będzie wręcz stanowił gest czystej szczerości, opowiem coś o swoim synu. Otóż spędziliśmy ostatnio wspólnie tydzień u mnie na wsi, zajadając się na zmianę jajecznicę na smalcu ze skwarkami, i zupą, którą moja ciocia robi ze wszystkiego, co ma pod ręką, a która smakuje, jak żadna inna zupa na świecie, oraz oczywiście prowadząc najróżniejszego typu debaty z ludźmi, którzy przewalają się regularnie nieustannie przez to święte miejsce, kiedy nagle syn mój zadał mi pytanie: „Czy za komuny trzeba było czekać w kolejce do lekarza?”
Ja oczywiście wiem, że każdy z nas, kto ma na tego typu kwestie perspektywę szerszą niż moje dziecko, wybuchnie szyderczym śmiechem i zapyta mnie, jak to możliwe, że ja tak niestarannie wychowałem swojego syna? Jak to możliwe, że ja – katolik, patriota i Polak – doprowadziłem swoje dziecko do stanu, że ono zadaje tak głupie pytania? Przecież to, że za komuny kolejek do lekarza nie było, a jeśli gdzieś tam się zdarzały, to tylko na takiej zasadzie, że ktoś akurat przyszedł do przychodni przed nami, no i siłą rzeczy trzeba było poczekać (o szpitalach naturalnie nawet nie wspominam, bo to w ogóle nie jest temat). Co ja mówię, za komuny? Toż jeszcze nawet w roku 1995, kiedy moje najmłodsze dziecko miało dwa lata i nagle zostało zaatakowane przez jakąś okropną alergię, nikt nam nie kazał nigdzie ani czekać, ani tym bardziej przychodzić za kilka dni, ani dzwonić na pogotowie, czy jakieś ratownictwo medyczne, ale zwyczajnie poszliśmy do rejonowej przychodni do cudownej pani doktor Layerowej, następnie do szpitala na odział dermatologii dziecięcej, i sprawę załatwiliśmy jednym ruchem z samą panią ordynator. A ten bałwan mnie pyta, czy za komuny trzeba było czekać w kolejce do lekarza? I jak ja mogłem wyhodować coś takiego pod samym bokiem?
Ja, jak już wspomniałem, wiem, że sprawa jest delikatna, jednak choćby przez to, że ledwie wczoraj napisałem tekst o tym, jak to dzisiejsza młodzież jedyne co wie i czym się martwi, to, co takiego się pojawiło na Facebooku i kto przyjeżdża na najbliższy festiwal, chciałbym może ze względu na nich, przekazać kilka informacji na temat PRL-u jaki widziałem osobiście, a które mogą im się przydać, choćby po to, by jako tako zdać maturę z WOS-u. Kwestię pierwszą, a więc dostęp do usług medycznych już sobie wyjaśniliśmy, a ja tylko może na wszelki wypadek dodam, że wbrew pewnym dziwnym mitom, lekarze za komuny pomagali, leczyli, a nawet ratowali życie. Resztę, żeby było czytelniej, prościej, no i łatwiej, przedstawię w parunastu punktach.

1. Za komuny nikt nie głodował. Wprawdzie wszędzie panował syf i nędza, a w roku 1988 nawet na miesiąc przestały ukazywać się kolorowe tygodniki, niemniej można było kupić chleb, masło 250 gram, kiełbasę myśliwską, pomarańcze, banany, a nawet samochód. Co ciekawe, w sklepach była jak najbardziej do nabycia po powszechnie przystepnej cenie cielęcina i baranina. Przyznaję, że kokosów nie było. Inna sprawa, że chociaż dziś są, od dwudziestu czterech lat kupiłem jednego. Raz;
2. Oczywiście każdy miał pracę. Jeśli ktoś pracować nie chciał, był traktowany jak osoba podejrzana, najczęściej współpracownik SB;
3. Za komuny była telewizja, od pewnego czasu nawet kolorowa. Kłamała dokładnie tak samo jak telewizja dzisiejsza, tyle że w sposób bardziej prymitywny i bez porównania łatwiejszy do rozpoznania;
4. Nie istniał obowiązek współpracy ze Służba Bezpieczeństwa. Natomiast powszechnie istniało takie prawo. Kto chciał i się do tego nadawał – był przyjmowany z otwartymi rękoma. Większość nie chciała i żyła spokojnie;
5. Za komuny nie było Internetu i Facebooka. Podobnie zresztą, jak kart kredytowych, osobistych drukarek, punktów xero, telefonów komórkowych i esemesów. Jeśli ktoś chciał napisać do kogoś wiadomość, musiał to robić ręcznie, a jeśli z kimś chciał porozmawiać, to musiał albo do niego zatelefonować (wbrew tu i tam powtarzanym plotkom, telefon, przynajmniej od lat 70-tych, miał każdy), ewentualnie przy okazji umówić się na spotkanie. Faktem jest, że za komuny ludzi się odwiedzali nieustannie;
6. Jeśli ktoś lubił słuchać muzyki Led Zeppelin, Joy Division, lub nawet zespołu Art Ensemble of Chicago, nie kupował płyt w sklepie, bo sklepy sprzedawały niemal wyłącznie płyty artystów krajowych, na których nie było nic słychać i które wyglądały, jak wyprodukowane pokątnie w piwnicy, ale na tak zwanych „giełdach płytowych”, których wszędzie jednak była cała kupa i wszystkie oferowały dosłownie wszystko, co się komuś zamarzyło. W Warszawie każdego roku było znacznie mniej koncertów niż dziś. W innych miastach mniej więcej tyle samo co dziś. W katowickim Spodku w roku 1979 wystąpił Eric Clapton. Z przygodami, ale owszem. Ja byłem;
7. Za komuny, między Katowicami a Krakowem kursowały pociągi, jak na świecie, a nie busy, jak w Afryce. Również, z Katowic do Przemyśla można było dojechać pociągiem, i to w pięć godzin, a nie osiem, jak dzisiaj;
8. Pedofilia, podobnie jak dysleksja, funkcjonowały wyłącznie jako egzotyczne ekscesy i w ogóle nie pojawiały się, jako temat dyskusji;
9. Kto chciał mógł wyjechać na wakacje za granicę – również do Anglii, czy Niemiec Zachodnich – nawet jeśli był znany z wrogości wobec socjalistycznej ojczyzny, jak choćby Radek Sikorski. Musiał się wprawdzie wystać w kolejce po paszport, znacznie krócej jednak, niż dziś do dentysty;
10. Za komuny, kto chciał, mógł oficjalnie i otwarcie nienawidzić komuny i mimo to nie był narażony na gesty pogardy ze strony współobywateli, no a już z całą pewnością, jeśli tylko nie wywiesił w oknie transparentu z napisem „Nienawidzę Ruskich”, nie groziła mu interwencja służb. Inna sprawa, że komuny nienawidzili wszyscy, tak jak dziś PiS-u;
11. Za komuny można było się bezkarnie snuć nocą po mieście, spotykać ze znajomymi, wracać o piątej rano do domu w stanie nietrzeźwym, ryzykując w najgorszym wypadku to, że jakiś znudzony patrol milicyjny człowieka wylegitymuje. Wystarczyło nie drzeć mordy, nie zaczepiać ludzi, nie kląć publicznie, jeśli się było dzieckiem, no i nie krzyczeć „Precz z komuną!”;
12. Za komuny, zupełnie tak samo jak dziś, w sklepach były coca-cola i pepsi-cola, tyle że w restauracjach w butelkach większych niż dziś, a w sklepie mniejszych;
13. Za komuny opieka dentystyczna była powszechna i bezpłatna;
14. Za komuny polscy piłkarze nożni przez kilka kolejnych lat należeli do światowej czołówki;
15. Za komuny „Rok 1984” Orwella był lekturą zakazaną, co nie zmienia faktu, że każdy z nas, jeśli tylko chciał, miał tę książkę w domu – czy to w wersji oryginalnej, czy w tłumaczeniu;
16. Przez całe lata, kiedy Polska znajdowała się pod komunistycznym butem, chłopcy spotykali się z dziewczynami, a dziewczyny z chłopcami. Większość z nich się pobierała i miała dzieci;
17. Ogromna większość Polaków była religijna, uważała ten stan rzeczy za naturalny, i, niezaczepiana przez milicję, chodziła w każdą niedzielę do kościoła. Nikt się z nich nie śmiał;
18. W roku 1975 w głównych polskich kinach został pokazany film „Ojciec Chrzestny” i kto chciał mógł go sobie obejrzeć. Bilety do kina były w cenie symbolicznej;
19. Za komuny, każdy mógł w każdej chwili zostać zamordowany przez milicję, całkowicie bezkarnie i bez powodu, i słyszałem o co najmniej kilkudziesięciu takich osobach, szczęśliwie żadna z bliskich mi osób i znajomych choćby najdalszych nie trafiła do tej ponurej grupy. Co więcej, nie znam też nikogo, kto by od milicjanta oberwał pałką. Martwi mnie to trochę, bo jest to jedna z tych rzeczy, których nie będę wiedział do końca życia: czy to bardzo bolało?
20. Nie było obowiązku chodzenia na wybory, na pochody pierwszomajowe i nie istniał zakaz uczestnictwa w procesji Bożego Ciała;
21. Za komuny był tylko jeden bank, jak się zdaje z działem windykacji w formie szczątkowej. I słusznie. Kredyty ludzie spłacali bez najmniejszego problemu.

Pewnie mógłbym tak ciągnąć tę wyliczankę w nieskończoność, ale raz, że boję się, że zacznę nudzić, a tego się bardzo boję, a dwa, że wierzę, że to powinno wystarczyć. W końcu moje biedne dziecko chciało tylko wiedzieć, czy w PRL-u służba zdrowia była powszechnie dostępna. A w tej sytuacji, te 21 punktów, zupełnie jak 21 postulatów z sierpnia 1980 roku, powinny nas w zupełności usatysfakcjonować.

Jak wiemy, dziś mieszkamy w kraju wolnym, demokratycznym i kapitalistycznym, w związku z czym możemy pisać książki na każdy dowolny temat, wydawać je i je sprzedawać, ale również je kupować w dowolnych ilościach. Jest niestety tego tak dużo, że tak zwana wolność wyboru stała się praktycznie fikcją. Jeśli jednak mogę coś radzić, to polecam księgarnię Coryllusa, pod adresem www.coryllus.pl. Tam każdy zakup jest zakupem najlepszym. Również wolno nam stać ma rogu ulicy, grać, śpiewać, a nawet tańczyć. Co niniejszym czynię. Jeśli komuś ten występ się spodobał, proszę wspierać ten blog pod podanym obok numerem konta. Dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...