Jak już wcześniej miałem okazję się pochwalić, spędzam upojny czas u siebie na wsi, ledwo o rzut kamieniem od Białorusi, i pewnie bym dał Wam wszystkim od siebie skutecznie odpocząć, gdyby nie to, że już nie mogę znieść sytuacji, kiedy każdy, kto wejdzie na ten blog musi od razu zobaczyć, że moim problemem jest akurat Janusz Korwin-Mike. W pewnym momencie ogarnęła mnie już taka desperacja, że zamiast udzielać się towarzysko, siadłem do pisania nowej notki i ją nawet bardzo mocno zacząłem, ale nagle przypomniałem sobie, że wciąż przecież na publikację czeka ostatni felieton z „Warszawskiej Gazety” – moim zdaniem bardzo zabawny i na pewno wart zadumy. A zatem, dziś spuszczamy Korwina o jedno piętro w dół, a ja proszę wszystkich o poczytanie sobie o „Odzie do Radości” w wersji 666. Możliwe, że wrócę już jutro. Zobaczymy zresztą.
Jak poinformowała część mediów, powaga inauguracji kolejnej kadencji Parlamentu Europejskiego została zakłócona przez pewną nieznaną nam dokładnie grupę polityków, którzy podczas wspomnianej uroczystości pokazali, że oni akurat cały ten parlament i jego procedury mają w głębokiej pogardzie. Pisząc o „nieznanej grupie polityków”, jestem jak najbardziej szczery, bo z tego co wiem, kiedy specjalne zamówiona – i jak się domyślam, odpowiednio opłacona – orkiestra grała dla tej bandy cwaniaków Beethovena, nasz Legutko nie zechciał nawet się podnieść z fotela, tyłem natomiast do całego przedstawienia ustawił się Brytyjczyk Nigel Farage, a co do reszty, informacji nie posiadam. Nie szkodzi.
Wstawiłem tu owo „nie szkodzi” i w tym samym momencie pomyślałem sobie, że część z nas z pewnością w tym momencie pomyśli sobie bardzo niemiło, że ja uważam gest Legutki i tego angielskiego dziwaka za niepotrzebną ekstrawagancję, lub wręcz za błąd. Spieszę więc z wyjaśnieniem, że wcale nie o to mi chodziło. Wręcz przeciwnie: moim zdaniem to co ci dwaj, a przy okazji pewnie i cała grupa ich politycznych kolegów, zrobili, stanowiło gest jak najbardziej słuszny, tyle że wciąż mocno nieadekwatny. W momencie bowiem, kiedy ta – jak kto ma ochotę, niech sobie obejrzy odpowiedni film na youtubie – niemal jak z Titanica, orkiestra gra ów ponury szlagier, przez głupią ironię nazwany „Odą do radości”, w moim odczuciu najbardziej odpowiednią reakcją byłoby padnięcie na kolana i zainicjowanie wspólnego „Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna… teraz i w godzinę śmierci naszej, amen”.
W czym rzecz? Otóż ja, owszem, obejrzałem sobie ów fragment posiedzenia brukselskiego parlamentu, a przy okazji zniosłem pełne cztery minuty tego nieszczęścia, nie wiadomo dlaczego uznanego przez to dziwne towarzystwo za hymn Europy i naszły mnie dwie refleksje: pierwsza to taka, że gdyby coś takiego, jak owa „Oda do radości” skomponowali Page z Plantem, sprzedaż płyt zespołu Led Zeppelin spadłaby w jednej chwili o połowę, druga natomiast, że gdyby tę samą pieśń skomponował artysta – obecnie, jak się zadaje, w więzieniu za kompulsywne podpalanie kościołów – Bathory, Norwegowie natychmiast by go wypuścili na wolność, a fani artysty odprawiliby z tej okazji specjalną mszę. Chodzi mi o to, że ja bardzo uważnie, przez ponad cztery minuty, obserwowałem tych wszystkich posłów – w tym siedzącego Legutkę i stojącego tyłem Farage’a – ale też tę nieszczęsną orkiestrę, jak oni wszyscy starają się znieść tę nędzę, którą Beethoven w sposób oczywisty i bezdyskusyjny skomponował wyłącznie po to, żeby pokazać światu, jak on potrafi być szyderczy, i nagle sobie uzmysłowiłem że trudno naprawdę o lepszy symbol tego, czym jest ta cała Unia. Oto widzimy grube setki tej autentycznie ludzkiej nędzy, jak stoją wyprostowani, w pozycji na baczność, i oddają hołd Diabeł jeden wie, czemu, lub komu, i myślę, że już wszyscy wiemy, że to jest już koniec. Dalej już tylko przepaść.
Zapraszam wszystkich do księgarni Coryllusa pod tym co zawsze adresem www.coryllus.pl gdzie oprócz tego co dotychczas sprzedajemy najnowszy numer „Szkoły nawigatorów” z moim tekstem o soli. Rewelacja! Również, zgodnie z naszą niewesołą tradycją, proszę wszystkich o wspieranie tego bloga po podanym obok numerem konta. Bez tej pomocy, nie żyjemy.
Zapraszam wszystkich do księgarni Coryllusa pod tym co zawsze adresem www.coryllus.pl gdzie oprócz tego co dotychczas sprzedajemy najnowszy numer „Szkoły nawigatorów” z moim tekstem o soli. Rewelacja! Również, zgodnie z naszą niewesołą tradycją, proszę wszystkich o wspieranie tego bloga po podanym obok numerem konta. Bez tej pomocy, nie żyjemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.