Kwestia ta pojawiła się trochę w komentarzach pod moim wczorajszym tekstem i pewnie nie byłoby już do czego wracać, gdyby mój kolega Coryllus w dzisiejszej notce nie poruszył sprawy pewnego amerykańskiego pastora, jego cudem wyrwanego z objęć śmierci synka i filmu o tym, że niebo istnieje naprawdę. O co chodzi? Otóż ów wspomniany pastor nazwiskiem Todd Burpo, członek kościoła o nazwie Crossroads Wesleyan Church (nie mylić z setkami innych denominacji ze słowem „crossroads” w nazwie) ogłosił, że jego czteroletni synek, znalazłszy się w stanie śmierci klinicznej, przeszedł na tak zwaną „drugą stronę”, zobaczył Niebo, a w nim anioły, świętego Piotra, Jezusa, a nawet samego Pana Boga, odbył nawet krótką rozmowę ze swoją zmarłą przed wielu laty siostrzyczką, no i wrócił, żeby swoim świadectwem podzielić się ze światem. Relacja dziecka pastora była tak sugestywna i pod każdym względem wiarygodna, że na jej podstawie powstała najpierw książka, a następnie film, a dziś jedno i drugie z ogromnym sukcesem sprzedawane jest nawet u nas w Polsce.
Coryllus, wspominając o sprawie, miał swoje własne zamiary i zrealizował je jak zawsze zgrabnie i z pożytkiem dla nas wszystkich, natomiast jeśli ja dziś do niej nawiązuję, to jednak już z zupełnie innych powodów. Otóż, jak niektórzy pamiętają, mój wczorajszy tekst oparty by częściowo fikcyjnej, a częściowo – wbrew oczywistym pozorom – jak najbardziej autentycznej refleksji człowieka, który poruszony aferą podsłuchową nagłośnioną przez tygodnik „Wprost”, w ramach radzenia sobie z dość trudną sytuacją, postanowił wszystkie swoje emocje poświęcić kwestii alergicznych problemów Jarosława Kaczyńskiego. To co mną bardzo poruszyło, to fakt, że znaczna liczba czytelników uznała mój tekst za fikcję i żart, trochę pewnie na wszelki wypadek, by po raz kolejny nie ulec złudzeniu i nie wziąć ironii za poważne refleksje, gdy tymczasem akurat żartem była tylko narracyjna forma mojej notki. Otóż w dniach, kiedy cała Polska emocjonowała się taśmami z restauracji „Sowa i Przyjaciele”, naprawdę pojawił się człowiek, który akurat przeżywał coś zupełnie innego – to mianowicie, że ze sprzedawczynią w lokalnym sklepie mógł sobie bez przeszkód i w pełnym zrozumieniu wzajemnych emocji poszydzić z Jarosława Kaczyńskiego i jego alergii. I ja oczywiście, gdybym tylko mógł, szczerze bym go zachęcił do podzielenia się swoimi refleksjami na tym blogu, a on, gdyby tylko chciał i potrafił, je tu przedstawił, natomiast przyznaję, że bardzo zależało mi na tym, by sobie poradzić bez niego, no i sobie poradziłem.
A zatem mamy ową aferę taśmową, mamy prezesa Belkę, który debatuje z ministrem Sienkiewiczem na temat długości swojego członka… przepraszam – chuja, mamy ten nieprawdopodobny wręcz rynsztok , w którym zanurzona jest codzienność najprawdopodobniej każdego z faktycznych i potencjalnych bohaterów tego szczególnego zdarzenia, mamy wreszcie Monikę Olejnik, której wspomniany Belka wbija wręcz w twarz jej zarzuty dotyczące wspomnianego rynsztoka, pytając: „A pani rozmawia inaczej?”, w odpowiedzi słysząc: „No tak, ale mnie nikt nie podsłuchuje”, z zamykającym tę wymianę, pełnym satysfakcji „Żeby się pani nie zdziwiła”. Mamy to wszystko, a tymczasem ktoś z nas, człowiek daję słowo, że taki jak my, nie może się otrzepać ze szczęścia, że Jarosław Kaczyński ma alergię i że ten fakt jest rozpoznawany nie tylko przez niego, ale też innych członków społeczeństwa.
Ktoś się zapyta, gdzie tu miejsce dla cudu, jaki się dokonał w Crossroads Wesleyan Church. Proszę, już wyjaśniam. Oto w tych samych niemal dniach, kiedy to System, dyscyplinując swoje sługi, porządkował sprawy i otwierał kolejne zakładki, spotkałem pewną znajomą panią, która zapytała mnie, czy widziałem ów film „Niebo istnieje naprawdę”. Ponieważ wiem, że pani ta jest osobą bardzo wykształconą, inteligentną a przy okazji bardzo pobożną, odpowiedziałem jej bardzo szczerze, że nie widziałem i oglądać nie mam zamiaru, bo przede wszystkim, jako człowiek mocno podejrzliwy względem owych 30 tysięcy protestanckich denominacji w Stanach Zjednoczonych, nie sądzę, by za tą całą historią stało coś o wiele szerszego, niż najbardziej przyziemne interesy owego Todda Burpo i jego kościoła, no a poza tym ja naprawdę nie potrzebuję wzmacniać swojej wiary kolejnymi cudami, bo to co już mam, w całości mi wystarcza. I proszę sobie wyobrazić, że znajoma moja – jak mówię osoba bardzo pobożna – odpowiedziała mi, że ależ tak, oczywiście, panie Krzysieńku, całe nasze życie jest cudem, popatrzmy chociaż na minione 25 lat odzyskanej Polski, jakież to piękne, że wreszcie żyjemy w wolnym kraju, który się rozwija, czyż to nie cud, że mamy swojego prezydenta, swojego premiera, te codzienne sukcesy? Bo tak, to jest prawdziwy cud, o którym jeszcze 25 lat temu nie mogliśmy marzyć, ale który nam wyprosił u Boga nasz Jan Paweł II… I tak dalej, w ten sposób. Na koniec znajoma pani powiedziała mi, że musimy się spotkać i porozmawiać, bo ona wie, że jestem człowiekiem otwartym i myślącym, a jest tyle ciekawych rzeczy, o których można podyskutować.
Oczywiście, powiedziałem jej, że bardzo chętnie, ale oczywiście wiem, że nic z tego nie będzie. W końcu, czego ona po mnie oczekuje? Że porozmawiamy sobie o alergii prezesa, czy może tego, że przyjdę i jej opowiem o moim długim chuju, i o tym, jaki to cud w tym wieku?
Tak to bowiem jest, moi mili. Ironia się już skończyła. Od dziś wszystko już będzie jak najbardziej naprawdę. Ogłosił to nam właśnie ustami redaktora Latkowskiego – System.
Przepraszam za obcesowość, ale wobec pojawiających się podejrzeń, że ja ten blog wykorzystuję do bardzo nieczystych gier, należą się nam wszystkim wyjaśnienia. OtóŻ jest tak, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy straciłem większość lekcji i dziś jest tak, że poza pensją pani Toyahowej, dwiema lekcjami na Skypie, przedwakacyjnymi resztkami korepetycji i wsparciem ze strony czytelników bloga, nie mamy praktycznie nic. Takiego kataklizmu dotychczas nie było. Pieniądze ze sprzedaży książek są natychmiast wydawane na pokrycie bieżących rachunków i kredyty, podobnie honorarium z "Warszawskiej Gazety". Poza tym nie zostaje nic. Proszę więc o nas pamiętać i w miarę mozliwości wspomagać ten blog. Bez niego, to wszystko może walnąć z dnia na dzień. Dziękuję.
Przepraszam za obcesowość, ale wobec pojawiających się podejrzeń, że ja ten blog wykorzystuję do bardzo nieczystych gier, należą się nam wszystkim wyjaśnienia. OtóŻ jest tak, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy straciłem większość lekcji i dziś jest tak, że poza pensją pani Toyahowej, dwiema lekcjami na Skypie, przedwakacyjnymi resztkami korepetycji i wsparciem ze strony czytelników bloga, nie mamy praktycznie nic. Takiego kataklizmu dotychczas nie było. Pieniądze ze sprzedaży książek są natychmiast wydawane na pokrycie bieżących rachunków i kredyty, podobnie honorarium z "Warszawskiej Gazety". Poza tym nie zostaje nic. Proszę więc o nas pamiętać i w miarę mozliwości wspomagać ten blog. Bez niego, to wszystko może walnąć z dnia na dzień. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTen Lemming, ta znajoma...
Kraina Grzybów po prostu. Nomen omen.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńTo są okropni ludzie. Ona i ten człowiek od alergii. No i te sprzedewczynie.