czwartek, 3 lipca 2014

Odpieprzcie się od Korwina!

Obiecywałem wprawdzie, że się zamknę, jednak jadę sobie tym pociągiem do Warszawy, a następnie dalej na wschód, syn mój poszedł spać, pan, który z nami jedzie, również, to i co ja mam robić? Grać w gry na telefonie? Czytać kolejne komentarze na blogu Lexblue, w których ta banda zawistnych durniów odkrywa kolejne splagiatowane rzekomo przez mnie fragmenty z Wikipedii? Bez przesady. Swoją drogą, z tego co tam zobaczyłem wczoraj wieczorem, wynika, że oni są na prostej drodze do tego, by napisać pismo do Roya Moxhama z donosem, że Gabriel Maciejewski wydał tłumaczenie jego książki i istnieje podejrzenie, że nielegalnie.
A więc wychodzi na to, że jednak nie udało mi się dotrzymać swojej obietnicy nawet przez jeden dzień. Pojawiła się bowiem właśnie informacja, zilustrowana przez telewizję TVN24 odpowiednim filmem i odpowiednio skomentowana przez całą kupę specjalistów, że Janusz Korwin-Mikke wygłosił w brukselskim parlamencie swoje inauguracyjne przemówienie i zrobił z siebie durnia. Na czym ów wstyd ma polegać? Na tym mianowicie, że Korwin podczas swojego przemówienia zachowywał się rzekomo, jak porażony przez tremę wariat, a jego angielski był tak zły, że nawet przewodniczący Schultz, a więc człowiek, który zna angielski perfekt, a i również poseł Sariusz-Wolski, a więc ktoś kto jest jeszcze bardziej językowo kompetentny od Schultza, nie byli w stanie go zrozumieć.
Niedawno dość, ale jeszcze przed wyborami, pisząc na temat niespodziewanej medialnej kariery Janusza Korwina-Mike, zwróciłem uwagę na fakt, że on od kilku już lat pogrąża się w jakiejś ciężkiej nerwicy, która się manifestuje między innymi szaleńczym rozbieganiem i mową tak chaotyczną, a zatem jego powrót do telewizji jest co najmniej zaskakujący. W końcu jaki jest sens sadzać przed kamerą kogoś, kto mówi tak szybko, że nie ma sposobu go zrozumieć, a zachowuje się tak dziwnie, że nawet tych pojedynczych, w miarę czytelnych, słów i tak nikt nie słyszy, bo wszyscy wpatrują się już tylko w tę twarz? Wspomniałem o tym jednak nie po to, by z Korwina szydzić, ale by pokazać, że to iż on nagle jest tak eksploatowany medialnie, nie jest związane z tym, co on ma do powiedzenia, ale z zadaniami znacznie poważniejszymi.
Wystąpił więc wczoraj czy przedwczoraj poseł Mike w parlamencie w Brukseli i był dokładnie taki jak zawsze. Szaleńczo roztrzęsiony, z prędkością karabinu maszynowego, w języku angielskim oczywiście, odczytywał z kartki kolejne słowa, treść tego wystąpienia, o ile zdołałem się zorientować, dotyczyła tego, o czym mistrz Korwina, Rush Limbaugh, mówił już jakieś 30 lat temu, a więc że globalne ocieplenie to humbug, a więc mieliśmy Korwina jakiego znamy od lat, w pełnym HD i w Dolby Surround, czyli wariata klepiącego stare klisze, interesujące wyłącznie dla ledwo co wchodzących w świat kłamstwa i zbrodni dwudziestolatków, a ci kretyni przychodzą, pochylają się nad nami i szepcą nam do ucha: „Widzicie? Wybraliście do Europejskiego Parlamentu człowieka, który nie umie nawet mówić po angielsku. Jakiż to wstyd!”
Otóż chciałem tu wszystkich zapewnić, że Janusz Korwin-Mike ma znacznie więcej na sumieniu niż kiepską znajomość języka angielskiego. Powiem więcej, gdyby on na wszystkich pozostałych poziomach był tak solidny, jak w tym angielskim, ja bym z czystym sercem na niego głosował. Moim zdaniem, Korwin-Mike angielskiego wprawdzie nie zna tak dobrze, jak by mógł, ale z całą pewnością lepiej, niż ci wszyscy, którzy się dzisiaj z niego śmieją, natomiast posługuje się nim dokładnie tak samo sprawnie, jak językiem polskim. A to w jego sytuacji wystarczy.
Kilka razy już wcześniej pisałem na temat owego buractwa, które prezentują dziennikarze naszych głównych mediów, ale też wszelkiej maści komentatorzy, gdy na scenę wchodzi język angielski. Pamiętam, jak swego czasu, Marek Król, kiedyś sekretarz KC, a dziś dziennikarz niepokorny, na temat owego zażenowania, jakie każdy z nas powinien czuć, nie znając języka angielskiego, spłodził cały felieton i w tym jednym felietonie zrobił cztery najróżniejszego rodzaju błędy. Pamiętam jak redakcja TVN24 wysłała na posłów jakąś cizię, która miała ich egzaminować ze znajomości języka i wszystko się skończyło tak, że żaden z nich, słysząc, co ona wyprawia, nie był w stanie się choćby na moment skupić. Pamiętam nawet, jak przez cały tydzień cała redakcja TVN24 szydziła z Palikota, że on pomylił słowo „Greece” ze słowem „Greek”, a więc zrobił coś, co każdy z nich robi kilka razy dziennie, wciąż i od nowa. I ci sami dokładnie ludzie i ich znajomi śmieją się dziś z Korwina, że on się skompromitował przed tym opętanym Odą do Radości towarzystwem, bo mówi źle po angielsku?
Nic z tego, moi państwo. Ja mam swoje rachunki z Korwinem-Mike, i to są rachunki bardzo poważne, i bardzo wam jestem wdzięczny, że próbujecie tę moją do niego niechęć wspierać, ale proszę, nie próbujcie mnie tu zachodzić od tyłu, bo ja mam oczy wszędzie.
To tyle. Tym razem już nic nie obiecuję, a więc powiem tylko, do usłyszenia. Oczywiścei, jak zwykle bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Za każdy gest, serdecznie i szczerze dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...