czwartek, 31 lipca 2014

O flaszkę dla Grzegorza Brauna

W trakcie przesłuchania w warszawskiej prokuraturze, jakiemu zostałem swego czasu poddany w związku ze swoim udziałem w debacie w Klubie Ronina, gdzie Grzegorz Braun zapowiedział wieszanie zdrajców, pani prokurator zapytała mnie, dlaczego, kiedy Braun wygłaszał te swoje groźby, ja i Gabriel Maciejewski, zamiast zapłonąć świętym oburzeniem, śmialiśmy się. Na to ja odpowiedziałem – jak najszczerzej oczywiście – że nie wiem, jak Gabriel, ale ja się śmiałem, bo mnie tyrada Brauna najzwyczajniej w świecie rozśmieszyła. Powiedziałem, skądinąd niezwykle sympatycznej i bystrej, pani prokurator, że Grzegorz Braun ma to do siebie, że kiedy on mówi, cały świat zamiera w skupieniu. Grzegorz Braun ma ten rodzaj talentu oratorskiego, że, jeśli ktoś planuje spędzić noc w dobrym towarzystwie i miłej atmosferze, powinien złożyć się na parę flaszek, zaprosić Grzegorza Brauna i już tylko chłonąć, chłonąć, chłonąć. A zatem, kiedy Grzegorz Braun opowiadał o tej „gwieździe śmierci”, o tych strzelnicach, o tych dzieciach prowadzonych przez rodziców w niedzielny poranek po Mszy Świętej, by się wprawiać w strzelaniu, ja mogłem tylko zaniemówić w podziwie, i już tylko od czasu do czasu się uśmiechać.
Przyznaję, że osobiście nie należę ani do przyjaciół Grzegorza Brauna, ani do tak zwanych fanów jego publicznej działalności, w swoich tekstach nie mam zwyczaju odwoływać się do jego wypowiedzi, gdy ktoś mnie zachęca do tego, by zadumać się nad kolejnym jego wystąpieniem; tyle wszystkiego, że miałem okazję go poznać, uważam go za miłego człowieka, uważam że filmy, które nakręcił są naprawdę znakomite, lubię go słuchać, kiedy gada i tyle. Poza tym, Braun mnie zwyczajnie nie interesuje.
Wczoraj podczas dyskusji pod tekstem Coryllusa poświęconym aresztowaniu Brauna na siedem dni przez polskie państwo za rzekomą obrazę sądu, ktoś wrzucił trzy filmy, które przyznaję, że obejrzałem. Zwykle mam tak, że ani nie czytam załączonych linków, a już tym bardziej nie oglądam zalinkowanych filmów, tym razem jednak obejrzałem wszystkie trzy filmy od początku do końca. I proszę sobie wyobrazić, że znów – dokładnie tak, jak to miało miejsce podczas pamiętnego spotkania w Klubie Ronina – oniemiałem z zachwytu. Pierwszy z tych filmów, gdyby ktoś nie wiedział, najpierw przedstawia fragment procesu, w którym Braun oskarżony jest o brutalne pobicie sześć lat temu sześciu policjantów, a dwa następne, jego bezskuteczne próby zgłoszenia się do aresztu w celu odbycia kary. Wszystkie filmy dostępne są w wersji HD, obraz i dźwięk jest najwyższej jakości, robota realizatorska na takim poziomie, że sam Grzegorz Braun by się jej nie powstydził… no i jest oczywiście sam Braun: gwiazda, jakiej świat nie zna. Ja nie umiem opisać tego co się tam dzieje, ale te paręnaście minut, kiedy Braun stoi z tą szczoteczką do zębów przed aresztem i błaga wręcz polskie państwo, żeby go zechciało posadzić, stanowią coś, co moim zdaniem – wbrew wszelkim zabiegom reżimowej propagandy – zostanie zapisane w historii III RP, ze szczególnym uwzględnieniem tych paru lat rządów Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej, a więc czasu, kiedy to polskie państwo sięgnęło skalistego dna kompromitacji, jako czas najgorszy.
O jakiej kompromitacji mówimy? Otóż, z tego co zdążyłem się zorientować, rzecz w tym, że sześć lat temu, podczas jakiejś demonstracji, Grzegorz Braun został zatrzymany przez policję, a kiedy poprosił policjantów o wylegitymowanie się, został najpierw słownie, a następnie fizycznie zaatakowany, po czym oskarżony o pobicie funkcjonariuszy. Pierwszymi świadkami owego pobicia zostali oczywiście wspomniani funkcjonariusze, a proces w tej sprawie toczy się już siódmy rok. Tyle, jak się zdaje, fakty. A teraz komentarz: otóż moim zdaniem, jest tak, że sąd doskonale wie, że te sześć lat to jest czysta farsa, tyle że z różnych powodów, jej już się nie da ot tak zamknąć. Brauna skazać nie można, policjantów ukarać za fałszywe zeznania tym bardziej, ogłosić pomyłki jakoś nie wypada… wszystko wskazuje na to, że proces ów będzie się ciągnął tak długo aż Donald Tusk i jego ekipa zostaną odsunięci od władzy.
A w tym wszystkim oczywiście mamy Grzegorza Brauna, który jest wciąż ciągany po tych żałosnych rozprawach, konfrontowany z tym jeszcze bardziej żałosnym tak zwanym sędzią, systematycznie karany grzywną za obrazę sądu, świadków, czy czegokolwiek, co się da w tej sytuacji obrazić, no i to państwo, tak rozpaczliwie, tak beznadziejnie i tak ostatecznie kompromitowane. Bo nie oszukujmy się. Braunowi tu się nie dzieje żadna krzywda. Z tego co widzimy na tych filmach, on zachowuje szampański nastrój, najwyższą intelektualną formę i osobiście jestem pewien, że Polska jeszcze będzie miała okazję wyrazić mu wdzięczność za to, co on tak wspaniale pokazał w ciągu tych paru choćby dni. Stoi Grzegorz Braun przed polskim państwem, a my, dzięki tej na najwyższym poziomie profesjonalizmu relacji, widzimy, jak ogłasza jego upadek. Stoi Grzegorz Braun z tym dowodem osobistym i prosi więziennego strażnika, by zechciał puścić w ruch owe młyny sprawiedliwości, bo on wie, że im szybciej one zaczną działać, tym szybciej on będzie mógł wrócić do pracy, a ten biedny człowiek za ta szybką jedyne co może zrobić, to Braunowi powiedzieć, że tak naprawdę my wszyscy siedzimy na tej samej łódce i poprosić, by on nie miał do niego pretensji. A wtedy Braun powie: „Bezpiecznej służby” i wszystko wróci na swoje miejsce.
Kiedy piszę ten tekst, nie wiem, jakie są aktualne losy Grzegorz Brauna. Czy polskie państwo wreszcie znalazło sposób, by go posadzić, a tym samym wyegzekwować decyzję sądu, czy może on wciąż stoi tam przed tym smutnym okienkiem, ściskając w dłoni ten swój dowód osobisty i prosi by te młyny zaczęły mielić. Wiem natomiast, że polskie państwo tak naprawdę przestało istnieć. To jest już koniec. To co widzimy, to jest wstyd, jakiego świat nie widział. Ja nie lubię używać tego argumentu, ale tym razem on tu zwyczajnie nie daje nam szans. Gdyby coś takiego miało miejsce za tych dwuletnich rządów Prawa i Sprawiedliwości, i zamiast Grzegorza Brauna mielibyśmy przed tym aresztem jakiegoś Wajdę, Łazarkiewicza, czy Żakowskiego, kataklizm jaki by wówczas nastąpił by nas wszystkich doszczętnie pogrzebał. A tu – cisza. Tylko Braun jest zadowolony. I ja mu się nie dziwię. Na jego miejscu, ja już bym otwierał flaszkę.

Gdyby ktoś nagle zechciał poczytać więcej tego typu tekstów, zachęcam do odwiedzania strony www.coryllus.pl, gdzie można kupić zarówno wybór wczesnych felietonów z tego bloga pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, jak również cztery inne moje książki. Polecam. Jednocześnie, wszystkich przyjaciół tego bloga proszę o wspieranie go pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...