Oto z wielkim hukiem minęła 25 rocznica wyborów 1989 roku, a jednocześnie – tyle że już, o dziwo, z pełna dyskrecją, ogłoszono nam powstanie nowego narodowego święta – Święta Wolności. A ja pamiętam, że w tamtym roku miałem o dwadzieścia pięć lat mniej i byłem bardzo szczęśliwy. Byłem szczęśliwy, ponieważ czułem ten wiatr, byłem pewien, że to jest dobry wiatr, a przede wszystkim czekałem na ten wiatr całe długie lata. Ciekawe jednak jest to, że w tamtym czasie byłem przy tym wszystkim jak najgłębiej przekonany, że moje emocje są dzielone przez niemal wszystkich Polaków. W tamtych dniach znajdowałem się w nastroju tak podniosłym, że nawet w głowie mi się nie mieściło, że ów nastrój święta mógłby przejść gdziekolwiek niezauważony. Byłem więc bardzo zdziwiony, kiedy się okazało, że w tych wielkich, wspaniałych wyborach wzięło udział mniej niż 63% uprawnionych obywateli. Jeszcze bardziej szokujące było to, że kiedy po tym pierwszym, cudownym i tak podnoszącym na duchu zwycięstwie, kiedy okazało się, że to wszystko się dzieje naprawdę, doszło do drugiej, uzupełniającej rundy 18 czerwca, i w tym głosowaniu wzięło udział już zaledwie 25% wyborców.
Proszę sobie wyobrazić sytuację, którą dziś mam w głowie. Po 50 latach niewoli, najpierw niemieckiej, a później sowieckiej, dochodzi do pierwszego, wreszcie przynajmniej pozornie, aktu demokracji i okazuje się, że – pomijając ten pierwszy nastrój emocji – całym tym wydarzeniem zainteresowanie wykazuje zaledwie co czwarty głosujący Polak. I nie mówię tu o najróżniejszego autoramentu intelektualistach – takich choćby jak Cezary Michalski – którzy cokolwiek robią, i tak jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Nie mówię tu też o najbardziej zaczadzonych polityką obywatelach, którzy nie potrafią ani na chwilkę wyjść poza swoje najbardziej partykularne obsesje. Oni w tamtych dniach, naturalnie, zajęci byli czym innym. Ja mam na myśli ludzi. Zwykłych ludzi, którzy sobie żyją z dnia na dzień i – jak się wówczas, przed 25 laty okazało – nie ma takiej siły, która by ich zmusiła do jednego ludzkiego odruchu, o ile nie pokaże się im tego jednego ludzkiego powodu, dla którego ten ruch warto wykonać. Nie zrobią tego nawet po to, by jeszcze raz, demonstracyjnie choćby, skreślić całość tej cholernej listy krajowej. Tak jakby wiedzieli, że to i tak już jest bez sensu.
Dziś, kiedy za oknem – i tym realnym i tym sztucznym oknem telewizora – toczy się debata o tym, co się w Polsce wydarzyło dwadzieścia pięć lat temu i co w związku z tym słychać teraz, w roku 2014, bardzo chciałbym wiedzieć, co się stało z tymi wszystkimi ludźmi, którzy 18 czerwca 1989 roku, w tę piękną czerwcową niedzielę powiedzieli sobie i Polsce, że oni to wszystko mają, najzwyczajniej w świecie, w nosie. Ciekawy jestem, czy oni dziś żałują, że wtedy zostali w domu, czy może czują z tego powodu wyłącznie złośliwą satysfakcję, czy może nawet tamtego czerwca nie pamiętają? Chciałbym wiedzieć, czy oni dziś interesują się w ogóle polityką, czy głosowali na przykład w maju w wyborach europejskich i czy – jeśli oddali ważny głos – oddali go na Platformę Obywatelską, czy może na PiS, czy może na Korwina? I dlaczego tak, a nie inaczej? Bardzo bym chciał wiedzieć, co sobie myślą właśnie oni. Tamte 75 % Polaków, którzy w momencie gdy – jak się zdawało – przyszedł czas rewolucji, wzruszyli tylko ramionami. Ale nie wiem.
Mogę dziś mówić wyłącznie w swoim imieniu. W imieniu kogoś, kto właśnie w tej chwili pisze swój kolejny tekst, a jednocześnie gdzieś tam czyta słowa wypowiadane przez człowieka o nazwisku Bronisław Komorowski, który ogłasza, że minione 25 lat to najlepszy okres w całej polskiej historii. Człowieka, który – jestem głęboko przekonany – dwadzieścia lat temu głosował tak jak ja. Otóż ja sobie myślę nie najlepiej. I podobnie nie najlepiej się czuję. Przez te dwadzieścia pięć lat otrzymałem niemal wszystko to, na co liczyłem, że dostanę tamtej czerwcowej niedzieli. Mam dziś więc przede wszystkim wolność bezkarnego – przynajmniej jak na razie – pyskowana. Mam paszport – inna sprawa, że już od kilku lat nieważny – w pudełku na szafce. Mam również graniczące z pewnością poczucie, że mijający na ulicy policjant nie da mi bez powodu po pysku. No i przede wszystkim jednak – mam te już przysłowiowe banany. Banany wprawdzie ostatnio dwa razy droższe niż jeszcze parę lat temu, ale za to w ilościach dowolnych i w dowolnych niemal miejscach.
Czy to dużo? Skoro to jest – jak już wspomniałem – prawie wszystko, na co kiedyś liczyłem, to chyba bardzo dużo. W takim razie, czemu jestem dziś w tam marnym nastroju? Czemu się więc nie cieszę, tak jak choćby dziennikarze stacji TVN24, którą – tak na marginesie – dostałem wraz z całą resztą w komplecie? Czy jest tak, że to co dostałem, po tych dwudziestu pięciu latach okazało się wcale nie tak potrzebne, jak mi się wtedy wydawało? Czy może chodzi o to, że jakość tego co dostałem jest niższa od zapowiadanej? Czy może sęk w tym, że na miejsce ówczesnego milicjanta przyszedł ktoś zupełnie inny? O wiele straszniejszy? A może problem leży w tym, że właśnie ta jedna, jedyna rzecz, której tamten wiatr jednak nie przywiał, była tym jednym jedynym gwarantem tego, że cała reszta będzie w ogóle miała jakiekolwiek znaczenie? I sens? Czy to możliwe, że to czego – jak się w końcu okazało – jednak nam poskąpiono, załatwiło całą sprawę odmownie?
Czy może być tak więc, że te najpierw 35, a potem już 75% dorosłego społeczeństwa odmówiło udziału w wyborach w czerwcu roku 1989, bo oni wciąż czekali na ten jeden prosty – tak bardzo prosty – znak? I go nie zobaczyli?
Słuchajcie. Jest konkurs i trzeba głosować. Jest tak, że tam w tym finale znalazła się ta Daria i moja Zosia (z jakiegoś powodu przedstawiona jako Olesiejuk), ale ponieważ praca Darii jest znacznie mocniejsza, one – jako koleżanki – postanowiły nie rozdrabniać głosów, połączyć siły, nie rozbijać głosów i głosować tylko na Darię. Nagroda jest podwójna, a więc i tak się podzielą. Bardzo proszę wejść na link:
http://www.eska.pl/news/konkurs_wygraj_meet_greet_z_davidem_guetta_-_glosuj_na_najlepszy_portret/99902/5
i klikać pracę nr 6 Darii Sznapki. Mamy czas do 8 czerwca, Sprawa jest o tyle czysta, że już na pierwszy rzut oka widać, że ona jest najlepsza, no ale potrzebujemy mieć pewność. Dziękuję.
Słuchajcie. Jest konkurs i trzeba głosować. Jest tak, że tam w tym finale znalazła się ta Daria i moja Zosia (z jakiegoś powodu przedstawiona jako Olesiejuk), ale ponieważ praca Darii jest znacznie mocniejsza, one – jako koleżanki – postanowiły nie rozdrabniać głosów, połączyć siły, nie rozbijać głosów i głosować tylko na Darię. Nagroda jest podwójna, a więc i tak się podzielą. Bardzo proszę wejść na link:
http://www.eska.pl/news/konkurs_wygraj_meet_greet_z_davidem_guetta_-_glosuj_na_najlepszy_portret/99902/5
i klikać pracę nr 6 Darii Sznapki. Mamy czas do 8 czerwca, Sprawa jest o tyle czysta, że już na pierwszy rzut oka widać, że ona jest najlepsza, no ale potrzebujemy mieć pewność. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.